Pobierz CHARAKTERYSTYKI LITERACKIE i więcej Notatki w PDF z Sztuka tylko na Docsity! CHARAKTERYSTYKI LITERACKIE STEFAN ŻEROMSKI napisał Antoni Gałecki. STANISŁAW PRZYBYSZEWSKI napisał Zygmunt Bytkowski. STANISŁAW WYSPIAŃSKI LWÓW NAKŁADEM KSIĘGARNI H. ALTENBERGA. WARSZAWA KSIĘGARNIA POD FIRMĄ E. WENJDE i Spka. 1902.'/iXL\ Z DRUKARNI „DZIENNIKA POLSKIEGO* (Dra F . W oynarowskiego) pod zarządem F ranc iszka K attnera ul. Cicha 1. 5. r*\ „Związek Naukowo-Literacki we Lwo- tvie“, pragnąc uczcić rok jubileuszowy pracy pisarskiej Henryka Sienkiewicza, urządził był w dniu, 14. grudnia 1900 r. uroczysty publiczny Wieczór Sienkiewiczowski, w któ rego program wchodził odczyt p. Adama Krech o wieckiego, ivygłoszenie dwóch utworów Jubilata („Bądź błogosławiona“, „Sabałowa Bajka“) , tudzież produkcye muzyczne ' i wo kalne, to których wzięły udział najlepsze siły artystyczne i amatorskie Lwoioa. Czysty do chód ż Wieczoru przeznaczył Związek na konkurs literacki imienia Jubilata. Konkurs ten obejmował charakterystyki współczesnych polskich pisarzy i artystów. Prace te nie miały przekraczać objętości trzech arkuszy druku Nagród, nie licząc w nie honoraryum autorskiego, ustanowiono pięć: jedną to wysokości 200. jedną 100, trzy po 50 koron. Obowiązki sędziów kon kursowych, oprócz obu prezesów Związku, II raczyli przyjąć p p . : Jan Bołoz Antoniewicz, Wilhelm Bruchnalski, Władysław Łosiński, Edward Porębowics, Mieczysław Sołtys. Bo dnia zamknięcia konkursu (1. maja 1901 r.) wpłynęło prac czternaście, z któ rych jedną, jako nieodpowiadającą warun kom ogólnym, wyłączono. Z dziedziny sztuk plastycznych konkurs nie przyniósł ani je dnej p ra cy ; jedna traktowała o muzyku (Pa derewskim), wszystkie inne o pisarzach. N a j więcej prac — trzy — było o Żeromskim, prócz tego jedna przeprowadzająca paralelę między Żeromskim a Świętochowskim, — da lej jedna o Świętochowskim i po jednej o Sieroszewskim, Przesmyckim, Przybyszew skim, Ludwice . Godlewskiej ( nExterusu) , Konopnickiej, Kazimierzu Tetmajerze, M. Wolskiej ( nD . M oll“). Sąd konkursowy przyznał tylko dwom pracom nagrody; pierwszą p . Tadeuszowi Gałeckiemu z Warszawy za studyum o Że romskim, drugą p. Zygmuntowi Bromkerg- Bytkowskiemu ze Lwowa za studyum o Przy byszewskim. Gdy te dwie prace niemogły wypełnić tomiku „W iedzy i Życia“, uprosił Komitet III redakcyjny Związku prof. Piotra Chmielow skiego o napisanie poza konkursem trzeciego studyum krytycznego; traktuje ono o W y spiańskim. W fen sposób powstała ta książka, którą Związek Naukowo-Literacki pozwala sobie jako skromny wyraz hołdu ofiarować Wielkiemu Pisarzowi. Lwów, dnia 1. grudnia 1901 r. Prezydyum Związku Naukowo-Literackiego we Lwowie: Jan Kasproiaicz Jan Gw. Pawlikoioski Zygmunt Poznański sekretarz. W śró d najm łodszych pow ieśc iop isa rzy na szych Żerom ski zajm uje stanow isko uprzyw ile jo w an e . W y ją tk o w a od ręb n o ść i w y ra z is to ść jeg o postac i duchow ej i artystycznej zaznaczy ły ... się ju ż w zb iorku now el („O pow iadan ia“ r. 1894), k tó ry by ł p ierw szem w ystąp ien iem m łodego au to ra na polu literackiem . T e cechy zw róciły nań baczn ie jszą uw agę kry tyki i ja k każde zjaw isko w ybitn iejsze, s ta ły się p rzy czy n ą wielkiej ró żn icy w zdaniach , k tó re zaczęły się rozlegać w' p rasie i w śró d szerszych k ó ł czy teln ików o śm iałym , n ieznanym au to rze. K ry tyka este ty czna czyniła m u w ie le zarzu tów , ale ci, k tórzy w pow ieści p o szu k u ją p rzedew szystk iem g łęb szej treści, czy to psychologicznej,- czy ideow ej, odrazu bez w ah an ia uznali w Ż erom skim w ielką s iłę literacką. U p ły w ają cztery la ta i da ją nam „U tw ory p ow ieśc io w e“, a w śród nich rzecz zak reśloną bardzo sz e ro k o : „P rom ień“ . U kazanie się „P ro m ien ia“ b y ło punktem zw ro tnym w karjerze literackiej Żerom skiego. 1* 4 T u zazn aczy ł się w y raźn ie ca ły kształt, c a ła treść jeg o d u ch a — siła, ożyw iająca jeg o pióro, p rzesta ła być z a g a d k ą ; o g ó ł czy tający i k ry ty k a przekonali, się, kim je s t m łody au to r. M ożna pow iedzieć, że od tąd w s to su n k u do Ż erom skiego o gó ł podzielił się n a d w a s tro n n ic tw a : jed n i zaczęli go n a z y w a ć w ielkim , d ru dzy p rzyznaw ali się o tw arcie , a n aw e t dem on stracyjnie, że nic a nic nie rozum ieją , ani o d czu w ają „P rom ien ia“ . A k ry ty k a este tyczna , p rzek o n aw szy się, że m ło d y au to r nic nie sk o rzy sta ł z jej u w ag .n ad „O pow iadan iam i“, n azw a ła go „spo łeczn ik iem “, „d o k try n erem “, a „P rom ień“ og łosiła za dziw oląg form y, za u tw ó r barba rzyńcy . Polem iki, k tóre w y w iąza ły się z tak ró- żnobrzm iących ocen, w y rob iły Ż erom sk iem u roz g ło s w śród ludzi czy ta jących i n a rynku w y d a w niczym . U kazyw ały się n o w e w y d an ia i roz chodziły się. A ż w ro k u p rzesz łym u k aza ła się p ierw sza w ielka pow ieść Ż erom skiego „L udzie B ezdom ni““, i z to n u krytyki p oznać by ło m ożna, że z m łodym au to rem liczą się bardzo p o w ażn ie n aw et n ie chętni. T o je d n o w y sn u ć m o żn a z tych p o w o łan y ch i n iepow ołanych , gan iących bez m iary, lub bez m iary chw alących g ło sów , k tó re takim ha łasem uczciły o sta tn ie dzieło Ż erom sk iego .. J T a sze ro k a p o p u la rn o ść im ienia Ż erom skiego sprawna, że charak te ry s ty k a jeg o u tw o ró w je s t pożądaną , z drugiej s tro n y od rębność jeg o ta len tu i w yraz isto ść całej jeg o postac i litera 7 w iele w łasnych , zg łęb i cele jego . T u jed n ak au to r m usi dzielić się z a s łu g ą z czytelnikiem . Nie p o d o b n a czynić Ż erom skiem u zarzu tu , źe nie pisze tak, ja k np. R odziew iczów na, że nie je s t pisarzem popularnej treści i form y i dla k a żdej p iśm iennej d u szy ludzkiej je d n a k o w o ja snym i zrozum iałym . Je s t on p isarzem n aw sk ro ś s u g g e s ty w n y m , n iedom ów ien ia i puszczanie czy teln ika o w łasn y ch siłach s to su je św iadom ie i nie chybia celu tam , gdzie o sw ym czyteln iku p a m ię ta . N iestety jed n ak często zapom ina o nim i pisze d la siebie. W te d y czyteln ik napo ty k a luźne ep izody , zag ad k o w e nastro je , n iew y tłu m a czone ty tu ły rozdz ia łów („B ezdom ni“), i zaiste p raca jeg o ciężką je s t ; w reszcie, jeżeli po w ielu m ozo łach w w yo b raźn i czy teln ika zrodzi się w y raźn y i harm onijny obraz, to' n ie zaw sze od pow iada tem u, co p rag n ą ł p rzed staw ić au tor. G odząc się n a w szelk ie dow olności, jak iem i p o s łu g u ją się au to ro w ie suggestyw n i, nie m o żn a nie żałow ać, że Ż erom ski czasam i aż n azb y t o szczę dza sobie tru d u w k ierow aniu czytelnikiem ; nieraz p u szcza go sam o p as zaw cześn ie, k iedy zda się, s ta rczy ło b y s ło w a jed n eg o , by m ieć p e w ność , że czyteln ik zajdzie tam , dokąd się go pragn ie doprow adzić . Ale nie spo strzeg a jąc ż a dnego sy g n a łu ani ostrzeżenia, czy teln ik sp ieszy w ciąż naprzód , aż spostrzega , że ju ż s trac ił w ą tek, że ju ż zgub ił p rzew odnika . T a k n ap rzyk ład bardzo sp ierać by się m o żn a o to, czem m a 8 być postać takiego K orzeckiego w „B ezdom nych“ . C zy je s t on tylko w cielen iem ow ej „bezlitosnej p raw d y “, k tó ra nakazu je m u o d eb rać sobie ży cie, czy też jed n y m z d u ch ó w „b ezd o m n y ch “, p raco w n ik ó w idei? Kim je s t o w a tajem nicza po stać, z jaw iająca się w czasie bu rzy przed Ju dym em , czy zw y k ły rycerz sp raw nocnych , czy też je s t to ów pielgrzym bezdom ny, k tóry „trudzi się p rzy b laskach g ro m u “ ? D laczego ta po stać o g łębok ich źren icach niebieskich z jaw ia się n iespodzian ie przy trup ie K orzeckiego, jeżeli jed y n y m łącznik iem m iędzy nimi b y ła sz tu k a p rzem ycanego k o rtu ? D laczego p o stać ta z ta - kiem n iew ysłow ionem porozum ien iem w patru je się w Ju d y m a, k tó rego z n a stąd tylko, że k iedyś o trzy m ał od n iego trzy kieliszki w ódk i ? P y tan ia p o d o b n e nastręczają się czy teln ikow i nieraz. J e żeli takie trak to w an ie czyteln ika ze s tro n y au to ra je s t rozm yślnem , to zaliczyć b y w y p ad a ło Ż e rom skiego do liczby h o łd o w n ik ó w „now ych p rąd ó w “ literackich. R zeczyw iście n ie jeden u s tę p z „P rom ien ia“ i „B ezdom nych“, n ie jedna u w ag a w u tw orach pom niejszych , (np. „C ien ie1') p rzy pom ina bodaj „C iep larn ie“ M aeterlincka. Śm iem p rzypuszczać n aw et, że ty lko ow e d w a tom y d robnych u tw o ró w , k tó re p o p rzed z iły „B ezdo m n y ch “ , zd o ła ły u ra to w ać to pom nikow e dzieło Ż erom skiego od zupełnej n iepopu larności. Ludzie nie lubią p raco w ać g ło w ą , gdy b io rą do ręki pow ieść, to też w ielu z czy teln ików , unoszących się nad „S iłaczk ą“ lub „D ok to rem P io trem “, za- 9 m yka „P ro m ień “ i „B ezd o m n y ch “ z rozczaro w aniem . 1 m ów i s ię : „Ż erom ski je s t taki jak iś d z iw n y “ ; takiego w rażen ia do zn a ją n ietylko ci B ogu d u ch a w inn i z jadacze ro m an só w k rym i nalnych , ale i bardzo liczni p rzedstaw iciele obozu, k tó ry brzydzi się „T ygodn ik iem R om ansów i P o w ieśc i“ . N aw et k ry tycy i recenzenci i w ogó le „znaw cy“ zapy tyw ali się po przeczy tan iu „P ro m ien ia“ : „czego on tu chce? „Co to w szystko m a znaczy ć“ ? T ak ie sam e p y tan ia rozbrzm iew a!} ' i po ukazan iu się „L udzi B ezdom nych“ . P ow ieści tej, za ró w n o ja k i „P rom ien ia“ n iem ożna zgłębić po jed n o razo w em przeczy ta niu : zb y t w iele tu treści, p o ru szo n o sp raw y zb y t wielkiej w agi i uczucia zb y t sub te lne , by m o żn a je by ło ogarnąć od razu , a pozatem sam a form a tych u tw o ró w u tru d n ia nam to zadanie. A u to r daje nam w y raźn ie do zrozum ienia , że tro sk a o p lan o w o ść i u k ład — o form ę jednem słow em , k rępu je m u sw o b o d ę ruchów . P rzesta ł w ięc dbać o form ę i to do takiego stopn ia , że m ożna to ju ż n azw ać n iedbalstw em . W „B ezdo m n y c h “ np. p ro stacza szo rstk o ść gran iczy z p e ł nym i finezyi i „ s ty lu “' nastro jam i; po d ługich , k łopo tliw ych dla czyteln ika przem ilczeniach, na po ty k am y całe u stęp y i epizody abso lu tn ie zbyteczne; je d n e z postaci p rzem ykają się przed nam i n iejasne, zam glone, zm usza jąc n as do w y s iłk u w yobraźn i, inne, często bez potrzeb}' w y s tę p u ją nie tylko w y p u k ło i barw nie, lecz aż n a z b y t d o k ła d n ie , szk o d ząc harm onii całości. 