Docsity
Docsity

Przygotuj się do egzaminów
Przygotuj się do egzaminów

Studiuj dzięki licznym zasobom udostępnionym na Docsity


Otrzymaj punkty, aby pobrać
Otrzymaj punkty, aby pobrać

Zdobywaj punkty, pomagając innym studentom lub wykup je w ramach planu Premium


Informacje i wskazówki
Informacje i wskazówki

Kilka uwag do interpretacji "Trenu XIX" Jana Kochanowskiego, Ćwiczenia z Filozofia

Agnieszka Czechowicz. Prawo powszechne, tor pospolity : Kilka uwag do interpretacji Trenu. XIX Jana Kochanowskiego. Colloquia Litteraria 1/6, 7-24.

Typologia: Ćwiczenia

2022/2023

Załadowany 23.02.2023

olly_87
olly_87 🇵🇱

4.5

(44)

194 dokumenty

1 / 19

Toggle sidebar

Ta strona nie jest widoczna w podglądzie

Nie przegap ważnych części!

bg1
Agnieszka Czechowicz
"Prawo powszechne, tor pospolity" :
Kilka uwag do interpretacji "Trenu
XIX" Jana Kochanowskiego
Colloquia Litteraria 1/6, 7-24
2009
pf3
pf4
pf5
pf8
pf9
pfa
pfd
pfe
pff
pf12
pf13

Podgląd częściowego tekstu

Pobierz Kilka uwag do interpretacji "Trenu XIX" Jana Kochanowskiego i więcej Ćwiczenia w PDF z Filozofia tylko na Docsity!

Agnieszka Czechowicz

"Prawo powszechne, tor pospolity" :

Kilka uwag do interpretacji "Trenu

XIX" Jana Kochanowskiego

Colloquia Litteraria 1/6, 7-

Szkice – rozprawy – interpretacje Colloquia Litteraria UKSW 6 2009 AGNIESZKA CZEChOWICZ Prawo Powszechne, tor PosPolity kilkA uwAg do interpretAcji trenu XiX jAnA kochAnowskiego^1 ***** 1 Finalny wiersz czarnoleskiego cyklu , Tren XIX , w którym znajdu- ją rozwiązanie wszystkie wątki myślowe, dopełniają się obrazy, przy- chodzą odpowiedzi albo wygasają pytania postawione w osiemna- stu poprzedzających utworach, zyskał w badaniach miejsce osobne, będące odzwierciedleniem jego szczególnej, bo wygłosowej, wień- czącej całość pozycji w zbiorze. Niniejsze uwagi są propozycją nie- co odmiennego odczytania zakończenia tego tekstu – idzie zwłaszcza o ustęp, w którym Matka, przybyła we śnie na głos płaczu swego syna, stawia mu przed oczy długie lata, które spędził niegdyś na naukach, i napomina, by jako c z ł o w i e k z b a c z e n i e m nie czekał, aż upływ czasu uleczy jego cierpienie, lecz tę nazbyt powolną kurację uprzedzał własnym rozumem. Oto ów fragment: „Ná koniec, w co sie on koszt i oná utrátá, W co sie praca i twoje obróciły látá, Któréś ty niemal wszystkié strawił nád księgámi, Máło sie báwiąc świátá tego zábáwámi? Teraz by owoc zbiéráć swojego szczépienia I rátowáć w záchwianiu mdłégo przyrodzenia. Cieszyłeś przed tym inszé w tákiéjże przygodzie – I będziesz w cudzéj czulszy niżli w swojéj szkodzie?

  • (^) Szkic jest fragmentem większej całości.

