Studiuj dzięki licznym zasobom udostępnionym na Docsity
Zdobywaj punkty, pomagając innym studentom lub wykup je w ramach planu Premium
Przygotuj się do egzaminów
Studiuj dzięki licznym zasobom udostępnionym na Docsity
Otrzymaj punkty, aby pobrać
Zdobywaj punkty, pomagając innym studentom lub wykup je w ramach planu Premium
Społeczność
Odkryj najlepsze uniwersytety w twoim kraju, według użytkowników Docsity
Bezpłatne poradniki
Pobierz bezpłatnie nasze przewodniki na temat technik studiowania, metod panowania nad stresem, wskazówki do przygotowania do prac magisterskich opracowane przez wykładowców Docsity
novel about generation of Marcin Borowicz and Andrzej Radek, which was published in 1897, ... sugerowanym tytułem: Andrzej Radek czyli Syzyfowe prace.
Typologia: Egzaminy
1 / 26
What did Żeromski need Andrzej Radek for? New light on Syzyfowe prace [Labors of Sisyphus]
The article is an attempt to look in a new way at Syzyfowe prace [Labors of Sisyphus] by Stefan Żeromski. The novel is analysed on the basis of other literary and journalistic works devoted to Polish aspirations and independence trends in the 19th^ century. The author tries to show that the novel about generation of Marcin Borowicz and Andrzej Radek, which was published in 1897, presents an optimistic view on the effects of Polish uprisings and revolts and indicate the source of this optimism.
Keywords: Polish literature, Stefan Żeromski, history of Poland, 19th^ century Słowa kluczowe: literatura polska, Stefan Żeromski, historia Polski, wiek XIX
Syzyfowe prace – pierwsza i od razu niezwykle popularna powieść Stefana Żerom- skiego – jest jednym z najbardziej zagadkowych jego utworów. Twierdzenie to, być może zaskakujące, stanie się – mam taką nadzieję – łatwiejsze do przyjęcia, gdy się okaże, jak wiele zaskoczeń i ile niejasności towarzyszy próbie przedstawienie genezy powieści o Marcinie Borowiczu, a potem – przy próbach jej analizy i interpretacji. Najwcześniejsza pewna informacja o powieści, którą znamy jako Syzyfowe pra- ce, pochodzi z jesieni 1892 roku. Żeromski dopiero co przyjechał do Rapperswilu w Szwajcarii, gdzie rozpoczyna – na stanowisku pomocnika bibliotekarza – pra- cę w tutejszym Muzeum Narodowym Polskim, przywiózł z sobą rękopis (zapew-
16 Zdzisław Jerzy Adamczyk
ne nie całości, ale raczej sporej części) Syzyfowych prac, które wówczas noszą tytuł Wybawiciel – i proponuje druk tej powieści Bolesławowi Wysłouchowi, redaktorowi dziennika „Kurier Lwowski”. W liście do niego, datowanym 27.10.1892, napisał:
Szanowny Panie Redaktorze! W powieści pt. Wybawiciel przedstawiłem wychowanie w szkołach wiejskich i gimnazjach w Królestwie – chciałbym tę powieść umieścić w ,,Kurierze Lwowskim”. Jeżeli tedy Sz. Pan raczy mi donieść, czy od Nowego Roku fej- leton ,,Kuriera” mógłby umieszczać moją pracę – przysłałbym wkrótce na ręce Szanow- nego Pana początek, obejmujący obraz szkoły wiejskiej. Nie wiem, o ile dla czytelników galicyjskich interesującą rzeczą będą stosunki wychowawcze w Królestwie, i dlatego też, nie załączając od razu roboty, zapytuję, czy ,,Kurier” podjąłby się druku takich historii^1.
Wysłouch odpowiedział niemal natychmiast, bo 3.11.1892:
Szanowny Panie! W zasadzie pracę Szanownego Pana najchętniej umieścimy. Radbym jednak wiedzieć, jakie będą jej rozmiary i jakie Sz. Pan stawi warunki. Dalej – nie mógłbym się zobowiązać do umieszczenia natychmiast po Nowym Roku, przez kilka bowiem tygodni (mniej więcej 4) będziemy drukowali drugą księgę powieści Łuskiny Wielki Rok. Oczekując łaskawej odpowiedzi, pozostaję z szacunkiem^2.
Ta wymiana listów wymaga kilkuzdaniowego komentarza. Po pierwsze wy- pada wyjaśnić, dlaczego Żeromski na miejsce druku swej powieści wybrał odcinek „Kuriera Lwowskiego”. To akurat łatwo wytłumaczyć. Tematyka powieści była w za- borze rosyjskim „niecenzuralna”, utwór mógł być natomiast drukowany w Galicji lub w Poznańskiem; Żeromski wybrał Wysłoucha, bowiem wiosną 1892 roku poznał się z nim osobiście, gdy krótko przebywał we Lwowie, wiedział też, iż Wysłouch ceni jego utwory, gdyż w roku 1891 przedrukował dwie jego opublikowane w warszaw- skim „Głosie” nowele: Ananke i Siłaczkę. Po drugie trzeba dodać, iż choć Wysłouch propozycję druku Wybawiciela przyjął, Żeromski rękopisu nie wysłał; być może go- towa do druku była wówczas zbyt mała część utworu; być może praca w bibliotece raperswilskiego muzeum była na tyle absorbująca, że pozostawiała za mało czasu lub sił na kontynuowanie pracy pisarskiej. Tego nie wiemy, można jednak przypusz- czać, że gdyby Żeromski przyjechał do Rapperswilu z gotowym albo prawie goto- wym do druku rękopisem, w początkach 1893 roku powieść zaczęłaby się ukazywać w „Kurierze Lwowskim”. I po trzecie – wypada odpowiedzieć na pytanie, dlaczego pierwsza wiadomość o powieści wypływa dopiero w chwili, kiedy autor proponuje redaktorowi gazety jej opublikowanie. Przecież nad swoją pierwszą powieścią mu-
(^1) Zob. S. Żeromski, Pisma zebrane, red. Z. Goliński, t. 34, Listy 1884–1892, oprac. Z.J. Adamczyk, Warszawa 2001, s. 353–354. (^2) List w Bibliotece Narodowej, rkps akc. 17218, t. 43.
