Docsity
Docsity

Przygotuj się do egzaminów
Przygotuj się do egzaminów

Studiuj dzięki licznym zasobom udostępnionym na Docsity


Otrzymaj punkty, aby pobrać
Otrzymaj punkty, aby pobrać

Zdobywaj punkty, pomagając innym studentom lub wykup je w ramach planu Premium


Informacje i wskazówki
Informacje i wskazówki

Chłopi - streszczenie i omówienie lektury, Streszczenia z Język polski

Opracowanie lektury szkolnej

Typologia: Streszczenia

2019/2020

Załadowany 15.09.2020

Glass_Duo
Glass_Duo 🇵🇱

4.5

(21)

240 dokumenty


Podgląd częściowego tekstu

Pobierz Chłopi - streszczenie i omówienie lektury i więcej Streszczenia w PDF z Język polski tylko na Docsity! TYTUŁ: Chłopi AUTOR: Władysław Stanisław Reymont (1867-1925) PIERWSZE WYDANIE: 1904 r. LITERACKA NAGRODA NOBLA: 1924 r. RODZAJ LITERACKI: epika GATUNEK: powieść, zwana też epopeją CZAS I MIEJSCE AKCJI: akcja rozgrywa się w XIX wieku, we wsi Lipce. BOHATEROWIE: -pierwszoplanowi: Maciej Boryna, Antek Boryna, Jagna Paczesiówna, Hanka Boryna, -zbiorowi: gromada chłopska, czyli mieszkańcy wsi. PROBLEMATYKA: wielowątkowa i wielowymiarowa, począwszy od wymiaru uniwersalnego (wątek przemijania czy wyobcowania), do ukazania obyczajowości dziewiętnastowiecznych mieszkańców wsi. NARRATOR: występuje trzech narratorów: młodopolski, realistyczny obserwator, wiejski gaduła. STRESZCZENIE W PIGUŁCE: Tom I Jesień Agata opuszcza Lipce, wyruszając na żebry. Ksiądz spaceruje po polach, na których trwają wykopki. Kobiety rozmawiają przy pracy o „urokach” rzuconych na ludzi przez Dominikową. Na pole przybiega Józka po Hankę. Okazuje się, że wskutek działań borowego padła Borynowa krowa, a Maciej Boryna postanawia złożyć skargę do sądu na dziedzica za poniesioną stratę. Wójt namawia najbogatszego gospodarza we wsi do ponownego ożenku. Po tej rozmowie Maciej Boryna rozmyśla o majątku Dominikowej, korzyściach ze ślubu i swej pozycji we wsi. Po rozdzieleniu pracy domownikom Boryna wyjeżdża do miasta na proces sądowy dotyczący rzekomego ojcostwa dziecka dawnej służącej. Wraca do wsi w towarzystwie Dominikowej, która namawia go do małżeństwa. Kuba – sługa Borynów – odwiedza proboszcza i zanosi mu upolowane kuropatwy. Po niedzielnej mszy Borynowie jedzą wspólny obiad, po którym Antek i Hanka spacerują po ojcowych polach. Jankiel i Kuba zawierają umowę w sprawie upolowania przez parobka sarny. Ludzie zbierają kapustę z pola i zwożą ją do domów. Józka zaprasza Jagnę na szatkowanie kapusty w domu Macieja. Do wsi powraca cieśla Mateusz i odwiedza Jagnę (dawną ukochaną). Córka Dominikowej idzie do Borynów na wieczorne obieranie kapusty. Tam Rocho opowiada historię o psie Pana Jezusa. Potem ma miejsce potajemna schadzka Jagny i Antka. Całe Lipce wiedzą już o zmówinach Macieja Boryny i Jagny. Młoda para ustala warunki wesela, ślubu i zapisu morgów dla Jagusi. Boryna przepisuje ukochanej sześć morgów, co jest powodem wrogiej atmosfery w domu. Nadchodzi Dzień Zaduszny („wypominki” za duszę zmarłych), podczas których Kuba opowiada Witkowi swoją historię. Antek szuka rady u księdza i kowala w sprawie przyszłego ślubu ojca. Hankę odwiedza jej biedny ojciec – Bylica. W końcu między Borynami dochodzi do bójki o majątek, wskutek czego Maciej wygania syna i synową z domu. Nadchodzi huczne trzydniowe wesele Jagny i Macieja Borynów. Kuba Socha, umiera postrzelony w nogę przez borowego. STRESZCZENIE SZCZEGÓŁOWE TOMU 1. Tom I Jesień Rozdział 1 Akcja utworu rozgrywa się we wsi Lipce. Miejscowy proboszcz stojąc przy drodze nadzorował pracę swego parobka. Ksiądz serdecznie zagadywał przechodzących obok niego mieszkańców wsi. Rozmawiał przez chwilę ze starą Agatą, która akurat - jak co roku - wyruszała w żebraczą podróż. Jej krewni nie byli bowiem w stanie znaleźć dla niej zajęcia ani miejsca w chacie. Staruszka nie miała pretensji wobec swojej rodziny i nie narzekała na swą sytuację. Próbowała nawet bronić ich przed plebanem. Na koniec ksiądz wręczył kobiecie złotówkę oraz ją pobłogosławił. Następnie ruszył w stronę plebanii. Gdy mijał pole zamożnego chłopa, Macieja Boryny, przyglądał się zbierającym tam ziemniaki wieśniakom. Kobiety umilały sobie ciężką pracę plotkami. Krytycznie odnosiły się do postępowania rodziny Kłębów, która każdej jesieni wypędza z domu starą Agatę. Dostaje się również pani Dominikowej, którą wieśniaczki posądzają o czary. Córką pani Dominikowej była młoda i piękna Jagna. Według trajkotek zajmowała się ona jedynie uganianiem za mężczyznami. W pewnym momencie nadeszła córka pana Boryny, Józka, która poinformowała, iż jedna z krów zdycha. Hanka wraz z Józką szybko pobiegły do domu, a pozostali wieśniacy kontynuowali zbieranie ziemniaków, aż do zapadnięcia zmroku. Rozdział 2 Przed oborą na kupie nawozu leżała umierająca krowa. Hanka oraz kościelny Ambroży próbowali ratować zwierzę, lecz bezskutecznie. W końcu do domu przyszedł właściciel - Maciej Boryna wraz z synem Antkiem. Krzyczał na kobiety, że zmarnowały mu zwierzę po czym podjął decyzję, że krowę trzeba dobić, bo już nie da jej się odratować. Witek, który wypasał krowę bał się, że zostanie ukarany za to, że krowa zdechła. Wieczorem Maciej udaje się do wójta, aby dowiedzieć się o oskarżeniach jakie rzuciła na niego Ewka. Po drodze rozmyślał o swej zmarłej żonie. Gdy dotarł do wójta, ten poinformował go, że następnego dnia musi się stawić w sądzie. Ponadto wójt radził mu, aby ponownie się ożenił, gdyż przydałaby się mu gospodyni. Dodał, iż dobrą kandydatką byłaby Jagna. Maciejowi przypadł ten pomysł do gustu. Rozdział 3 Rankiem następnego dnia Maciej Boryna sprał Witka, za to, że nie upilnował krowy, która czymś się zatruła. Witek był zamiłowanym majsterkowiczem przez co zdarzało mu się zapominać o swych obowiązkach. Następnie Maciej udał się do sądu w Tymowie. Był on bowiem oskarżony przez Ewkę, dziewczynę którą zatrudnił poprzedniej zimy jako służącą. Twierdziła ona, że Boryna wygnał ją wraz z dzieckiem, którego był ojcem oraz, że nie dostała zapłaty za posługę. Przez brak świadków gospodarz został oczyszczony z zarzutów i udał się do domu w towarzystwie pani Dominikowej, która akurat również miała sprawę w sądzie - oskarżyła Bartka Kozła o przywłaszczenie jej świni. Pani Dominikowa stwierdziła, że Ewka oskarżyła Borynę po namowach kowala, który był jego zięciem. Między mężczyznami był konflikt, gdyż Maciej nie wypłacił obiecanego córce posagu. Kowal ciągle upominał się więc o swoje. Możliwe, że namówił Ewkę do udania się do sądu, aby dopiec teściowi. Boryna w rozmowie z kobietą badał grunt pod zaręczyny z Jagną. Rozdział 4 Była niedziela. Parobek Boryny - Kuba - uczył niechętnego Witka pacierza. Następnie pobiegł do kościoła i wręczył proboszczowi upolowane przez siebie kuropatwy za co ksiądz wynagrodził go złotówką i dobrym słowem. Parobek był tak tym rozradowany, że w trakcie mszy stał w pierwszym rzędzie tuż obok wójta i najbogatszych gospodarzy. Nawet usłyszał za to kilka słów nagany lecz nie przejmował się tym. Modlił się żarliwie, patrząc z uwielbieniem na księdza. Po mszy wierni zebrali się na przykościelnym cmentarzu. Była wśród nich wystrojona Jagna, która na widok Antka zarumieniła się. Po mszy w domu Borynów w trakcie obiadu doszło do kłótni między Antkiem i ojcem. Rozmowa dotyczyła książek i gazet, które czyta ksiądz. Antek wspomniał, że kowal również ma gazety, na co Maciej zadrwił, gdyż nie lubił kowala. Od słowa do słowa mężczyźni posprzeczali się a Antek zarzucił ojcu, że haruje jak wół a nigdy nie słyszy od niego dobrego słowa. Antek wyszedł na pole. Tam rozmawiał ze swą żoną - Hanką. Dyskutowali o biedzie oraz żalili się sobie, że ojciec nie chciał im zapisać kawałka ziemi. Kuba udał się do karczmy i zamówił „Półkwaterek, ino krzepkiej!”