PRAWO POWSZEChNE wiste, ani jednoznaczne. Badacze starali się więc pogodzić jakoś wy- mowę wszystkich wierszy zbioru jako całości z tym domniemanym finalnym postulatem. Czyli: znaleźć pole porozumienia między zna- czącym dystansem w wartościowaniu aktów racjonalizacji a prokla- mowaną koniecznością rozumowego wyprzedzania doświadczeń, którą przez nieuwagę można by wziąć za powrót do punktu wyjścia i pomylić z zachętą do „mocowania się gwałtem z przyrodzeniem”, przedstawionego w Trenie I jako niechciana alternatywa płaczu. Pytanie, które leży u początku tego szkicu, brzmiało: czy Matka, wprowadzona w figurze prozopopei jako najważniejszy głos w koń- cowym utworze żałobnego cyklu, w którym poeta zmaga się jak nigdy wcześniej z tajemnicą sądów Boskich, zatrważających ludzkie sumie- nie i serce (por. fraszkę III 84. Na słup kamienny) – czy Matka n a - p r a w d ę przekonuje swego syna, że n i e p r z y s t o i mu czekać, jak to się dzieje z innymi, na jedyne lekarstwo (czyli czas), zdolne uleczyć cierpienie, ponieważ jej syn winien pozostać wierny swemu dawnemu wyborowi, jakim była w z g a r d a p o s p o l i t e g o t o - r u (XIX, w. 145-147), będącego udziałem każdego człowieka. Badacze podchodzili do rzeczy rozmaicie. Karol Irzykowski przyj- mował wezwanie Matki tak, jak zostało wypowiedziane, bez żadnych zastrzeżeń: I tu dodaje poeta, że czas ma „fortel”, bo klin klinem wybija. Ale już sama myśl o czasie jest lecznicza – rozumem należy uprzedzić czas (w. 148), antycypować jego działanie^5. Największym entuzjastą racjonalizacji jako drogi pocieszenia sto- sownej dla rozpaczającego poety okazał się Julian Krzyżanowski i to on sformułował tezę o ostatecznym powrocie czarnoleskiego cyklu do punktu wyjścia: Co niezwyklejsze, jednostka wybitna, która „pospolitym torem gar- dzi”, która „rozumem ma uprzedzić, co insze czas goi”, „człowiek z ba- (^5) K. Irzykowski, Nurt uczucia w „Trenach” , „Wiadomości Literackie” 1930, nr 23, s. 3 (przedruk [w:] Jan Kochanowski. Życie – twórczość – epoka , materiały zebrał i wstępem opa- trzył B. Nadolski, Warszawa 1966, s. 232 239; cytowany fragment – s. 236).

COLLOqUIA LITTERARIA czeniem”, który tylko co stratę tego „baczenia” opłakiwał, w nim właśnie, w rozumie ludzkim znajduje jedyne ludzkie lekarstwo. Krótko mówiąc, rozwiązanie dramatu filozoficznego w Trenach jest nawrotem do jego za- łożeń, odrzucony pod wpływem cierpienia rozum powraca jako jedyna droga pozwalająca człowiekowi zrozumieć sens istnienia^6. Stanisław Łempicki nie rozstawał się już z myślą o czasie tak ra- dykalnie, jak uczynił to Krzyżanowski. Respektując złożoność wy- powiedzi Matki, odnajdywał w niej płaszczyznę, na której czas i ro- zum nie stały na pozycjach konfrontacyjnych. Przestrzeń tę stwarzało nowe pojmowanie samego rozumu, w którym już nie spekulacja liczy- ła się najbardziej, lecz przyległość do rzeczywistości: A jak leczy się ostatecznie to cierpienie ludzkie? Bunt cierpienia musi się przeistoczyć w p o k o r ę c i e r p i e n i a (stąd rola religii), a gdy już cierpienie przejdzie wszystkie swoje okresy [...] – to leczy się c z a - s e m i r o z u m e m. Rozum winien nawet uprzedzić leczenie przez czas. Ale ten r o z u m to nie jest rozum stoicki, mędrkujący w c z a s i e c i e r p i e n i a, ale rozum ludzki, n a t u r a l n y , który po w y b o l e n i u r a n y d u c h o w e j dochodzi do głosu. Każe on (jak to widzimy w Tre- nie XIX) rozważyć wszystkie l u d z k i e okoliczności i względy, wszyst- kie l u d z k i e musy i przyrodzone nieodzowności, wszystkie jeszcze możliwe pociechy i dobre nadzieje, i w ten sposób prowadzi człowieka do ostatecznego opamiętania [...]^7. Wiktor Weintraub, który przez porównanie z trenami XVII i XVIII dyskretnie odmawia Trenowi XIX liryzmu, postrzegał ów tekst jako owoc racjonalizacji nowego poglądu na świat, stwierdzając podobnie jak niegdyś K. Irzykowski: (^6) J. Krzyżanowski, Poeta czarnoleski , [w:] J. Kochanowski, Dzieła polskie , oprac. J. Krzy- żanowski, wyd. 10, Warszawa 1980, s. 18−19 (tekst datowany na rok 1950). (^7) S. Łempicki, Rzecz o „Trenach” , [w:] tegoż, Renesans i humanizm w Polsce. Materia- ły do studiów , Warszawa 1952, s. 217. Zob. też na ten temat: A. Nowicka-Jeżowa, Sen życia w Trenie XIX , dz. cyt., s. 45.