18 Zdzisław Jerzy Adamczyk
dar”, proponując druk Syzyfowych prac w owym „Sztandarze”. Te listy Rakowskiego
List z 2.10.1908: Ponieważ stan finansowy mego pisma, jako organu niepopieranego materialnie przez żadną partię, grupę czy osobę, nie pozwala mi na umieszczanie oryginalnych utworów naszej literatury w dziale felietonu powieściowego, ograniczam się do przedrukowywa- nia utworów tzw. niecenzuralnych, a przeto mało znanych w kraju. Jednym z najwy- bitniejszych utworów w tym rodzaju są Syzyfowe prace. Chciałbym je drukować. (…) Gdyby Szanowny Pan (…) się zgodził, pozostałaby jeszcze jedna kwestia: mianowicie musiałbym od autora dostać upoważnienie do zrobienia niezbędnych opuszczeń, za- niechanie których mogłoby narazić pismo na zamknięcie. Wiem, że ten wzgląd może Pana skłonić do odrzucenia propozycji – zapewnić jednak mogę, że mam na myśli nie jakieśkolwiek zmiany, lecz jedynie opuszczenia, tj. wykreślenia niektórych ustępów, czego był dokonał z całym pietyzmem, należnym dziełu, które niezmiernie cenię.
List z 12.10.1908: Dziękuję za list. (…) Tytuł Syzyfowe prace zbyt jest znany w komitecie do spraw praso- wych jako książki zabronionej – a z tego powodu dość dużo trzeba by usuwać tekstu. Natomiast gdyby tytuł był dla Warszawy zmieniony, całą rzecz można by drukować z bardzo nieznacznymi opuszczeniami. Wchodzi tu w grę psychologia cenzorska, którą Panu nie mam potrzeby opisywać. Czy wobec tego nie zdecydowałby się Pan zmienić tytuł? A w takim razie może i dać nazwisko zamiast pseudonimu? Zwracam uwagę, że przy takim postawieniu kwestii niewątpliwie udałoby mi się szczęśliwie wydrukować całe dzieło prawie bez opuszczeń, a w takim razie miałby Szanowny Pan możność po ukończeniu druku w piśmie zrobić cenzuralne, tj. warszawskie wydanie książkowe. (…) Będę wdzięczny za odpowiedź wraz z podaniem ewentualnego innego tytułu. (…) W książce można by dla ścisłości dać podtytulik Syzyfowe prace w nawiasie^5.
Wydaje się niemal pewne że „warszawski” tytuł powieści ustalił sam Żeromski. Za- chowały się tylko te dwa cytowane wyżej listy Rakowskiego do niego, listy Żerom- skiego do Rakowskiego nie są znane. Najprawdopodobniejszy wydaje się domysł, że odpowiadając na list Rakowskiego z 12.10.1908 Żeromski spełnił jego prośbę i nadał powieści tytuł Andrzej Radek. Jako Andrzej Radek. Powieść współczesna – pod nazwiskiem autora – wydrukowana została w „Sztandarze” (który w związku z kłopotami cenzuralnymi przejściowo zmieniał tytuł, wówczas przez pewien czas ukazywał się jako „Chwila Bieżąca”) od 5 do 26 grudnia 1908 i od 3 stycznia do 4 lipca 1909 roku. Wykreślenia z tekstu okazały się dosyć rozległe, jednak nie na tyle,
(^5) Te dwa listy Kazimierza Rakowskiego do Żeromskiego znajdują się w zbiorach Biblioteki Narodowej, rkps akc. 17218, t. 30.
