











Studiuj dzięki licznym zasobom udostępnionym na Docsity
Zdobywaj punkty, pomagając innym studentom lub wykup je w ramach planu Premium
Przygotuj się do egzaminów
Studiuj dzięki licznym zasobom udostępnionym na Docsity
Otrzymaj punkty, aby pobrać
Zdobywaj punkty, pomagając innym studentom lub wykup je w ramach planu Premium
Społeczność
Odkryj najlepsze uniwersytety w twoim kraju, według użytkowników Docsity
Bezpłatne poradniki
Pobierz bezpłatnie nasze przewodniki na temat technik studiowania, metod panowania nad stresem, wskazówki do przygotowania do prac magisterskich opracowane przez wykładowców Docsity
B. Biliński, Marii Konopnickiej kolumbowe reportaże z „Uroczystości imienia Kolumba” ... mogło mieć charakter pseudonimu (jak na przykład w przypadku Ewy.
Typologia: Notatki
1 / 19
Ta strona nie jest widoczna w podglądzie
Nie przegap ważnych części!
Aleksandra Kijak
Krakowska Akademia
im. A. Frycza Modrzewskiego
22 lipca 1892 roku, w piątek, „Kurier Warszawski” rozpoczął druko- wanie cyklu „korespondencji własnej” z Genui, rodzinnego miasta Krzysztofa Kolumba, poświęconej obchodom czterechsetnej rocznicy odkrycia Ameryki. Pierwszy artykuł z cyklu zatytułowanego Uroczy- stości imienia Kolumba^1 ukazał się w numerze 201 „Kuriera”, ostatni w 335. Czytelnicy „Kuriera” nie od razu poznali nazwisko korespon- denta. Pierwszy z artykułów został podpisany inicjałami „E.K.” (które, jak okazało się w kolejnym numerze pisma, były efektem redaktorskiej pomyłki), drugi był sygnowany kryptonimem „K”. Korespondencję z numerów 213 i 214 podpisywała osoba ukrywająca się pod pseudo- nimem „Da Vero”. W numerze 231 powrócił kryptonim „K”, rozbudo- wany w numerze 247 do „M. K.”. Artykuł drukowany w numerze 255
(^1) Cykl korespondencji Konopnickiej został przypomniany przez Bronisława Bilińskie- go w artykule stanowiącym, jak zdefiniował go sam autor, monograficzną prezentację genueńskich reportaży naszej znakomitej poetki (s. 37). Artykuł Bilińskiego szczegółowo omawia tematykę poszczególnych listów nadsyłanych przez Konopnicką do redakcji „Kuriera Warszawskiego”, pozwala poznać reakcje polskiej publiczności na korespon- dencję „kolumbiańską” oraz wskazuje kilka możliwych linii dalszej interpretacji cyklu Uroczystości imienia Kolumba (między innymi potraktowania cyklu Konopnickiej jako dokumentu historycznego). Zob. B. Biliński, Marii Konopnickiej kolumbowe reportaże z „Uroczystości imienia Kolumba” (Genua 1892) , w: Maria Konopnicka. Nowe studia i szkice , red. J.Z. Białek, T. Budrewicz, Kraków 1995, s. 19–38.
Aleksandra Kijak
odsłaniał płeć korespondenta, ujawniając żeńskie imię: „Maria K.”. Owo ujawnienie mogło mieć charakter pozorny – imię w dalszym ciągu mogło mieć charakter pseudonimu (jak na przykład w przypadku Ewy Felińskiej, ogłaszającej swe pierwsze utwory jako Weneranda Kokosz), poza tym pod kobiecym imieniem mógł ukrywać się mężczyzna, igra- jący z konkretyzacjami czytelników. Dopiero dwie ostatnie części cyklu przynosiły pełną i rzeczywistą identyfikację autora. Numery 332 i 335 „Kuriera Warszawskiego” informowały, iż autorką Uroczystości imienia Kolumba jest Maria Konopnicka. Nazwisko to było polskiemu czytelnikowi w roku 1892 dobrze zna- ne – zarówno z zaangażowania społecznego (redakcja „Świtu” w latach 1884–1886), jak pracy literackiej: trzech serii Poezji (1881, 1883, 1886) cyklami Na fujarce , Po rosie , Z łąk i pól , Z chaty i utworów, takich jak Jaś nie doczekał , Wolny najmita , A jak poszedł król na wojnę ; ponadto zbiorów prozatorskich: Cztery nowele z roku 1888 i Moi znajomi z 1890 (z Urbanową i Lalkami moich