12 b im y z ow ym i u stępam i zagadkow ym i, z osobi stośc iam i sto jącem i poza w szelkim i w pływ am i na losy bohaterów , z epizodam i pod każdym w zględem n iespodzianym i ? Czy k toko lw iek z czy teln ików z d o ła je ogarnąć , um ieścić w e w łaśc iw y ch m iejscach, a to, co je s t o p uszczo - nem o d g ad n ąć? Jed en tylko cz łow iek m óg łby p o d o ła ć tej p racy — je s t to sam autor. M y zaś m usim y nie rozum ieć, nie odczu w ać w ielu k a rt z tych „pam iętn ików “ Ż erom sk iego . Idea g łó w n a , w y raźn a , pom aga nam o rjen to w ać się i w ejść w d u szę g łó w n y ch po stac i pow ieści, ale całość, jak o dzieło sztuki, go d n e uw agi w każdym szczególe, pozostać d la n as m usi na zaw sze cudzym , ściśle osobi stym pam iętnikiem , do k tó rego k lucz posiada je d e n ty lko au tor. T akim lub tem u podobnym procesem tw órczo śc i w y tłu m aczy ć sobie m o żn a b u d o w ę dw óch najw ażn ie jszych u tw o ró w Ż erom skiego . N ie jednokro tn ie roz lega ły się skargi na ję z y k Ż e ro m sk ie g o ; p o d n o szo n o n iety lko usterk i ję zy k o w e i b łędy sty lu , k tó re zda rza ją się m u isto tn ie, ale gan iono w nim rów nież i te o d rębne w łaśc iw ośc i jeg o m ow y, k tó re poczy tać m u w y p ad a raczej za zasługę . Ż erom ski p osiada sw ój w ła sn y język ,, j ę drny, m ęski, sw o b o d n y , nie b rzydzący się n ie raz s ło w em tw ardem , bru ta lnem , a n ie raz zgo ła gm innem , — to zn ó w w ustęp ach lirycznych rozp ieszcza jący się w rzew nym w ylew ie uczu- 13 d a . Języ k to giętki, o s łow n ik u bogatym , zasi lanym p ierw iastkam i g w ary ludow ej i m ow y sta rych pisarzy, naszych . W ad liw o śc i w b u d o w ie zdań do strzed z m o żn a u Ż erom sk iego często , nie częściej jed n ak , niż u każdego m niej w ięcej a u to ra m łodszego . P ew n ą n ied b a ło ść i szo r stkość , cechu jące jeg o styl, zaliczyłbym stan o w czo. do z a le t: w y s tę p u ją one najczęściej w dyalogach , nad a jąc im życic i, że ta k p o - wieirij barw ę g ło só w ludzkich . T ak i np. począ tek rozm ow y Ju d y m a z bratem , lub pow itan ie tegoż b ra ta z żoną, p rzyby łą za nim do S zw aj- caryi i w iele in n y ch ro zm ó w w „B ezd o m n y ch “ o d d an e są w p ro s t po m istrzow sku . W ogóle, om aw iając w szelk ie w ady , d o tyczące form y u tw o ró w -Żerom skiego, n ie na leży zap o m in ać o tern, że w iele w ad danego a u to ra sto i w bezpośredn im zw iązku z jeg o za le tam i: gorliw e baczenie n a p o p raw n o ść form y u su n ę ło b y bez w ątp ien ia is to tne b łęd y techniki, ale k to w ie, ono to w łaśn ie m oże p o rw a ło b y ze so b ą i u n io sło p recz n iek tó re z w łaśc iw ych Ż erom skiem u zalet — zalet, p ły n ący ch z teg o sam ego ź ró d ła co i w ady , z w rodzonego , po p ędu au to ra do bezw zględnej sw o b o d y w p ro cesie tw órczym . P rzechodzę , do treści Ż erom sk iego . W tre ści tej au to r „B ezdom nych“ u k azu je nam się ja k o p o e ta w ielkiej m iary, ja k o a rty s ta w ka żdym calu, ja k m ów ią A nglicy. W każdej n o - 14 w eli, w każdym ustęp ie jeg o pow ieści znajdzie m y na to m nóstw o dow odów . W śró d w szystk ich u tw o ró w Ż erom skiego tru d n o b y ło b y o d szu k ać jak iś ustęp blady, bez b arw n y , k tó ry b y nie d a w a ł czy teln ikow i zad o w olen ia este tycznego . W każdym w ie rszu au to r m a coś do p ow iedzen ia , nie ro zw ad n ia sw ych m yśli — ow szem streszcza się, n ied o p o w iad a naw et, im ponu jąc nam bogactw em sw eg o ta len tu . R ażącym w yją tk iem pod tym w zględem s ą tylko u stęp y hum orystyczne , ale za to w szy stkie, co do jed n eg o . Ż erom ski ani sam śm iać się nie um ie, ani też zm usić do tego czytelnika. T o też u stęp y w rodza ju „Sw aw olnego D yzia“ w „B ezdom nych“ sp raw ia ją n a n as w rażenie n ie sm aczn e , a co najm niej w y d a ją nam się zbytecznym i, n iepotrzebnym i. Ż erom ski to duch sm u tn y , p raw ie p o sę p n y : sm u tek p rzen ika jeg o u tw o ry i jak o nastró j unosi się p o n ad najpię- kniejszem i stron icam i „B ezdom nych“ . „P rom ień“ to po em at sm u tk u , p rzejm ującego , n ieu tu lonego sm utku . U Ż erom skiego nigdzie nie natrafim y na ustęp , gdzieby o d d an ą b y ła ra d o ść , albo bodaj jed en uśm iech szczery . „Sm utek, sm u te k “ — m ożna za s to so w ać do Ż erom skiego je g o w łasn e s ło w a — „zostaje z człow iekiem sam na sam n iby u lo tny , a n iew ątp liw y cień jeg o postaci. W k tó rąkolw iek stronę , do jakiej rzeczy w zrok obrócić, w ije się po ziem i n iedo - cieczon}', a w szędzie o b ecn y .“ 17 ksa w „F a ra o n ie “ P ru sa . N iew iele po d o b n y ch u s tęp ó w po siad a n asza literatura. Ż erom ski nie m a w sp ó łzaw o d n ik ó w w m a- w k tó rych tylko człow iek o d u szy głębokiej um ie dopa trzeć się jak ie jś tragicznej g rozy . G rozę tę oddaje Ż erom ski w takim opisie p o d m iejskich okolic W arszaw y , w scenach ży c ia fabrycznego , w reszcie w ow ych k ra job razach , zro d zo n y ch p rzez nasz w iek w ielkiego przem y słu . Jego op isy natu ry , sp lugaw ionej p rzez p rze m ysł, są ja k b y ilustracyam i do este ty czn o -sp o - łecznych n aw o ły w ań R uskfna. S ą to „bolesne obrazy srom oty n a tu ry “, ob razy te są dla cz ło w ieka w yrzu tem ; Jud y m sp o g ląd a n a nie „jakby na k ra job razy sw ej duszy . W idzia ł doskonale w szystk ie logiczne konieczności, w szystk ie m ą dre, tw órcze p raw a przem ysłu , ale w tej sam ej chw ili w y czu w ał bezrozum hg w zruszen ia , p łynące obok nich sam opas, ja k rzeki n iespoko jne , b u rzliw e albo ciche, sob ie ty lko sam ym i sw y /n w łasnym praw om pod leg łe . I p łak a ł w e w nętrzu d u szy -sw e j nad tą ziem ią. Jak iś łań cu ch n iezg łę bionej sym paty i spo ił go z tem i m iejscam i. C oś w idzia ł w tern w sz y s tk ie m , czego rozum nie im a i czem u w y o b raźn ia nie je s t w m ożności do trzym ać k ro k u “ ... C zarem żyw ym , udzielającym się czyteln i kow i z s iłą bezpośredn iego w rażen ia , tch n ą u Ż e rom skiego w szystk ie postaci k o b iece : w sw ym tw ard y m ję z y k u odna jd u je on słowna i tony low an iu ob razów szarego , codziennego życia , 2 18 m iękkie, tkliw e, g d y zaczy n a-m ó w ić o kobiecie. W o g ó le sp o só b trak to w an ia kobiety', ja k o te m atu , rzu ca n ad er sym patyczne św ia tło na a rty s ty czn ą o so b o w o ść Ż erom skiego . W kobietach jeg o nie zna jdu jem y an i ow ego n ieznośnego , bezkrw istego sen ty m en ta lizm u , jak im jaśn ie ją bohaterk i pow ieści „d la rodzin po lsk ich“ , ani ow ej znam iennej dla naszej, d o b y lub ieżno- ści „ lite rack iej“ . Ż erom ski okazu je nam w k o biecie i d u sz ę i. c ia ło : o b ad w a te. p ierw iastk i od g ry w ają ró w n o rzęd n ą ro lę w p ragnien iach m ężczyzny . A n aw et gdy przem aw ia, doń je d n a ty lko s tro n a fizyczna m iłości, to i tu taj nie zna j dujem y' szczeg ó łó w syp ialn ianych , lecz tylko s łó w parę, go rących ja k p łom ień , ja k ta w ieczy sta tę skno ta cz łow ieka do m iłości. Ów głód m iłości to uczucie z n a n e boha te rom Ż e ro m sk ieg o ; s a m otni, „bezdom ni“, w yrzekający się św ia ta dla idei sw ojej, p ra g n ą i tęskn ią z tak ą sam ą n ie p rzep artą siłą , z ja k ą rw ą się do czynu w sp ra w ie idei. A u to r „P rom ien ia“ nie w y o d ręb n ia p ie rw iastku kobiecego z pośród czynników , życia p o d postac ią „ero tyzm u czy steg o “ . K obieta je s t dla niego o rg an iczn ą częścią sk ład o w ą życia, ja k praca, idea, piękno i w iele innych . Bez niej nie m asz szczęścia, ja k bez zdrow ia, ja k bez m yśli w zniośle jszej, aleć i o n a sam a nie zastąpi p raw dziw em u m ężczyźnie św ia ta całego . T ak i jes t. s to su n ek a u to ra do kob iety w „P ro m ien iu “ i B ezd o m n y ch “ . W tej ostatn iej pow ieści zna j dujem y' obszerne s tu d y u m nad charak terem ko- w e j“ ko b ie ty ; Jo as ia je s t z poko len ia k o b ie t b iernych, nie b u n tu ją c y c h się, lecz zato ciężko p racu jących . N atu ra czysta, pośw ięca jąca się, w y trw a ła w pracy, ja k tysiące i tysiące innych kobiet — tchnie w „Z w ierzen iach“ sw oich taką n iep o d o b n ą do podrob ien ia kobiecością, że p rzy chodzi na m yśl podejrzenie, jak o b y je p isa ła kobieta. P rzed z iw n ą in tu icyą au to r o d czu ł duszę J o a s i : tylko wielki a rty s ta dok o n ać m ógł tego w tak m istrzow ski sp osób nie p osiłku jąc się oryginalnym pam iętnikiem . „Z w ierzen ia“ Joasi są jed y n y m ustępem , w k tórym kob ie ta w y stę puje jak o tem at w yłączny , ogarn ięty w całości. N ajczęściej postaci kobiece s ą d la Ż erom skiego jed y n ie zjaw iskiem , k tóre w y w o łu je w jeg o bo haterach pew ne uczucia i refleksye i p e w n e w alki duchow e. W yją tk o w o w y czerp u jące s tu - dyum nad Joasią po trzebne m u było dla rzu ce nia św ia tła na to czem b y ła kobieta, z k tó rą jed n ak że rozstać się m usia ł Judym . N ie jedno krotnie kob ie ta w y stęp u je u Ż erom skiego ja k o sym bol nie refleksyjnej, żyw io łow ej potęgi u czu cia. T a k ą je s t „S iłaczk a“ , ta k ą o w a od raża jąca fizycznie, a tak p rzepo tężna m atka dziew ięciorga dzieci w „A n an k e“ , tak ą b ra to w a Ju d y m a i inne. Postaci kobiece Ż erom skiego nie o d b ieg a ją od ogóln ikow ego , w ro słeg o w literaturę n a szą typu kobiety biernej, bohaterk i pośw ięcen ia . Ich rc- fleksye są d ość p ły tk ie, g łębszym i n o w szy m w naszej literaturze pow ieściow ej je s t jedyn ie 22 Ż erom ski m alu je obraz}' nędz sp o łeczn y ch nie ja k o kw iaty egzotjm zne lub jak ieś dziw o- w isko nadzw yczajne , lecz w łaśn ie jak o w szech obecne, n ieun ikn ione cienie, rzu can e n a św ia t przez n as w y b rań có w , ośw iecanych słońcem cyw ilizacyi. D la Ż erom skiego nędza nie je s t „ tem atem “, d o g o d n ą sp o so b n o śc ią do nam alo w an ia cza rn ą farbą o b razk a „ sp o łeczn eg o “ lub do w y p o w ied zen ia garści dźw ięcznych a tanich ogó ln ików z n ieuniknionem i kropkam i... od