Do czego potrzebny był Żeromskiemu Andrzej Radek 19
by zniechęciły Żeromskiego do projektu książkowego wydania powieści w Warszawie. Dla niego szczególnie ważne było, jak cenzura potraktuje rozdział przedstawiający lek- cję języka polskiego, w trakcie której Zygier recytuje Mickiewiczowską Redutę Ordona. W połowie czerwca 1909 roku fragment z lekcją języka polskiego został w „Sztandarze”
Do niedawna zagadką dla historyków literatury było, na jakich doświadcze- niach budował Żeromski powieściowy obraz stosunków panujących w klerykow- skim gimnazjum. W czasie, gdy on sam był uczniem gimnazjum w Kielcach, to jest w latach 1874–1886, cały proces kształcenia i wychowania podporządkowany był wprawdzie celom rusyfikatorskim, ale panował tutaj względny liberalizm: w więk- szym stopniu tolerowane było mówienie po polsku, mogły nawiązywać się przyja- cielskie stosunki między nauczycielami-Polakami i uczniami, rzadsze były kontrole uczniowskich stancji, natomiast w powieściowym gimnazjum w Klerykowie panuje znacznie surowszy w tym zakresie reżim; skłoniło to badaczy piszących o Syzyfowych pracach do przyjęcia tezy, że kreśląc obraz szkoły w Klerykowie, Żeromski opierał się nie na własnych doświadczeniach, lecz na informacjach o stosunkach panujących w szkołach warszawskich, które poznał z broszury Romana Dmowskiego Gimna- zja rosyjskie w Polsce. Opinię taką w roku 1964 ogłosił Stanisław Pigoń^6 , powtarzali ją inni literaturoznawcy. Na przykład Władysław Słodkowski twierdził nawet, że pod wpływem broszury Dmowskiego (a także poczynionych w Rapperswilu spostrzeżeń) Żeromski zmienił plany i zdecydował się nie wysyłać Wysłouchowi do druku Wy- bawiciela^7. Twierdzenia Pigonia przyjął także Artur Hutnikiewicz w swoim wstępie do wydania Syzyfowych prac w serii „Biblioteka Narodowa”^8.
(^6) Pigoń napisał: „Historycy uczelni i współkoledzy stwierdzili, że atmosfera powieści niezupełnie wiernie odtwarza atmosferę szkoły, że w szczególności nacisk rusyfikatorski około roku 1885 nie był w Kielcach jeszcze tak natężony, jak to wychodzi w powieści. Wymiary tego nacisku brał autor nie z tej jednej szkoły, ale ze stanu rzeczy, jaki panował podówczas na ogół w szkolnictwie Królestwa, przede wszystkim w gimnazjach warszawskich. Ten zaś materiał zebrał w szerokim zasięgu, uporządkował i wymownie przedstawił właśnie Dmowski”. Zob. S. Pigoń, U przyciesi „Syzyfowych prac”. Stefan Żeromski – Roman Dmowski, w: idem, Miłe życia drobiazgi. Pokłosie, Warszawa 1964, s. 342. (^7) Zob. W. Słodkowski, „Syzyfowe prace” Stefana Żeromskiego, wyd. 4, uzup., Warszawa 1972, s. 29–30. (^8) Zob. A. Hutnikiewicz, Wstęp w: S. Żeromski, Syzyfowe prace, wyd. 3, Wrocław 1992, s. VI–IX. BN I 216.
Do czego potrzebny był Żeromskiemu Andrzej Radek 21
28 sierpnia 1890 roku:
Dziś byłem znowu w gimnazjum, ocierałem się o spodlałych profesorów, przyglądałem się tej nizocie. Małe chłopcy zaczynające katorgę nauki moskiewskiej kręcą się doko- ła. Na każdej z tych jasnych główek chciałoby się położyć rękę, aby ją zakląć tą niewi- dzialną mocą, którą żyjemy i oddychamy, która nas trzyma na skrzydłach nad otchłanią zginienia. Byłem u p. Lwowskiego, który przeszedł ,,z przekonania” na prawosławie. Nie przyjmuje w domu ten wszawiec moskiewski.
4 września 1890 roku:
Gimnazjum w K[ielcach] robi na mnie, ilekroć obok niego przechodzę, wrażenie szpi- tala, w którym robiono mi operacją. Ileż tam podłości dokonywuje się na dzieciach! Pan inspektor trzyma się za ręce z p. Lwowskim, nauczycielem klasy wstępnej; ten ostatni przed egzaminami udziela lekcji po 25 rs za tydzień (godzina dziennie) i przy- gotowuje w przeciągu tego czasu malców tak znakomicie, że wszyscy obdzielani jego nauką zdają wyśmienicie. P. inspektor bierze nawet otwarcie po 30 rubli za możność umieszczenia chłopca w gimnazjum. Ludzie biedni nie mają nawet o czym marzyć, dzieci ich z najbezwstydniejszym bezprawiem są odpędzane od egzaminu ze stopniem
9 września 1890 roku:
Długim, przykrym i nudnym niewymownie snem wydaje mi się życie obecne. Przeklęte Kielce! W zetknięciu z Moskalami nabrałem takiej nadwrażliwości, że trzęsę się, usłyszawszy ten psi język. Ile podłości na każdym kroku.
Te zapisy zdają się przeczyć twierdzeniu Pigonia, iż w kieleckim gimnazjum presja rusyfikatorska była mniej dotkliwa niż w powieściowym świecie Syzyfowych prac i że w związku z tym trzeba doceniać inspirującą rolę broszury Dmowskiego. Zdają się przeczyć, ale nie zostały wykorzystane przez badaczy piszących o powie- ści. Stanisław Pigoń nie zdołał zmienić swojej opinii, zmarł bowiem (w roku 1968), nim dziennik Żeromskiego z roku 1890 ukazał się drukiem. Inni piszący o gene-
22 Zdzisław Jerzy Adamczyk
zie Syzyfowych prac albo dziennik z roku 1890 zbagatelizowali, albo go przeoczyli; było to możliwe, gdyż najpełniejsza do tej pory edycja Dzienników (druga) wyszła w latach 1963–1966, natomiast Dzienników tom odnaleziony wydany został, po raz pierwszy i zarazem ostatni – poza tamtą wielotomową edycją – w roku 1973. Opinie o inspirującym wpływie Dmowskiego ciągle jednak błąkają się jeszcze w różnych publikacjach, wypada więc odnieść się tutaj i do tej kwestii.