dzieci ). W 1889 roku Konopnicka ogłosiła W piwnicznej izbie. Lata osiemdziesiąte to także początek twórczości Konopnickiej przeznaczonej dla czytelnika dziecięcego. Rok 1884 przy- nosi Jak się dzieci w Bronowie z Rozalią bawiły , rok 1889 Moją książeczkę. W roku 1890 dziecięcy czytelnik otrzymuje z rąk poetki Wiosnę i dzieci , w 1891 Wesołe kotki. Adres dziecięcy nie dominuje jednak w pracach literackich Konopnickiej, która przygląda się równocześnie ludzkiej nędzy i emocjonalnym dramatom. W 1892 roku publikuje fragmenty Pana Balcera w Brazylii (w „Bibliotece Warszawskiej”) oraz zbiór nowel Na drodze , zawierający Dym , Naszą szkapę , Mendla Gdańskiego – utwo- ry, które będą odtąd kojarzone z jej nazwiskiem na zasadzie nieledwie synonimicznej. Przegląd twórczości Marii Konopnickiej sprzed 1892 roku pozwa- la stwierdzić, iż pisarka zajmowała w polskiej literaturze stałe miej- sce, z którym związane było określone wartościowanie. Jej teksty nie przechodziły w odbiorze czytelniczym bez echa. Najczęstszą reakcją, począwszy od entuzjastycznej oceny Henryka Sienkiewicza (oceny do- tyczącej wiersza Przygrywka ), był zachwyt, choć nie brakowało głosów krytycznych. Te pojawiły się po publikacji tomu Z przeszłości. Fragmen- ty dramatyczne , odebranego jako atak na Kościół katolicki (w tomie tym Konopnicka przypominała bowiem i rehabilitowała między innymi Hy-
Aleksandra Kijak
W owej „wiązance” najobszerniejsze [...] miejsce zajmują opisy uroczy- stości kolumbijskich w Genui, dla obecnych czytelników najmniejszy przed-
Uroczystości imienia Kolumba w ciągu sześciu lat, które upłynęły od chwili ogłoszenia ich w „Kurierze Warszawskim” do opublikowania w osobnym tomie, zdążyły się pod względem tematycznym zdezak- tualizować: bo i cóż nas obecnie obchodzić mogą kłopoty finansowe przed- siębiorców wystawy, toalety królowej Małgorzaty lub przyjęcia urządzane
w momencie, w którym utraciła swą aktualność, przestała fascynować czytelników. Tym, co stanowi istotny, niepodważalny i wciąż aktualny walor Uroczystości imienia Kolumba , jest, zdaniem recenzenta,
styl autorki, jej sposób odtwarzania doznawanych wrażeń. Nie ma tam nic szab- lonowego i banalnego, nie ma reporterskich gawęd, wszystko jest zręcznie podpa-
Stwierdzenie to jest tyleż pozytywne, co ogólnikowe. Nie zawiera- jąc żadnego ładunku informacyjnego, nie przybliża metody twórczej Marii Konopnickiej, nie odsłania specyfiki jej warsztatu. Recenzent nie poprzestaje jednak na ogólnikach. Zapoznanie się z całością jego wy- powiedzi ujawnia, iż przeczytał każdy z charakteryzowanych utworów, składających się na tom Ludzie i rzeczy. O tym, iż była to lektura wni- kliwa i krytyczna, świadczy trafne wskazanie językowych, kompozycyj- nych i semantycznych cech każdego utworu, które to cechy zmieniają się odpowiednio do tematu^8. W przypadku Uroczystości imienia Kolum- ba naczelną zasadą organizującą narrację jest zasada karnawałowego
(^4) Ibidem, s. 562. (^5) Ibidem. (^6) Na epistolarny charakter tekstu Uroczystości… wskazuje passus na końcu drugiej ca- łostki narracyjno-kompozycyjnej: Gołębie wirują chwilę w miejscu, tworzą olbrzymi wa- chlarz, zwijają się i rozwijają w błyskawiczną wstęgę […] aż całą pierzastą kolumną na północ lot biorą. Niechże i ten list uleci wraz z nimi [s. 139]. Wszystkie cytaty z Uroczystości imienia Kolumba pochodzą ze zbiorowego wydania Pism zebranych Marii Konopnickiej pod re- dakcją Aliny Brodzkiej, zob. M. Konopnicka, Ludzie i rzeczy. Na normandzkim brzegu oraz inne opowiadania , w: eadem, Pisma zebrane , t. 4: Nowele , Warszawa 1976. (^7) Ibidem, s. 139. (^8) Ibidem.