w o - łu jącem i się do w sp ó łczu c ia czy teln ika. N ędza je s t w szędzie , nędzę tw orzy każd y z nas, nędza krzyczy, nęd za cu ch n ie i za raża nam pow ietrze, — -— nędzy nie zau w aży ć nie p o d o b n a — m ów i Ż erom ski. Nie dod a je n aw et „nie w o ln o “ . N ędza je s t dla n iego zjaw iskiem żyw io łow em , k tó rego pom inąć nie m ożna, gdy się m alu je życie. T o też ob razy nędzy , uczuc ia nędzarzy i refleksye nad nędzą, n a każdym k roku napo tyk an e u Ż erom skiego nie w y g ląd a ją na w y cinki z a rty k u łó w publicystycznych , w klejone do opow iadan ia . T ro sk i spo łeczne , w y p ełn ia jące duszę R aduskiego i Ju d y m a są tak isto tn ie zw iązane z ca łą ich is to tą m oralną i u m y sło w ą, że n iep o d o b n a n aw et n azw ać „spo łeczn ikam i“ tych d u sz cierpiM yćh. O kreślenie ta k ie . _ dla dw óch g łó w n y ch postaci Ż erom skiego je s t za m ałe i pow iedzm y lepiej, całk iem n ieo d p o w ie dnie. W szy stk ie z jaw isk a życia, ja k m iłość, p ragnien ie szczęścia osob istego i zabiegi oko ło 23 nich w y stęp u ją u tych postaci n a tle w ielk iego pogłęb ien ia psycho log icznego . N a tem tle p o w sta ją w nich i idee spo łeczne . Ludzie ci nie m yślą go tow ym i szem atam i, lecz p racu ją m ó zgiem i d u szą nad w yrobien iem w sob ie o sta tecznego pojęcia o istocie zjaw isk spo łecznych i o tem , co czynić na leży i czego nie w olno , żyjąc za czasó w naszych . R aduski i Jud y m to nie m anek iny „sp o łeczn ik o w sk ie“, każda ich m yśl, każdy k ro k d o w o d z ą , że s ą ludźm i. W kreacyi dw ó ch tych postac i Ż erom ski d a ł d o w ó d w ielkiej i rzadkiej s iły a rty stycznej, gdyż bardzo nieliczni p o w ieśc io p isa rze ustrzegli się szab lonu i m artw ej d e k la m a c y i, p ro w ad ząc sw ych boha te ró w na n iw ę spo łeczną . S pra w y t e , od czu w an e rozsądkiem a n ie bez- pośredniem uczuciem są n iebezp ieczną p ró b ą d la au to ra , i jeśli n iem a nic ła tw ie jszego nad sp łodzen ie u tw o ru z ten d en cy ą sp o łe c z n ą , to u kazan ie s i ę : d z i e ł a s z t u k i o treści spo łe cznej je s t w ypadk iem w yją tkow ym . N ader nie liczne pow ieści sp o łeczn e należą do literatury . Nie p o d o b n a podrob ić u c z u c ia , a ono je d n o stan o w i o zdo lności a u to ra do w ypow iedzen ia czy to k rzyw d, czy to w alk spo łecznych . Ż erom ski to uczucie posiada. O no to sp ra w ia, że bohaterow ie jeg o , ob lew ając się k rw a w ym potem w ciężkiej w alce o p raw dę, w za pasach z siłam i tak n ielitościw em i, ja k siły n a tury, nie w yg lądają na p a ten to w an y ch m ęczen ników , lecz są tylko ludźm i, g łęboko czującym i 24 i p ragnącym i, m oże najlepszym i z ludzi, lecz ludźm i tylko. Nic, co ludzkiego nie je s t im o b c e m : zdarzają im się chw ile słabości, w a h a ń , w y rzek a ją się dó b r tego św iata , m iew ają je d n a k chw ile p opę dów ego istycznych , zazdrości w zględem spok o j n y c h , z ró w n o w ażo n y ch i uży w ający ch życia filistrów . W alk i ich ' to n ie ty tan iczno-dem on i- czne pan tom iny , jak ie og lądaliśm y tak często w pow ieściach „sp o łeczn y ch “ : tu dz ia ła ją ludzie po ludzku , p racu ją w imię p raw dy , ale im ają się p racy pospolitej, czu ją ja k ty lko człow iek czuć m oże cześć d la idei sw ojej, ale nie m odlą się do niej s łow am i poetów , a w chwili cięż kiej k lną po c h ło p s k u , o rdynarn ie — — nie w iadom o, czy w ro g ó w sw oich , czy m oże tę o k ru tn ą praw dę, k tó ra pcha ich do czynu. „S p o łeczn ik ó w “ spo ty k am y u Ż erom skiego często . „D oktor P io tr“, tłum aczący s ta rem u ojcu, co to je s t w arto ść do d a tk o w a, „S iłaczka“, pada jąca na ciężkiem stan o w isk u bojow niczki św ia tła , to p ierw sze p o s ta c i, rzu co n e jak o syl w etk i is to t, ożyw ionych duchem społecznym . .1 tu w tych zarysach w idzim y n ie szab lony , nie d o k try n y pow leczone sk ó rą lu d zk ą , lecz isto ty żyw e. T o w łaśn ie ożyw ien ie tem atów sp o łeczn y ch , k tó re d o ty ch czas raz iły nas sw ą m artw o tą w pow ieściach- tendency jnych , je s t rze te lną z a s łu g ą Ż erom sk iego w dziejach naszej literatu ry pow ieściow ej. Ż erom sk i nie k sz ta łtu je sw o ich postaci w ed łu g szem atów pew nej dok tryny , w y d aje m i 27 zn iew aża jący ch na jd ro ższe u czuc ia jeg o — n a w et, tak los chciał, (zaw sze o k ru tn y dla b oha tera) u k o ch an a kob ie ta um iera m u w kilka dni za ledw ie potem , ja k p ow zią ł nadzieję szczęścia... S łow em cały św ia t z losem p o sp o łu idzie p rze ciw niem u. T a k zazw ycza j p isano pow ieści o ten d en - cyi sp o łeczn e j^ -ca łe o toczen ie rzu ca się hurm em na p rzedstaw ic iela idei spo łecznej i m altre tu je go bez litości, a w raz z nimi w sp ó łd z ia ła los, m iesza jąc się n iepo trzebn ie do sp raw bohatera i ■ g m atw ając w y raz isto ść tych w alk ludzkich, k tó re ob rane są tu za tem at. W życiu zd a rza się p raw ie zaw sze , że na cz łow ieka w ybitn iej szego, o dążen iach ogóln iejszych rzuca ją się in tryganci z zaw o d u , zazdrośn i lub też tacy , dla k tó rych p o p r^ s tu środkiem sam o o b ro n y je s t p o grążan ie tych, k tó rych czy n y i s ło w a są p ro te stem przeciw ko ich p o stęp o w an iu . Ale to są je dnostk i i jed n o s tk i w y ją tk o w e ; w p ew nych w y p ad k ach m o g ą one b y ć w yrazicielam i opinii ogó łu , ale przew ażn ie s to ją o d rę b n ie ; p rzeciw ni k ów takich cz łow iek w ro d za ju R adusk iego p o w inien u w ażać raczej za ' w ro g ó w osob istych , niż za zasadn iczych n ieprzy jac ió ł sw o ich d ążn o ści sp o łecznych . N ieprzy jacielem tym je s t kto inny. N ieprzyjaciel ten nie w y stęp u je zaczepn ie , pozosta je b i e r n y m. Ale ta w ła śn ie b ie rn o ść i o b o ję tność je g o je s t tak p o tężn ą i n ieprze partą, iż rozbija ją się o n ią w szelk ie w ysiłk i ludzkie . N a p ierw szy rzu t o k a w ydaje się, że 2 8 bo jow nicy idei (jakiejkolw iek) w alczą przez całe życie z ha łaśliw ą sfo rą poszczegó lnych przeci w n ików , że o n e są je d y n ą ośc ią w ich oku. J e s tto z łudzenie . K ażda w ielka p raw da, każd a idea now a w alczy jed y n ie z obo ję tnością tłum u, z tym najpo tężn iejsz3uu w rog iem w sżelkiego postępu w dziedzinie m yśli. K ażdy bo jow nik idei w ie, że tego jed y n eg o w ro g a nie zw alczy nigdy, że z nim n iem a porozum ien ia , że b ierny o g ó ł bę dzie zaw sze dla je g o g ło su p u szczą bez echa. W „Prom ien iu“ au to r nie uw zg lędn ił nale życie tego s to su n k u og ó łu do idei i je j bo jo w ników . Nie w idzim y tu tej żyw io łow ej potęgi. W śró d m yśli R aduskiego nie zna jd u jem y prze czucia jeg o g łów n eg o w roga. W „B ezdom nych“ za to ów w ie log łow y p o tw ó r-o g ó ł uk azu je nam się w całej p e łn i: Jud y m jak o działacz sp o łeczn y czuje się sam otnym w śród tłu m ó w ludzkich , ale nie n ap o ty k a n aw et w ro g ó w , k tó rym i by m ógł -gardzić. Z a to dochodzi do g łu chej, ślepej, niem ej i ja k sk a ła n iespoży te j śc iany — obo ję tności .. o g ó łu n a te spraw y, k tó re są treśc ią jeg o życia. Kim są p rzec iw n icy Ju d y m a? T o nie postaci z „P rom ien ia“, nie Ro- szczyccy , 'O lśn ien i, to ludzie uczciw i, św iatli. Sam Jud y m nie u w aża ich za innych . Dr. C zer nisz i jeg o kó łko p rzodu je w y b o ro w i in teligen- cyi w arszaw sk iej. Dr. W ęglichow sk i i K rzyw o- sąd , z którym i Jud y m w alczy w C isach są po stac iam i odm alow anem i przez au to ra bardzo 29 sym patycznie . A jed n ak Jud y m od p ierw szego zetknięcia się z tym i n ieposzlakow anym i ludźm i czuje, że o to sta je przed nim w ró g jego . Jud y m odrazu p rzekonu je się, że z tym i zacnym i lu dźm i n iem a porozum ien ia , że on ' i ci „ s ta rcy “, to dw a św ia ty różno języczne, k tó re n igdy i p rzen igdy nie zn a jd ą w e w zajem nym sto su n k u jak iegokow iek łączn ika duchow ego . Jud y m sta je tu w o b ec ogółu . W oddan iu przedstaw icieli tego o g ó łu a u tor nie pozw olił sob ie an i razu za sa ty rę ,, w po staciach tych n iem a ani je d n e g o ' ry su k a ry k a tu ralnego. N ikt tu nie kopie d o łk ó w pod Ju d y mem, p rzy jm ują go w szy scy życzliw ie. Dr. W ę- ■ glichow ski c ieszy się, w idząc w nim człow ieka z su te ryny . Ci „ s ta rcy “ to nie sk o stn ia łe m ózgi, co do sw y ch idea łów nie stoją' oni daleko od sam ego Judym a. A je d n a k starcie s ta je się nie uniknionem . T ak sam o lekarze w arszaw scy czu ją się o b ra ż e n i. referatem Judym a, k tó ry żąd a od lekarzy d o konan ia p rzew ro tu w pojęciach sp o łecznych , zapom ocą w o łan ia o zd ro w ie i o p raw o dla n iższych w arstw spo łecznych . C zyż m y je szcze m ało rob im y? w o ła ją w oburzen iu . 1 rz e czyw iście sam Ju d y m przyznaje , że lekarze , ro bią w iele, sam n azy w a ich „ s o lą z iem i“ , ow szem przyznaje to, ale w idzi jed n o cześn ie , że nie o d czuto, an i n aw e t z rozum iano go. U sły sza ł o d p o w iedź og ó łu na p ragnien ie sw ej duszy , dow ie dzia ł-się , że „ci na jlep si“ ; z ludzi s ą obo jętnym i na jeg o n ieu tu lo n ą tro sk ę ' spo łeczną . 