. Żyd Jankiel, który był właścicielem karczmy, zaproponował mu zarobek. Obiecał zapłacić dziesiątaka za upolowanie ptaszka, a całego rubla za sarnę. Kuba nie chciał się zgodzić, gdyż nie wolno było polować w pańskim lesie. Tymczasem w karczmie było coraz głośniej a pijani ludzie zaczęli tańcować. W alkierzu Antek rozmawiał wraz z kowalem i Jagustynką. Kowal żalił się, że panowie dworscy mają lepsze życie, uczą się i są panami. Jagustynka mu nie dowierza przez co kowal rozzłościł się i wyrzucił ją z alkierza. W końcu karczma opustoszała i został w niej tylko śpiący Kuba. Jankiel obudził go i obiecał, że da mu na polowanie strzelbę, aby mógł odpracować przepitego właśnie rubla. Kuba nie mógł uwierzyć jak to możliwe, że przepił, aż tyle w jeden wieczór i zrozpaczony wrócił do domu. Wiedział, że będzie musiał upolować sarnę aby oddać Jankielowi dług. Rozdział 5 Cała wieś przygotowywała się do najważniejszego wydarzenia późnej jesieni czyli ostatniego jarmarku w tym roku. Można było tam sprzedać inwentarz, zbiory oraz wymienić się sługami. W rodzinie Borynów pracowano do późna. Po pracy Maciej zagadnął parobka Kubę czy by nie został u niego na służbie dłużej. Kuba wahał się, więc targowali się przy wódce aż stanęli na wynagrodzeniu w wysokości trzech rubli i dwóch koszul. Maciej nie był szczęśliwy, że aż tyle musiał zapłacić ale nie tracił, gdyż wiedział że Kuba to doskonały pracownik. Rankiem ulice zapełniły się chłopami zmierzającymi na jarmark do Tymowa. Boryna rozdzielił obowiązki i poinstruował bliskich jak i czym mają handlować. Antek ruszył z workami pszenicy i koniczyny. Józia i Hanka pognały z wieprzkiem i maciorą. Maciej nie szedł od razu lecz poczekał licząc, że ktoś go podwiezie. Nie pomylił się, gdyż organista jadący wraz z synem Jasiem, zaproponował gospodarzowi podwózkę. Po drodze wyprzedzili wóz pani Dominikowej, która jechała z Jagną. Po dojechaniu na miejsce, Maciej podziękował za podwózkę i poszedł szukać Antka, Józki i Hanki. Gdy przemieszczając się po ogromnym i głośnym jarmarku w końcu dotarł do córki i synowej, dowiedział się, że świnie się jeszcze nie sprzedały, bo ludzie nie chcą za nie tyle zapłacić. Następnie Maciej odnalazł Antka, który siedział na workach i targował się z Żydami. Ojciec powiedział synowi, że idzie do pisarza napisać skargę na dwór, gdyż zapewne na ich polu jego krowa się czymś zatruła i padła. Pisarz na podstawie opowieści Boryny spisał całą historię oraz zgodził się na reprezentowanie gospodarza w sądzie. Po wszystkim Maciej powrócił na jarmark, gdzie spotkał Jagnę akurat gdy wybierała kapelusze. Dziewczyna poprosiła go o poradę, który kapelusz wybrać. Boryna wykorzystał okazję i zaczął ją czarować. Wspólnie przemierzali różne stoiska. Przy jednym z nich Jagna zachwyciła się pięknymi chustami, na co Boryna chciał jej kupić jedną, lecz dziewczyna się nie zgodziła. Mimo to, gdy ta nie patrzyła Boryna kupił chustę i wstążkę i wręczył prezent dziewczynie. Jagna widząc żebrzącą Agatę zatrzymała się by z nią porozmawiać. Boryna ruszył do Antka. Po drodze natknął się na kowala, swojego zięcia, który zaczął upominać się o swoje. Razem poszli do karczmy napić się wódki, gdzie kontynuowali rozmowę. Kowal naciskał na teścia żeby przepisał mu ziemię, lecz ten stanowczo odmówił, ale obiecał że da mu ciołka, czyli młodego byczka. Po spotkaniu udali się do domów, gdyż jarmark dobiegł końca. Rozdział 6 Nadeszła szara i deszczowa jesień. W tym czasie chłopi zajmowali się zbiorem kapusty. W trakcie pracy Jagna, Hanka i Józia prowadziły dyskusje m.in. na temat ewentualnego ożenku Boryny. Jagna w ciszy przysłuchiwała się negatywnym opiniom Józi i Hanki na ten temat. Po pracy kobiety umówiły się na zbiory następnego dnia i rozeszły się do domów. W drodze powrotnej Jagna napotkała Antka, który wcale nie ukrywał, że dziewczyna przypadła mu do gustu, zresztą z wzajemnością. Antek zaprosił ją na niedzielną muzykę u Kłębów. Gdy Jagna była już w domu nadszedł z wizytą Ambroży, który badał opinię panny i jej matki na ślub z Boryną. Dziewczyna nie miała zdania i była obojętna. Pozostawiła więc decyzję swojej matce. Pani Dominikowa zgodziła się na zaręczyny, słysząc o hojnym zapisie na rzecz córki. Rozdział 7 Przez cały następny dzień Jagna nudziła się i wyczekiwała wieczornego obierania kapusty u Borynów, na które była zaproszona. Nagle wpadł do chaty Mateusz parobek, z którym niegdyś się spotykała. Mężczyzna śmiało sobie z nią poczynał, pochwycił ją i zaczął ją całować. Dziewczyna była oszołomiona i jej próby wyrwania się z objęć Mateusza okazały się bezskuteczne. Dopiero gdy pojawił się jej brat - Szymek, Mateusz przerwał igraszki. Następnie przybyła pani Dominikowa, która przepędziła Mateusza. W końcu Jagna udała się do Borynów. Tam z zgromadzili się już parobcy oraz liczne panny z bogatszych gospodarstw. Wszyscy pomagali przy obieraniu kapusty. W trakcie pracy nadszedł Maciej Boryna i zaprosił wszystkich na wieczerzę. W trakcie przerwy jakiś parobek przygrywał na skrzypcach a stary włóczęga Roch snuł opowieści o tym jakoby Jezus Chrystus miał swojego pieska a po zmartwychwstaniu wziął go ze sobą do nieba. Późnym wieczorem wszyscy rozeszli się do domów. Antek, który wymknął się niepostrzeżenie, odprowadził Jagnę do domu. Rozdział 8 Kolejnego dnia do pani Dominikowej przychodzą swaty - wójt oraz Ambroży. W imieniu Boryny proszą o rękę Jagny. Po negocjacjach pani Dominikowa zgodziła się wydać córkę za Macieja. Tymczasem Boryna ze zdenerwowaniem wyczekiwał rozwoju spraw. Po wsi szybko rozeszła się wieść o zaręczynach, gdyż żona wójta wygadała się sąsiadce. Mieszkańcy Lipiec byli oburzeni, że taki stary gospodarz już trzeci raz bierze się za żeniaczkę i to z dziewczyną, która już się z niejednym chłopem szlajała. Że taka to dziewczyna stanie się pierwszą gospodynią we wsi i będzie chodzić z zadartym nosem. Plotki nie dotarły do dzieci Boryny, bo każdy bał się im je przekazać. Wieczorem swaty, Jagna, pani Dominikowa i Boryna spotykają się w karczmie, aby uczcić zaręczyny. Boryna urządza huczną zabawę w trakcie której poruszono temat zapisu dla Jagny. Pani Dominikowa żądała sześciu mórg ziemi dla córki. Boryna nie chciał się zgodzić ale w końcu uległ. Dobrze zakrapiana zabawa dobiegła końca i ludzie poczęli rozchodzić się do domów. Nadszedł jeszcze młynarz z informacją, że dziedzic sprzedał las, który po części był z dziada pradziada własnością chłopów. Wywołało to wielkie oburzenie wieśniaków a szczególnie Boryny. Zaczęli więc narady jak bronić swoich praw. Rozdział 9 W sobotę zgodnie z umową Maciej zapisuje Jagnie sześć mórg ziemi. W niedzielę zaś w kościele ogłoszono pierwsze zapowiedzi. Dzieci Macieja nie były zadowolone z poczynań ojca. W poniedziałek był Dzień Zaduszny, więc chłopi udali się na cmentarz uczcić zmarłych. Stary parobek Kuba dotarł do zapomnianych grobów i opowiedział ich historie Witkowi. Opowiedział historię powstania styczniowego, w którym brał udział u boku dziedzica. Kuba został postrzelony w kolano, a jego matka wraz z resztą dworskiej służby i dziedzicami została rozstrzelana. Pod wieczór w Antkowej izbie zebrała się gromada ludzi i przysłuchiwała się opowieściom Rocha. Boryny nie było, gdyż siedział do późna u Jagny. Roch pocieszał ludzi, że śmierć nie jest straszna, gdyż po niej czeka nas życie wieczne. Rozdział 10 Antek udaje się do księdza po radę. Ma bowiem problem z postępowaniem ojca oraz z faktem, że ten nie chce przepisać mu ziemi. Proboszcz radzi mu, aby był cierpliwy i zachował pokorę. Następnie Antek odwiedza kowala, swojego szwagra, który ma ten sam problem ze starym Boryną. Mężczyźni pokłócili się o to kto więcej wziął od Boryny. Kowal dodatkowo wypomniał Antkowi, że uganiał się za Jagną. Wściekły młody Boryna wrócił do domu. Rankiem następnego dnia kowal pojawił się u Antka, aby się pogodzić. Zaproponował, że jego żona Magda przyjdzie się z nim rozmówić w sprawie podziału ziemi ojca, która jeszcze została, po przekazaniu części Jagnie. Chcieliby, aby Maciej przy świadkach oświadczył, że resztę ziemi przepisze Magdzie i Antkowi, a Józkę i Grzelę by się spłaciło. Kowal doradził, aby rozmowę z ojcem przeprowadzić spokojnie i po dobroci, a gdyby się nie zgodził to można by iść z tym do sądu. Na odchodnym nie wiedząc czemu Antek pogroził kowalowi i ponownie rozeszli się w niezgodzie. Po czasie Antek doszedł do wniosku, że szwagier miał trochę racji i postanowił rozmówić się z ojcem. Wieczorem wraz z swą żoną Hanką i siostrą Magdą próbowali nakłonić ojca do przepisania ziemi. Doszło między nimi do kłótni. Antek groził ojcu sądem, a Hanka dołożyła swoje trzy grosze obmawiając Jagnę, co rozwścieczyło teścia tak bardzo, że chciał uderzyć synową, lecz Antek stanął w jej obronie i sam dorzucił parę nieprzyjemnych słów o Jagnie, co doprowadziło do bójki między nim a ojcem. Bili się tak zaciekle, że kobiety nie mogły ich rozdzielić, rozbijali się o meble aż wylądowali w zwarciu na podłodze. Dopiero sąsiedzi zwabieni wrzaskami zdołali ich rozdzielić. Maciej był cały czerwony z wściekłości i trochę odrapany. Antek miał poprzecinaną twarz od rozbitej szyby. Maciej wyrzucił wszystkich z izby, siadł przy kominie, a w uszach dźwięczały mu bluzgi rzucone na Jagnę. Nocą, parobek Kuba udał się na polowanie. Szczęście mu nie dopisało, gdyż dopadł go leśniczy i postrzelił w nogę. Kuba uciekł, ale nikomu oprócz Witka nie powiedział co się stało. Rankiem następnego dnia Maciej wszedł do izby Antka - ten leżał ranny na łóżku. Ojciec kazał mu się wynosić z jego domu wraz z całą rodziną. Antek był na tyle dumny, że nie miał zamiaru prosić ojca o wybaczenie. Wraz z Hanką i dziećmi wyniósł się na koniec wsi do jej ojca, który był bardzo biedny i mieszkał w maleńkiej chatce. Roch wraz z paroma innymi osobami próbował pogodzić zwaśnioną rodzinę, lecz bezskutecznie. Rozdział 11 Nastał dzień wesela i w związku z tym w domu u Dominikowej trwały przygotowania. Matka pani młodej patrzyła na córkę z troską i żalem, gdyż odtąd opuści ona rodzinny dom i wyprowadzi się do męża. W rozmowie z Jagną wyjawiła, że najwięcej złych słów na jej temat powiedział Antek, co bardzo zdziwiło i zasmuciło dziewczynę. W końcu do pięknie przystrojonej chaty nadszedł orszak weselny z Maciejem Boryną i drużbami. W domu pani Dominikowa pobłogosławiła młodą parę świętym obrazem. Młodzi prowadzeni osobno