Dmowski i Żeromski przez pewien czas – w młodości – pozostawali w popraw- nych, a nawet bliskich stosunkach; w latach 1889–1891 obracali się w tym samym warszawskim środowisku postępowej młodzieży skupionej wokół Związku Mło- dzieży Polskiej „Zet” i redakcji „Głosu”. Obaj z „Głosem” współpracowali, obaj na przykład drukowali tutaj w tym samym czasie recenzje utworów literackich; w dniu 2.05.1891, w przeddzień milczącej manifestacji mieszkańców Warszawy z okazji setnej rocznicy Konstytucji 3 maja, spotkali się w Warszawie w gronie „głosowi- czów” i dość długo rozmawiali, umówili się wówczas, że w lipcu w trójkę (Dmowski, Żeromski i Zygmunt Wasilewski) wybiorą się na wycieczkę w Góry Świętokrzy- skie^11. Projektu tego nie zrealizowali, zresztą niebawem los rzucił ich w różne strony. W listopadzie 1891 roku Dmowski znalazł się w Paryżu, napisał wówczas broszurę Gimnazja rosyjskie w Polsce. W styczniu 1892 roku Żeromski wyjechał na pół roku do Galicji; najpierw mieszkał w Krakowie, miał tutaj nadzieję utrzymać się z pióra, z honorariów za artykuły i utwory literackie. Zaraz w styczniu 1892 roku, spotkał się z nim będący akurat w przejeździe przez Kraków Zygmunt Wasilewski, kolega z kieleckiego gimnazjum, sąsiad z Gór Świętokrzyskich (bo przecież urodzony w Sie- kiernie), przy tym dobry znajomy Dmowskiego. Wasilewski znał na pewno plany pisarskie i Żeromskiego, i Dmowskiego. Z jego być może inicjatywy zrodził się pro- jekt współpracy Żeromskiego z Dmowskim przy wydaniu broszury o gimnazjach, projekt, który w liście do Żeromskiego z 26.04.1892 Dmowski wyłożył następująco:
Szanowny Kolego. Serdecznie Wam dziękuję za zajęcie się tymi tam moimi paszkwilami na Moskali^12. Propozycja Wasza puszczenia tego w świat w osobnej broszurze jest dla mnie nader ponętną, wtedy bowiem dopiero miałbym jakie takie moralne zadowolenie,
(^11) Zob. S. Żeromski, Dziennik z wiosny 1891 roku, oprac. Z.J. Adamczyk i Z. Goliński, Kielce 2000, s. 43–44. (^12) Mowa o broszurze Gimnazja rosyjskie w Polsce. O zgodzie Żeromskiego na „zajęcie się” owymi „paszkwilami” Dmowski dowiedział się zapewne – być może jeszcze w styczniu – od Zygmunta Wasilewskiego. Po spotkaniu z Wasilewskim w Krakowie w styczniu 1892 roku propozycję taką mógł także (listownie) złożyć Dmowskiemu Żeromski, nic jednak o takiej propozycji – ani o liście – nie wiadomo.
24 Zdzisław Jerzy Adamczyk
Wynika z tego listu także, iż Dmowski posiadał pewną wiedzę (uzyskaną za- pewne od Wasilewskiego) o planach pisarskich Żeromskiego, skoro zaproponował mu coś w rodzaju autorskiej spółki: dopisanie artykułu o rosyjskich wiejskich szko- łach elementarnych w Polsce. Autor przyszłych Syzyfowych prac oferty tej nie przyjął, ale sama ta propozycją utwierdzała w przekonaniu, że temat, który podejmuje jest ważny i nośny, potrzebny i wart wysiłku. W takim sensie – i chyba tylko w takim – broszura Dmowskiego miała wpływ na powstanie powieści. Bo treści zawarte w bro- szurze chyba już nie. Wkrótce po przybyciu do Szwajcarii tekstem Dmowskiego Żeromski zaintere- sował Zygmunta Miłkowskiego (Teodora Tomasza Jeża), bywającego często w Rap- perswilu, gdzie zajmował stanowisko kontrolera zbiorów, a jednocześnie redaktora wydawanego w Paryżu po polsku półmiesięcznika „Wolne Polskie Słowo”. Pismo drukował paryski drukarz Adolf Reiff; Miłkowski chciał artykuł Dmowskiego wy- drukować najpierw w „Wolnym Polskim Słowie”, a następnie – z tego samego składu drukarskiego – odbić pewną liczbę egzemplarzy i sprzedawać jako broszurę. W dniu 29.05.1893 Miłkowski zawiadomił Żeromskiego, iż Reiff zaakceptował projekt i po- prosił Żeromskiego o rękopis^15 , ten zaś odpowiedział 11 czerwca:
Szanowny Panie Pułkowniku! Przepraszam najuprzejmiej za zwłokę w wysyłaniu rę- kopisu o gimnazjach. Rzecz była taka, że rękopis przy bliższym obejrzeniu okazał po- rządne uszkodzenia i sporo nieuniknionych rusycyzmów. Postanowiłem tedy przepisać go i, wedle możności, uporządkować. Miałem jednocześnie wiele innej roboty – toteż przepisywanie szło mi powoli. Z ochotą zrobiłbym również korektę, gdyby się tego okazała potrzeba dla oszczędzenia trudu Panu Pułkownikowi. Gdyby Pan Pułkownik dostrzegł w rękopisie błędy, proszę o poprawienie. Czy nie dałoby się na rzecz autora wytargować od Reiffa jakich stu egzemplarzy? Jest to człowiek biedny i ta odrobina przydałaby mu się bardzo^16.