Autentyk i pseudowydarzenie. Maria Konopnicka, Uroczystości imienia Kolumba
śmiechu, pozwalająca uzyskać efekt swawolnego i rozigranego^9 stylu, od- zwierciedlającego upojenie rozbawionych tłumów^10. Autor recenzji z „Przeglądu Tygodniowego” nie użył określenia „karnawałowy” – być może nie dostrzegał związku uroczystości „ko- lumbiańskich” i karnawału. Oczywista karnawałowa struktura ge- nueńskich uroczystości rocznicowych, wyraźnie akcentowana przez Konopnicką, pozwala jednak na użycie tego określenia. Zostanie ono dodatkowo uprawomocnione, gdy do lektury Uroczystości imienia Ko- lumba włączymy współczesną teorię podróży, zwłaszcza zaś badania Arthura Asy Bergera^11 , akcentującego karnawaliczną naturę i funkcję podróży jako takiej. Podobieństwa natury podróży i karnawału Berger dostrzega poprzez pracę Michaiła Bachtina, poświeconą twórczości Rabelais’go (1956). Jak wynika z ustaleń Bachtina oraz koncepcji Ber- gera, i podróż, i karnawał służą rozładowaniu napięć – zarówno w skali jednostkowej, jak społecznej, świadczą również o kontestującym sto- sunku do rzeczywistości. Poczucie braku, odczucie przymusu, są neu- tralizowane na drodze zachowań podróżniczych lub karnawałowych. Ich skutkiem jest rewitalizacja jednostki lub zbiorowości oraz doświad- czenie wolności negatywnej^12 : czasowe zwolnienie od obowiązków i ról spełnianych na co dzień. Jeżeli karnawał, jaki opisuje Bachtin (a więc średniowieczny oraz szesnasto- i siedemnastowieczny), wyrastał ze zbiorowej niezgody na odczuwany przymus społeczno-polityczno-kulturowy i stanowił narzę- dzie społecznej negacji, to obserwowany przez Konopnicką „karnawał” genueński z roku 1892 zrodził się z potrzeby narodowego i kulturowe- go samopotwierdzenia. W latach 1892–1893 Europa i Stany Zjedno- czone uroczyście obchodziły czterechsetną rocznicę odkrycia „Nowego Świata”. Stany Zjednoczone zorganizowały w roku 1893 wystawę świa- tową w Chicago. Na potrzeby wystawy oraz uroczystości rocznicowych zbudowano miasto, w którym znalazły się kopie najsłynniejszych bu- dowli europejskich. Uroczystości zostały uświetnione między innymi prezentacją wiernych replik trzech statków Kolumba wybudowanych
(^9) Ibidem, s. 561. (^10) Ibidem, s. 562. (^11) Zob. A.A. Berger, Deconstructing Travel. Cultural Perspectives on Tourism , Walnut Creek
(^12) Pojęcie Izaaka Berlina.
Autentyk i pseudowydarzenie. Maria Konopnicka, Uroczystości imienia Kolumba
z wielu stanowisk. Daje to perspektywę w widzeniu świata zmysłowego i umysło- wego^13.
Podróż i karnawał mogą zatem spełnić istotną funkcję terapeutycz- ną. Poddawanie się terapii tego typu niesie jednak za sobą poważne zagrożenia dla tożsamości. Wykorzystanie terapeutycznej funkcji po- dróży i karnawału w drodze gry z własną tożsamością może bowiem doprowadzić do osłabienia, a nawet rozpadu tożsamości. W przypadku Marii Konopnickiej „silna indywidualność”, na któ- rą wskazywał recenzent tomu Ludzie i rzeczy z „Przeglądu Tygodnio- wego”, blokowała skutecznie ewentualny rozpad tożsamości twórczej. Z kolei podjęta w Uroczystościach imienia Kolumba gra z tą tożsamością przyniosła ciekawy efekt artystyczny. Pierwsze pytanie, jakie nasuwa się w trakcie lektury szkiców zebra- nych w Uroczystościach imienia Kolumba , to pytanie o podmiot mówiący, a zwłaszcza o jego płeć. Sygnatura odautorska korespondencji ujawnia, iż nadawcą epistolarnym jest kobieta – znana polskiemu czytelnikowi poetka i pisarka, Maria Konopnicka. Sygnowane jej imieniem i nazwi- skiem korespondencje nie zawierają jednak żadnych wskazań płci ani też profesji nadawcy. Korespondencja jest prowadzona konsekwent- nie w 1 os. l. poj. (lub w 1. os. l. mn. – w tych fragmentach, w których podmiot mówiący przyjmuje rolę reprezentanta zbiorowości), próżno jednak szukać sygnałów autobiograficznych, sugerowanych przez za- stosowaną konwencję narracji pierwszoosobowej. Uroczystości imienia Kolumba nie wzbogacą wiedzy biografów Konopnickiej o zajmujące szczegóły z życia poetki. Niezidentyfikowany pod względem płci nadawca listów zwraca się do równie nieokreślonego czytelnika ( proszę zauważyć [118], widok miasta otrzeźwia cię [173], schodzisz tedy na boczną ulicę [207], z którym prowadzi nieustający dialog. Listy drugi i dziesiąty przynoszą konkre- tyzację płciową adresata korespondencji: nie mogłeś się orzeźwić szklan- ką mrożonej „bomby”, nie mogłeś kupić cygara […] żeby ci ta „epoca florida” nie stanęła kością w gardle [124–125]; wychodzisz sobie rankiem na ulicę, ręce w kieszeniach, laska na ramieniu [204]. Osobą, która w roku 1892 mogła spacerować po ulicach europejskiego miasta z rękami w kiesze-
(^13) A. de Lamartine, Podróż na Wschód , na osnowie tłumaczenia J.T.S. Jasińskiego oprac. P. Hertz, Warszawa 1986, s. 382.