przez drużbów i druhny zostali zaprowadzeni do kościoła. Po ślubie wszyscy wrócili do domu pani Dominikowej gdzie odbyło się wesele. Śpiewy, tańce i weselne obrządki trwały do późnej nocy. Rozdział 12 Wczesnym rankiem Witek wyszedł z wesela, zajrzał do chorego Kuby po czym udał się spać. Nagle zbudziło go wycie Kuby, którego stan był bardzo zły, gdyż w jego ranę wdała się gangrena. Prosił Witka, aby jak najprędzej sprowadził Ambrożego lub Jagustynkę, czuł że zbliża się jego koniec. Witek biegiem poleciał do chaty, gdzie jeszcze trwało wesele. Wszyscy jednak byli pijani i w ogóle nie zwracali na niego uwagi. Kuba zasnął, a Jagustynka przyszła do niego dopiero po śniadaniu i stwierdziła, że należy wezwać księdza. Kuba nie zgodził się, gdyż uważał, że nie wolno tak ważnej postaci przyjmować w stajni. Przez resztę dnia choremu towarzyszył jedynie pies. Witek zaglądał od czasu do czasu. Tymczasem trwały huczne przenosiny pani młodej do domu Boryny, gdzie rozpoczęła się kolejna syto zakrapiana impreza. Wieczorem, gdy Ambroży trochę wytrzeźwiał przyszedł do chorego i obejrzał jego nogę. Stwierdził, że nie da się jej uratować i trzeba jechać do szpitala na amputację. Ten nie posłuchał, gdyż co z niego byłby za parobek bez nogi. brzękliwą nutą i skokliwymi przyśpiewkami sadzone, jako te pasy nabijane, a pełne śmiechów i swawoli; pełne weselnej gędźby i bujnej, mocnej, zuchowatej młodości i wraz pełne figlów uciesznych, przegonów i waru krwi młodej kochania pragnącej. Hej! (...)”. Tak oto chłopski naród bawił się na najbogatszym weselu. Ważnym elementem był poczęstunek, o które dbały kucharki, stale donoszące gorące dania. Istotne były też przy tym przyśpiewki: „Niesiem rosół z ryżem- / A w nim kurę z pierzem! / A przy drugiej potrawie: / Opieprzone słone flaki, / Jedzże, siaki taki!”. Jedzeniu stale towarzyszyła muzyka: „bych się smaczniej jadło”. Gospodarz, czyli Boryna, „przepijał” ze wszystkimi po kieliszku gorzałki, Józka z kowalową donosiły potrawy na stoły, a kobiety „po kątach” plotkowały, zazdroszcząc Jagnie takiego dobrobytu (dowód, że nieodłącznym elementem wesela są plotki). Kolejnym zwyczajem, opisanym przez Reymonta, było zbieranie pieniędzy przez kucharki w wielką warząchew, specjalnie ustrojoną do tego celu. Muzykant, który szedł za nimi, przygrywał na skrzypkach, a one śpiewały: „Da powoli , powoli - / Da od stołów wstawajcie! / Po trzy grosze za potrawę, / Po dziesiątku za przyprawę- / Da kuchareczkom dajcie!”. Pisarz ironicznie zauważył, że niektórzy dawali nawet srebrne monety, co wytłumaczył faktem, iż: „Naród był syty, podochocony i zmiękły dobrym jadłem i napitkiem częstym (…)”. Potem nastąpiły weselne zabawy, którym towarzyszyły wesołe przyśpiewki muzykantów. Prym wiodła gra w „chodzi lis koło drogi; nie ma ręki ani nogi". Za lisa przebrano w wywrócony do góry wełną kożuch Jaśka – gapę i wiejskiego niedojdę, a za zajączka Józkę – córkę Boryny: „Co krok, to Jasiek się rozczapierzał i bęc jak ta kłoda na ziemię, że mu to i nogi podstawiali, a Józia tak utrafnie kicała, stawała słupka i wargami ruchała, niczym żywy zając”. Gdy zebranym znudziła się już ta zabawa, rozpoczęła się „przepiórka", prowadzona przez Nastkę Gołębiankę. Potem z kolei grano w „świnkę", a na koniec jeden z drużbów udawał bociana, przebrawszy się w płachtę i zrobiwszy dziób z kija: „i klekotał tak zmyślnie, kiej bociek prawdziwy, aż Józia, Witek i co młodsze zaczęły za nim gonić i krzyczeć: Kle, kle, kle, Twoja matka w piekle! Co ona tam robi? Dzieciom kluski drobi. Co żłego zrobiła? Dzieci pomorzyła. I rozbiegały się z wrzaskiem, i kryły po kątach jak kuropatki, bo gonił, dziobał i bił skrzydłami. Izba aż się trzęsła od tych śmiechów, krzykań i przegonów”. Zabawa trwała ponad godzinę, a gdy starszy drużba dał znak – zebrani przycichli, ponieważ nadszedł czas na oczepiny. Kobiety wyprowadzały z komory Jagusię nakrytą białą płachtą i posadziły ją w pośrodku na dzieży wysłanej pierzyną. W tym momencie druhny zerwały się z miejsc, by ją odbić, ale dostępu do Jagny broniła starszyzna i chłopi: „więc się zbiły naprzeciw i smutno, jakby z płakaniem w głosach zaśpiewały(…)”. Po wyśpiewaniu okolicznościowych melodii „strażnicy” w końcu odsłonili pannę młodą, na warkoczach której (zwiniętych i grubych) widniał już czepiec – znak zmiany stanu cywilnego: „jeszcze się urodniejsza wydała w tym przybraniu, bo i roześmiana była, wesoła i jarzącymi oczami wodziła po wszystkich”. Muzyka zagrała wolno i wszyscy zebrani - starzy i młodzi, dzieci nawet – radośnie zaśpiewali „Chmiela", a po piosence nawet gospodynie brały Jagusię do tańca. „A gdy skończyli, odprawować poczęli obrządki różne, jak to jest zwyczajnie przy oczepinach”. Najpierw Jagusia musiała „wkupywać się” w łaski gospodyń, by potem zebrani odprawiali drugie ceremonie. W końcu parobcy zrobili długi sznur z nieomłóconej pszenicy i okręcili nim ogromne koło, które druhny pilnie trzymały i strzegły. Pośrodku stała Jagusia. Gdy któryś z mężczyzn chciał z nią zatańczyć: „podchodzić musiał, wyrywać przez moc i hulać w kole, nie bacząc, że go ta i prażyły drugimi powrósłami po słabiźnie”. Pod koniec obrzędu młynarzowa i Wachnikowa zaczęły zbierać na czepiec (posypały się srebrne ruble i „jako te listeczki na jesieni, papierki leciały”). Zebrano ponad trzysta złotych. Po oczepinach nadszedł czas na przenosiny panny młodej do męża (najpierw goście przeprowadzili krowę, potem przenieśli skrzynię, pierzynę i inne rzeczy otrzymane we wianie. Muzykanci szli przodem, prowadząc Jagusię z matką, braćmi i weselnikami), a później grali na powitanie jej w nowym domu. Boryna czekał na nich na ganku swej chałupy wraz z kowalami j Józką. „Dominikowa wniosła przodem w węzełku skibkę chleba, soli szczyptę, węgiel, wosk z gromnicy i pęk kłosów poświęconych na Zielną, a gdy i Jaguś próg przestąpiła, kumy ciskały za nią nitki wyprute i paździerze, by zły nie miał przystępu i wiodło się jej wszystko”. Młodzi przyjmowali życzenia szczęścia i pomyślności. Nie był to jednak koniec zabawy - ponownie rozpoczęto weselną ucztę. Kolejne opisane przez Reymonta obyczaje związane są z okresem Bożego Narodzenia. Przygotowania do świąt zabierały mieszkańcom Lipiec dużo czasu. Gdy śnieg zakrył pola, w każdej chałupie robiono porządki: posypywano sienie i podłogi świeżym igliwiem, pieczono chleby i świąteczne strucle. Boryna wraz z Pietrkiem (parobkiem przyjętym na miejsce Kuby) jechali do miasta po zakupy, a Jagna zagniatała ciasto, by wyczarować z niego smaczne strucle: „A Jagna, z zakasanymi po ramiona rękawami, miesiła w dzieży ciasto i przy matczynej pamocy piekła strucle tak długachne, że widziały się jako te lechy w sadzie, na których pietruszkę zasiewają, to chleby bielsze nieco z pytlowej mąki - a zwijała się żywo, bo ciasto już kipiało i trza było wyrabiać bochenki, to poglądała za Józiną robotą, to zaglądała do placka z serem i miodem, któren wygrzewał się już pod pierzyną i czekał na piec, to latała na drugą stronę do szabaśnika, w którym buzował się tęgi ogień”. Kobiety piekły chleby, a Józka przystroiła ściany kolorowymi wycinankami. Kolejnym zwyczajem było wypiekanie („Ogromną, niską izbę rozświetlał ogień, płonący na trzonie komina. Organista rozdziany, w koszuli tylko i z podwiniętymi rękami, czerwony jak rak, siedział przed ogniem i piekł opłatki... co chwila czerpał łyżką z michy rozrobione, płynne ciasto, rozlewał je na żelazną formę, ściskał, aż syczało, i kładł nad ogniem wspierając na cegle sztorcem ustawionej, przewracał formę, wyjmował opłatek i rzucał na niski stołek, przed którym siedział mały chłopak i obcinał nożyczkami do równa”) i roznoszenie opłatków, czym zajmowali się, tak jak nakazywała tradycja, kolędnicy. Kulminacją Bożego Narodzenia była wigilijna kolacja, po której częstowano krowy opłatkiem. W dzień Wigilii, podczas suto przygotowanej wieczerzy, wyczekiwano pierwszej gwiazdki. W każdej chałupie od wschodu stawiano snop zboża i pod obrus wkładano siano: „i wyglądano oknami pierwszej gwiazdy”. Także w Borynowej izbie tradycja była żywa. Gospodarz podzielił opłatek między wszystkich - z powodu całodniowego postu byli bardzo głodni. Stół zdobiły smakowite potrawy: buraczany kwas gotowany na grzybach z całymi ziemniakami, śledzie obtaczane w mące i smażone w oleju konopnym, pszenne kluski z makiem, kapusta z grzybami suto polana olejem, „a na ostatek podała Jagusia przysmak prawdziwy, bo racuszki z gryczanej mąki z miodem zatarte i w makowym oleju uprużone, a przegryzali to wszystko prostym chlebem, bo placka ni strucli, że z mlekiem i masłem były, nie godziło się jeść dnia tego”. Po posiłku Jagna częstowała kawą z cukrem, a Roch czytał nabożną książkę. Gdy skończył, Dominikowa, wziąwszy opłatek, zaprowadziła wszystkich do obory, do krów. Jej córka, za radą matki, obdzieliła inwentarz opłatkiem, po czym wrócili do izby. W wigilijny wieczór wszyscy udawali się do kościoła na pasterkę: „Kto był żyw, do kościoła ciągnął, ostały ino po chałupach całkiem stare, chore albo kaleki. Już z daleka widniały rozgorzałe okna kościelne i główne drzwi na rozcież wywarte, a światłem buchające, naród zaś płynął przez nie i płynął jak woda, z wolna zapełniając wnętrze, przystrojone w jodły i świerki, że jakby gęsty bór wyrósł w kościele, tulił się do białych ścian, obrastał ołtarze, z ław się wynosił i prawie sięgał czubami sklepień, a chwiał się i kołysał pod naporem tej żywej fali, i przysłaniał mgłą, parami oddechów, zza których ledwie migotały jarzące światła ołtarzów. A naród wciąż jeszcze nadchodził i płynął bez końca...”