„Wolne Polskie Słowo” wydrukowało Gimnazja rossyjskie w Polsce w dziesięciu trzy- lub dwustronicowych odcinkach, w nrach 141–150; od 15 lipca do 1 grudnia 1893 roku. Jednocześnie z zakończeniem druku w piśmie, Reiff wypuścił – pod ta- kim samym tytułem – broszurę. Ani w piśmie, ani w broszurze nazwisko autora nie zostało ujawnione. Gimnazja to typowy artykuł. Na początku Dmowski obliczył, że tylko 15% wśród wszystkich nauczycieli w gimnazjach Królestwa stanowią Polacy, z czego wynika, że na proces kształcenia i wychowywania w tych szkołach Polacy nie mają wpływu, dalej omówił akty prawne regulujące nauczanie i wychowywanie, najwięcej uwagi poświęcił jednak praktyce życia szkolnego, ukazując jak jest ona nakierowana
(^15) BN, rkps akc. 17218, t. 24. (^16) S. Żeromski, Pisma zebrane, t. 35, Listy 1893–1896, Warszawa 2001, s. 7–8.
Do czego potrzebny był Żeromskiemu Andrzej Radek 25
na zabijanie w uczniach chęci do samodzielnego myślenia, na kształcenie ślepego po- słuszeństwa, uległości, donosicielstwa; przy tej okazji podawał przykłady ilustrujące owe tezy. W broszurze nie udało się odnaleźć ani jednego takiego zdarzenia, które znalazłoby swój odpowiednik w fabule Syzyfowych prac. Konstruując powieściowy obraz szkoły rosyjskiej w prowincjonalnym mieście Królestwa – tekstem broszury Dmowskiego chyba się jednak Żeromski nie pożywił. I jeszcze dwie uwagi na koniec tej części artykułu. Dmowski nie był zapewne z tej broszury (a może tylko z jej wydania?) zadowo- lony, skoro w roku 1895 zaczął pisać (i drukować w „Przeglądzie Wszechpolskim”) nową, obszerniejszą jej wersję – zatytułowaną Ze studiów nad szkołą rosyjską w Polsce
Tytuł utworu literackiego (Kordian, Nad Niemnem, Marta, Krzyżacy) najczę- ściej informuje o jego bohaterze lub temacie, o sprawach w nim najistotniejszych, często jednak także spełnia inną rolę: znaczy nie wprost, lecz w sposób zmetafo- ryzowany, odsłania głębsze, „naddane” sensy przedstawianym zdarzeniom, bywa kluczem otwierającym dodatkowe możliwości ich postrzegania i rozumienia. W po- wieściach i nowelach Żeromskiego (Promień, Popioły, Aryman mści się, Dzieje grze- chu, Wierna rzeka, Przedwiośnie) tytuły pełnią najczęściej tę drugą – metaforyczną, „interpretacyjną” rolę. Czy także tytuły Syzyfowe prace i Andrzej Radek? W przy- padku tych dwóch tytułów (i chyba tylko tych dwóch wśród wszystkich tytułów Że- romskiego) pojawiają się pewne szczególne komplikacje, gdyż oba zostały w pewien sposób wymuszone na autorze przez okoliczności zewnętrzne – ale tylko „w pewien sposób”. Bo to wprawdzie redakcja „Nowej Reformy” wybrała tytuł Syzyfowe prace, ale wybierała przecież spośród kilku przez Żeromskiego proponowanych, on sam zaś wybór ten nie tylko zaakceptował, ale nawet uznał za najfortunniejszy. Andrzej Radek pojawił się, gdy Kazimierz Rakowski prosił Żeromskiego o zmianę tytułu
Do czego potrzebny był Żeromskiemu Andrzej Radek 27
gdy Borowicz, dowiedziawszy się, iż Radek ma zostać usunięty z gimnazjum, wyko- rzystuje swe względy u dyrektora gimnazjum, uzyskuje dla niego złagodzenie kary. Jeśli te dwa rozdziały w ogóle lub prawie w ogóle nie dotyczą losów Borowicza, to Syzyfowe prace z całą pewnością są powieścią nie tylko o jego dorastaniu.