Aleksandra Kijak
niach i laską na ramieniu, mógł być tylko mężczyzna. Nie znaczy to oczywiście, że w roku 1892 Europejki nie podejmowały prób emancy- pacji poprzez maskulinizujące zachowania czy strój. Próby te, ze wzglę- du na swój kwestionujący (w odniesieniu do obowiązującej normy kulturowej) charakter były w skali społecznej wyraźnie widoczne i nie przechodziły bez echa. Tymczasem, widziany oczami nadawcy, odbior- ca genueńskiej korespondencji z roku 1892 nie wywołuje swoją osobą żadnej społecznej reakcji, co oznacza, iż realizuje normę, nie zaś ją kwe- stionuje. Swobodnie porusza się wśród genueńskiego tłumu, nienara- żony na zaczepki, komentarze, kpinę. Adresat tekstu jest jednocześnie jego bohaterem – jako uczestnik opisywanych wydarzeń. Nadawca ko- respondencji doskonale zna nawyki, a także emocje swojego odbiorcy. Bezbłędnie imituje jego sposób wypowiadania się, odtwarza emocjo- nalne i intelektualne reakcje spektatora wystawy. Skąd czerpie tę wie- dzę? Czy jej źródłem jest obserwacja adresata jako elementu świata przedstawionego, czy może tożsamość płci nadawcy i odbiorcy tekstu? Oto jakie pytania i wątpliwości może formułować czytelnik Uroczysto- ści imienia Kolumba zwłaszcza wtedy, gdy poznaje utwór z kart „Kuriera Warszawskiego”, utrzymującego nazwisko autora w tajemnicy aż do ostatnich odcinków korespondencji. Uroczystości … nie zawierają wyraźnych wskazań płci nadawcy teks- tu, natomiast jednoznacznie określają jego specyfikację narodową. Tekst ujawnia, iż został napisany przez osobę narodowości polskiej, z myślą o odbiorcy – Polaku. Ponad światem przedstawionym jest budowana płaszczyzna porozumienia pomiędzy nadawcą i odbiorcą tekstu. Porozumienie to jest możliwe dzięki istnieniu wspólnego dla nadawcy i odbiorcy kodu historyczno-kulturowego. Składowe owego kodu stanowią następujące sygnały: nazwisko osoby (Ludwik Krasiń- ski; 117; Aleksander Gierymski; 166), aluzja kulturowa ( krakowskim targiem ; 118; za Żelazną Bramą ; 118), historyczna ( wpływy niemie- ckie u nas ; 132), folklorystyczno-obyczajowa (katarynki warszawskie; 151), krajobrazowo-nastrojowa (stada przepiórek na ściernisku; 145). W spostrzeżeniach na temat uroczystości genueńskich perspektywa polska jest nieustannie obecna, co przyczynia się do zwiększenia dy- stansu pomiędzy obserwującym podmiotem a obserwowanym przed- miotem. Istnienie dystansu implikuje również strategia ironii, która zdominowała relację z Genui.
Aleksandra Kijak
Dlaczego nie docenia wysiłku włożonego przez Włochów w zorganizo- wanie uroczystości rocznicowych? Mówiąc o organizatorach wystaw i kongresów towarzyszących uroczystościom, skupia się jedynie na ich mało atrakcyjnej fizjonomii ( mięsiste liguryjskie policzki ; 124), mówiąc zaś o widzach, akcentuje ich cechy nieludzkie, stosując zabiegi anima- lizacji ( grube mieszczaństwo chodziło odęte jak pawie ; 124) i reifikacji ( znajduję się w ugarnirowanej rudawymi lombardkami sali ; 168). Przyglądając się uczestnikom genueńskich uroczystości, korespon- dent skupia uwagę, jak już powiedziano, na ludzkiej ułomności, która nie ma wszakże charakteru biologicznego. Szuka ułomności nie umysłu i ciała, a duszy jednostki i kultury ogółu:
Genuenka, nawet bardzo wysokiej sfery, ma coś pospolitego w sobie; coś, co do niej przylgnęło z kupieckiej przeszłości rodu. Toaletę, kosztowną zresztą, nosi bez wdzięku, a o wytwornym ruchu pojęcia zdaje się nie mieć. Dystynkcja nie była tu nigdy w domu, importowana nie przyjmowała się jakoś [129].
Dostrzeżona ułomność stanowi konsekwencję sztuczności kultury genueńskiej jako takiej oraz sztuczności zabiegów rocznicowych. Przebywając w Genui w roku 1892 w trakcie obchodów czterech- setnej rocznicy odkrycia Ameryki przez Krzysztofa Kolumba, Maria Konopnicka zauważyła i udokumentowała zjawisko, które zostało zde- finiowane dopiero w latach sześćdziesiątych XX wieku. Chodzi o zja- wisko „pseudowydarzenia”, analizowane przez Daniela J. Boorstina 15. Rozważając kulturową pozycję turysty w nowoczesnym świecie, Boor- stin doszedł do wniosku, iż nadrzędną determinantą zachowań tury- stycznych jest pragnienie doświadczenia autentyku. Autentykiem jest, w opinii Boorstina, parafrazowanej następnie przez Deana MacCannel- la, nic innego, jak kultura i tradycja. Świat nowoczesny (a tym bardziej ponowoczesny) cechuje zerwanie więzi z tradycją przodków, fragmen- taryzacja i powierzchowność doświadczenia, atomizacja wartości.