. Światynia była wypełniona po brzegi. Prócz zwyczajów związanych z weselem i Bożym Narodzeniem na kartach powieści odnajdziemy także mnóstwo obyczajów wielkanocnych, poznawanych dzięki świętowaniu rodziny Macieja Boryny. W jego domu w Wielki Piątek bielono ściany, odsypywano obejście żółtym piaskiem oraz malowano pisanki, które potem odkładano do poświęcenia na duży stół przykryty białym obrusem, na którym leżały w miseczkach i donicach święconki sąsiadek (ksiądz nakazał, by w bogatszych chałupach zebrało się po kilka rodzin i zostawiło święconki. Dzięki temu zmniejszył liczbę domów do odwiedzenia. Najpierw objeżdżał okoliczne wioski, by na koniec odwiedzić Lipce. Pozostawiwszy święconki, kobiety szły do kościoła na uroczystość poświęcenia ognia i wody: „Józka przyniosła wody całą flaszkę i ogień, którym zaraz Hanka rozpaliła drwa przygotowane i pierwsza też wody święconej popiła dając kolejnie wszystkim - od chorób gardzieli pono strzegła - a potem skropiła nią inwentarz i drzewiny rodne w sadzie, że to się przyczyniało do urodzajów i dawało bydlątkom letkie lągi. A później widząc, że ni Jagna, ni kowalowa nie pomyślały o starym, umyła go w ciepłej wodzie, przyczesała jego skołtunione włosy i przewlekła mu koszulę i pościele. Boryna dozwalał z sobą robić wszystko, nie poruszywszy się ani razu, leżał jak zawżdy wpatrzony przed siebie i martwy jak zawżdy...”. Po powrocie przebierano się w świąteczny strój i czekano na księdza, po którego wychodzono aż na drogę. W malowaniu jajek mistrzynią była uzdolniona artystycznie Jagusia, która potrafiła wyczarować na skorupkach prawdziwe dzieła sztuki: „Jakże, to aż mieniło się w oczach, czerwone były, żółte, fiołkowe, i jak lnowe kwiatuszki niebieskie, a widać było na nich takie rzeczy, że prosto nie do uwierzenia: koguty piejące na płocie, gąski na drugim syczały na maciory, uwalone w błocie; gdzie znów stado gołębi białych nad polami czerwonymi, a na inszych wzory takie i cudeńka, kiej na szybach, gdy zamróz je lodem potrzęsie”. Gdy przychodziła Wielka Sobota – mieszkańcy Lipiec hucznie świętowali zakończenie postu. W zwyczaju było coroczne zbieranie się rankiem przed kościołem, by: „chować żur i grzebać śledzia, jako tych najgorszych trapicieli przez Wielki Post”. Jeżeli chodzi o inne zwyczaje związane z okresem poświątecznym, to po dziś dzień zachowały pielęgnowanie lanego poniedziałku, nazywane śmigusem-dygusem, w czasie którego i lipeckie chłopaki biegali po wsi, oblewając piszczące dziewczyny. Chodzenie z „kogutkiem” jest kultywowane już chyba jedyne przez zespoły folklorystyczne w nielicznych wioskach. Właśnie opis tego dawnego obrzędu jest humorystycznie przedstawiony na łamach powieści: „Właśnie Jagustynka była rozpowiadała o tym, nie wiada już dzisiaj po raz który, kiej z podwórza wywalili się chłopaki z kogutkiem. Witek ich wiódł, wystrojony sielnie, w butach nawet i kaszkiecie Borynowym, srodze na bakier nadzianym, a pobok w kupie szedł Maciuś Kłębów, Gulbasiak, Jędrek, Kuba Grzeli z krzywą gębą syn i drugie. Kije mieli w rękach i torbeczki przez plecy, Witek zaś tulił pod pachą skrzypice Pietrkowe”. Do innych tradycyjnych obyczajów kultywowanych na lipeckiej wsi należały wieczorne spotkania przy pracy: kiszenie kapusty, darcie pierza, przędzenie wełny, podczas których w jednej chałupie zbierało się mnóstwo ludzi, umilających sobie obowiązki rozmową i śpiewem. Tak właśnie Reymont przedstawił pewien wieczór u Boryny, gdy pracowano nad obieraniem kapusty z liści. W kominie Borynowej chałupy palił się ogień, który ogrzewał dużą liczbę przebywających w niej ludzi. Na środku izby leżała kapusta, wokół której siedziały kobiety i dziewczyny, obierając główki z liści i rzucając je na specjalną płachtę. Jagna zajęła miejsce przy Jagustynie i również oddała się pracy. Antek wtoczył do sieni beczki przygotowane na kapustę i ustawił przy kominie szatkownicę. Do pracujących panien i mężatek dołączyła Nastusia (siostra Mateusza) z nowiną, że młynarzowi ktoś skradł konia ze stajni. Po chwili pojawił się stary Boryna i po przywitani z radością spostrzegł, że Jagusia ma na głowie chustkę – podarunek od niego. Choć chciał siąść przy dziewczynie, wstrzymał się na myśl plotek, które by wywołał tym krokiem. Witek z Kubą przynieśli długa ławę, na której Józia ustawiła łyżki i miski, a po chwili zaprosiła ludzi do jedzenia. Maciej częstował wszystkich butelką okowity, której odmówiła jedynie Jagna mówiąc, iż nie zna smaku wódki. Gospodarze dobrze ugościli gości, dając im rosół z ziemniakami i mięsem. Po poczęstunku i odpoczynku wszyscy zabrali się ponownie do pracy. Innym zwyczajem były obrzędy związany z Dniem Zadusznym. Gdy nadchodził, w Lipcach od rana bezustannie biły kościelne dzwony, a po obu stronach drogi prowadzącej do kaplicy klęczeli modlący się żebracy. W zakrystii otoczony grupką ludzi organista otrzymywał od nich pieniądze na „wypominki” za duszę zmarłych, po czym zapisywał imię nieboszczyka w specjalnym zeszycie. Za kościołem ksiądz wyczytywał imiona zmarłych dusz, za które wszyscy zebrani się modlili. Po południu w cmentarnej kaplicy odprawiano nieszpory. Przy wejściu na cmentarz ustawiano beczki, z których jedna należała do księdza, druga do organisty, trzecia Jambrożego, a do reszta żebraków. Przechodzący musieli coś do każdej wrzucić, na przykład chleb, kiełbasę, słoninę, masło, grzyby, a nawet motki przędzy (co najlepsze, dostawało się księdzu, co najgorsze – żebrakom). Ludzie, szepcząc i płacząc, chodzili wśród mogił. Opuszczali cmentarz, popędzani nadchodzącą nocą. Żebracze śpiewy umilkły, a wycie psów rozbrzmiewało w całych Lipcach. Drogi opustoszały, karczmę zamknięto. Mieszkańcy wsi oddawali się zadumie w zaciszu swych domów. Kolejnym zwyczajem było święcenie pól, mające je uchronić od nieurodzajów i innych kaprysów pogody: „(…)zapalili świecie, ksiądz nadział czarną, rogatą czapeczkę, przeżegnał się i zaintonował: „Kto się w opiekę...". Cała wieś cieszyła się na obrzęd zapustów, czyli ostatków. Od rana w chałupach panował duży ruch, ponieważ dekorowano izby do zabawy i wyjeżdżano do miasta: „(…) a z każdego prawie domu ktosik pojechał do miasteczka za różnościami, głównie zaś po mięso albo choćby po ten kawał kiełbasy lub sperki, jeno biedota musiała się kuntentować śledziem, wziętym na bórg od Żyda, i ziemniakami ze solą”. W bogatszych domach smażono pączki, a po wsi unosił się zapach przepalonego szmalcu, prażonych mięsiw i „jensze, barzej jeszcze jątrzące ślinę smaki”. Po kolacji w karczmie rozbrzmiewała muzyka, przy dźwiękach której bawiono się do samego rana: „Zabawiano się ze wszystkiego serca, ile że to ostatni raz przed Wielkim Postem. Mateusz grał na skrzypicy, od wtóru mu przebierał na fleciku Pietrek, Borynów parobek, a przybębniał Jasiek Przewrotny (…) Hulano ochotnie jak mało kiedy i do późna, do tela, póki dzwon na kościele nie uderzył na znak, że to już północ i zapustom koniec; wnet zmilkły muzyckie głosy, zaprzestano tańców, dopito spiesznie flach i kieliszków, i naród się cicho rozchodził. że ostał jeno Jambroży, niezgorzej napity, bo swoim zwyczajem jął przed karczmą wyśpiewywać”. Ostatnim z ważniejszych zwyczajów jest przygotowywanie czterech ołtarzy i procesja w święto Bożego Ciała. Jedna z kapliczek stanęła u Borynów: „(…) wypleciona z brzozowych gałęzi a zieleni, wykryli ją całą wełniakami, że jaże grała w oczach od kolorów, zaś w pośrodku, na podwyższeniu, stanął ołtarz, przykryty bieluśką i cieńką płachtą i zastawiony świecami a kwiatami w doinkach, które Józka oblepiła w strzyżki ze złotego papieru. Wielki obraz Matki Boskiej wisiał nad ołtarzem, a pobok zawiesili mniejsze, ile się jeno zmieściło. Zaś la większej przyozdoby nad samym ołtarzem przyczepili klatkę z kosem, którego Nastusia przyniesła: ptak się wydzierał po swojemu, że mu to Witek z cicha przygwizdywał. A całe opłotki od drogi wysadzone były świerczyną na przemian z brzózkami, żółtym piaskiem grubo wysypane i zarzucone tatarakiem. Józka znosiła całe naręcze modraków, ostróżek; wyczki polnej i przystrajała ściany kapliczki; opięła też nimi obrazy, lichtarze i co ino było można, że nawet ziemię przed ołtarzem potrząsnęła kwiatami; nie darowała i chałupie, gdyż całe ściany i okna ginęły pod zielenią, zaś w snopki dachu nawtykała tataraków”. Lipeckie kobiety (mężczyźni przebywali akurat w areszcie), pięknie ubrane, udały się do kościoła na mszę, po której przeszły w procesji. Pietrek niósł święty krzyż, a silniejsze kobiety chorągiew. Jambroży rozdał świece i wszyscy