32 dency i i zerw an iu jej z szab lonem . H isto ryk li te ra tu ry pom inie te zaćm iew ające nasz sąd w ad y form y i zaliczy Ż erom skiego do liczby tych , k tó rzy ożyw ili ją now ym , sw oim w łasnym p ierw ia stkiem , z k tórym liczyć się m uszą w szyscy , pi szący po nim pow ieści spo łeczne . T y m pierw iastk iem je s t p rzedew szystk iem g łęb o k a analiza psycho log iczna , s to so w a n a do cz łow ieka idei i p ły n ąca stąd ży w o ść i b a rw n o ść postaci d odatn ich w jeg o pow ieściach . Pow ieść sp o łeczn a zw ykle dzieli św ia t n a dw ie p o ło w y : po jed n e j stron ie stoi bo jow nik dobrej sp raw y , po drugiej jeg o p rzeciw nicy . Ci osta tn i p o ch łan ia ją zw ykle ca łą u w ag ę au to ró w , o trzym ują też z ich ręki ży w o ść i b a rw n o ść — zach o w u jąc ca łą rozm aito ść ch arak te ró w sw o ich i najczęściej jak o p ierw iastek sa ty ry czn y s tan o w ią o całej w artośc i u tw o ru , za rów no a rty sty cznej, ja k spo łecznej. Z ato bohater g łów ny , przez k tórego i d la k tó rego istn ieje re sz ta o to czenia, ten , w którym streszczać się m a g łó w n a idea u tw o ru , najczęściej i p raw ie zaw sze je s t is to tą bladą, n iew yraźną, u tk an ą z ogóln ików , jed n em słow em zan ied b an ą pod w zględem a rty stycznym . D aje m u się za god ło ideał, pojęcie m gliste, o n iepew nem pochodzen iu , każe m u się bronić tego ideału w imię jak ieg o ś n ieum o ty w o - w an eg o nakazu , n iew iadom o sk ąd p ły n ą c e g o ; w k ład a m u się w u s ta p iękne i w ielk ie sło w a , w d u szę uczuc ia w zn io słe a szlachetne ... T e „że lazne“ charak tery d o p ro w ad zo n e są często - 33 kroć do karykatu ry , a za najbardziej ty p o w y przyk ład takiego trak tow an ia bo jow ników pra w dy m ożna u w ażać w iele „n iez ło m n y ch “ po staci R odziew iczów ny. N aturaln ie k a ry k a tu r nie znajdziem y u au to ró w bardziej w y tw ornych , za w sze jed n ak postac ie te s ą i u nich blade i za n iedbane, jak g d y b y o tych, k tó rzy g ło szą praw dę nie m ożna było pow iedzieć nic nad to, że są „m ężam i sp raw ied liw ym i“ . Idea w takiern trak to w an iu zam ienia się w k o n w en an so w y , u ta rty sym bol, nad k tórym ja k o b y n iem a poco ro zw o dzić się zbytn io . Ideę sp o łeczn ą ilustru je się z ja w iskam i u jem n em i, k tó re o n a u jaw n ia w życiu, jak o specyficzny odczynn ik m oralny , ale sam ej is to ty tego po jęcia nie d o ty k a się analizą, nie szu k a się w d u szy b o h ate ra idei, nie m ierzy się 's to p n ia je j natężen ia, w og ó lc nie trak tu je się idei spo łecznej jak o zjaw iska, posiadającego w łasne , isto tne, a n iety jko w zg lęd n e istnienie. B ohaterow ie idei w pow ieściach spo łeczn y ch rówmież nie posiadają tego życia w ew m ętrznego, które by ogarn ia ło . ideę p o sp o łu z pragnieniam i i pobudkam i n a tu ry osobiste j, gdzie o k azan e by by ły ow e n ieun ik n io n e i sta rc ia w ym agań idei z p o trzeb ą szczęścia osob istego . T o nadzw yczaj bu jne życie w ew nętrzne , jak iem żyć m uszą lu dzie idei, m ogłoby być n iew y czerp an ą kopaln ią n o w y ch tem atów p sy cho log icznych — w rze czyw isto śc i zaś o kazu je się, że z niezliczo nych p rób w tym k ierunku , bardzo i to bar 3 34 dzo w y ją tk o w e zaliczyć m ożna do kreacyj a rty stycznych . Jak to zaznaczy łem pow yżej, Ż erom ski, p o w o łu jąc do życia sw ego bohatera , nie stw arza go z uprzedn io pow ziętej idei, czy d o k tryny spo łecznej, lecz stoi od p oczą tku do ko ń ca n a g runcie ścisłej, psychologicznej p raw dy . N a p ierw szej s tro n icy „B ezd o m n y ch “ . dr. T o m asz Jud y m uk azu je nam się nie w todze zad u m y „sp o łeczn e j“ , spog ląda jący chm urn ie na zby tek i p rzepych P aryża — ow szem uczu w a n iep rzeparty pociąg do tego życia, gdzie k ró lu je spokój, zadow olen ie , p iękno. Ś ą to m yśli cz ło w iek a ubogiego , k tó ry kosztem sza lonych w y siłków d źw ig n ą ł się z nędzy , w której się u ro dził i popędem całkiem na tu ra ln y m pragn ie piąć się coraz w yżej i w yżej. A jeżeli idea sp o łeczn a n ak azu je m u ham o w ać ów popęd , to nie m oże o n a zabić w nim uczucia zazd rośc i lub p rzyna j m niej tego w estchn ien ia , k tó re w y ry w a m u się z piersi na w idok, da jm y na to, pięknej, sub te lnej kobiety , o toczonej a tm osferą zby tku . P rzy p icrw szem zetknięciu się z osobam i z w y ż szego św iata , n iedostępnego dlań do tychczas, o d czu w a Ju d y m ca łą m arn o ść sw eg o życia, w sty d z i się sam siebie i p rzedstaw ia jąc się, jak o sy n szew ca z ul. C iepłej, p rzek lina w duchu los sw ój. Je s t to uczucie chw ilow e, szybko mi ja jące , ale taicie m om en ta Ju d y m będzie m iew ał często w p rzy sz ło śc i; .o n e w y stęp o w ać b ęd ą \\r p rze ło m o w y ch chw ilach jeg o życia i m ącić 37 w jej imię podjęta, p e łn a pośw ięceń i w alk, nie zd o ła zag łu szy ć tego g ło su w ew nętrznego , k tó ry w pełnenr poczuciu praw sw oich w o ł a : „chcę szczęścia!“ Jud y m nie je s t f a n a t y k i e m idei, ró w n ież ja k Raduski. Idea nie sta je się d la nich m a n ją w yłączną , p och łan ia jącą w szystk ie siły d u cha i w szystk ie p ragn ien ia . F a n a ty k typow y (pojęcie zda się raczej abstrakcy jne , niż p sy ch o logicznie praw dziw e) to jed n o stk a , d la której p o jęc ie szczęśc ia o sob istego z ra s ta się n iepodziel nie z pow odzen iem idei lub przynajm niej z p racą dla niej. F a n a ty k n ie zn a co to w ahan ie , zw ątp ie nie, idzie on zaw sze do jed n eg o , je d y n e g o celu, 0 jed n em tylko pam ięta, a o reszcie, ogarn ia ją cej ca ły św ia t w łasnych , pow szedn ich , o g ó lno ludzkich p ragn ień — zapom ina. Ż ycie d u ch o w e takiego człow ieka je s t n ad e r p roste , po w ik łań psycho log icznych nie posiada. D usza fanatyka zbliża się do d u szy dziecka i jak o tem at je s t ła tw ą do ujęcia. - W ie lk ą tru d n o ść za to p rzed staw ia p raca nad ujęciem takich ch a rak te ró w ja k Jud y m lub R a d u s k i : ponad w szelk iem i w alkam i zew nętrz nemu g ó ru je w nich w a lk a i p raca w ew n ętrzn a ; pam iętać oni m u szą n iety lko o p racy dla idei, ale i o zach o w an iu w sob ie tej idei. T a o lbrzy mia, p o d w ó jn a praca, pe łn a k ląsk zew n ętrzn y ch 1 gorzkiej św iadom ości o n iem ocy w łasn eg o d u cha, czyni z tych b o h a te ró w Ż erom skiego p o 38 staci tragiczne, tern bardziej w strząsa jące, że są w yjęte z życia codziennego i m alow ane b arw am i szarem i szarego życia w sp ó łczesn eg o . G dy się w ym aw ia słow o, „m ęczennik idei“, m im ow oli sta je nam przed oczym a P rom eteusz p rzy k u ty do sk a ły i setki po d o b n y ch sym bolów , u ję tych ju ż od w ieków w szatę artystyczną , szatę tradycyjną, o której nie każdy p o e ta zd o ła zapom nąć, gdy zapragn ie odw ieczny tragizm du ch a ludzkiego p rzelać w form y w sp ó łczesn e . T o też m ało posiadam y postac i trag icznych obyw ających się bez k o tu rnów , bez tradycyjnej deklam acyi i p rzeró żn y ch n ad zw yczajności ; s ta ją się śm ieszne, gdy się je p rzem ocą w tłacza w w arunk i życia pow szedn iego . U Że rom skiego tragizm ten je s t zup e łn ie p raw dzi w ym , szczerym . Kim że są jeg o postac i trag i czne ? R aduski, to człow iek, k tó ry po d ługiej, m u sow ej tu łeczce zdała od k raju , pow rócił do o j czyzny z n iezłom nem postanow ien iem pośw ię cenia się. p racy d la d o b ra ogó łu . Ale nie m arzy o „szerokim te ren ie“, o „rozległym w p ły w ie“ — nie posiada w y g órow anej a m b ic y i: z ak ład a pisem ko na prow incy i i chce je p row adzić w d u chu „św ia tła“ ; w p ły w sw ój chce szerzyć w sk rom nych gran icach in teligencyi łżaw ie - ckiej. D ok tó r Ju d y m chce być tylko „dobrym le k a rzem “, nie rzu ca się n a ca ły św iat, nie cze- pi a się tego w szystk iego , co go w o taczającem 39 życiu razi i' boli — pragn ie ty lko i żąda, by d bano o zd ro w ie i ży c ie ludzkie. A chociaż tak ie postaw ien ie kw esty i ró w n a się zasadn iczem u p ro testo w i przeciw ko ca łem u życiu w sp ó łczesn em u , je d n a k w praktyce, w p racy codziennej Ju d y m nie w y k racza pó za bezpośredn io do tyczące go ja k o lekarza sp raw y hygieny .' P ierw sze starcie je g o ze św ia tem d o tyczy ło roli spo łeczno-m ora lnej, ja k ą w e d łu g niego, lekarz o d g ry w ać pow in ien w życiu spo łecznem . W C isach w szy stk ie siły jeg o p o ch ło n ą ł szpital, chorzy i w alka z adm in istracyą C isów o zezd ro w ien ie okolicy . Judym je s t p rzedew szystk iem lekarzem , natu ra ln ie posiada on idee w jak n a jsze rśzem znaczen iu spo łeczne , one są „siłą p o rusza jącą" je g o 'z a b ie g ó w oko ło hyg ieny ludu , ale, pow tarzam , w p racy , i w alce codziennej, w alczy on o rzeczy w yraźne, p rak ty czne, będące raczej w yrazem jeg o osob istych uczuć, niż program em jak ie jś spo łeczn e j dok tryny . T ak i s to su n ek do zadań i p rac ideow ych czyni z Ju d y m a i R aduskiego nie ja k o w e ś je dnostk i a rcyw yją tkow e, jak ie zw ykle b y w ały u nas bohateram i eposu sp o łecznego , lecz p rzedstaw ia nam ich jak o postac i w zięte w p ro st z życia, z pośród leg ionu ludzi czynu , k tó rzy s tan o w ią bardzo m ałą o d se tkę w kazdem sp o łeczeństw ie , niem niej je d n a k istnieją. R aduski i Ju d y m są sym bolem tych sił sp o łeczn y ch . rozp ro szo n y ch w śró d „m otłochu ego istów ". Je 42 / ś w i a t sw ojem nędzńem istn ieniem , ze w reszcie zm u sza ją go do pośw ięceń.:.. Ju d 3'm w ie do brze, kto je s t w innym tych n ęd z ; w ie, k to zm u sza go do w iecznego tru d u ; je d n a k ż e n ienaw iść jeg o nie zw raca się ku tym w inow ajcom ,, lecz zw ala się n a tych w łaśn ie , k tó rzy cierpią. D la czego ? Bo Jud y m je s t su ro w y m sędzią sw oim , w ie, że i on zaró w n o ja k w szy scy w y b rań cy .losu, je s t o barczony w in ą spo łeczną . "Winę tę czuje dotkliw ie, m usi ję. zm yć p racą całego ży cia, w ięc czuje n ienaw iść ku tym , k tó rzy m ają pożreć całe jego . szczęście. Żal m u życia sw o bodnego , spoko jnego , ża l m u szczęścia, w ięc n ienaw idzi nędzy, jak o sw eg o w ro g a o sob i stego. „To mój ojciec, to m oja m a tk a “ — — szepce Judym , w idząc ludzi pracy , m yśląc . o tern, że oto są isto ty ludzkie, k tó rych życie ca łe u p ły w a w ciężkiej pracy, a s ta ro ść w nę dzy i poniew ierce; Ale to nie m iłość odzyw a się w nim sło w am i E w angelii — to n iezapo m niana k arta je g o życia, n a której nap isano „nędzarzem i n ęd zark ą byli rodzice tw o i“ . Judym w ie, có to je s t nędza, w ie jak im 'to cu dow nym trafem i jak im i w ysiłkam i w y d o b y ł się on z „m o tło ch u “ . M otłoch p o zo s ta ł jak im był i będzie istn iał w ieczn ie w raz ze w szy st- kiemi nędzam i sw em i, jeżeli — jeżeli n ie o p a m iętają się ludzie.... W izy a „m o tło ch u “ n ieraz ukazu je się w yob raźn i Ju d y m a i w szy stk o , co go odpycha, co m u je s t w s trę tn e m , n ienaw i- 43 stnem," zrosło się z tern po jęciem „m o tło ch “ — i dla tego m o tło ch u pośw ięca się całkow icie, n iepodzieln ie. Ju d y m je s t dla siebie bardziej o k ru tn y niż R ad u sk i; nie p o zw ala on sobie na żadne ukochan ie osob iste , na ż ad n ą m iłą sercu troskę, ja k R ad u sk i, k tó ry w y ch o w u je dw