COLLOqUIA LITTERARIA i XVIII. Człowiek z dumą próbuje sam ratować się w nieszczęściu. Rozum, który był tylekroć przedmiotem ataków poety, poczyna znów od- budowywać zachwiany ład^12. Także Kwiryna Ziemba zatrzymała się nad uzgodnieniem tych dwóch rzeczywistości – pospolitego lekarstwa, jakim jest czas i rozu- mu – stwierdzając: Charakter czasu sprawia, że, paradoksalnie, niesie on pociechę wobec odmian fortuny i wszelkich cierpień związanych z życiem. Mówi o tym Matka w Trenie XIX , dodając, że powoli działające lekarstwo, jakim jest czas, Jan powinien rozumem uprzedzić. Bo w gruncie rzeczy lekarstwem na czas nie może być czas^13. W tym krótkim wyciągu ze stanu badań wyraźnie rysuje się we- wnętrzna niejednorodność wskazań kończących ostatni z utworów cyklu. Mistrzyni mądrości Trenu XIX mówi w taki sposób i używa- jąc takich słów (a dobrano je, jak zresztą w każdym z czarnoleskich wierszy, bardzo precyzyjnie), że w rezultacie dosłowność wypowiedzi nie współgra z tym, co wyczuwa się jako jej (i Matki, i wypowiedzi) prawdziwą intencję. Tu tkwi przyczyna pozornej niespójności nazna- czającej końcowe napomnienie. Mówiąc o prawdziwej intencji mam na myśli asertoryczną intensywność pewnych fraz, wychwytywalną za sprawą szczególnego ruchu znaczeń, składni zdań, a także logiki całego cyklu. Zmienność tej intensywności, a nawet jej nieobecność w części sekwencji kończących Tren XIX nie tylko istnieje, ale prze- kłada się dodatkowo na wrażenie słyszalności następujących po so- bie zmian intonacji w poszczególnych fragmentach monologu-rozmo- wy. Dopóki nie zostanie odnaleziony taki poziom znaczeniowy albo taki porządkujący tę mowę retoryczny trop, który uzgodni jej niespój- ne sensy – mamy do czynienia z tekstem co najmniej dwuznacznym, czyli takim, którego nie możemy rozumieć poprawnie, w zgodzie z in- tentio auctoris i intentio operis. (^12) K. Mrowcewicz, Czemu wolność mamy? Antynomie wolności w poezji Jana Kochanow- skiego i Mikołaja Sępa Szarzyńskiego , Warszawa 1987, s. 191 (^13) K. Ziemba, Kosmos i czas w poezji Jana Kochanowskiego , „Topos” 2000, z. 3 4, s. 17.

PRAWO POWSZEChNE W interpretacji intencji utworu, będącego częścią większej całości