ruszyli przez wieś drogą nad stawem. Za młynem zapalono światło. Ksiądz śpiewał pieśni, idąc za krzyżem. Gdy gromada doszła do pierwszego kopca, skropił święconą wodą cztery strony świata. Święcił pola, ziemię i drzewa. Pochód ruszył dalej na równinę. Przy drugim kopcu, pod którym podobno spoczywały ciała poległych na wojnie, lipczanie pomodlili się za ich dusze i ruszyli w kierunku topolowej drogi. Doszli jeszcze do krzyża Borynów, na skraj ziem lipieckich i dworskiego boru, po czym wszyscy klęknęli, a ksiądz pobłogosławił ich i rozpoczął wspólną modlitwę, po której zebrani przeszli jeszcze w stronę ostatniego kopca, drogą wzdłuż lasu: „A że sporo narodu przybyło, to już zapchali całą drogę, szli także i borem między drzewami, szli i nad polami, że całe Podlesie zaroiło się ludźmi, a hukało pieśnią niebosiężną (…)”. Msza i procesja przyciągnęła mieszkańców okolicznych wiosek. Szczegółowość opisów Reymonta jest mistrzowska. Bronisław Chlebowski takimi oto słowami podsumował dzieło polskiego Noblisty: „Najpełniejszy wyraz znalazło współczesne życie polskie, a przede wszystkim ludowe, w odbiciu duszy wrażliwej, zdrowej, spostrzegawczej, opartej na wybornej sprawności zmysłów i plastycznej wyobraźni. Posiada ją właśnie Władysław Reymont ”. JĘZYK CHŁOPÓW Reymont nie bez powodu jest nazywany mistrzem słowa. Nie skupiał się jedynie na treści, dbał również o formę przekazu wiedząc, iż najbardziej autentyczne jest to, co spójne. W Chłopach zademonstrował geniusz swego pióra, wplatając w powieść przeznaczoną dla szerokiego grona czytelników szereg odmian stylizacji, przystosowując elementy języka gwarowego, wtapiając go w fabułę (dialektyzacja języka powieści występuje we wszystkich jego warstwach). Gwara dominująca w dialogach jest zbliżona do gwary używanej w okolicach Łowicza i Skierniewic, w okolicach Lipiec. Dzięki uczynieniu „wiejskiego gaduły” narratorem w przeważającej części powieści, czytelnik może poczuć się nie tylko odbiorcę, lecz i uczestnikiem wydarzeń rozgrywających się w opisywanej wsi (utożsamia się w narratorem, który jest tytułowym chłopem). Gdy ukazały się Jesień i Zima – dwa pierwsze tomy powieści, a później i cała tetralogia, krytycy epoki modernizmu natychmiast zwrócili uwagę na językową wartość dzieła. Oto opinie niektórych z nich: -„język powieści nabrał jakiejś żywiołowej jędrności i siły” (Ignacy Matuszewski). -„Kapitalnym pomysłem Reymonta w Chłopach jest stworzenie sobie udzielnego języka, zastosowanego do przedmiotu. Chłopi mówią z chłopska, a nawet narzeczem mazursko - łowickim. Autor jednak przemawia od siebie nie zwykłą, górną polszczyzną, lecz mową ułożoną ad hoc, wzorowaną na mowie włościan, nieskończenie tylko obfitszą, wzbogaconą zwrotami z innych stron kraju, nawet archaizmami, z trafnym smakiem wznowionymi. Nie jest to narzecze "księżaków", lecz piękna, poetyczna, giętka mowa polska, nasiąknięta sztuczną gminnością, która sprawia złudzenie, że autor jest idealnie wydoskonalonym chłopem” (Józef Weyssenhoff). W partiach narracyjno- opisowych dominuje język literacki z przełomu XIX i XX wieku, lecz niełatwo jest dostrzec fragmenty, które nie zostałyby urozmaicone elementami gwarowymi i archaicznymi (stosując zarówno język literacki, jak i ludową gwarę, autor starał się udowodnić, że traktuje obie odmiany na tym samym poziomie). W swym dziele Reymont zastosował głównie następujące stylizacje: 1.gwarową (obecną w największym stopniu w partiach dialogowych), 2.fonetyczną (przykładem tego może być zastosowanie zwrotu „hale” zamiast „ale”), 3.fleksyjną (przejawia się w słowach: „chodźta”, „ociec”, „mówili”), 4.leksykalną (dowodem na obecność tej stylizacji będzie wyraz „paskudnik”), 5.składniową (wyrażenie: „Oczy swoje mam i miarkuję se ździebko”), 6.młodopolską (chodzi tu o słowa charakterystyczne dla określonych konwencji literackich, czyli naturalizmu czy impresjonizmu), 7.realistyczną (objawiającą się w częstym wykorzystywaniu mowy potocznej). Geniusz i waga powieści Reymonta ujawniają się w zaplanowanym i przewidzianym połączeniu elementów gwarowych z językiem literackim, co w konsekwencji przemawia za naturalnością społeczności opisanej na łamach utworu (chłopów), a zarazem za przejrzystością i jasnością odbioru, który byłby utrudniony przy wykorzystaniu jedynie gwary. KOMPOZYCJA „CHŁOPÓW’ W kompozycji czterotomowej powieści Reymonta (Jesień – 12 rozdziałów; Zima – 13; Wiosna – 11, Lato – 13) Kazimierz Wyka wyróżnił cztery przenikające się porządki: 1.Porządek fabularny Porządek zdarzeniowy stanowią losy głównych bohaterów i całej społeczności wsi (gromady). Obejmuje on szereg różnorodnych typów ludzkich, począwszy od uległej i kochliwej, a zarazem samotnej Jagny, a skończywszy na apodyktycznej i chytrej Dominikowej, przez co mamy do czynienia z bogatym obrazem wiejskiego środowiska. Na kartach Chłopów poznajemy około dziewięćdziesięciu postaci. Jan August Kisielewski pisał: „(…) daje więc Reymont chłopa niepiśmiennego, niekulturalnego, pierwotnego, nie znającego i nie uznającego świata poza Lipcami; daje wieś, organicznie w jedną całość zrośniętą, mimo »urzędy i urzędniki« rządzą się patriarchalnie, prawem zwyczajowym” twierdząc przy tym, że dopóki będzie istniał polski „wieśniak”, dopóty będzie on taki, jak go sportretował Reymont (pamiętajmy, że Kisielewski pisał te słowa w 1907 roku). W fabularnej warstwie Reymont przedstawił dzieje postaci pierwszoplanowych: Macieja Boryny (główna postać w tomie I), jego syna Antka (począwszy od romansu z Jagną - późniejszą macochą – przez co zdominowali II tom, przez wypędzenie z domu z ciężarną żoną i dwójką małych dzieci, areszt za zabójstwo borowego, aż do powrotu na gospodarstwo zmarłego ojca i przejęcie pozycji gospodarza), Hanki (jej przemiana i zmaganie się z przeciwnościami losu stanowi główny wątek w III tomie), Jagny, jak również drugoplanowych (na przykład losy Kuby Sochy). Bronisław Chlebowski napisał, że Reymont „Tą przedmiotowością obrazu, tym bogactwem, tą pełnią przejawów życia wieśniaczego, odtworzeniem żywiołowych potęg, skupionych w duszy chłopa, wyrobionych przez wielowiekową pracę, cierpienia i milczenie, zalet i właściwości moralnych, oczekujących przy rozpoczynającym się uświadomieniu ludzkim i narodowym wystąpienia bliskiego na szersze pole działalności” wyświadczył przysługę społeczeństwu, ponieważ ukazał ludziom źródło wyczekiwanego przez nich wsparcia, uzdrowienia i odrodzenia siły narodowej, czyli chłopów polskich. 2.Rytm prac związanych z przyrodą Na ten porządek składają się prace rolnicze (na przykład szatkowanie kapusty, przędzenie wełny czy żniwa), stanowiące rytm egzystencji mieszkańców Lipiec oraz niezmienny rytm następstwa pór roku. Zainteresowanie pisarza związkiem człowieka z przyrodą może wynikać z faktu, że, jak twierdził Bronisław Chlebowski, Reymont: „Rozmiłowany w przyrodzie ma wstręt do wielkich zbiorowisk miejskich” 3.Porządek obyczajowo- liturgiczno-obrzędowy Wyznaczają go coroczne liczne ceremonie, obyczaje, święta i elementy folklorystyczne (wróżby i czary Dominikowej czy przesądy lipeckich kobiet). Takie dni, jak jarmark, wesele czy odpust miały w Reymontowskiej wsi funkcję scalającą i łączącą gromadę. 4.Porządek egzystencjalny Jest najbardziej widoczny na przykładzie losów Agaty (żebraczki zbierającej „wyprawę na śmierć”) czy Jagustynki (marzącej o przedśmiertnym zjednoczeniu się z rodziną, która ją wypędziła). Nawet postać Macieja Boryny przejawia cechy charakterystyczne dla tego porządku, czyli rozmyślania o życiu, samotności i śmierci, czego przykładem może być refleksja bohatera nad słusznością ślubu z Jagną: „A tu ani odbić się na kim, ani wyżalić, nic... sam jak ten kołek; sam o wszystkim myśl, sam deliberuj łbem, sam kiele wszystkiego obiegaj kiej ten pies... a do nikogój słowa przemówić i rady znikąd ni pomocy - a ino strata i upadek... a wszystkie to kiej te wilki za owcą... a ino skubią, a patrzą, kiedy ozerwą w kawały...”