Charakterystyczne dla nowoczesności rozbicie prawdziwego życia oraz współistnie- jące z tym procesem narodziny fascynacji „prawdziwym życiem” innych, stanowią zewnętrzne oznaki dokonującej się obecnie istotnej redefinicji społecznej. Dotyczy ona kategorii „prawdy” i „rzeczywistości”. W społeczeństwach przednowoczesnych p r a w d a i n i e p r a w d a to społecznie zakodowane rozróżnienia, chronione
(^15) D.J. Boorstin, Th e Image. A Guide to Pseudo-Events In America , New York 1961.
Autentyk i pseudowydarzenie. Maria Konopnicka, Uroczystości imienia Kolumba
przez określone reguły. Utrzymanie tego rozróżnienia ma zasadnicze znaczenie dla funkcjonowania społeczności opartej na stosunkach i n t e r p e r s o n a l n y c h^16.
Dążenie do autentyku (prawdy) nie zawsze jednak skutkuje do- tarciem doń. W nowoczesnym i ponowoczesnym świecie dominują bowiem Boorstinowskie „pseudowydarzenia” – noszące zewnętrzne cechy autentyku, sztucznie wywołane, zaaranżowane z uwagi na po- trzebę autentyku jako jedną z potrzeb społecznych. Włączenie kategorii „autentyku” i „pseudowydarzenia” do analizy cyklu korespondencji genueńskiej Marii Konopnickiej pozwala wyjaś- nić prymat zabiegów ironizacyjnych w tych tekstach. Ironia okazuje się jedynym trafnym, a zarazem słusznym sposobem mówienia o „wi- dowisku” [147], czyli pseudowydarzeniu, którym są genueńskie Pana- tenaje [116]. Obchody rocznicy odkrycia Ameryki składają się z serii wystaw, koncertów, odczytów i inscenizacji. Jak już jednak wcześniej powiedziano, wystawy, w opinii podmiotu mówiącego cyklu korespon- dencyjnego, ujawniają nie tyle technologiczno-artystyczny kunszt Włochów, co manierę ( Zawsze te same, czarne, polerowane tła, też same kwiaty i liście, jeśli tylko nie motyle i ptaki. Nic się tu nie starzeje i nie umie- ra; nic się i nie rodzi także. Jest to zwykły los artystycznej pracy, która po- szła na usługę handlarzy ; 134), brawurę i kulturowe ulicznikostwo [133]. Również odczyty, sympozja i kongresy odniosły skutek odmienny od zamierzonego. Kongres geograficzny zaprezentował bowiem nie tyle „siłę kolonialną Włoch”, co zagrożenia, jakie niesie ze sobą cywilizacja europejska biednym, wolnym pokoleniom, które i bez tej cywilizacji dość są nieszczęśliwe [211]; kongres botaniczny z kolei stanowił apoteozę pseu- donauki, zajmowano się bowiem takimi kwestiami, jak zdetronizowanie róży i obwołanie królową kwiatów stokroci, imienniczki pięknej Małgorzaty [209] – królowej Włoch. Sztuczność oraz potraktowanie historii jako atrakcji turystycznej^17
(^16) D. MacCannell, Turysta. Nowa teoria klasy próżniaczej , przeł. E. Klekot, A. Wieczorkie- wicz, Warszawa 2002, s. 143–144. (^17) Nawiązuję do koncepcji Johna Urry’ego. Zauważa on, iż niektóre centra podróżni- cze zostają wyodrębnione (ustanowione) ze względu na swoje walory historyczne (inne centra z uwagi na walory przyrodnicze, folklorystyczne itp.). Miejsca te podlegają mu- zealizacji i skansenizacji. Zabiegi te w odbiorze podróżniczym skutkują wrażeniem aczasowości. Przyczyna takiego zorientowania temporalnego centrów podróżniczo-
Autentyk i pseudowydarzenie. Maria Konopnicka, Uroczystości imienia Kolumba
ne. Że to jeszcze młode paniątko wszelako i tylko co z rańtuchów niewieścich pusz- czone, więc zaraz przy nim siadła mamka jego, pani Joanna della Tore […] [142].