  • w tym przypadku cyklu 19 wierszy – jako wskazówka zawsze służy obserwacja pola aksjologicznego, otaczającego kluczowe słowa i ob- razy w ich wcześniejszym użyciu. Zważywszy, że w cytowanym frag- mencie mowa jest o lekarstwie przeciw cierpieniu, a ściślej mówiąc, o dwóch, czyli o czasie i rozumie, o Mistrzu, który lata strawił nad księgami i o „torze pospolitym”, którym wzgardził, trzeba zwrócić uwagę szczególnie na te właśnie myśli i na słowa z nimi związane. Jeżeli w trenach poprzedzających Tren XIX mają one konotacje ne- gatywne, stanowi to przesłankę, że nie wyzbyły się ich także w za- kończeniu żałobnego cyklu. I analogicznie, jeśli w utworach wcze- śniejszych wnosiły ze sobą pozytywne skojarzenia i umieszczone były w dodatnio wartościowanym kontekście, mamy prawo sądzić, że nie zmieniło się to do końca. 2 Żeby lepiej zrozumieć, o czym mówi Matka, należy cofnąć się na chwilę jeszcze przed Treny. W lekturze czarnoleskiej twórczości fre- kwencja słowa „pospolity” (wraz z derywatami) nie zwraca uwagi, mimo to trudno przecenić jego udział w semantycznym pogłębieniu i skomplikowaniu treści zbioru poświęconego zmarłej Orszuli. Słow- nik polszczyzny XVI wieku jako pierwsze i podstawowe ze znaczeń sło- wa zamieszcza: ,,powszechny, wszystkich (wszystkiego) dotyczący, wszystkich (wszystko) obejmujący, do wszystkich skierowany”. ,,Po- spolity” jest więc odpowiednikiem m.in. łacińskiego communis , ge- neralis , universalis , perpetuus , passivus , populari s, vulgari’ i ma wy- dźwięk neutralny, nienacechowany emocjonalnie, wolny od jakichś szczególnych wskaźników aksjologicznych^14. Takich wskaźników nie jest już pozbawione pokrewne ,,pospolitemu”’ – ,,pospólstwo”, które może znaczyć tyle, co ,,ludzka zbiorowość”, ,,ludzie”, ,,obywatele”, ,,wspólnota wiernych” czy ,,zgromadzenie”, ale znaczy także ,,tłum”, ,,gmin”, ,,biedota”, ,,plebs” a nawet ,,tłuszcza”^15. W poprzedzającej (^14) Pospolity , [hasło w:] Słownik polszczyzny XVI wieku , red. M.R. Mayenowa [i in.], t. XXVIII, Warszawa 2000, s. 82 (cały artykuł – s. 81– 97). (^15) Zob. Pospolstwo , [hasło w:] Słownik polszczyzny XVI wieku , t. XXVIII, dz. cyt., s. 97– 104.

PRAWO POWSZEChNE walcząc o dary fortuny jak głupie dzieci o cacko, które i tak za mo- ment przyjdzie im porzucić^19. Najpierw jesteśmy m y, jednak podmiot fraszki szybko się indywidualizuje, autonomizuje i odkleja od wspól- noty – od p o s p ó l s t w a – z innymi. Obserwuje, już z góry, t e g o, komu rękaw urwą i t e g o , co czapkę straci, potem d r u g i e g o, znów d r u g i e g o i potem jeszcze d r u g i c h (trzykrotnie powtórzo- ne). Nie ma już n a s. Poeta kreuje doskonały wizerunek autarkiczne- go stanu, którego ideał stworzyła filozofia grecka, a w którym umysł – jak pisał Sergiusz Awierincew: nieczuły na cudze zawołania, wyzwolony z „sytuacji dialogowej” uzy- skuje dzięki stworzonemu dystansowi między sobą i innymi „ja” niespo- tykane dotąd możliwości podpatrywania i obserwowania „z boku” same- go siebie oraz innych, by te cudze „ja” obiektywnie scharakteryzować i zaklasyfikować^20. W Trenach utrwalone zostało rozpoznanie niszczących skutków tego rozdzielenia, które zyskują szczególnie gorzką wymowę, gdy okazuje się, że bycie policzonym „miedzy insze” jako „jeden z wie- la” (por. Tren IX , w. 20) to przebudzenie obcego wśród obcych. Po- czucie dzielenia z innymi tożsamego losu powraca – w znaku zbio- rowego podmiotu – w Trenie XI , ale jest to na razie tylko wspólnota w ciemności, naprzeciw „nieznajomego wroga”, a jej zapowiedź odna- leźć można już w Trenie I , w nakreślonej w jednym z najwymowniej- szych jego zdań wizji takiej społeczności ślepców: „Mácamy, gdzie miękcéj w rzeczy, / Á ono wszędy ciśnie” (I, w. 17-18)^21. Znakiem prawdziwie odzyskanej „pospólności” z innymi będzie dopiero pierw- szy wers Trenu XVIII : „My nieposłuszné, Pánie, dzieci Twoje”^22. (^19) Por. K. Ziemba, Jan Kochanowski jako poeta egzystencji , dz. cyt., s. 114. (^20) S. Awierincew, Grecka „literatura” i bliskowschodnie „piśmiennictwo” , [w:] tegoż, Na skrzyżowaniu tradycji (Szkice o literaturze i kulturze wczesnobizantyjskiej) , przełożyła i opa- trzyła wstępem oraz notami biograficznymi D. Ulicka, Warszawa 1988, s. 33. (^21) Na temat „języka egzystencji” tego zdania zob. K. Ziemba, Jan Kochanowski jako poeta egzystencji , dz. cyt., s. 78–79. (^22) Por. D.P.A. Pirie, Wymiar tragiczny w „Trenach” Jana Kochanowskiego , [w:] Jan Ko- chanowski. Interpretacje , red. J. Błoński, Kraków 1989, s. 193. Sprawa oscylowania między