. Doskonałym podsumowaniem rozważań o strukturze i fabule powieści będzie przytoczenie słów Marii Rzeuskiej, autorki publikacji Chłopi Reymonta: „Na czym więc ostatecznie polega struktura całości Chłopów? Ma ona, rzec można, dwa zasadnicze kierunki: wzdłuż i wszerz. Wzdłuż biegną owe cztery strumienie obrazów w objęciu i na tle czterech pór roku, wszerz – to cały plan, który się rozwija wokół dwu ośrodków fabuły i daje olbrzymią wizję środowiska, przestrzeni, prac, obyczajowości i całego życia. W Chłopach Reymonta dzieje się coś bardziej szczególnego. Fabuła ze splotem akcji, dramatyczna z natury, rozszerza się w wielki obraz życia, przekształca w najczystszą epikę, elementy opisowe, wprawione w ruch zmiennością posuwającego się czasu, nabierają dynamizmu, a nawet dramatyczności. W rezultacie współdziałania tych elementów rodzi się koncepcja chłopa – człowieka wsi i ziemi – związanego organicznie z gospodarstwem, rodziną i gromadą, wprzęgniętego w niezmienność powtarzalności czterech pór roku”. CHARAKTERYSTYKA ANTKA Kolejnym bohaterem powieści Reymonta jest Antek Boryna – syn Macieja, mąż Hanki i jednocześnie kochanek swej macochy – Jagny. To rosły, potężny mężczyzna, we wsi przewyższający siłą nawet cieślę Mateusza, co udowadnia w bójce. Jeżeli chodzi o wygląd, możemy go sobie wyobrazić jedynie z opisów zakochanej Jagny, patrzącej na niego niemalże jak na herosa. Również Hanka wyraża się o mężu z zachwytem, ulegając mu nawet mimo licznych zdrad, z czego możemy wnioskować, iż Antek był przystojnym mężczyzną. Po Macieju odziedziczył stanowczy i butny charakter, przez co stale popadał z nim w konflikty, nieskory do bezwzględnego posłuszeństwa. Niemal przez całą powieść nienawidził ojca z całej siły, wyrzucając mu traktowanie należne parobkowi i ciągłe pretensje: „- I przychować co na sprzedaż. A tak, co? Każdą plewę, każdą obierzynę ociec rachują i mają za wielgie rzeczy”. Kulminacją gniewu jest moment, gdy Maciej żeni się z Jagną, obiektem westchnień cudzołożnego Antka. Od tego momentu zdaje się nie pamiętać, że kontynuując romans z macochą, ośmiesza ojca w oczach mieszkańców Lipiec oraz grzeszy przeciw czwartemu przykazaniu. Niepohamowana miłość do Jagny, a raczej żądza sprawiają, iż zapomina o obowiązkach męża i ojca, spychając na wątłe barki ciężarnej żony konieczność troski o dzieci i odpieranie zarzutów w sprawie zdrad męża. Inne jego cechy ujawniają się w relacjach z żoną, do której czuł nienawiść, niechęć i żal, zarzucał „dziadówce”, że mało ziemi wniosła do posagu, a przede wszystkim mścił się na niej za zdradę kochanki. Oto fragment obrazujący sposób, w jaki Antek traktował kochającą go Hankę: „- Idź sama, nie pójdę z tobą! Mówię ci, odejdź! - krzyknął groźnie, a potem nagle, nie wiada laczego, nachylił się do niej i w samą twarz powiedział: - Żeby mnie w kajdany skuli, w lochu zamknęli, wolniejszym bym był niźli przy tobie, słyszysz, wolniejszym! Hanka zapłakała żałośnie i poszła”. Nie był jednak zatwardziały w swym gniewie, przejawiał wolę zmiany postawy. Nieszczęśliwa i osamotniona Hanka dłużej czekała na okazanie miłości niż Maciej, któremu Antek uratował życie, zabiwszy atakującego go borowego podczas walki w lesie. Prawdziwa i głęboka przemiana zaszła w bohaterze dopiero po powrocie z więzienia, gdy zerwał z Jagną i zdecydował się zostać prawdziwą głową rodziny. Nie jest jednak jednoznaczne, czy zmiana, która w nim zaszła, była korzystna. W końcowej scenie powieści ujawnił swój nieludzki charakter, pozostając milczącym świadkiem samosądu zorganizowanego na niedawnej kochance, dla której jeszcze kilka tygodni temu gotów był zostawić żonę i dzieci i przez którą stał się wyrodnym synem. Scena ta może symbolizować całkowite zerwanie z przeszłością lub być początkiem dominacji cech charakterystycznych dla jego ojca – chłodu, zaciętości, bezwzględności. Antek Boryna, o którym Kazimierz Czachowski napisał, iż „(…)jest uzupełnieniem starego Boryny” jest, tak samo jak inne pierwszoplanowe postacie powieści, bohaterem niejednoznacznym i zasługującym na szczegółową analizę motywów, które popchnęły go na przykład do bierności w czasie ataku na krowy nie sprzedać, bych ino zwiesny doczekać, zimę przetrzymać... A1e co ja uradzę, biedna, co?... - Rozskrzypiała się jej tak dusza, że rady dać sobie nie mogła (…)- Jak te ostatnie komorniki ostalim, jak te dziadaki, ani tej kapki mleka, ani pociechy żadnej! Tylem się dorobiła na swojem, tyle! Mój Jezu! Mój Jezu! Drugie zabiegają, jak te woły orzą i jeszcze coś do domu przykupują, a ten ostatnią krowę, com od ojców dostała, sprzedaje...Już chyba ostatnia marnacja przyjdzie, ostatnia! - zawodziła nieprzytomnie”. Od tej chwili musiała radzić sobie sama, nie mogąc liczyć na pomoc romansującego z Jagną i pokłóconego z ojcem Antka, który przecież nie zamierzał pracować „u kogoś”, skoro był synem najbogatszego lipeckiego gospodarza. Wola przetrwania i „wilczy głód pracy” spowodowały, że przejęła obowiązki głowy domu, biorąc na siebie zmartwienia dotyczące opału, jedzenia czy w końcu niepewnej przyszłości mającej wkrótce powiększyć się rodziny: „- Troje nas cierpi biedę, a niezadługo będzie czworo! Dam to wtedy radę, co? Antka już nie wliczała, nie brała w rachubę w tej chwili, widziała tylko siebie i dzieci; sama się czuła gotową do stanowienia za wszystkich. Jakże, na kogo się spuści? Kto to pomoże, chyba Bóg jeden albo i Boryna! Zaczęła marzyć, że niechby się jeno dorwała z powrotem gospodarstwa, niechby znowu poczuła ziemię pod nogami, to się tak przypnie do niej, tak weprze całą duszą pazurami, że nic ją nie oderwie i nie zmoże. Nadzieja w niej rosła wraz ż takim nabierem sił, aż ją rozpierało we środku od mocy, nieustępliwości a odwagi, ognie chodziły po niej, oczy się roziskrzały... już się nawet czuła tam, u Borynów, rządziła wszystkim, gospodynią była… Długo, może do samego północka tak się rozmarzała postanawiając równocześnie, że zaraz z rana, jak przykazywał, zabierze jeno dzieci i pójdzie do starego, choćby Antek nie wiem jak zakazywał, choćby ją nawet skatował, nie posłucha i pójdzie, a tej dobrej okazji nie popuści... Moc w sobie poczuła niezmożoną do walki choćby z całym światem, nie wahała się już ni bała niczego!”. Mimo bolesnej wiedzy o zdradach męża i braku jego inicjatywy na rzecz poprawy losu rodziny wciąż go kocha i podziwia („A Hanka przysunęła się bliżej jeszcze, przywarła gorącą twarzą do jego ramienia, przywarła sercem całym - Nie, już w niej nie było podejrzeń żadnych ni żalów, ni goryczy, a ino tym miłowaniem serdecznym, tą lubością duszną, pełną dufności i oddania się, cisnęła się do jego serca”), z jedną tylko różnicą – od momentu przemiany nie pozwala już, by spadały na nią kolejne bolesne razy wymierzane przez jego ciężką dłoń: „- Idź se do karczmy, Żyd ci jeszcze poborguje - wyrwało się jej niechcący. Skoczył na równe nogi, kieby go kto kijem zdzielił, ale nie zważając na to wyszła. Nie bojała się już teraz krzyków jego ni złości, jakby obcym, a tak dalekim się jej widział, aż się sama temu dziwowała, a choć czasami drgało w niej cosik, jakby ostatni płomyk dawnego miłowania, niby to zarzewie, przywalone smutkami i rozdeptane, gasiła je w sobie z rozmysłem, siłą przypominków tych nie przebolanych nigdy krzywd”. Potrafi się przeciwstawić przemocy, a nawet zastraszyć zdziwionego Antka, który przerażony ucieka i planuje wyjazd z Lipiec. Gdy proponuje jej wspólną podróż, ona podkreśla, iż jest na stałe związana z ukochaną ziemią, której nie opuści nigdy: „- Tu mnie Pan Jezus dał na świat, to już tutaj do śmierci ostanę. Aby ino do zwiesny przetrzymać, to już łacniej będzie, lekkiej”. Cała przemiana, która zachodzi w kobiecie, powoduje zmianę opinii, jaką miała o niej teść. Maciej dostrzega w synowej zaradną gospodynię i przykładną matkę, przez co zdejmuje trochę zmartwień z jej ramion (oferuje jej pomoc, którą kobieta – mimo świadomości, że Antek będzie przeciwny – przyjmuje). Dojrzała i pewna swej siły, z godnością słucha o dowodach zdrady męża, którego przyłapano w brogu z Jagną. Mówi siostrze, że czuje się jak wdowa i nie zamierza się poddać losowi. Od tego momentu jeszcze bardziej wykazuje się praktycznym myśleniem i zaradnością, spędzając coraz więcej czasu na długich rozmowach z Maciejem, którym jako jedyna opiekuje się po bitwie o las i staje się jedyną gospodynią Borynowej chaty. Z bezradnej, zagubionej synowej najbogatszego rolnika staje się zapobiegliwą i zaradną kobietą (mimo nieobecności lipeckich mężczyzn samodzielnie potrafiła zorganizować prace w polu, a przy tym dbała o Borynę, wychowywała nowo narodzone dziecko i pilnowała majątku, który Dominikowa i kowal chcieli pod nieobecność Antka rozkraść). Zmianę widać także w jej relacjach z mężem, dla którego staje się partnerem, a nie obiektem poniżania. Znamienne jest również to, że jako jedyna broni Jagny przed lipecką gromadą, mimo iż rozbijała jej małżeństwo. Moim zdaniem z empatią potrafiła wejrzeć w uczucia targające samotnym sercem Jagny. Choć Reymont obdarzył Hankę wieloma cechami charakterystycznymi dla stereotypowego wzorca wiejskich kobiet (skąpa, skora do kłótni, lubiąca plotki), jednak budzi ona sympatię czytelników, a zwłaszcza żeńskiej ich części, w bohaterce szukającej inspiracji, wzoru siły i godności. Najważniejsze zdanie, jakie padło z ust Hanki, było odpowiedzią na odmianę jej losu: „Bieda łacniej przekuwa człowieka niźli kowal żelazo”. CHARAKTERYSTYKA KUBY SOCHY Kuba Socha był zatrudniony w gospodarstwie Macieja Boryny. Czytelnikowi zapada w pamięć gorzka refleksja nad życiem padająca z ust bohatera, w której wspomina przeszłość, gdy nazywano go „darmozjadem”: „(…) cała wieś: i parobki, i gospodarze, i wszystkie, to ino go kulasem przezywali, a niezgułą, a darmozjadem, a nikto dobrego słowa nigdy nie dał, nikto nie pożałował - chyba ino te koniska abo i te pieski... a przecież rodowy był... gospodarski syn... nie znajda żaden... nie obieżyświat, a chrześcijan prawy, katolik...”