ie sierotki. Jud y m w osta tn iem p aso w an iu się ze so b ą ogarn ia m yślą siły sw o je i sp raw y , k tó rym m a s łu ży ć ■— i dochodzi do p o nurego w y roku : m uszę być sam . Jeg o Jo asia b y łab y d lań w y ją tkow ą, z tysiąca kobiet w y b ran ą kobietą, b y łab y je d y n ą to w arzy szk ą doli i niedoli dla takiego ja k on cz łow ieka. A je d n a k Jud y m roz staje się z nią. Bo czuje n ielitościw ie ja sn o s łab o ść w ła sną, w ie że ogn isko , d o m o w e sw em łag o d n em ciepłem przetap ia farysów . idei na pospolitych filistrów . Jud y m rozum ie ca łą n iep rzep artą siłę tego w p ły w u . . C złow iek idei m usi być bezd o m n y m — m ów i Ż erom ski. B ardzo g łęboko zastan o w ić by się w y p a dało nad tym w yrokiem , by o rz e c , czy je s t 'słusznym , czy należy do tych n ie lito śc iw ych praw d, k tóre rząd zą naszcm „zbó jeck iem “ ży ciem. C zy p raca d la idei nie m oże dać szczęścia uśm iechu , czy nie m ożna je j pogodzić bodaj ze sk rom nem i pragnien iam i szczęścia o sob istego ? C zyż idea n ieodw ołaln ie m usi być dla cz łow ieka W łosienicą p rzykrą, k tó rą do g ro b u nosić trzeba, 44 czy m usi być m adejów em łożem i ła w ą k a to w sk ą dla najsz lachetn iejszych du sz ludzk ich ? T ak być m usi — tw ierdzi s tan o w czo au tor. T a k być m usi — teraz — za czasó w na szych. W ieki p rzysz łe m ogą m ieć sw o je w ła sne, szczęśliw e i p rom ienne zrycie ideow e — nasze czasy, gdzie cz łow iek idei p racu je w śród m iljona egoistów , m u szą być d la Ju d y m ó w cie m ne i sm u tne . T y lk o p o n u re odosobn ien ie od tej używ ającej po ło w y św ia ta zd o ła zach o w ać w człow ieku idei jeg o o d p o rn o ść na p o k u sy św ia ta i pod trzym ać w nim siły ducha. I n a ostatn iej s tro n icy „B ezd o m n y ch “ Ju dym oddala się w ciem ną p rzy sz ło ść bez na dziei szczęścia,- n aw e t bez nadziei, by jeg o w y siłki nad ludzk ie i s tra szn e ofiary m iały jak iko l w iek w idoczny w p ły w na bieg sm u tnych sp raw ludzkich, by choć o od rob inę p o su n ę ły ko ło św ia ta w k ie runku lepszej p rzyszłośc i. Judym w zab iegach sw y ch nie sp o strzeg a ow ego „pro m ien ia“, k tó ry posiad ł R aduski. R aduski w ierzy , w „dobry kącik ludzkiego se rc a “; w ierzy, że dw ie sierotk i, k tó re w y c h o w uje, b ęd ą ju ż m atkam i poko len ia lepszych lu dzi; w idzi w szędzie ob jaw y ro d ząceg o się n o w ego życia i to ju ż n ap e łn ia go o tuchą . Judym w y m ag a od siebie w ięcej i przenikliw iej pa trzy w życie i po trzeby jeg o . Z d a się, a u to r chciał tu w’ postaci R aduskiego i Ju d y m a w cielić dw a od ręb n e pojęcia idei s p o łe c z n e j: p ie rw szy je s t przedstaw icielem idei z ro d zo n e j w śró d klasy 47 C zas n asz w y tw arza zaró w n o sch y łk o w có w P łoszow sk ich , ja k i rw ących się do czy nu, zd ro w y ch m oraln ie Ju d y m ó w . P ierw si są synam i zasty g a jąceg o ju ż pow oli starego św iata, tacy ja k Ju d y m rozp o czy n ają n o w y okres w dziejach lu d zk o śc i, ok res w p ro w ad zan ia w czyn i życie tej w ielkiej idei, k tó ra przed w iekam i zasiana , do jrzew a dopiero za dni n a szych. Jud y m je s t jed n y m z p ierw szych pio n ierów tego ru ch u m oralnego , do k tó rego n a leży p rzyszłość , je s t postac ią sam otną , trag i czną . Nie m iał on pop rzedn ików , k tó rzyby m u torow ali d rogę, nie m a towarzysz}- p racy i n ie- sp o d z iew a się, b y m iał następców . Je s t p ierw szy m osobnik iem now ego g a tu n k u ludzi. T e ciężkie, p e łne sm u tk u i cierp ien ia n a rodziny „now ego cz ło w iek a“ Ż erom sk i odczu ł i oddać potrafił. p t a m i s l a w P r z y b y s z e w s k i W E D Ł U G M IE D Z IO R Y T U A N N Y C O S T E N O B L E STANISŁAW PRZYBYSZEWSKI NAPISAŁ ZYGMUNT BYTKOWSKI 52 czenie. Ż elazne drogi i w o d n e szlaki łą c z ą na j dalsze k rańce, g ło s ludzki zap o m n ia ł daw no , co oddalenie. P rzysp ieszy ło się n iesłychan ie tę tno życia um ysłow ego , w zm o g ły się i pom n o ży ły w n iebyw ały sp osób n u rto w an ia p rąd ó w ideo w ych. P o w sta ją w iry i za to ry , chw ilow e zes trze lenia i zgęszczenia . T o tu , to tam g w a łto w n y ruch fal w yrzuci na pow ierzchn ię g rono a rty s tó w najróżno rodn ie jszego pochodzen ia . K ażdy z nich przynosi sw e ideały , sw e w ierzen ia i sw ój ustró j a rty styczny , sw ój organizm n e r w o w y i sw ą o jczyznę w sobie odb itą i k rew sw ego ludu. I p o w sta ją now e p rądy m yśli i p rzek o n ań , now e n u rto w an ia — a p rąd y te łam ią się z m iejscow ym i, z daw nym i. Z dalekich zaś, innych ogn isk co raz to n o w e n ap ły w a ją fale i w zm agają to k rzyżow an ie się w n iesk o ń czo ność. C zyż dziw , że tru d n o ob jąć szybko k ieru nek i znaczen ie , począ tek i p o ch o d zen ie w szech tych w nieustającej przem ianie i kolei w z n o szących się i o p ada jących ru c h ó w — poznać, co ruch, a co o d ru ch ? — Że patrząc w je d n ą stronę, nie w idzi się m nogich linii, ze w szech innych stro n b ieg n ący ch ? — Ż e sąd nasz i zdanie są je d n o s tro n n e ? — B y w szech stro n niej w idzieć trzeba oddalen ia . — T eg o je szcze nie ma. 53 B yło to oko ło roku 1890, g d y m iędzyna ro d o w a taka g rom adka zna laz ła się nagle w Berlinie. Byli tam zastęp cy d aw nych szk ó ł i g łosiciele n ow ych id e i; ludzie o zn an y ch ju ż im ionach i ta len ty sobie sam ym tylko znane, k tó re je d n a k grom kim g łosem o imię się dopo- m inały. Byli literaci, poeci i artyści, przyszli d y r e k to row ie scen , red ak to rzy i w y d aw cy . Nie w iele mieli idei w spó lnych , a te k tó re chw ilam i b y ły w spó lne , m iały się w k ró tce p rze istoczyć na dyam etraln ie przeciw ne. A le b y ł ruch i życie. S erca biją g łośnem tętnem , w g ło w ach się pali. P o w sta ją różne stow arzyszen ia , m iędzy innem i „D urch“ i F re ie „B ü h n e“, a potem zn an y m ie sięcznik tejże nazw y. R eform atorzy do w o d zący są jeszcze pod panow aniem obcych w p ły w ó w natu ralizm u francuskiego i pó łnocnego , ale ró w n o cze śn ie inna g ru p a w ła sn y c h szu k a haseł. A rno H olz o g łasza w yniki sw y ch dociekań nad p raw am i ko n sek w en tn eg o naturalizm u. T ezie Zoli : „une oeuvre d'art est un coin de la nature vu à travers un temperament“ przeciw staw ia sw o ją „sz tuka m a tendencyę stać się n a tu rą i czjm i to w m iarę sw y ch . śro d k ó w i ich uży c ia“ . S tw arza szkołę. P o w sta je specy a ln o ść niem ieckiego n a tu ralizm u, tak zw an y „Secundenstil“. N aturalizm francuski o d k ry w a ł n o w e św iaty trag izm u. S zed ł zach m u rzo n y nap rzó d i zag łę biał su ro w y w zrok bezw zg lędnego sędziego 54 w najta jn iejsze o h ydy i p o tw o rn o śc i, czające się pod g ład k ą p ow ierzchn ią życia i karcił. Jego p o zo rn a bezstro n n o ść by ła je d n a k tylko m ask ą p rzy b ran ą dla pokrycia w nętrznego o burzen ia i g n iew u w ie lk ieg o ; m ask ą p rzy b ran ą po to jen o , by m ódz tern silniej g ro m ić , tern silniej uderzać. Inaczej naturalizm niem iecki. Nie z rodziła go w ielka n am ię tn o ść , nie d rg a ł w nim ta jem ny g ło s o bu rzen ia i p ro testu w a rs tw podziem nych , w a rs tw u p o śledzonych u k ład u spo łecznego . P o w sta ł z reakcyi przeciw ob łudnej lub dziecinnej s łodk o śc i epoki epigo- nizm u, przeciw jeg o m anierze u p iększan ia rze czyw istości przez fa łszow anie — sz u k a ł w ięc tylko p raw dy , lub tego, co za p raw dę uw aża ł. T o też z początku przynajm niej p o jm o w ał do sło w n ie i s to so w a ł z o g ro m n ą p ed an te ry ą hasło b ezstro n n o śc i rzucone p rzez naturalizm francu ski dla pokrycia sw ych p raw dziw ych celów . Z resz tą Z ola nie k ry ł się n a w e t do p ew nego stopn ia ze sw ą stronnością . Jego n a tu ra m iała przejść p rzez p ry zm at osobistości. H olz w y p ę dził osob istości ze św ia ta sztuki. T y lk o „śro d k i“ i um ieję tność w ich użyciu decy d o w ać m ają o w artośc i dzieła. Z d rob iazgow y d o k ład n o śc ią no to w ać m iano chw ilę p o - chw ili życia pow szedn iego , s tw orzyć jak najw iern ie jsze jeg o odbicie. W ie r no ść w ięc ty lko i d o k ład n o ść — poza niemi nic. Było to oczyw iste b an k ru c tw o , tw órczości. Jak o takie p rzed staw ia się też p roces p sych i 57 koholem , uciecham i m iłosnem i do s tan ó w eks ta tycznych je s t ob jaw em n iedoboru s ił życio w ych , n iedoboru , k tó ry m a być z ró w n o w a żo n y sz tucznem i podnietam i. Ale życic m ści się. N astępu je przeb ieg typow y , k tó ry dla n a szego stu d y u m w arto p rzypom nieć sobie; N erw y b iczow ane ciągle pono w n ie do szalonej ekstazy tęp ieją z czasem zupełn ie . Z apad nerw ow y , stan tępego p rzygnęb ien ia sta je się z czasem n o r m alnym , zw yczajnym . A ciągłe to przy tęp ien ie ne rw o w e sp ro w ad za d alszy uw iąd instynk tów , p o p ęd ó w ż y ć io w y e h , p o p ęd ó w spo łecznych . Z an ika sto p n io w o poczucie m oralności, etyki, honoru . 1 rzecz ciekaw a, ty lko jed en popęd d ługo je szcze zw ycięsko op iera się ogó lnem u zn i szczen iu : popęd tw órczy . W szy stk o m arnieje, o n jed en trzym a się, jak o b y ca ły o sta tek sił życiow ych ze śro d k o w a ł się n a tym ostatn im p o ste ru n k u i b ron ił go z zacię tośc ią rozpaczy . I o to w idzim y c iek a w e 'z ja w isk o . P rzez to sk u p ien ie n a jed n y m punkcie w szystk ich sił czuje się osob istość , której jaźń także się n iejako ze- śro d k o w ała na tym punkcie , bog a tą w siły , bo nie w idzi, ja k op u szczo n e są inne punk ty . W tern szczegó lnem z łudzen iu nie od czu w a żad n eg o b raku , lecz w spo tęg o w an ej pe w ności siebie u w aża w szy stk o to, czego jej b rak za n iew ażne, za n iepo trzebne, w p ro s t n ie dorzeczne, g o d n e pogardy . S tąd ta ch arak te ry styczna , z jad liw a iron ia takich osobistości, to 58 górne natrząsan ie się ze w szystk iego , co d ru gim je s t cenne. S tąd to n iesłychane poczucie w yższości nad słabym , norm alnym m ózgiem , m ające pozo rn e uzasadn ien ie w tern, iż za m ózg „no rm alny“ u w aża m ózg pospo litego cz łow ieka, co jed n ak o w o ż nie je s t w cale to sam o. Ale poza tą p o zo rn ą pew n o śc ią siebie kry je się często g łęboki tragizm zup e łn eg o zw ątp ien ia . W chw ilach -— aż n ad to częstych — p raw dziw ego sa tn o p o zn an ia w id zą takie je d n o stki c a łą o g ro m n ą przepaść, istn ie jącą m iędzy tem, czego pragną, a tern, co osiągają. I w idzą też w ted y ze s tra szn ą ja sn o śc ią ca łą m arność tego ich ży c ia , zap ad a jąceg o po chw ilow ych un iesien iach i na tchn ien iach w stań tępego , bez w o lnego pod d an ia się , 1 w id zą też, że pozo rne bo gac tw o sił, to m ajak, że p o z a tem w s z y s t- kiem zieje, o k ro p n a próżnia. I chcieliby um knąć, uciec ja k najdalej od tego życia, k tóre w iodą, od w szelkiej pow szedn iości życia, w y rw ać się z tej sale Corvée de la vie.... w k rainę u łudy . „Ich bin der K önig von S am ark an d “ .... w o ła jed en , „śnił, by ł k ró lem ,...