COLLOqUIA LITTERARIA Charakterystyczne, że pierwociny polskiej twórczości Kochanow- skiego, jej symboliczny incipit , czyli hymn Czego chcesz od nas, Pa- nie , rejestruje zupełnie inny obraz świadomości – nie dotkniętej jesz- cze rozdzieleniem ani jego konsekwencjami. Młodzieńczy hymn i fraszka O żywocie ludzkim różnią się od siebie pod każdym wzglę- dem – przynależnością gatunkową, wymową, wysokością stylu, to- nem, a wreszcie i długością. Oba utwory rozchodzą się bardzo jaskra- wo także na płaszczyźnie poetyckich obrazów doświadczania ludzkiej wspólnoty i związanych nimi wyobrażeń Boskiej obecności i hojno- ści. I hymn, i fraszka wyznaczają w pewnym sensie progi ewolucji czarnoleskiego wyobrażenia Boga, Jego dzieł i relacji między Stwór- cą a człowiekiem. Retoryczny układ hymnu wysnuty został z użytego w pierwszym wersie słowa „hojne”. To słowo-klucz. Pieśń ta ma również swój wer- s-klucz i – podobnie jak w licznych innych wierszach Kochanowskie- go – jest nim tu wers pierwszy, który „programuje” wszystkie zasad- nicze analogie i opozycje semantyczne utworu^23. Układ (strukturalny i znaczeniowy) dwóch inicjalnych pozornych pytań znajduje dopeł- nienie w dwóch retorycznych eksklamacjach ostatniej strofy. Bezinte- resowność pytania „Czego chcesz...?” skupia w sobie i zapowiada za- razem bezinteresowność samego Boga, który udzielając człowiekowi wszystkiego – niczego od niego nie potrzebuje. Pierwszy wers wprowadza i określa także relację i dystans mię- dzy zbiorowym, hymnicznym podmiotem a adresatem – t y pieśni – którym jest Bóg, obdarzony „najwiętszym” u „swobodnych” tytułem P a n a^24. Wolność, autonomia Boga udziela się także człowiekowi. Bóg nie chce niczego i człowieka nie wiąże żaden przymus. Jego dziękczynienie i wyznanie wiary jest wolnym aktem stworzenia, które dzięki otrzymanemu rozumowi poznaje świat i swoje w nim miejsce, podmiotem indywidualnym a zbiorowym w Trenach oraz powiązanych z tym znaczeń jest ma- teriałem na osobne studium, dlatego teraz pozostawiam te kwestię zaledwie dotkniętą. (^23) O retorycznym kunszcie utworów Kochanowskiego podporządkowanym klasycznej za- sadzie „zmyślonej niedbałości”, która ów kunszt skutecznie maskuje pisał A. Karpiński w arty- kule „Wsi spokojna wsi wesoła”. Pieśń Panny XII i problem retorycznej kompozycji , „Poezja” 1980, nr 8-9, s. 78– 84. (^24) Por. przedmowę do Satyra , [w:] J. Kochanowski, Dzieła polskie , dz. cyt., s. 57 (w. 1).