. W miarę rozwoju akcji poznajemy koleje życia tego mężczyzny, a mianowicie jego powstańcze losy. Swą historię opowiada Witkowi, osieroconemu pracownikowi Boryny, chłopcu, którym się opiekował. Kuba urodził się w gospodarskiej rodzinie, jako syn Magdaleny i Pietera, którzy: „gront swój mieli, ale służyli we dworze za furmana... w ogiery ino jeździli ze starszym panem...”. Po śmierci ojca jego ziemię przejęli wujostwo, pozostawiając małego Kubę na służbie u dziedzica: „A potem dziedzic do koni mnie wziął, bym w ogiery po ojcu jeździł... to ino na polowania we świat, do drugich panów jeździlim cięgiem... strzylałem i ja niezgorzej... że młodszy dziedzic strzelbę mi dali... a matka ino ze starszą panią siedziała we dworze...”. Gdy nadszedł czas powstania styczniowego, Socha wraz z innymi chłopami odważnie walczył o niepodległość ojczyzny: „Dobrze baczę... i kiej wszystkie szły... wzieni i mnie... Bez cały rok byłem... a co kazali, robiłem... juści, nie jednego burka zakatrupiłem... nie dwóch...”. Właśnie w czasie jednej z takich walk uratował młodszego brata dziedzica – Jacka: „(…) a młodszy dziedzic dostał we flaki... wątpia mu wypłynęły... Pan mój przecie... dobry człowiek... na bary wziąłem i wyniesłem...”. Po powrocie do dworu okazało się, że został on prawie zrównany z ziemią przez najeźdźcę: „Dworu nie ma, gumien nie ma:.. płotów nawet nie ostało... do cna wszystko spalone... a stary pan i pani starsza, i matula moja... i ta Józefka, co za pokojówkę była... pobite leżą na śmierć w ogrodzie!... Jezu! Jezu! baczę wszystko... juśći... Mario!”. Bohatera poznajemy jako człowieka dobrego, wrażliwego na krzywdę innych, zaangażowanego w obyczajowe życie wsi. Swą uczciwość potwierdza, odmawiając właścicielowi karczmy okradania Boryny, o inwentarz którego dbał jak o własny. Czerpał dodatkowe dochody z innego niż kradzieże, źródła – od czasu do czasu zastawiał sidła na kuropatwy, które przekazywał potem księdzu (ten sporadycznie wynagradzał prezenty monetą). Po śmierci Kuby wskutek postrzelenia przez leśniczego (w gorączce odrąbał sobie nogę, by powrócić do zdrowia), do wsi przyjechał Jacek – szlachcic, któremu niegdyś uratował życie. Spóźnił się jednak z zadośćuczynieniem i podziękowaniem, dowiedział się jedynie, jak dobrym i życzliwym lipczaninem był Socha: „:- Długo był u was? - A zawżdy, jak ino pamięcią sięgnę, to zawżdy służył u Borynów. - Poczciwy był podobno? - pytał nieśmiało. - I jak jeszcze, cała wieś może przyświadczyć, wszyscy, nawet dobrodziej płakali na pochowku i nic nie wzięli za nabożeństwo. - A mnie pacierza uczył i strzylać uczył, i kiej rodzony ociec opiekę trzymał nade mną! I po dziesiątku czasem dawał i... - wybuchnął płaczem na przypomnienie. - A pobożny był, cichy, pracowity parobek, że nieraz dobrodziej sam go chwalił...”. CHARAKTERYSTYKA JAGUSTYNKI Jagustynka jest powieściowym przykładem komornicy i wyrobnicy, a jednocześnie postacią tragiczną i budzącą współczucie. Podobnie jak Agata została wygnana przez krewnych z domu (dzieci wypędziły ją po tym, jak przepisała na nich całe gospodarstwo: „Całe dziesięć morgów pola jak złoto dałam, i co?... - splunęła ze złością. - Na wyrobki chodzę, na komornicę zeszłam!...”). Od tej chwili sumiennie pracowała u Borynów, nie tracąc nadziei na ponowne zjednoczenie z rodziną, od której otrzymała tyle krzywd i cierpienia. Czuła do nich jednocześnie ogromny żal: „Macie wy rozum, że tak mówicie, macie! Po sądach się włóczyłam, to ino te parę złotych, com miała - poszły, a sprawiedliwości nie kupiłam... i na starość na poniewierkę, na wyrobek! Żebyśta, ścierwy, pode płotem wyzdychały za moje ukrzywdzenie! Poszłam do nich w niedzielę, żeby chocia popatrzeć na chałupę, na ten sad, com go ano sama szczepiła, to synowa wywarła na mnie pysk , że na prześpiegi przychodzę! Mój ty Jezu kochany! Ja na prześpiegi, na swój rodzony gront przychodzę! Myślałam że trupem padnę, tak mnie żałość ścisnęła! Poszłam do dobrodzieja, żeby ich chociaż za to skarcił z ambony, to mi rzekł, że za te krzywdy Pan Jezus mnie wynagrodzi!...Juści, juści... jak kto nic nie ma, dobra mu i Jezusowa łaska, dobra... ale zawdy wolałabym ja pogospodarzyć tu na groncie, w ciepłej izbie pod pierzyną się przespać tłusto se podjeść i uciechy zażyć...”. Wskutek postępowania rodziny, Jagustynka stała się kobietą złośliwą, kąśliwą i podjudzającą mieszkańców wsi do kłótni: „(…) weszła Jagustynka, ale dzisiaj była już po dawnemu dufna w siebie, wrzaskliwa, harda i bacząca, aby ino dogryźć komu, a dobrze”. Roznosiła plotki, mając nadzieję, że przyczyni się do takiej zmiany losu jakiegoś sąsiada, jaki stał się jej udziałem. Czasem wzbudza jednak współczucie czytelników (co potwierdza, iż powodem jej złośliwości jest głęboko skrywana uraza do bezdusznych dzieci), czego przykładem może być rada udzielona Maciejowi Borynie zastanawiającemu się nad słusznością decyzji o małżeństwie z Jagną. Jest także osobą współczującą, nie odwraca się na widok krzywdy i głodu, ponieważ sama go doznała wielokrotnie: „Tyle się już ludzkiej biedy najadłam, że me w końcu do cna rozebrało. Człowiek nie kamień, broni się przed sobą choćby tą złością na cały świat, ale się nie obroni, przyjdzie taka pora, co już nie zdzierży więcej i w ten piasek dusza mu się rozsypie żałosny”. Przeszłość sprawia, że z trudem przyjmuje opowieści Rocha o boskim miłosierdziu i opiece, pesymistycznie patrząc w przyszłość: „Hale, prawda to była, że przódzi z nieba przychodziły opiekuny różne, co biednemu i uciśnionemu zmarnieć nie dawały! Czemuż teraz takich nie uwidzi? Mniej to biedy, mniej mizeracji, mniej tego dusznego skrzybotu?... Człowiek jest jako ten ptak bezbronny, na świat puszczony - a to go jastrząb, a to go zwierz, a to głód, a w końcu i ta kostucha dodusi - a ci prawią o miłosierdziu i głupie żywią, i manią obietnicami, że zbawienie przyjdzie! Przyjdzie, ale Antychryst, i ten sprawiedliwość wymierzy, ten się zmiłuje, jak ten jastrząb nad kurczątkiem”. CHARAKTERYSTYKA POZOSTAŁYCH BOHATERÓW Roch Oto fragment, w którym Reymont wprowadził tego bohatera: „- Skąd on jest? - Skąd? Ze świata szerokiego, abo to kto wie? - Nachyliła się nieco, wzięła główkę na dłoń, obcinała liście i mówiła szybko, coraz głośniej, żeby i drugie słyszały: - Co trzecią zimę przychodzi do Lipiec i u Boryny zakłada kwaterę... Rochem kazał się przezywać, choć mu ta pewnie i nie Roch... Dziad jest i nie dziad, kto go tam wie... ale pobożny człowiek i dobry... ino mu tej obrączki nad głowę, a byłby rychtyk kiej te świątki na obrazach. Różańce mają na szyi obcierane o grób Jezusowy... obrazki dzieciom daje święte, a jak niektórym, to i takie z królami, co to z naszego narodu przódzi wychodziły... i książki pobożne ma takie, w których stoi wszystko, i historie różne o świecie... czytał je przecież mojemu Walkowi, to i ja, i mój słuchalim, inom przepomniała, bo i wymiarkować ciążko... A nabożny taki, że z pół dnia przeklęczy, drugi raz pod krzyżem albo i gdzie w polu, a do kościoła ino na mszę chodzi. Dobrodziej zapraszał go do siebie, na plebanię, to mu rzekł: - Z narodem mi ostać, nie na pokojach moje miejsce... - Miarkują też wszyscy, że nie musi być z chłopskiego stanu, choć mówi jak wszystkie i nauczny jest; jakże, z Żydem gadał po niemiecku, a we dworze w Drzazgowej - to z panienką, co była la zdrowia w ciepłych krajach, też rozmówił się po zagranicznemu... a od nikogo nic nie weźmie, tyle co kapkę mleka i kromkę chleba, a i za to jeszcze dzieci uczy... powiedają... - ale Kłębowa urwała z nagła, bo dziewczyny buchnęły śmiechem i aż się pokładały”. Roch (lub Rocho) przybył do Lipiec, by uczyć mieszkańców wsi i opowiadać im historie będące metaforą boskiego miłosierdzia. Wzbudza zainteresowanie (i szacunek!) swym zachowaniem i zasadami. Charakterystyczna jest jego pobożność, częste pielgrzymki do Częstochowy czy niejedzenie mięsa. Bywa oczekiwanym gościem podczas wszystkich spotkań wiejskiej gromady, którą raczy ciekawymi opowieściami, historycznymi legendami. Dzięki skromności i uczynności nie wywyższa się i jest w pełni akceptowany, do czego przyczynia się również jego znajomość tajników rolnictwa czy bezpłatna nauka pisania i czytania dzieci lipczan. Po aresztowaniu mężczyzn to Roch zajął się organizowaniem pomocy, zarówno dla nich (dzięki jego zaangażowaniu Antek został tymczasowo zwolniony z aresztu), jak i pozostawionych w porze wiosennego siania kobiet (doprowadził do tego, iż na dwa dni do Lipiec przyjechali z pomocą w pracach polowych mieszkańcy okolicznych wsi). Niestety, opuszcza przyjaciół, ponieważ wzbudza zbyt duże zainteresowanie żandarmerii. Agata Agata była krewną Kłębów, u których pracowała. pilnując dzieci i pomagając w gospodarstwie w zamian za dach nad głową. Gdy jednak nadchodziła jesień i praca w polu się kończyła, wyganiali ją, a ona chodziła „w świat” na żebry: „A co, chodzę od kościoła do kościoła, od wsi do wsi ,od jarmarku na jarmarek i tą modlitwą upraszam se u dobrych ludzi gdzie kąt, gdzie warzy łyżkę, gdzie grosik jaki! Dobre są ludzie, ubogiemu nie dadzą umrzeć z głodu, nie...”