Opowieść o Marcinku jest także – co oczywiste – powieścią o szkole; o funk- cjonowaniu zaborczej rosyjskiej szkoły w prowincjonalnym mieście na ziemiach polskich. Cały świat fabuły powieściowej zamknięty jest w granicach szkoły, to jest w budynku szkolnym, kaplicy przyszkolnej i uczniowskich stancjach. Narrator opo- wiada, jak płynęło życie Borowicza, gdy był uczniem tej, a potem następnej klasy, jakich przedmiotów go nauczano, jakich miał nauczycieli i jakich kolegów, z kim się przyjaźnił, z kim spierał, z kim psocił. Miasta Kleryków i jego mieszkańców w powieści niemal w ogóle nie ma, toteż większość doświadczeń składających się na proces dorastania młodego bohatera ma miejsce w realiach szkolnych, głównie na lekcjach^19. Raz będzie to (w rozdziale piątym) lekcja, w czasie której nauczyciel upokorzy i skrzywdzi małego Gumowicza, co sprawi, że „pierwsze w życiu współ- czucie” drgnęło w piersi Marcinka. Innym razem (rozdział VIII) będzie to lekcja, kiedy profesor Leim musi ukarać Borowicza za to, że ten „ciągle gada po polsku”, i kiedy Marcin dostrzeże, iż srogi profesor wstydzi się tego, co musi robić. Na innej lekcji (rozdz. XIV), gdy „Figa” Walecki zaprotestuje przeciwko zohydzaniu polskiej przeszłości przy nauczaniu historii, Borowicz będzie musiał dokonać wyboru mię- dzy solidarnością z kolegami, a troską o własne bezpieczeństwo. Na jeszcze innej lekcji, lekcji języka polskiego, pod wpływem poezji Mickiewicza obudzą się w Mar- cinie uczucia patriotyczne. Dzięki takiej strategii narracyjnej każda przedstawiona w powieści lekcja (każda w innym rozdziale-epizodzie) staje się ważnym składni- kiem procesu dorastania Marcinka, ale dostarcza także wiedzy o szkole: o jej wła- dzach (dyrektor Kiestoobriadnikow i inspektor Zabielski) nauczycielach (Majewski, ksiądz Wargulski, Kostriulew, Leim, Szretter), przedmiotach i programie nauczania, o dyscyplinie, karach za jej złamanie, stancjach, modlitwach, nielegalnych zabawach uczniów, kolegach, przyjaciołach i antagonistach, „literatach” i „wolnopróżniakach”, nawet o składzie narodowościowym i społecznym uczniów. Jeśli się rozpatruje Syzyfowe prace jako opowieść o szkole, to i tutaj widać, że niektóre rozdziały w tej formule powieści się nie mieszczą, wychodzą poza nią, rozsa- dzają ją. Jeszcze można zrozumieć organiczny związek z powieścią o szkole – dwóch
(^19) Powtarzam tutaj spostrzeżenia przedstawione już – w znacznie szerszym ujęciu – w artykule O „Syzyfowych pracach” trochę inaczej – „Przegląd Humanistyczny” 1995, nr 6, s. 11–22. Wydaje mi się, że powtórzenie to jest konieczne.
28 Zdzisław Jerzy Adamczyk
pierwszych rozdziałów powieści, rozgrywających się w Owczarach. Szkoła elementarna jest swoistym wstępem do nauki w gimnazjum, więc te rozdziały mają w Syzyfowych pracach rację bytu jako swoisty wstęp, rodzaj prologu do opowieści przedstawiającej życie szkoły. Nie da się jednak tego samego powiedzieć o innych rozdziałach, których akcja rozgrywa się poza Klerykowem: o rozdziałach VI i X, przenoszących Borowicza do Gawronek, oraz o rozdziale XII, w którym nie ma ani Marcinka, ani Klerykowa, to jest o rozdziale przedstawiającym dzieje Andrzeja Radka.
Na dorastanie Borowicza wpływ mają zarówno jego doświadczenia, które można określić jako naturalne czy też powszechne, to jest takie, które nie zależą od czasu i miejsca, a więc przez takie wspólne dla wszystkich doświadczenia, jak wyjście w świat z rodzinnego domu, śmierć rodziców, poznawanie nowych ludzi, pierwsze klęski i pierwsze zwycięstwa, pierwszy przyjaciel, pierwsza miłość, roz- terki światopoglądowe itd. – jak i przez doświadczenia wynikające z uwarunkowań narodowych i społecznych, narzucone przez czas, w jakim się żyje. W pierwszych rozdziałach Syzyfowych prac na dojrzewanie Marcinka wpływ mają wspominane czynniki o charakterze naturalnym czy też powszednim (wyjazd z domu, poznawa- nie nowego środowiska, nowi koledzy, śmierć matki i jej konsekwencje), w miarę jednak upływu czasu, w miarę zbliżania się do dorosłości, coraz to większy wpływ na jego losy zaczynają wywierać czynniki „historyczne”, wynikające z uwarunko- wań społecznych i politycznych, z niewoli narodowej. Ma to zresztą wpływ także na ukształtowanie narracji; teraz dopiero w szerszym wymiarze pojawiają się w niej na poły publicystyczne komentarze, dopiero też teraz pełniej i bliżej przedstawia nar- rator kolegów Borowicza. Wcześniej zjawiali się oni (Pigwański, bracia Daleszowscy, Szwarc, Gumowicz, Makowicz etc.) epizodycznie; pojawiali się w fabule na chwilę i zaraz na dobre znikali. Teraz nowi koledzy: „Figa” Walecki, Zygier, Radek – pozo- stając ciągle postaciami drugoplanowymi – w większym stopniu skupiają na sobie uwagę narratora i towarzyszą Borowiczowi w różnych jego doświadczeniach. Teraz także – w drugiej części powieści – oba wspominane wcześniej wątki, czy też może plany powieściowe, (powieść o dorastaniu i opowieść o szkole) łączą się z sobą i zra- stają. W tej części powieści, od rozdziału XI, kiedy Marcin jest uczniem klasy piątej, na plan pierwszy wysuwa się kwestia dojrzewania świadomości narodowej Borowi- cza i jego najbliższych kolegów, dojrzewania do buntu przeciwko zniewoleniu. Także tutaj – dopiero tutaj – z cienia wyłania się na chwilę postać Radka, na nim na chwilę skupia się uwaga narratora. W czasie konspiracyjnych spotkań „na górce” u Gontali, gdzie Marcin w gronie przyjaciół z ósmej (ostatniej) klasy gimnazjum czyta utwory Mickiewicza i Słowackiego, dzieła Mochnackiego i liczne pamiętniki uczestników powstania listopadowego i styczniowego – systematycznie bywa i siódmoklasista
30 Zdzisław Jerzy Adamczyk
Analiza tytułu w konfrontacji z zawartością treściową i klimatem powieści zdaje się więc podsuwać interpretację inną, zapewne mniej powszechną, chociaż bardziej logiczną. Oto pisarz, odwołując się do antycznego mitu o Syzyfie, wyeksponował w swej tytułowej metaforze nie tyle tkwiący w tym micie bez wątpienia motyw daremności, ile znak odwagi, siły i uporu. Trud Syzyfa to tragiczna, a zarazem pełna pogardy upor- czywa niezłomność i wytrwałość w zmaganiu się ciągle na nowo z własnym losem.