COLLOqUIA LITTERARIA O ile trudno cokolwiek powiedzieć o domniemanym mięsopuście Boga, nie sposób nie zauważyć, że tym, który szydzi tu na pewno, jest samotne j a , dążące do osiągnięcia stanu bliskiego własnemu wy- obrażeniu o „Wiecznej Myśli”. 3 W Trenach oczyszczanie przywiązania do „wysokich ścieżek” roz- poczyna się już od pierwszego utworu, wraz ze słowami „błąd wiek człowieczy” (w. 18), będącymi wystawianą z innego już punktu wi- dzenia i w całkiem odmiennym, pozbawionym drwiny tonie diagnozą tej samej rzeczywistości, która we fraszce I 101 określana była jako „rozmaite świata tego sprawy”, „treter”, „krotochwila” i „chodzenie za łby”. Ten, który w Trenie IX rozpoznał siebie jako ,,j e d n e g o z w i e l a” , w Trenie XI w obliczu ,,p r o s t a k ó w” nie naśladuje już boskiego dystansu, lecz dostrzega przede wszystkim swoją ,,h a r- d o ś ć” (w. 9– 10). Odzyskiwanie przynależności do ludzkiej wspólnoty, a w tym i przeczucia proporcji własnego nieszczęścia, ujawnia się jako punkt wyjścia rozmyślania Trenu XV w pytaniu: Mylę sie, czyli, pátrząc ná ludzkié przygody Skromniéj człowiek uważa i swé własné szkody? (w. 7–8) Skala jednostkowego cierpienia ulega stopniowej relatywizacji, w miarę jak dopuszcza się do świadomości perspektywę dzielenia z innymi tych samych prób i uczestnictwa w podobnym losie. Z tą zmianą wiąże się także różnica w tonie wypowiedzi, którą zauważył dzić ich przywiązanie: „Dość spory kawałek biszkopta, który trzymał w ręce monarcha, odła- mał się, spadł na poręcz balkonu, a z poręczy na ziemię. Stojący najbliżej stangret w kaftanie rzucił się na ten kawałek biszkoptu i porwał go. Niektórzy z tłumu podbiegli do stangreta. Spo- strzegłszy to, monarcha kazał sobie podać talerz z biszkoptami i jął rzucać biszkopty z balkonu. Oczy Pieti nabiegły krwią, niebezpieczeństwo zgniecenia jeszcze bardziej go podniecało, rzu- cił się na biszkopty. Nie wiedział dlaczego, ale musiał wziąć biszkopt z rąk cesarza i nie wolno mu było poddawać się. Podbiegł, zwalił z nóg staruszkę chwytającą biszkopt. Staruszka przecie nie uważała się za pokonaną, a choć leżała na ziemi [...], Pietia kolanem odtrącił jej rękę, porwał biszkopt i jakby w obawie, by się nie spóźnić, znów krzyknął „hura!” ochrypłym już głosem.” (L. Tołstoj, Wojna i pokój , przeł. A. Stawar, t. 3, Warszawa 1979, s. 111).

PRAWO POWSZEChNE Donald Pirie, zwracając uwagę na obecność w cytowanych wersach ważnego słowa skromniej : „Jan rozumie coraz lepiej – pisze badacz – że jedyne wyjście z jego sytuacji zarazem beznadziejnej i tragicznej stanowi pokora, skromność wobec srogich, wyższych sił. W próżni po filozofach rysuje się bowiem coraz wyraźniej oblicze Stwórcy”^27. Tę intuicję wyrażoną w pytaniu o miarę własnej krzywdy, w ostatnim z wierszy cyklu potwierdza Matka. W jej głosie jednak pobrzmiewa już jakaś twarda nuta, nieprzystająca do standardowych wyobrażeń macierzyńskiego pocieszenia: Á co wszytkich jednáko ciśnie, nie wiem czemu Tobie ma być, synu mój, naciężéj jednému. (w. 115–116) Słyszalna tu stanowczość, a nawet pewna szorstkość, emocjonal- nie wzmacnia i tak już czytelną wymowę pozornego pytania. Pluralis , którym posługuje się poeta w wypowiedzi poprzedzającej przywoła- ny fragment („pocznimy, co chcemy: / jeśli po dobréj woli nie pój- dziem, musiemy”, w. 113–114) oraz konfrontacja w s z y s t k i c h, cierpiących j e d n a k o, z udręczoną świadomością tego, który czuje, że najciężej jest tylko jemu j e d n e m u, odejmuje pozytywną war- tość absolutyzacji zarówno indywidualnego bólu, jak i samej indywi- dualności. Absolutyzowanie bycia innym od wszystkich i wyciąganie z tego zbyt daleko idących wniosków to hybris , której poecie ostatecz- nie udaje się wymknąć dzięki konfrontacji „dróg inszych niż pospól- stwo” i „toru pospolitego”, dokonanej w religijnej perspektywie. Rozpaczający ojciec zmarłej Orszuli narażony jest na przygody tego świata jak wszyscy, bo jest to p r a w o p o w s z e c h n e , wszystkich dotyczące, choćby i wydawało się „krzywdy pełne” (por. Tren II , w. 21). Do poddania się temu prawu Matka nakłania Jana, przekonując zarazem, że ta uległość jest warunkiem ocalenia własnej godności: Á ták i ty, folgując práwu powszechnému, Zágródź drógę do sercá upadkowi sw é mu, (w. 133–134) (^27) D.P.A. Pirie, Wymiar tragiczny w „Trenach” Jana Kochanowskiego , dz. cyt., s. 191–192.