Archaizacja to nie jedyna stylizacja, a zarazem strategia percep- cyjna, wykorzystana przez Marię Konopnicką w relacji z Genui. Już początkowe zdania pierwszego listu z cyklu Uroczystości imienia Ko- lumba sygnalizują bogactwo zastosowanych kodów: kod kultury staro- żytnej Grecji ( Panatenaje , igrzyska ; 116), aktualnej sytuacji historycznej (wzmianka o wystawie paryskiej z 1889 roku, jako szóstej wystawie powszechnej; 116 – tu Konopnicka podała błędną datę 1887), a także literacko-kulturowy (feminizacja oraz erotyzacja Genui i samej wysta- wy, osiągnięta przez odpowiedni dobór słownictwa i werbalną ewokację sytuacji: negliż, 116; kokieteria, 116; buduarowe tajemnice , 117; toaleto- we kłopoty , 117; dziewica bez posagu , 117; nie wybielona, nie wymalowana, jak elegantka ukrywająca swoje lata , 212). W trakcie dalszej lektury cy- klu korespondencji ujawniają się kolejne strategie percepcyjne, a wśród nich strategia baśniowa i estetyzacyjna. Patrzysz i myślisz, że jakiś kawał bajki czyni się tu życiem przed tobą. Może Szklana Góra? Może smok? Może zaklęty królewicz? Może król-wąż o siedmiu koronach? [155] – takich wra- żeń dostarczyły podmiotowi mówiącemu Uroczystości… pokazy fajer- werków, określone mianem „święta ognia”. Nałożenie na świat realny klisz baśniowych doprowadziło do jego odrealnienia – tak w odbiorze podmiotu uczestniczącego w wydarzeniach, jak w odbiorze czytelni- czym. Wskazanie na kody baśniowe podkreśla „pseudowydarzeniowy” (niejednolity, aranżowany) charakter wydarzeń genueńskich. Strategia estetyzacyjna jest stosowana przez podmiot Uroczystości… w tych partiach opisowych, w których przedmiotem opisu jest pejzaż, również miejski^18 , lub zjawiska atmosferyczne^19. Strategia ta ujawnia
(^18) Widok miasta otrzeźwia cię […] Wszystkie arterie ruchu kipią, kłębią się, falują zwartą ciż- bą ludzką […] wypierając ją ze zwykłych tam i brzegów, jak nagły przypływ wód górskich wy- piera wielką rzekę. Na placu Acquaverde nieba niemal nie widać spod rozwianych sztandarów, które furczą i szumią na potężnych masztach dokoła pomnika Kolumba. Piękna, półokręgiem zatoczona linia fasady dworca kolejowego, owiana cała trzepotem chorągwi i obrysowana ko- lorowym światłem [173]. (^19) Złocistość słońca nie oślepia ziemi, nie kładzie na czołach gór tych glorii promiennych, na które nie można patrzeć bez zmrużenia oczu. Tylko na ogromnym, nie objętym horyzoncie maluje się krągła, bladozłota linia, nad którą wybijają się lekkie seledyny, przechodzące w ró- żaność nikłą, ulotną, roztopioną ku górze w ametystowy i srebrzysty opar. Tworzy to razem zjawisko świetlne, więcej niż do zachodu, podobne do pierwszej jutrzenki, do jutrzenki półno-
Aleksandra Kijak
wyobraźnię artystyczną podmiotu mówiącego. Podmiot ten jest wraż- liwy na bodźce wizualne (barwne i świetlne) oraz kinetyczne (ruch tłumów). Jego słownik jest na tyle bogaty i zróżnicowany, by, czerpiąc z niego, podmiot mógł w sposób werbalny i narracyjny oddać wrażenia niewerbalne. Fragmenty opisowe pozwalają rozpoznać w podmiocie prawdziwego artystę, w przeciwieństwie do uczestniczących w wysta- wach artystów włoskich, którzy okazują się rzemieślnikami tworzący- mi według szablonu, w odpowiedzi na równie szablonowe zapotrzebo- wanie społeczne. Wizja Marii Konopnickiej genueńskich obchodów czterechsetnej rocznicy odkrycia Ameryki, odczytywana z wykorzystaniem teorii Daniela Boorstina, okazuje się wizją pseudowydarzenia, zorganizowa- nego w typowym dla pseudowydarzeń celu ekonomicznym. Ów cel to epoca florida , o której jako o złotym deszczu mówi się w liście pierwszym, wykorzystując skojarzenia historyczne, mitologiczne i baśniowe [124]. Przybliżając koncepcje Boorstina, powiedziano, iż pseudowydarzenie stanowi opozycję autentyku oraz że kategorie te stanowią istotny kom- ponent kategorii podróży. Powiedziano również, iż podróżny podej- muje swoją aktywność w poszukiwaniu autentyku. Podróżny przyby- wający na wystawę i uroczystości genueńskie w roku 1892 postępował dokładnie odwrotnie. Przybywał w celu doznania pseudowydarzenia, zaś autentyk objawiał mu się zupełnie przypadkowo. Ku zdumieniu czytelnika korespondencji publikowanej przez „Ku- riera Warszawskiego” okazuje się, iż autentykiem, według Marii Ko- nopnickiej, nie są południowoamerykańscy Indianie^20 – mimo iż przy-