“ w o ła drugi, ale czu ją dobrze, że to . tylko sen . 1 z tego g łęb o kiego poczucia ro zb ra tu m iędzy te m , co jes t, a tem, o czem śnią, bierze początek o w a nie sk o ń czo n eg o sm u tk u pełna ' tęsknica, k tó rą tch n ą ich dzieła . Z niego p łynie też p o znan ie niezli czonych sp rzecznośc i w szelk iego istn ienia. Co je s t życie ? : Co szczęście ? C zem u szczęście osią gnięte, szczęściem .'być. p rzesta je? Co je s t trw a 59 nie, czas, w ieczność , co zn ikom ość, tęskno ta , co p rzesy t, w s trę t? T a k p y ta ją pe łn i trw ogi i od w raca ją się z tem w iększcm znużen iem od życia.... 1 o to m am y g łó w n e ak o rd y tej rozd ra żniającej sym fonii n astro jów . P rzerzu can ie się z jed n e j o sta teczności w d rugą, w ieczna gon i tw a z a n o w o śc ią i s z a lo n e , nadę te lekcew aże nie daw n eg o , n iepew ność ju tra i w ielka p e w n o ść siebie, za ro zu m ia ło ść i p o g ard a siebie s a m e g o ; po ryw y , zapal i zn iechęcenie , z n u że nie, w s trę t i ob rzydzenie , a ponad w szystk iem .gó ru jąca w ielka, n iep rzep arta tę sk n o ta ku w y baw ieniu , p ragn ien ie cudu. Z tak iego tła w y ło n iła się postać, której p ierw sze w ystąp ien ie by ło g w ałto w n y m o d ru chem — Polak, S tan is ław P rzybyszew sk i. U m ysł bystry , su b te ln y i g łę b o k i; d ar analizy przy sk ło n n o śc i do sy n te z o w a n ia ; w y o braźn ia żyw a, ruch liw a, n iespoko jna i n ieok ie ł zn an a ; n e rw o w a p o b u d liw o ść i w rażliw ość prze ch o d ząca w p rz e c z u licę ; zap a ln o ść przy b raku m ęskiej siły — w szy stk o to razem sk ład a się na du szę p e łn ą w ew nętrzne j rozterki, p rzerzu cającej się nag le ze s ta n u eksta tycznego p o d n iecenia do s tan u zu p e łn eg o zgnęb ien ia — d u szę, k tórej zasadn iczym akordem je s t n iezdol n o ść życiow a. S yn ziem i m alarycznej, po to m ek rodziny starej, k tórej je d e n z o sta tn ich c z ło n ków zm arł na delirium trem ens, dziecię w p ó źnym w ieku sp ło d zo n e , n au czy ł się P rzyby :62: s tu d y u m o H an sso n ie z n iesłychan ie su g g esty - w n ą siłą. Ale czy nie stąd g łów n ie o n a pochodzi, że są to odk rycia n iety le w czyjej duszy , ile raczej w je g o własnej-. N a trw ogę w o ła ło w jego w łasn e j d u szy i d latego ją tak dobrze p o jm ow ał u innych. I ja k sto jącego nad zaw ro tn ą p rzepa ścią trw o g ą n iepow strzym an ie do g łęb i w trąca , tak on rzu c ił się z ro zp aczą s trach u w o tch łan ie rozw iera jące się przed nim . T a k p o w s ta ł w nim k rzy k o sz tu k ę nagiej duszy . C zy da m u o n a odpow iedź n a pytania, k tó re go n ęk a ją? C zy m usi to czynić? — Gdy ton ący n a pełnem m orzu zdała od w szelkiej p o m ocy ludzkiej — przed ostatn im w ysiłk iem je szcze z piersi sw ej dobędzie s tra szn y k rzyk gi nącego życia, czy śm ierte lne to w o łan ie m a zbaw ien ie m u przyn ieść? Czy też trw o g a w nim krzyczy , bo k rzyczeć m usi? — T a k tw órca , gdy g o d ław iący s trach życia pochw yci, do krzyku g ło s podnosi, bo k rzyczeć m usi. * * * Ze sz tu k ą d u szy naturalizm niem iecki taki, ja k go H olz p ro p ag o w a ł nie m ógł m ieć nic w spó ln eg o . B yła to sz tu k a pow ierzchni, nie g łęb i. A le natu ralizm ten m im o ro zp o czy n a ją cego się o p o ru p an u je nad um ysłam i. Jeg o zd o bycze : bezw zględna, b ru ta ln a szczerość, k ry ty cyzm , nam iętne rozm iłow an ie w ścisłości, choćby pozornej, b y ły bezw iedn ie p rzy sw o jo n ą w łasn o śc ią ów czesnego pokolenia. Je s t n ad to p raw o psychologiczne, ¿e im g w ałto w n ie jsza je s t jak aś reakcya, tern w ięcej zaw iera w sobie z tego przeciw czem u reagu je , z p oczą tku p rzy n a j m niej. N am iętną reak cy a p rzeciw natu ralizm ow i by ło p ierw sze w ystąp ien ie P rzybyszew sk iego , a le drogi, k tórem i chodził, by ły drogam i n a tu ra li zm u. W p o szuk iw an iu sztuk i nagiej d u szy zn a j du je naturalizm psychiczny , od tw arzan ie ściśle zaana lizow anych s tan ó w duszy . Z m ateryalnym naturalizm em m iał ten naturalizm tylko n iejako w spó ln o ść m etody n o to w an ia szczegó łow ego zdarzeń każdej chw ili (SecundenstiD . Z darzen ia te je d n a k ż e nie b y ły zew nętrzne, lecz w ew n ę trzne — zdarzen ia duszy . W sp ó ln em też było h asło b e zw zg lęd n eg o . b ru ta lnego w yp o w iad an ia p raw dy , zerw an ia ze sposobem idealizow ania w ła ściw ym poprzedniej epoce ep igonów niem ieckich. Ale do m etody n a tu ra listycznej p rzy b y ł też czynn ik prze ję ty po części od m istrzów , u k tó rych się P rzy b y szew sk i po raz p ierw szy sp o tk a ł z p o ezy ą duszy , ale n a tu ra lizm ow i nie m ieckiem u w p ro s t w ro g i: l i r y z m . P rzed p o w szedn iośc ią życia codziennego , p rzed w szy st- kiem tern, co w życiu od trąca ło p rzeczu loną jeg o duszę chcia ł P rzy b y szew sk i uciec w sztuce. W ięc um knąć w m istyczne k ra in y czaró w i z łu dzeń , s tw o rzy ć życie sza łó w i b łędnych upojeń . S za ł i u p o je n ie ! W szak że to by ło tre śc ią zew n ę trzn eg o życia całej tej g rupy , z k tó- 64 rej w yszed ł. Ale po upo jen iach n as tęp o w a ł stan tem w iększego zap ad u , nerw o w eg o przytępienia. N iezdolność życiow a ja w iła się n ag a przed jeg o św iadom ośc ią czasem w strę tn a . Z tak ich s tan ó w przygnęb ien ia i z n ienasyconego , bezsilnego p ragn ien ia p o n o w n y ch w zlo tów , z rodz ił się ów nam iętny patos, co pod zew n ę trzn ą p o w ło k ą natu ra lizm u bił g łu ch em tę tnem ju ż w p ierw szych dzie łach P rzybyszew sk iego , w yb u ch a jąc czasem k rw aw y m i p łom ien ia mi. T a k n a tu ra lis ty czn e o d tw arzan ie .zd a rzeń du szy p rze ry w ają raz w raz w y b u ch y ! liryzm u i p a to su i z niem n a dziw nie n iejednolitą sk ła da ją się całość. • -* ** „Z ur Psycho log ie des In d iv id u u m s“ na zy w a P rzy b y szew sk i d w a s tu d y a z tego" czasu . „C hopin und N ie tzsche“ i „O la H a n sso n “ . Jako indyw iduum ro zu m ian a tu jes t, zgodn ie z o sta - tniem i tendencyam i socyo log ii w y o d ręb n io n a ze sp o łeczeń stw a o so b isto ść czyli gieniusz. G ieniusze w ty tu łach nazw ane , o d tw arza ły zdan iem P rzy b yszew sk iego po raz p ie rw szy n a g o s ta n y d u szy. Ja k w idzim y stan o w isk o je d n o s tro n n e z a palczyw ego bojow nika, tak jed n o s tro n n e , że w y p acza poglądy , k tó reb y m o g ły być g łębokim i, że sp raw ia , iż ca ło ść czyni w rażen ie sz tu c z n o ści. G łęboka analiza , p e łn e m iłości w g łęb ien ie się w psycho log ię postac i ry so w an y ch , ja s n o w i 67 m ajaczeń nie śc igają się ju ż tak bez zw iązku , ję zy k i sposób p seu d o -n au k o w y „śc is łeg o “ o d tw arzan ia ty siącznych chorob liw ych s tan ó w psy ch icznych p rzechodzi zw o ln a w e form ę litycznej im presy i nastro jow ej. I zd row szym je s t też o so bnik, k tó rego d u sza się w nich objaw ia. Nie zab ił w sobie płci, ale d o zn a ł ro zczaro w an ia w m iło ści — m otyw ju ż bardziej ludzki. — I n a tle tej boleści rozb rzm iew ają p ełne sm u tk u n ieskoń czonego śp iew y o rozkosznem cierpieniu m iło ści i odw iecznej m ęce istn ienia, o tęsknocie mi łosnej i tej w ielk iej tęsknicy , co sam a so b ą ist nieje, „co m yśli tw ó rcy kojarzy , ręce ku B ogu w yciąga, m ózg traw i rządzą, poznania , o bolesnej a odw iecznej tęsknocie by tu , w iecznym n iep o koju a ro zk o szy “ ... N u ty te od tąd w nieprzeli czonych w arjacyach i co raz w iększem ro zp o tę - żn ien iu dźw ięczeć m ają w e w szystk ich u tw o rach P rzybyszew sk iego . Je s t ju ż w tym m iejscam i przedziw nie p ięknym poem acie ow o rozm od lone rozk o ły san ie się, ów ry tm iczny lu do w y ch m o d łó w spadek , o w a m iękka śp iew ność i s ło d y cz języ k a , je s t g łęboki czar sw ojsk ich obrazów , je s t ca ła rzew ność nastro ju , k tó re nas w późniejszych u tw o rach tak zach w y cać będą. Ale obok szczątków d aw nych b łędów są ju ż i zaczątki now ych. * * * W „T o ten m esse“ i w e „W igiliach“ w idzim y p o ró d dw óch g łów n y ch m otyw ów , zaw artych 5* 68 w sło w ach s e x u s - p ł e ć * ) i b ó l i s t n i e n i a (trw oga życiow a). M otyw y te p o czyna ją o d tąd s łu ż y ć za g łó w n e tło d la w szystk ich u tw o ró w P rzy b y szew sk ieg o . Z nich w y łan ia ją się d a ls z e : u k o ch an ie cierpienia, jak o takiego i satan izm ; n ienaw iść kobiety i n iep rzeparta , w ieczna, ciągle p o n o w n ie po w szech zap ad ach w sobie p o w sta jąca tę sk n o ta ku zespo len iu d w u d u sz w jed n o ść , za w y ższą syn tezą , za un ie śm ierteln ieniem się w tern zjednoczen iu . P onad w szystk iem zaś dom inu jąca tę sk n o ta cu d u . Nie da się zaprzeczyć, że pode jm u jąc te m o ty w y s ta ł się P rzy b y szew sk i jed n y m z na j po tężn ie jszych tłóm aczów treści uczuciow ej n a szej epoki. W szech m o cn e poczucie bezgran icznego bolu istnienia, to nie ty lko o b jaw słab o śc i n a szej epoki u p ad k u i z ap ad u n erw ow ego . Je s t ono jed n o cześn ie now em , in tu icyjnem u p ozna niem. W głuchej w alce ze zag ad k ą w szelk iego i w łasn eg o bytu , darło się życie pop rzez w sze *) Przybyszewski tłumaczy słowo Geschlecht, sexus, le sexe, raz przez p ł e ć , drugi raz przez c h u ć . Naszem zdaniem słow o płeć — jakkolwiek n ie utarte jeszcze w teni wyłącznem znaczeniu — wystarcza. Prawda, że ję zyk połski mógłby mieć na to słow o wspaniałe ze względu na swój żródłosłów, a zarazem i obrazowość, a m ianowi c ie : r o d z a j (ród, rodzic, rodzić, przyroda), słowo to je dnak jest niestety zbyt wyłącznie używane w innych za stosowaniach. 