PRAWO POWSZEChNE W cytowanych słowach nie ma żadnego emocjonalnego nadmia- ru ani hiperboli, którą poeta będzie chciał za chwilę korygować. Prze- ciwnie – potwierdzi to rozpoznanie monologiem ostatniego z utwo- rów. Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy Trenie XVII , tu bowiem po raz pierwszy mowa jest o „lekarstwie” i to o lekarstwie nazbyt ciężkim, jakim są zarówno „próżne ludzkie wywody” (w. 33), jak i same łzy: Lékárstwo to, prze Bóg żywy, Ciężkié ná umysł troskliwy. Kto przyjaciél zdrowia mégo, Wynajdzi co wolniejszégo. (w. 45–48) Prośba wyrażona w cytowanych wersach znalazła spełnienie przy końcu cyklu. Przyjaciel przychodzi na głos płaczu i wskazuje czas jako lek naprawdę skuteczny, który każdemu pomaga tym samym sposobem: niepowstrzymaną odmianą. Tren XIX ukazuje poetę, który, gdy dokonała się już jego rozprawa ze światem i jego prawami oraz fortuną i jej sprawami, oddaje głos najbliższemu człowiekowi, by ten dopowiedział za niego coś, czego on sam wypowiedzieć nie może, bo- wiem tego, o czym mowa, jeszcze nigdy nie skosztował. 4 Tren XIX jest rzeczywiście, jak było to nie raz podkreślane, mocno zretoryzowany^28 , a w jego uporządkowanej i zracjonalizowanej kon- strukcji ukryty został silny ładunek odprawy rozumowi, ujętej w tropy wzięte z klasycznego repertuaru sztuki wymowy. Rzeczą w dotych- czasowych interpretacjach utworu przeoczoną, która w bardziej eko- nomiczny sposób pozwala dotrzeć do jego ukrytej całości, a także do ukrytej całości całego zbioru, jest ironia, która wybrzmiewa dłużej niż trwa wezwanie „Teraz, Mistrzu, sam sie lécz” (w. 145). Jej szczególne brzmienie przenika całą wypowiedź przypadającą na wersy 141–148, nie obejmuje jedynie słów o czasie – lekarzu wszystkich (w. 145). (^28) Zwraca na to uwagę także A. Nowicka-Jeżowa, analizując szczegółowo zaplecze inwen- cyjne i argumentację Matki (por. A. Nowicka-Jeżowa, Sen życia w Trenie XIX , dz. cyt., s. 45–55).