cy. Poza linią tych niezrównanych delikatnych barw, lekko rozbielone błękity, a górą ciemna, coraz ciemniejsza kopuła lazuru, na której już tu i ówdzie wybłyska samotna gwiazda. Powietrze ciche, nasiąkłe mdlejącym światłem, otchnione kolorami tego olbrzymiego pół- pierścienia, który rozłamaniem swoim oparty o wschód i zachód morza, jest jakby snem o tę- czy, tworzy przedziwne tło pod ten las silnie akcentowanych, smukłych, ciemnych masztów […] [172–173]. (^20) Przypomnieć należy, że dwa lata wcześniej mieszkańcy Italii mieli możliwość spot- kania w swoich miastach (Bolonia, Neapol, Mediolan, Rzym, Wenecja) „prawdziwych”, północnoamerykańskich, Indian. Zimą i wiosną 1890 roku podróżował po Włoszech ze swoim show „Buffalo Bill Wild West”, William Cody – Buffalo Bill, twórca jedynego w swoim rodzaju widowiska poświęconego kulturze i historii Stanów Zjednoczonych (jako kulturze i historii pogranicza). Cody zatrudniał Indian, między innymi z plemie- nia Sioux i Apache – w tym słynnych wodzów, takich jak Sitting Bull (występował tylko w Stanach), Black Elk, Red Shirt i innych. W trakcie tournée z 1890 roku miało miejsce
Aleksandra Kijak
stając się typową atrakcją turystyczną. Że tak właśnie jest postrzegana przez mieszkańców Genui i uczestników uroczystości rocznicowych, świadczy ironiczny komentarz autora-narratora Uroczystości imienia Kolumba do sceny mszy dzikich^24. Cel przyciągający spektatorów do szałasu, w którym jest odprawia- ne nabożeństwo, stanowi mieszankę horroru i erotyki. Europejczy- cy nie zamierzają doświadczać nastroju betlejemskiej szopki, na jaki wskazuje podmiot mówiący [225]. Pragną zobaczyć ludzi „dzikich”, być może kanibali, na pewno niebezpiecznych wojowników, potencjalnych gwałcicieli białych kobiet i niszczycieli białej cywilizacji. Pragną rów- nież napawać się fizycznością Indian: imponującą muskulaturą męż- czyzn i pyszną budową kobiet [226]. Skopiczny i uprzedmiotowiający stosunek genueńczyków do Indian wyraźnie dowodzi, iż ci ostatni są traktowani jako atrakcja, rozrywka, a więc – pseudowydarzenie. Jeżeli nie Indianie – co stanowi przykład autentyku? Jak go rozpo- znać, zidentyfikować? Po pierwsze, autentyk zostaje w tekście Uroczystości… wyróżniony stylistycznie. O autentyku nie mówi się z zastosowaniem ironii, lecz w zupełnie innym tonie: poważnym, uroczystym, dramatycznym. Au- tentyk domaga się mówienia serio, z uwagi na swoją specyfikę, którą, w świecie przedstawionym utworu Marii Konopnickiej, stanowi jed- nostkowa śmierć, jednostkowe i zbiorowe cierpienie. Czytelnik Uroczystości imienia Kolumba staje się obserwatorem dwóch śmierci. Jedna z nich ma charakter publiczny. Dokonała się na placu miejskim, w trakcie trwania inscenizacji historycznej [150]. Wia- domość o niej rozchodzi się momentalnie wśród osób zgromadzonych na placu, nie wywołuje jednak żadnej reakcji, bo nie można uznać za właściwą reakcję na ludzką śmierć czasowego zamilknięcia tłumu i od- dalenia się w stronę morza, gdzie inscenizacja została dokończona – mimo iż zmarły był bratem jednego z uczestników przedstawienia. Podmiot mówiący Uroczystości… , jedyny zdystansowany wobec ob- chodów rocznicowych, jest zarazem jedynym komentatorem sytuacji śmierci ( Poszli. Ku portowi poszli i zniknęli na horyzoncie, który zamyka morze. Mar tenebroso Kolumba i ludzkich przeznaczeń ; 150).
(^24) „Msza dzikich” należy do najmodniejszych i najbardziej upodobanych rozrywek sezonu. Zastosowano nawet do niej pewną ściśle określoną toaletę [224].