. Bardzo kochała lipecką wieś: „Mogła to mówić! kiej łzy jako ten deszcz rzęsisty zalały jej serce i spływały po wynędzniałej twarzy, że jeno mamrotała cosik, a tak się trzęsła w sobie, że ani weź naleźć różańca, ni tych słów pacierza, które się rozsuły po duszy palącą rosą, to porwała się z mocą i poszła, pilnie patrząc po polach i powiadając w głos jakie słowo modlitwy, przypomniane z nagła...”. Mimo nieprzychylnego losu, starowinka odziana w łachmany, obwieszona różańcami i podpierająca się kijem bardzo wierzyła w Boga. Od kilku lat przygotowywała sobie „wyprawę na śmierć”: pościel, poduszki, pierzynę. Pragnęła jedynie umrzeć w łóżku, w ciepłej pościeli. Od dawna miała również odłożone pieniądze na pogrzeb. W końcu jej marzenie się spełniło – zmarła u krewnych, namaszczona przez księdza olejami, zostawiwszy rodzinie wyżebrane pieniądze. Mateusz Był trzydziestoletnim kawalerem, cieślą, a przede wszystkim drugim po Antku, najsilniejszym mężczyzną w Lipcach. Mieszkał w biednej chałupie z matką i siostrą. Cieszył się powodzeniem u dziewcząt, którymi się bawił, nie spiesząc do małżeństwa. Oto fragment wprowadzający tę postać do powieści: „Parobek był starszy, bo mu już dobrze było po trzydziestce, kawaler jeszcze, ale żenić się nie chciał, że to siostry miał nie powydawane, a jak Jagustynka plotkowała, że mu to dzieuchy abo i cudze żony lepiej smakowały... Chłop był rozrosły jak dąb, mocny, dufający w siebie i przez to tak harny i nieustępliwy, że mało kto się go nie bojał. A sposobna jucha była do wszystkiego; na fleciku grywał, że aż do duszy szło, wóz zrobić zrobił, chałupy stawiał, piece wylepiał, wszystko robił tak sprawnie, że ino mu się robota w garściach paliła; grosz go się ino nie trzymał całkiem, choć zarabiał sporo bo wszystko zaraz przepił i przefundował albo i rozpożyczył... Gołąb było mu za przezwisko, choć i do jastrzębia prędzej był podobien z twarzy i z onej zapalczywości...”. Miał słabość do Jagny, powaznie myślał o małżeństwie z nią, a właściwie z jej morgami. Jako jedyny bronił później Jagny przed ludźmi z wioski, gdy wywozili ją na wozie oraz płakał, gdy postradała zmysły. Jacek Był zdziwaczałym, starym, posiwiałym bratem dziedzica z Woli: „Ubiór też miał prawie pański, szary z zielonym, jaki to noszą strzelcy dworscy! a to znowu kożuch chłopski i czapkę też! Cudak ci jakiś abo ten obieżyświat' A może i co drugie! (…)Nieznajomy odział się w kożuch i przez długą chwilę stał na środku izby, gdzieś przed się zapatrzony. Stary juź był, przygarbiony nieco, siwy, suchy jak wiór; twarz miał poradloną i ziemistą, dziurę w prawym policzku, stary ślad od kuli, a czerwoną, długą krychę nad okiem, nos długi, krzaczastą, rzadką bródkę i ciemne oczy, głęboko wpadnięte i jarzące mocno; fajki z zębów nie popuszczał ani na chwilę i cięgiem ją zapalał”. Mówiono o nim, że jest „chory na głowę”, co później okazało się nieprawdą dla ludzi, którym pozwolił się bliżej poznać. Miał dobre serce, pomagał innym, czego przykładem może był załatwienie drzewa na nową „chałupę” Weronce, pomoc przy budowie domu, podarowanie młodym krowy: „Naraz pan Jacek się podniósł i głośno rzekł: - Nie płaczcie, Weronka, drzewo się na chałupę znajdzie. Osłupieli stając z rozdziawionymi gębami, aż dopiero Mateusz pierwszy się pomiarkował i śmiechem gruchnął: - Mądry obiecuje, a głupi się raduje! To głowy nie ma kaj przytulić, a chałupy będzie drugim rozdawał! - powiedział ostro, spode łba patrząc na niego, ale pan Jacek już się nie ozwał, siadł znowuj na progu, zakurzył papierosa i jak przódzi, skubiąc bródkę, po niebie wodził oczyma”. Lubił palić fajkę. Po kilkuletnim pobycie w dalekich krajach nie zamieszkał u brata, lecz chodził od wioski do wioski, szukając Kuby Sochy. W końcu zamieszkał w rozwalonej sieni „chałupy” Bylicy. Witek Witek był osieroconym chłopcem, chodzącym boso i w łachmanach, którego przygarnął na wychowanie Boryna i dał posadę pastucha (pasł jego krowy, kochał konie, sypiał w stodole). Cierpiał z powodu niewiedzy na temat rodziców. Opiekę i wychowanie nad nim przejął Kuba, ucząc pacierza. Marzeniem chłopca było kupienie prawdziwych butów w Warszawie, na które miał zarobić pracą parobka przy koniach. Jambroży Był kościelnym (pomocnikiem organisty), lubującym się w alkoholowych trunkach. Miał białe włosy, pomarszczoną twarz, drewnianą nogę, przez co podpierał się kijem: „Jakoż i przyszedł zaraz dziad może stuletni,prosty jak świeca, twarz miał suchą, pomarszczoną jak kartofel na zwiesnę i szarą takąż, wygoloną i pociętą szramami, włosy białe jak mleko kosmykami opadały mu na czoło i kark, bo był z gołą głową”. W Lipcach znany był również jako wiejski medyk – leczył mieszkańców wsi. Dominikowa Marcjanna Antonówna Pacześ zwana była we wsi Dominikową. Miała trójkę dorosłych dzieci: dwóch synów – Jędrzycha i Szymka i Jagnę. Była wdową, właścicielką piętnastu morgów, domu i inwentarza. Mieszkańcy wsi darzyli ją szacunkiem i brali pod uwagę jej zdanie. Odwiedzała odpusty, przesiadywała w kościele, stale się modląc. Czasem odbierała porody (nawet w okolicznych wioskach), leczyła ziołami, a ludzie powiadali, że rzucała nawet uroki. Po bójce z Szymkiem, w której poparzyła sobie oczy, nosiła specjalną opaskę. Gdy szła po pobitą Jagnę (końcowe sceny), zdjęła opatrunek, by lepiej widzieć - i przeklinała ludzi, na których patrzyła tak groźnym wzrokiem, że uciekali jej z drogi. Jeżeli chodzi o dzieci – bardzo kochała córkę, synów traktując bardziej jak parobków niż dzieci: „Powstali od kolacji. Jagna ze starą siadły do kądzieli przed kominem, a synowie jak zwykle zajęli się sprzątaniem, myciem naczyń i obrządkiem. Tak już zawżdy u Dominikowej było, że synów swoich dzierżyła żelazną ręką i rychtowała ich na dziewki, żeby ino Jagusia rączków se nie pomazała” oraz: „Paczesiowa miała żelazne ręce i duszę nieustępliwą- jakże! tyle lat wszystkim rządziła, tyle lat nikto nle śmiał się jej przeciwić ni w poprzek stawać. A tu kto stawał? kto się przeciw niej ważył? - własne dzieci! - Jezus miłosierny - wołała w zapamiętaniu i złości, przy leda okazji chwytając za kij na synów, chciała ich przemóc i zmusić do posłuchu. Nie dali się, zacięli się jak i matka i poszli na udry. To powstawały prawie co dnia takie wrzaski a gonitwy kole chałupy, jaże ludzie się zbiegali uspokajać”. Szymek Starszy z braci Jagny, przez pierwszą część powieści słuchał matki, z oddaniem pracując w jej gospodarstwie. Gdy sprzeciwił się woli Dominikowej – żeniąc się z Nastusią – wygnała go z domu, nie dając nic. Stał się wówczas prawdziwym mężczyzną – kupił na raty ziemię od dziedzica i razem z żoną zamieszkał w zbudowanym samodzielnie domu. Kowal Kowal był rosłym i dużym mężczyzną, ubranym „po miastowemu”, z czerwoną twarzą, rudymi włosami i pokręconymi wąsami. Z zawodu był kowalem, miał nawet własną kuźnię we wsi. Ożenił się z Magdą – córką Macieja Boryny. W powieści to człowiek przebiegły, zakłamany i chciwy, posiadający wpływ na mieszkańców wsi: „A w drugiej gromadzie, co się już była skupiła za wrotniami na drodze, rej wodził kowal, duży chłop, ubrany już całkiem z miejska, bo w czarnej kapocie, pokapanej woskiem na plecach, i w granatowym kaszkiecie, spodnie miał na buty i srebrną dewizkę na kamizelce; twarz miał czerwoną i rude wąsy, i włosy pokręcone; rajcował donośnie a pośmiewał się, że aż rechotał, bo wykpis to był na całą wieś, że niech Bóg broni dostać mu się na jęzór. Boryna ino strzygł oczami ku niemu a nadsłuchiwał, bo się bojał jego gadania, że to nawet rodzonemu kowal nie przepuścił, a cóż dopiero teści, z którym był w wojnie o wiano żonine (…)”. Józka Najmłodsza córka Boryny była dorastającą dziewczyną, pracującą w obejściu i pomagająca w polu. Przyjaźniła się z Nastusią i Witkiem. Posłuszna ojcu. Pietrek Pietrek był parobkiem zatrudnionym u Borynów na miejsce zmarłego Kuby. Grywał na skrzypkach. Gdy ludzie znaleźli pijaną Jagnę śpiącą przy boku wójta w lesie – stanął w jej obronie. Jeżeli chodzi o obowiązki związane z pracą – nie wywiązywał się z nich należycie. Leniwy, nie słuchał poleceń Hanki. Nastka Była młodą, biedną dziewczyną, siostrą Mateusza, mieszkającą najpierw z matką, a potem z mężem. Była przyjaciółkę Józki – córki Boryny. Tereska Młoda i ładna kobieta mieszkała w obalającej się chałupie i była sąsiadką Mateusza, z którym pod nieobecność męża (przebywał w wojsku) – wdała się w romans. Nie miała dzieci, dzięki czemu do woli jeździła do aresztu z paczkami dla kochanka. Pracowała jako pomoc w domu organistów lub w polu u innych ludzi, dzięki czemu mogła się wyżywić. Po powrocie męża i odrzuceniu przez Mateusza położyła się krzyżem w kościele, przepraszając Boga za swe grzechy. W końcu jednak mąż wybaczył jej zdradę, a na koniec powieści poszli razem na pielgrzymkę do Częstochowy. Weronka Siostra Hanki była żoną Stacha i matką sporej gromadki dzieci. Mieszkała w chałupie ojca, z którym dzieliła izby. Mąż nie pomagał jej w niczym, przez co często się kłócili. Po śmierci matki zabrała jej wszystkie rzeczy, co było powodem wieloletniej zawiści Hanki. Siostry pogodziły się dopiero w chwil, gdy żonę Antka również dotknęła bieda. Od tego momentu pomagały sobie jak mogły.