COLLOqUIA LITTERARIA Trudno jest wskazać precyzyjnie ostrze antyfrazy, którą Kocha- nowski włożył w usta nawiedzającej go matki, ze względu na wysoki współczynnik ironii obecny w całym wskazanym fragmencie (w. 141- 148). Niewątpliwie jednak wyjątkowo silny jej ładunek skupia się w słowie „przystoi”, w zdaniu: „Ále kto pospolitym torem gárdzi, temu / ták poznégo lékárstwá czekáć nie przystoi: / rozumem ma uprzédzić, co inszé czás goi”(w. 146– 148). „Przystałość” to kategoria estetycz- na, opisywana między innymi w Dworzaninie polskim Łukasza Gór- nickiego, który słowem tym oddawał włoskie grazia , czyli wdzięk^29 : Jeśli dobrze pomnię, panie Kryski – mówi w Dworzaninie pan Kost- ka – zda mi sie, żeś W. M. wielekroć to powtarzał, iż dworzanin w każ- dej swej sprawie, co jedno pocznie, ma sie o to starać, aby mu wszytko przystało i to mi sie widzi, że W. M. kładziesz za jeden przysmak ku każ- dej rzeczy, bez którego to, cobykolwiek dworzanin dobrego miał w sobie, wszytko by za nic stać miało. W tej mierze trudno spór trzymać, bo po prawdzie gdzie co komu nie przystoi, niechaj będzie chocia nader dobrze, jednak ludzkim oczom w smak to nie pójdzie^30. W dziele Górnickiego „przystałość” dotyczy estetyki zachowania i błahość tego kontekstu, ewokującego „smak ludzki” w perspekty- wie sytuacji tragicznej, niestosowność jego aplikowania przez Mat- kę do stanu wewnętrznego rozdarcia, jakie dotknęło jej syna – nawet uwzględniając potrzebę ładu i piękna w nieszczęściu – najlepiej może wskazuje istotny, czyli odwrotny do dosłownego sens zdania o rzeko- mej nieprzystojności czekania na niepamięć – córkę czasu. Cyceronowi nie przypada ostatnie słowo w cyklu Kochanowskie- go^31. Zakończenie Trenu XIX , będące, co pokazał Stanisław Grzesz- czuk, w dużej części czytelnym nawiązaniem do Rozmów tuskulań- skich^32 , odmienia wartość ich znaczeń właśnie przez obecność ironii, (^29) Por. Ł. Górnicki, Dworzanin polski , oprac. R. Pollak, Kraków 1928, księga I, s. 54– (^30) Tamże, s. 54. (^31) Odmienne wnioski formułuje W. Weintraub, O poezji religijnej Jana Kochanowskiego , dz. cyt., s. 102 oraz S. Grzeszczuk, Cycero w „Trenach” Jana Kochanowskiego , [w:] tegoż, Ko- chanowski i inni , dz. cyt., s. 128–130. (^32) Por. S. Grzeszczuk, Cycero w „Tranach” Jana Kochanowskiego , dz. cyt., s. 128–130.

COLLOqUIA LITTERARIA je”^37. Przyjmowanie życia takim, jakie jest, postulowane przez Matkę g o d n e i r o z u m n e poddanie się jego biegowi, obrotom i przy- padkom nie ma właściwie nic wspólnego z mądrością metodycznie zdobywaną w trudzie rezygnacji z pełnego udziału w doznawaniu ży- cia. Pracę i czas spędzony przez Jana nad księgami Matka oblicza we- dług miary negatywnej: kosztu, utraty, strawionych lat i zaniedbanych „zabaw tego świata”, którymi wzgardził jej syn, by stać się Mistrzem. Teraz więc przychodzi do niego jako orędowniczka życia i ku niemu na nowo go kieruje. Treny są wielkim poematem powrotu do ludzkiej społeczności i od- zyskania poczucia bycia „jednym z wiela”. Dokonuje się w nich prze- kroczenie izolacji, będącej konsekwencją wyboru wysokiej ścieżki wspinaczki ku Boskim tajemnicom (por. Tren XI ), czyli „chwytania się” dróg „inszych niż pospólstwo” (por. Muza , w. 22). Cykl przyno- si dopełnienie czarnoleskiego humanizmu o wymiar, który człowieka dotyczy być może najgłębiej, a którym jest akceptacja tajemnicy wła- snego losu i przeznaczeń, wykraczających poza dostępne tu i teraz po- znanie^38. Smutek i nagroda zaś okazują się ostatecznie Boskimi dara- mi, których Stwórca hojnie udziela swoim nieposłusznym dzieciom. (^37) D.P.A. Pirie, Wymiar tragiczny w „Trenach” Jana Kochanowskiego , dz. cyt., s. 192, 195. (^38) Tajemnicę tę, przenikającą i dźwigającą istnienie, wskazywała już Alina Nowicka-Jeżo- wa, pisząc o apofatycznych obrazach nieba w wypowiedzi Matki i o drodze apofatycznego po- znania Boga, która okazuje się lekarstwem przeciw pysze. Por. A. Nowicka-Jeżowa, Sen życia w Trenie XIX , dz. cyt., s. 55.