I dalej: Zmagania się młodzieży polskiej z potęgą miażdżącej machiny zaborczego państwa mają coś z wielkości, tragizmu i uporu pracy Syzyfa. Jest to trud nad siły, trud na pozór daremny, przeciw jakiejkolwiek rachubie i rozsądkowi, ale to tym więcej godne uwielbienia. Bieg i układ wydarzeń przedstawionych w powieści taką właśnie suge- stię interpretacyjną zdaje się popierać. Wszak dzieje młodzieży klerykowskiej to wcale nie zwycięska, optymistyczna opowieść o totalnym bankructwie rusyfikatorów, lecz, wręcz przeciwnie, to historia porażek i załamań, zwątpień i apostazji obok aktów oporu i sprzeciwu budzącej się wśród niełatwych zmagań świadomości narodowej^20.
Wydaje się, że w interpretacji tytułu powieści należy pójść dalej, niż poszedł Hutnikiewicz. W micie o Syzyfie istnieje wyraźny element cykliczności. Trud Syzyfa podlega wciąż temu samemu rytmowi: wtaczanie kamienia i jego upadek, wtaczanie i upa- dek, wtaczanie i upadek. W fabule powieści taka powtarzalność – i to wymiarze ponadjednostkowym, historycznym – pojawia się w jednej tylko scenie, ale w scenie szczególnej, w ostatnim rozdziale utworu, a więc w miejscu szczególnie nacecho- wanym znaczeniowo. W rozdziale tym – już po wakacjach, już ze świadectwem maturalnym w kieszeni – Marcin Borowicz przyjeżdża z Gawronek do Klerykowa i na swej dawnej stancji, w mieszkaniu pani Przepiórkowskiej rozmawia ze starym radcą Somonowiczem, który nie ukrywał i nie ukrywa, że dla niego wola każdej władzy, także zaborczej, jest rzeczą świętą i że oświata prowadzi jedynie do anarchii. Borowicza oburzają rosyjskie porządki w szkole, otwarcie buntuje się przeciwko rozmaitym krzywdom, jakie muszą znosić Polacy. Radca Somonowicz, który pamię- ta i powstanie styczniowe, i nawet listopadowe, z przerażeniem spostrzega, że oto dorosło nowe pokolenie zdolne i gotowe do kolejnego buntu. Warto przypomnieć fragment tej rozmowy:
(^20) Zob. A. Hutnikiewicz, Wstęp…, s. XXXII–XXXIV.
Do czego potrzebny był Żeromskiemu Andrzej Radek 31
Starzec odprostował swe wypaczone plecy i patrzał na niego rozognionym oczyma.
Istnieje więc jakaś powtarzalność, jakiś rytm pokoleń. W sześćdziesiąt lat po postaniu listopadowym, w trzydzieści lat po styczniowym wyrosła, dojrzała w Polsce generacja, która jest gotowa przejąć pałeczkę w sztafecie buntów prze- ciwko niewoli. Ta nowa generacja, mimo przegranej dziadów i ojców, na przekór oportunistycznym czy wręcz serwilistycznym postawom części starszego pokolenia, pozostawiona sobie i zdana tylko na siebie, dojrzała do tego, by na nowo zmierzyć się z narodową koniecznością, by podjąć kolejną próbę wtoczenia na szczyt Syzyfowego kamienia. Andrzej Radek jest częścią tej generacji.
Syzyfowe prace nie są jedynym utworem wyrażającym tego rodzaju poglądy na tragizm naszej narodowej historii. Podobne jej rozumienie dochodzi do głosu w innych utworach Żeromskiego sprzed roku 1918, a także w jego wypowiedziach publicystycznych.