69 form y sw y ch syntez, p rzez cza rn ą n o c ciem no ści, z upo fnem , zaciekiem zapam iętan iem się ku poznan iu . A ilekroć m u się zd aw ało , że ju ż św it idzie, ilekroć gdzieś w dali, n a kresach g ęste m roki rzedn ieć się zdaw ały , ilekroć z roz paczonej ludzkości ze zd ław ionej k rtan i .rado sny. ok rzyk „h eu rek a“ się w y ry w ał, ty lekroć o k ru tn a noc n ieznanego , ow o stra szn e m are te- nebrarum tern silniej się zw iera ło i zn o w u zgnę b iona ludzkość zap ad a ła w sw e tępe szam ota nie się i tylko dalej p a rła się, bod ła nocy w ały z daw nym rozpacznym uporem , zaciek łością, zapam iętan iem się... N ieraz ju ż w dziejach lu dzkości s ło w o „ból is tn ien ia“ w ychodziło na czo ło in tu icy jnych zak lęć i w ró żb w e w alce 0 poznan ie . N ieraz ten w ykrzyk potężniej, roz- paczniej ro zb rzm iew ał — ale m oże jeszcze ni gdy nie by ł w yrazem takiej bezdni m elancholij nego sm utku , ja k w naszej epoce. U porna, bez- pam iętna w alka o poznan ie w zm o g ła n aszą w ie dzę w sp o só b n iesłychany . Raz w raz zapada ją gdzieś w g łąb , roz tap ia ją się w nicość szranki 1 zapo ry do tąd n ieprzełam ane. Z m ysły d okazu ją cudów , nic m asz d la nich g ran ic ni k resów . P rze la tu ją zaśw iaty , w n ika ją w najta jn ie jsze głębie: I o to , gdy na tle tej rozw ielm ożnionej, olbrzym iejącej z dniem każdym w iedzy, p o n o w nie, w y b u ch a krzyk : „ból is tn ien ia“, to krzyk ten inne ju ż m a znaczenie , niż ow e daw nie jsze . I kto w ie, czy w słowne tern n ie je s te śm y bliż szym i poznania , niż nam się zdaje? Gzy nie 72 rać oczy i z p rzerażeniem w iedzi ciem ności i n ie zg łęb ione o tch łan ie doko ła . A z nich p a trzą n a nie up io rn ie , bezruchom ie zielone oczy tysiąca sfinksów i nag le o p ad a go o k ro p n a św iadom ość, że ca łe je g o istnienie, to p o n u re pytanie, na k tó re nie m a odpow iedzi, to sfinks ok ru tny , k tó rego tajem niczy, w y zy w ający w z ro k o rozum p rzy p raw ia i w p rzepaść strąca . T a k pow sta je trw o g a życia. A za n ią idzie ból istnienia. I on dop iero się rodzi, g d y s iła życ iow a n iedom aga. J e s t-o n tak, ja k trw o g a życ iow a częścią p o znan ia . G dzie je d n a k ból ten dochodzi do tak n iesłychanej in tenzyw ności, ja k u P rzy b y szew sk iego , tam ju ż je s t odw ró cen ie poznan ia . D la psjm hologa je s t to ob jaw n iedoboru siły ży ciow ej. T ak im też je s t ob jaw em satan izm poety . Satan izm to n eg acy a życia, uc ieczka przed niem .. „W ym aż mię z tablic żyw ota , zap isz w księgę śm ierc i“ brzm iała s tra szn a fo rm uła sa tan istów . W y m azać się z życia ! Być, a ró w n o cześn ie nie być, p rzeczyć w łasn em u bytow i. Jak i s trasz liw y tragizm w tej sp rzeczności, jak a bezrnoc, k iedy p rzez to nam iętne przeczen ie so bie sam em u ocala się życie p rzed zag ładą . Bo czyż czem innem je s t ono , n iż o sta tn iem w y sił kiem życia gub iącego się w n iem ocy w oli. Ż y cie u rąga , z ło rzeczy sobie, bezcześci się, p rze czy s o b ie ,, aby ty lko w tern po tw o rn em od w ró ceniu w szystk ieg o w y ło w ić z ogó lnego rozbicia sił belkę, na k tó re jby się m og ło ocalić. „W ypisz 73 m ię z tablic żyw ota , zap isz w księgę śm ierci, a b y m m ó g ł ż y ć “ .,, w in n ab y by ła brzm ieć fo rm uła zupełna . T a k po jm ując sa tan izm lepiej z rozum iem y i sa tan izm P rzybyszew sk iego . B un t n iedom aga jącej s iły życiow ej. K ult B oga D obra, a w ięc tęsk n o ta ku d o b ru je s t ty lko uzupełn ien iem n a m iętnego przeczen ia jeg o sa tan izm u — oba z ro d zo n e z jed n eg o stan u n iezm iernego zn u że n ia życiem i p ragn ien ia w ybaw ien ia . D rugim dom inującym m otyw em poezyi P rzybyszew sk iego je s t m iłość p łciow a. M otyw ten p o w ta rza się co p raw d a nieco zb y t u p o r czyw ie i P rzybyszew sk i p rzep ro w ad za go zbyt jed n o sta jn ie . P rzeciw niem u k ie ru ją się też, w szystk ie praw ie — czasem n iezby t sm aczne — w ycieczki k ry tyków . O tóż p rzedew szystk iem je dno . C zy to nie zastanaw ia , iż m im o w ielokro tnych n aw o ły w ań ludzi trz jź w y c h m isteryum m iłości pozosta ło zaw sze u lub ionym m otyw em w szelkiej sztuki, k tó ra z resz tą z niego bierze początek ? Nie je s tże to w sk azó w k ą d la tych, co nie w iedzą o tem , że m isteryum to je s t treścią g łó w n ą w iększego m is te ry u m : " życia-istn ien ia ? W szak że w m iłości życie ob jaw ia najpotężniej sw ą w o lę trw ania , sw ą w olę un ieśm ierte ln ie n ia się. W niej m ieści się to, co n as łączy ze w szech życiem przed nam i i po nas, co łączy p rzesz ło ść z p rzyszłością . C zyż m o żn a tedy czy n ić poecie za rzu t z tego , iż m iłość o b ra ł za 74 g łó w n y tem at sw ej poezyi, jeśli n aw e t w ogó le z obioru tem atu zarzu t czynić w o ln o ? Nam zdaje się, że jeśli tu P rzybyszew sk iem u jak i za rz u t czynić m ożna, to za rzu t ten je s t całkiem inny. O to zdaniem naszem obchodzi on m iłość doo k o ła , b ezu stan n ie o niej m yśli, m arzy, m ów i — ale n igdy praw ie nie u jaw n ia jej jak o siły w sp o só b zadow ala jący . M iłość jeg o je s t bez silna. S zam oce się w sobie, a nic zdzia łać nie m oże. Nie tw orzy , nie k sz ta łtu je du sz — nie je s t po tęg ą ni tw órczą, ni też n iszczącą. Gdzie nią je s t pozorn ie — po bliższem p rzypatrzen iu się w idzim y, że w ład a ją tam inne m oce, k tó re tylko ko rzy sta ją ze sy tuacy i p rzez m iłość s tw o rzonej. W „Z łotem ru n ie “ na p o zó r m iłość w szech w ład n ie panu je , o n a k ieru je biegiem w y- , padków , o n a sp ro w ad za katastrofę . W rzeczy w istości je s t o n a ty lko narzędziem innej m ocy, k tó ra się w tym d ram acie iś c i : p rzeznaczenia . Nie o m iłość tu się rozchodzi, g d y sy tu acy a cu- dzo ło z tw a w po tró jnem p o k rzyżow an iu je s t p rzedstaw iona , ani też o cu d zo ło z tw o . A le o to, że p ew n e czy n y z że lazn ą k o n sek w cn cy ą w y w o łu ją p e w n ą sy tu acy ę , że przed nim i nie m a ucieczki. O kru tne w ład an ie bezlitosnej an an k e je s t tem atem tego w strząsa jąceg o dram atu . Mi ło ść sam a też w nim bardzo blado się ob ja w ia.... Z w ykle s tan o w i m iłość u P rzybyszew sk iego tylko tło w y lew ó w uczu c io w y ch i n astro jów , l u b . też m ajaczeń duszy , często ju ż bardzo zw y ro d - nich, p rzek sz ta łca się w p rzep ięknym poem acie „De p ro fu n d is“ w tem at g łów ny . Ju ż w za łożen iu s y m b o l: m iłość p łc io w a ro dzeństw a. Je s t g łęb o k a p o e ty ck a m yśl w tern, że to w łaśn ie tak ze k rw i sobie bliskie du sze są tem i jedn o stk am i, k tóre w ielka żądza z e sp o len ia się rzuca ku sobie. Ale g łęb szą je s t je sz cze m yśl d ruga . O to te dw ie d u sze z tak ży w io ło w ą i n ieu b łag an ą m ocą parte ku sobie, po w szystk ich , na jrozpaczn ie jszych w ysiłkach zaw sze i ciągle pono w n ie od siebie odpadają . N aw et w najgorę tszym szale m iłosnym , w najw iększem ro zpasan iu chuci, kiedy c iała w żelaznym uści sku się sp la ta ją i w n ik a ją w siebie, k iedy krew spólnem krążeniem oba c ia ła zdaje się obiegać, je szcze zaw sze różne te, acz pok rew n e dusze p o zo sta ją obce sobie. I g d y chw ila up o jen ia mi nęła , w id zą się zn o w u w yraźn ie każda so b ą i tylko sobą. K ażda ko ch a d ru g ą calem je s te stw em , ogarn ia j ą sw ą żąd zą tak ogrom ną, iż nic ju ż w niej nie p o zo sta ło krom tej ż ą d z y ; każd a chcia łaby w całości w ch ło n ąć d ru g ą w siebie, ab y p rzes ta ła żyć sam oistn ie , by nie by ła niczem innem , ja k tylko je j w tó rem i do pełn ien iem — a o to w idzi tę d ru g ą tuż przy sobie, ja k sam odzieln ie żyje i czuje, ja k ją n a w zajem m iłuje i naw zajem chc ia łaby ogarnąć, ja k się w ije z n ią za ró w n o w okropnej boleści n ad arem n y ch tych w y siłk ó w . I w e wielkiej rozpaczy , że nie m o g ą się posiąść doszczętn ie w m iłości, p o czy n ają się 78 w zajem nienaw idzieć — n ienaw iśc ią tak stra sz n ą — tak g łuchą , ja k n ien asy co n ą by ła ich m iłość... Aż zn a jd u ją je d y n ą drogę. — „ P a tr z ! W idzisz m orze ? Och ja k b y by ło s ło d k o i do brze leżeć w tw ojem objęciu n a dnie jeg o ! A le nie, n i e !... S am a p ó jdę sam a, sa m a “ — „T ak sa m ą — i ja sa m “ . I poszli — każd e z n ich sam o... A le w m orzu nicości znaleźli zespolenie, k tó rego za życia darem nie szukali. „ A g a j! M am c ię !... — W ie lka trag ed y a idei m iło śc i! Nie m asz zesp o len ia dw u dusz. N aw et m iłość, co je k ażd ą z o sobna , ja k p ły n n n y m etal przetapia, nie m oże ich stop ić ze sobą. A z tej tragedy i w y łan ia się d ru g a : tragedya sam otności. Z am kniętym w sobie św ia tem je s t każd a dusza . Z am knię tym grodem obronnym , obw iedzionym n iedostępnym i m uram i i row em przepaścistym , p rzez k tó ry m ost żaden nie w iedzie. A sam ot n ia tego zam knięcia boli ją i d ręczy, ale nie m asz z niej w y jś c ia ; m ost żaden , ni d roga p o d z iem na nie w iedzie d u szy do innych , sam a ze so b ą p o zo stać m usi w sw ej sam otn i, obca d ru gim, jak tam te onej. I to g łębok ie poczucie sm u tk u sam otnośc i sw ej w łasn e j, i obcości drugim je s t cząstk ą tre ści nastro jow ej naszej epoki. O bok m elodyi g łów nej o n iem ożności zesp o len ia m iłosnego brzm i ono w „De p ro fu n d is“ jak o cichy w tór, p e łn y g łębok iego sm u tku . •79 W przepięknym tym poem acie dochodzi P rzybyszew sk i do koncen tracy i i skończoności, jak iej już-w żadnym innym lirycznym u tw o rze nie osiąga. I je szcze jed n o w yróżn ia go od innych . • O to czystość, z ja k ą jeg o tem at ideow y z treści się w y łan ia . W spom nie liśm y ju ż o sym boli- cznem znaczen iu za ło żen ia : m iłości b ra ta i sió str}'-. -Nie u leg a dla m nie w ątp liw ości, że — św iadom ie, czy też nie — w yraz ił p rzez to po eta w ielkie p o k rew ieństw o tych dusz, ich zu p e łn ą na leżność do siebie. C harak te ry sty czn ą je s t w tym w zględzie