Autentyk i pseudowydarzenie. Maria Konopnicka, Uroczystości imienia Kolumba
Druga śmierć miała miejsce z dala od głównej sceny genueńskich wydarzeń. Będąc maksymalnie przypadkową, była również niezwy- kle trudna do zauważenia. Nie każdy bowiem identyfikował podłużny przedmiot, nakryty amerykańską flagą, ze zwłokami młodego maryna- rza, który, pierwszy raz na ląd stąpiwszy, w bójce, w gospodzie nabrzeżnej, nóż włoski pod żebro dostał. Mała lampka, która się u głowy jego paliła, była ostatnim światłem tej wielkiej uroczystości [202]. Sposób mówienia o obydwu zgonach świadczy o głębokim posza- nowaniu przez podmiot momentu śmierci. Śmierć skłania do refleksji o ludzkim przeznaczeniu, o nieproporcjonalnym społecznym rozkła- dzie wartości (mała lampka zamordowanego marynarza kontra wiel- kie światła wielkiej uroczystości), o ulotności ludzkiego życia. Mówiąc o śmierci, narrator porzuca ton ironiczny, nie wpada jednak w patos. Decyduje się na wypowiedź maksymalnie oszczędną pod względem emocjonalnym, pozbawioną wyraźnej warstwy interpretacyjnej. Stra- tegia niedopowiedzenia oraz semantycznej i emocjonalnej sugestii okazała się jak najbardziej właściwa. Strategia kontrastu z kolei, prze- ciwstawiająca śmierć jednostki intensywnemu życiu zbiorowości, wy- akcentowała powagę, grozę i smutek śmierci dobitniej od wszelkich interpretacji. Jeszcze bardziej oszczędnie mówi narrator o towarzyszącym obcho- dom genueńskim strajku węglarzy. Strajk ten, zorganizowany przez partię socjalistyczną, odbywał się w dniach 14–16 sierpnia. W Uroczy- stościach imienia Kolumba poświęcono mu zaledwie jedno zdanie [165]. Nie można było wymowniej zasugerować obojętności świętujących tłu- mów genueńczyków i przybyłych do miasta turystów na potrzeby ro- botników. Wzmianka o strajkujących została wpleciona w relację z mię- dzynarodowych regat żaglowców oraz współzawodnictwa towarzystw wioślarskich. Tłum rozbawionych uczestników uroczystości przesłonił i zdominował strajkujących. Ich obecność w tłumie oraz uwzględnie- nie w relacji stanowi drobny co prawda, lecz niepokojący dysonansowy akord święta: zakłóca dominujący ton radości i samozadowolenia, pod- kreślając jego „pseudowydarzeniowość”. Spośród wszystkich autentyków towarzyszących uroczystościom genueńskim najwięcej miejsca poświęcono autentykowi osobowo- -emocjonalnemu – królowi Ćwieczkowi. Określeniem tym, odsyłającym do polskiej folklorystyki, został obdarzony mały człowieczek , prezentu-
Autentyk i pseudowydarzenie. Maria Konopnicka, Uroczystości imienia Kolumba
je również z wieloma podobnymi epizodami w twórczości Marii Ko-
Do cyklu „Uroczystości imienia Kolumba” został dołączony szkic Wystawa dydaktyczna , ogłoszony w „Kurierze Warszawskim” w roku 1893 w numerach 4–5 (pod tytułem Wystawa dydaktyczna – Genua w grudniu ). Pod względem tematycznym i stylistycznym szkic ten od- biega od pozostałych tekstów cyklu. Brak w nim charakterystycznego dla pozostałych jedenastu szkiców ironicznego tonu, co spowodowa- ne zostało czynnikiem tematycznym. Tytuł szkicu sugeruje, że, ze względu na swój temat, szkic stanowi rozwinięcie informacji, która już pojawiła się w dziesiątym liście-szkicu, wymieniającym wystawy i kongresy towarzyszące obchodom rocznicowym. Tymczasem lek- tura ujawnia, iż szkic dwunasty to w zasadzie wykład pedagogiczny o Froeblowskiej metodzie nauczania, dziecięcej percepcji świata oraz sukcesach włoskiej pedagogiki. Scenki rodzajowe, którymi „wykład” został urozmaicony (reakcja dzieci na ulubioną opiekunkę, zachowa- nie dzieci w sali wystawowej, praca dzieci przy wykonywaniu drobnych przedmiotów), sprawiają wrażenie zaczerpniętych z Serca Edmonda de Amicis – książki tłumaczonej przez Konopnicką. Skupienie uwagi mó- wiącego na dziecku jako przedmiocie analizy naukowej (pedagogicznej) ograniczyło odautorskie ironizowanie w partiach wprowadzających we właściwy temat oraz wykluczyło możliwość posłużenia się ironią w tej części szkicu, która stanowi eksplikację głównego tematu: skutecznego i prodziecięcego wychowania. Motywowane tematycznie zastosowanie ironii mogłoby, w kontekście szkiców wchodzących w skład cyklu Uro- czystości imienia Kolumba , stanowić informację o przyjętej przez pisarkę hierarchii wartości i ważności tematów. Innymi słowy, temat o wielkiej wadze społecznej i kulturowej byłby realizowany w sposób „poważny”, w przeciwieństwie do tematu o znaczeniu marginalnym, która to cecha byłaby sygnalizowana poprzez zabiegi ironizacyjne. Wniosek to dość szokujący: czterechsetlecie odkrycia Ameryki mniej ważne od zabie- gów pedagogicznych! – a jednak działalność pedagogiczna (czy raczej parapedagogiczna) Marii Konopnickiej całkowicie uzasadnia to stwier- dzenie.
(^25) P. Chmielowski, Pisma krytycznoliterackie , oprac. H. Markiewicz, Warszawa 1961, t. 2, s. 155.