Do czego potrzebny był Żeromskiemu Andrzej Radek 33
kę szlachcianki Salomei Brynickiej. Dzięki jej opiece i poświęceniu po kilku miesią- cach wraca do zdrowia, zakochuje się – z wzajemnością – w pięknej opiekunce, a na końcu przez matkę-księżną zostaje wywieziony za granicę. Taka jest w skrócie fabuła powieściowa. Nie przedstawia ona przebiegu powstania, umożliwia natomiast – i na to głównie jest nakierowana – ukazanie stosunku do powstania różnych środowisk społecznych a także skutków, jakie powstanie sprowadziło na codzienne życie zwy- czajnych ludzi. Są to – i stosunki społeczne, i konsekwencje powstania – koszmarne. Już na samym początku Wiernej rzeki, na pobojowisku pod Małogoszczem, rosyjscy żołnierze dobijają rannych powstańców i puszczają z dymem miasteczko, narrator informuje także, iż jednym z rosyjskich dowódców w tej bitwie był Polak-zdrajca Włodzimierz Dobrowolski^23. Uchodzący spod Małogoszcza powstaniec natrafia na gromadę polskich chłopów, którzy obrzucają go szyderstwami i kamieniami i tylko dlatego nie oddają w ręce władz, że żadnemu nie chce się tym kłopotać. W zrujnowa- nym dworze, do którego ranny zbieg dotarł, mieszka tylko panna Brynicka z głucha- wym kucharzem. Właściciel folwarku, pan Rudecki, siedzi w więzieniu, zaś jego żona jeździ po kraju w poszukiwaniu zwłok poległych w powstaniu synów, ojciec panny Salomei walczy i zginie w powstańczym oddziale gdzieś w Górach Świętokrzyskich, sam Odrowąż cierpi od niegojących się ran i – jak ścigane zwierzę – ukrywa się przed patrolującymi okolicę oddziałami wojsk rosyjskich. Nie ma chyba drugiego w naszej literaturze utworu, w którym nieszczęścia sprowadzone przez powstanie na zwyczajnych ludzi byłyby tak dotkliwe i tak spiętrzone. Jednym z najważniejszych wydarzeń w fabule jest przybycie do dworu w Nie- zdołach – z prośbą o nocleg – komisarza powstańczego Rządu Narodowego, Huber- ta Olbromskiego. Wraz z nim wkraczają do powieści wydarzenia, o których miały mówić lub mówiły części projektowanego cyklu powieści historycznych odnoszące się do czasów wcześniejszych. Hubert jest synem znanego czytelnikom Popiołów Rafała Olbromskiego, który po roku 1830 siedział w więzieniu i którego potem, jak Hubert opowiada Salomei:
w rzeź galicyjską podjudzeni chłopi okrutnie zamordowali pod wsią Stokłosy nad Wi- słoką. Piłą go żywego przerznęli wpół, gdy przyszedł tamte strony z dalekiej Francji bić się ostatni raz o wolność… A ja sam musiałem na to zdarzenie synowskimi oczami patrzeć^24. (s. 90)
(^23) Za zasługi wojskowe, także zasługi w tłumieniu powstania, pułkownik Włodzimierz Dobrowolski został awansowany do stopnia generalskiego i obdarowany kilkoma majątkami ziemskimi w Świętokrzyskiem, tworzącymi majorat Włodimirowo; w jego skład wchodził i folwark Ciekoty, dzierżawiony, jak wiemy, od Dobrowolskiego przez ojca pisarza, Wincentego Żeromskiego. (^24) S. Żeromski, Pisma zebrane, t. 15, Wierna rzeka, oprac. Z.J. Adamczyk, Warszawa 1990, s. 90. Następne cytaty z Wiernej rzeki lokalizuję nie w przypisach, lecz w tekście artykułu, podając przy cytacie (w nawiasie) odpowiednią stronę – zawsze według tego wydania.
34 Zdzisław Jerzy Adamczyk
Z rozmowy bohaterów wynika także, iż przed laty Hubert Olbromski znał się z ojcem Salomei. Ośmiela ją to, by pytać, by żądać od niego wyjaśnienia sensu po- wstania, sensu walki, ofiar i cierpień, które – wiadomo – nie zaowocują zwycięstwem. Dochodzi wówczas do ważnej rozmowy: gdy Salomea oskarża inicjatorów i przy- wódców powstania o sprowadzenie na kraj zniszczeń, a na ludzi tylu nieszczęść, Hubert odpowiada:
Polskie plemię popadło między dwa młyńskie koła zagłady – między Niemców i Mo- skwę. Musi się stać samo młyńskim kamieniem, albo będzie zmielone na pokarm Niemcom i Moskwie. Nie ma wyboru. Zbyteczne jest wszelkie o tym słowo. (s. 92) Zwróćmy uwagę: Salomea pyta o sens powstania, a wiec tego, co ma przed oczyma, co teraz się dzieje na jej oczach. Odpowiadający jej Olbromski mówi o sen- sie nie tylko tego jednego powstania, lecz o sensie nieustannego podnoszenia bun- tu, o sensie wszystkich zrywów niepodległościowych w wieku XIX. Za pytaniami Salomei stoi jej codzienne dramatyczne doświadczenie, za słowami Olbromskiego
Fabuła Wiernej rzeki kończy się klęską bohaterów. Odrowąż zostanie podstęp- nie wywieziony przez matkę z kraju, Salomea zostanie porzucona przez kochane- go mężczyznę, ze zgryzoty umrze pan Rudecki. W pustym dworze w Niezdołach zostaną dwie opuszczone i osierocone kobiety; w pobliżu dworu, w mogiłce nad rzeką, zostanie też Hubert Olbromski. Dobiegły kresu dzieje Olbromskich i Cedrów. W taki sposób w roku 1912 zakończył Żeromski swą projektowaną historyczną sagę rodzinną. W sensie wydarzeń fabularnych taki finał jest na pewno pesymistyczny. Ale tylko w sferze fabuły. Bo jest przecież jeszcze „metaforyczny” tytuł powieści – i sama wierna rzeka jest w powieści obecna. Bohaterowie spotykają się z nią w najtrud- niejszych, najbardziej dramatycznych momentach życia. W rozdziale pierwszym,