a ry sto k ra ty czn a pog ard a ca łego św ia ta u obojga, a szczególniej g łęb o k a p ogarda , szy derstw o i w strę t, z k tórym sięA g a j o innych m ężczyznach w yraża . O boje czu ją się tak należn i do siebie, tak sam otn i w sw em o toczen iu , tak odcięci od niego, że m yśl o ka z irodztw ie zan ika pow oli, zupełn ie . S ta ją się n iew inni, ja k d w o je ro d zeń stw a z lu d ó w pier w otnych , „Dziś w idzę tylko A gaj przed sobą..., k tórą kocham p o n ad w szystko , m oże dlatego, ż e j e s t k r w i ą z m o j e j k r w i , c i a ł e m m e g o c i a ł a . . . . “ „T y nie w iesz, ja k d u m n a je s t m oja d u sza.... Nie patrzy łam na żadnego m ężczyznę, p rócz na ciebie.... N igdy n aw e t n a je d n ą ty siączną sek u n d y nie w p e łz ła do mej duszy m yśl o innym ..,. N ie je s te ś dum nym , że po sia d łeś tak ą duszę?.... T y , ty.... Krwi m oja.... m ężu m ój!.... 82 p u je p rzy o rgan icznem ich zespo len iu n ad to rozdzia ł tych m etod pom iędzy różne u tw ory . M etoda analizy naturalistyczriej p rzew aża w u tw o rach pow ieściow ych . W e w ielk ich p o e m atach p ro zą „De P ro fu n d is“, „N ad m o rzem “ i „A n d ro g y n e“ w szelk i ślad jej zag inął. L iryka w szech w ład n ie panu je , — p a to s i eksta tyczne upojenie. W nam iętnych podrygach , w nagłym , n iespoko jnym rytm ie huczącej naw ałn icy , w ro z w ichrzen iu o rg iastycznego sz a łu i na tchn ionego zapam iętan ia p łyn ie dykcya w sp a n ia ła ' w sw em zabarw ien iu , to ciem nem , sy tem , to o lśn iew ają- cem , to m ieniącem się chorym i o d b ły s k i; ciężka w sw ym sp ad k u k ask ad o w y m to n ó w pełnych , b rzem iennych w n ę trzn ą w r z a w ą ; p o tężn a w n ie sły ch an y m p rzep y ch u sw y ch o b razó w , w sw ej sym bolice i w e w strząsa jący m k rzy k u boleści. Jak o jej p róba, a zarazem niezw ykle p o u czająca ilu stracya naszej tezy o w spó lnym p o d k ładzie psych icznym dla m o ty w u b o i u i s t n i e n i a i m o ty w u m i ł o ś c i niechaj p o s łu ży n a s tę p u jący w y ją tek z „De P ro fu n d is“ : „A z k ip iącego o rk an u św ia tła w y ro s ła m u nag le s trasz liw a pieśń. „R ozpacz, ja k b y nad tysiącem o tw arty ch g ro b ó w . Jak b y się n iebo ro z tw orzy ło , a syn ■człowieczy z s tąp ił n a ziem ię, by sądzić sp ra w ied liw ych i z łych . M iliony rąk p o d rzu ca ły się w przeraźliw ym s trach u k o n an ia — ręce, co b ła g a ły o litość i ła sk ę . S ły sza ł zw ierzęcy ryk, co ja k m orze dym iącej k rw i p ry sk a ł geyzerem 83 w n ieb o ; a p o n ad w szystk iem w idzia ł kościste palce, ja k się k u rczy ły i p ręży ły w spazm ach strach u , k rzy cza ły ku n iebu : „„A d te c lam am us exu les filii H aevae, ad te su p iram u s g em en tes et tientes in hac lacrym arum valle ....“ “ „I w idział b łęd n e k o ro w o d y tysiąca ludzi, sm ag an y ch w śc iek łą ekstazą zniszczenia, a n ad nim i niebo, co ziało za razą i ogniem . W id z ia ł ja k te n ęd zn e k rea tu ry w ity się i sk o w y cza ły w piek ielnych sza łach b y t u ; w idzia ł p lecy p o o rane, pocięte w k aw ały rzem ieniam i i że lazny mi prętam i, ca łą ludzkość w idzia ł oszalałą , opę tan a z n a tchn ionym ob łedem w zezw ierzeconem o k u “ . „Z w olna o dda la ły się p o ch o d y p o tęp ień có w ; dzikie rozpaczą u p o jo n e ryki g asły w rzężen iu p rzedśm ierte lnych w alk, a słońce , ja k m iedź czerw one, rzucało m ieniące się zielone św ia tło n a ka łuże k rw i" . ,.„Ad te c lam anm s exu les filii H a e v a e !“ “ p o sły sza ł nag le jak iś z łow rog i c h ic h o t: ciało jeg o oplo tły zw o lna członki kobiety , d robne ram iona ob jęły je g o szy ję ,...“ „I z n o w u sły sza ł, ja k zbliża się pochód p o tęp ionych ....“ T a k zm ieniają się ciągle w izye m iłosne i w izye w ijącej się w bolach istn ien ia ludzkości, n astęp u jąc po sobie nag le i bezpośredn io i tylko tym sam ym szałem u po jen ia z łączone. 1 o to c a ła ta p o tężn a poezya , ca ły ten rozm ach i w sp a n ia ło ść ję z y k a , ten przepych 6* 84 obrazów , p o tw o rn o ść w izyi, g w a łt w y k rzy k ó w bezgran icznej boleści, ca ły ten zam ęt straszliw y, co się hucząc p rzew ala nad czy teln ik iem — jak z u po jen ia zro d zo n e tak w upo jen ie , eksta ty czne zapam iętan ie, na tch n io n y szał, w praw ić m ają. T o celem tej poezyi, to je j nić łą c z n a i p rzew odn ia idea. S zał i upo jen ie ! I m iast daw nej analizy d u szy — ju ż ty lko cicha m elancholia zu p e łn eg o zg n ęb ien ia p rzery w a te tłoczące się w zajem w y b u ch y bolu, sza łu , ob łędu , upo jen ia . C iche z rzeczen ie się, pogodne, niem al b łog ie w pobożnem sw em skup ien iu w yczek iw an ie w y b aw ien ia p rzez u n ices tw ien ie : „On i o n a mieli pow rócić do w spó ln eg o ło n a , by zlać się w to je d n o ogn isko , w to je dno św ięte s ło ń c e ....“ „O bjęła go p ieszczo ta je j d ro b n y ch rącząt, o w io n ę ła go ro zk o szn a w o ń . je j c ia ła — dw ie g w iazd y je j oczu w io d ły go za sobą, a w d u szy je g o rozanielił się p rzedziw ny szep t jej g ło s u : „Idź ju ż ja sn y m ój, idź za m n ą !“ • „A on sz e d ł z w ielkim tryum fem śm ierci w sw em sercu tam , gdzie w oddali szk lił się księżycem o sreb rzo n y pasek ciem nych za to ró w siedm ioram iennego jez io ra ; szed ł cichy i w ielki, tylko, z n ieskończen ie tk liw ą m iłością pow tarza ł b e z u s ta n n ie : „Idę, ju ż idę....“ D ziw nie ro zrzew niające w rażen ie czynią te rzadk ie m iejsca uko jen ia w u tw o rach P rzy byszew sk iego . Z nam ienne to jed n ak , że n as tę Jak ie św ięto m usiało, być w przyrodzie, jak i d reszcz w ielki tw o rzen ia przejść p rzez nią m usiał, gdy sw ym zjaw iskom po raz p ierw szy s tw o rzy ła o k o ? C ałe je j n iep rzeparte dążenie ku u św iadom ien iu zm ierzało ku stw o rzen iu tego ok a i cz łow ieka, k tó ry się niem posługu je . A te raz ten sam człow iek chce się go zaprzeć. W w ielkim gn iew ie na zjaw iska, ze mu nie dają sam ego poznan ia , a tylko jeg o . tajem nicze sym bole, chce uciec przed niemi. Ale to je s t n iem ożliw e. Z jaw iska m szczą się. Jak m ściw e erynie g on ią za nim za jad łą zgrają. U rąg a ją m u, w piekielnych ton ach h a sa ją nad nim, zn ęca ją się, pastw ią , ud ręczonego cu cą i now ym p o d d a ją m ękom . T a k ą by ła n ieusta jąca m ęczarn ia św iętych an achore tów , co przed pokusam i życia w p u styn ie uciekali, co w bezsilnem postan o w ien iu zabić w sobie chcieli ciało i o to w e dnie i w n ocy p rzez n ieprzeliczone k o ro w o d y lub ieżnych wizyi naw iedzani, w n ieskończonej m ęce, zm y słó w i ciała ulegali zem ście. S ą u tw o ry P rzy b y szew sk ieg o , k tóre- się w y d a ją ja k o b y jeden b ezu stan n y ciąg k rzyków d u szy dręczonej p rzez z jaw iska i- zm ysły , w ie cznie przed nim i uciekającej, a beznadziejn ie im zapisanej... W szalonym pościgu p rzegan ia ją się obrazy, dziw aczne, po tw orne , lub ieżne, — to zn o w u ciche, słodk ie , sm u tn e i ponow nie coraz dziksze, co raz straszn ie jsze , ju ż nie po jedyńczo , ju ż nie 87 8 8 grom adam i ale całym i zbitym i w ałam i. Ju ż nie- ty lko niczego nie po jm ujem y ale p o p ro s tu nie w i dzim y. Z bijącem tętnem , ściśn iętem sercem i za partym oddechem p oddajem y się bezw olni, bez- m ocni tej b u rzy co szaleje, huczy , p rze tacza się nad nam i... N a tw órcy , k tó ry z pom inięciem zm ysłów chciał bezpośredn io przem aw iać od d u szy do duszy , ziściła się ich zem sta . P rzem aw ia do nas ja k ci osław ien i „starzy" p rzez zm ysły i obrazy ' i li tylko p rzez nie. A je d y n a różn ica pom iędzy nim , a tym i K tórzy w p ro st zew nętrzne zjaw iska od tw arzają , iż u niego ob razy te niejednolite , rozerw ane, postrzęp ione, w y k rzy w io n e i w y p a czone, o szczeg ó łach p o tw orn ie w yolbrzym ia- ły ch , są n ad to w m iejsce o rgan iczn ie zw iązanej kolei i w sp ó łd źw ięk u chao tyczn ie p ogm atw ane. I o to okazu je się, że m ety le p rzed zew nę- trznem i z jaw iskam i ile raczej przed ich p o w szed n iośc ią uc ieka w k ra inę fa ta-m organy . G ardzi tą m arną rzeczyw istością, k tó ra m u się nie zdaje ni w cząstce odbiciem isto tności, gardzi zew n ę trzn ą szatą , k tó ra m u się zdaje zastan aw iać i u k ry w ać is to tn o ść duszę. Ale odrzucając, tak w szystko , co zew n ę trzne i p rzy p ad k o w e, sp ro w a d z a życie do jed n eg o ty iko m ianow nika m iłośc i; osob istośc i ludzkie do typ icznych szem ató w A dam a i E w y . M usia ł to uczynić, jak k o lw iek p rzez to sw ą tw ó rczo ść sk a za ł na u b ó stw o i ja ło w o ść . Bo jeżeli o bnażym y 89 d u szę ze w szystk iego , co je s t rzekom o p rzypad k o w e , coż nam po zo stan ie w ięcej ja k sym bole i szem a ty : A dam i E w a. Jeśli u su n iem y .w szy stko co je s t zdarzeniem zew nętrznem , co zo s ta nie ja k o tło , k rom m iłości? A by o trzym ać inne problem y, trzeb a d u szę odziać i z indyw idualizow ać, p g ® lrę b n ić ją z szem atu ogó lnego . T rzeb a z niej z rob ić d u szę artysty , czy literata, u czo n eg o , czy w odza , czy polityka, N apo leona, czy T assa , H am leta, czy M azepę, czy H a k o n a , -W allensteina, czy W allenroda. Co w ięcej. Sam o to odzian ie w szaty „zew n ę trzn e“ n iew ystarcza. D o w y w o ła n ia ob ja w ień d u szy po trzeba i tych z d a r z e ń zew n ę trznych , k tó rem i P rzybyszew sk i tak gardzi. Bo d u sza m oże m ieć w sobie w szystk ie z łe i do b re m oce. M oże być an ielska i zw ierzęca, p rzew ro tna, zazd rosna , m ściw a i o k ru tn a , że lazn a i s łaba . Ale aby to się ob jaw iło , na to trzeba w y p ad k ó w z e w n ę trz n y c h , k tó reby ekspanzyę tych m ocy w y w o ła ły . Innem i słow y , d u sza sam a p rzez się to niejako energ ia p o te n c jm ln a ; d u sza za ś ob ja w io n a w reakcyi n a zdarzen ia zew n ętrzn e , to energ ia k inetyczna — jed y n a , k tó rą w idzieć m o żem y. Bo w szelk ie u s iło w an ia o d tw arzan ia s ta n ó w nagiej d u szy i d u szy w stan ie po tencya l- nym , nie zaś w reakcyi na zd arzen ia ' z n a tu ry rzeczy koniecznie są skazane n a zu p e łn ą ja ło - w o ść o p ow iadan ia i zapew nian ia , że coś jest, czego je d n a k nie w idzim y (w y rażen ia : „och ja