Docsity
Docsity

Przygotuj się do egzaminów
Przygotuj się do egzaminów

Studiuj dzięki licznym zasobom udostępnionym na Docsity


Otrzymaj punkty, aby pobrać
Otrzymaj punkty, aby pobrać

Zdobywaj punkty, pomagając innym studentom lub wykup je w ramach planu Premium


Informacje i wskazówki
Informacje i wskazówki

Kobiety w literaturze (i mężczyźni), Streszczenia z Sztuka

Mężczyzna staje po zwycięskiej stronie duchowości. (Boga) i kultury (obraz matki jako Madonny, pożądanej kobiety jako. Beatrycze-dziewicy), kobieta - po ...

Typologia: Streszczenia

2022/2023

Załadowany 24.02.2023

bart_ender
bart_ender 🇵🇱

4.3

(16)

110 dokumenty


Podgląd częściowego tekstu

Pobierz Kobiety w literaturze (i mężczyźni) i więcej Streszczenia w PDF z Sztuka tylko na Docsity! Lid ia W iś n ie w s k a (By d g o s z c z ) K o b ie t y w l it e r a t u r z e (i MĘŻCZYŹNI) Tytuł sesji naukowej, która stała się przyczyną powstania przedstawianej książki, brzmiał Kobieta w literaturze. Kiedy jednak przyjrzeć się plonowi tego spotkania, staje się jasne, że przedmiotem zainteresowania jego uczestników nie stała się wyłącznie „kobieta” - rozumiana jako typ, czyli wywodzące się z podejść uniwersalistycznych uogólnienie. Przeciwnie - ujawniona została cała różnorodność ujęć kobiecości, zawarta w przedziałach rozciągających się od ideału do stereotypu (i od pozytywności do negatywności wartościowań - równie zresztą jednostronnych) oraz od uniwersalizmu do konkretu (raczej opalizującego całą gamą barw - od jasnych do ciemnych - niż zadowa­ lającego się jednym ich zakresem). A przy tym, choć mowa tu o kobie­ tach, w temacie tym pulsuje również - jako podskórny, nie eksponowa­ ny w haśle wywoławczym, a jednak obecny i wyrazisty żywioł - „męż­ czyzna”, czy też (by rzec dokładniej) mężczyźni. Mężczyźni - także jako autorzy wypowiedzi o utworach literackich, tych pisanych zresztą tak przez mężczyzn, jak kobiety (w tym przypadku zaś kobieta prze­ kracza granicę podmiot - przedmiot) oraz dotyczących zarówno kobiet, jak i mężczyzn, jako że nie sposób przecież oderwać połowy świata (nawet „przedstawionego”) od zarazem destrukcyjnej Obcości i zapład- niającej lub płodnej Inności Drugiej Strony. W ten sposób właśnie domaga się wyrazu całościowa dynamika tego, co w temacie ujawnione wprost, i tego, co stanowi „ujawnionego” echo - nie mniej niemal donośne niż słowo wyeksponowane - która sprawia, że jak nie sposób wyrwać zaakcentowanej w tytule „kobiety” z kontekstu, jaki tworzy dla niej tu „mężczyzna”, tak nie sposób zupełnie 10 Lidia W iśniew ska oderwać myślenia w kategoriach wielości, różnorodności i konkretyza­ cji od kontekstu, jaki tworzy dla tej perspektywy rozumowanie w kate­ goriach typowości. Można by rzec nawet, że to właśnie różnymi typami - tyle że pozbawionymi wyłączności leżącej u samych ich fundamentów - żywi się wielość. Warto przy tym pamiętać, że myślenie w kategoriach typowości nie jest wyłącznie domeną jednej strony. Co więcej: mężczy­ zna - j a k np. W eininger1 - może wypomnieć kobietom, że boją się po­ rzucić tego rodzaju świadomość, ponieważ porzucenie takie, wiodąc w kierunku samoistności, wiedzie też w (znanym skądinąd dobrze męż­ czyznom) kierunku samotności i cierpienia. Kobieta jednak - jak Vir­ ginia Woolf2, która stawia na „własny pokój” - mogłaby tu rzec, iż żeby pójść w kierunku samotności i cierpienia, ale tym samym i samostano­ wienia, musi mieć podstawowe ku temu możliwości prawne, ekono­ miczne, najogólniej mówiąc - społeczne (prócz tego, że indywidualne). Znamienne przeto, że w polskim piśmiennictwie najpełniej bo­ daj ten zamysł oparcia się na typowości - zarówno zresztą kobiecej, jak i męskiej - krystalizuje właśnie kobieta, Klementyna z Tańskich Hoffmanowa, która w swym dziele O powinnościach kobiet3 dokonuje wyraźnego, ostrego podziału ludzkości. Jego przesłanki, jak można sądzić, są dwie. Pierwsza - natury empirycznej - da się streścić nastę­ pująco: kobiety są tak niezróżnicowane, tak pozbawione indywidualno­ ści, że poznać dwie lub trzy z nich - to poznać wszystkie. Nietrudno zauważyć, że rozumowanie to zatoczy koło: kobiety są typowe, co wy­ nika z obserwacji, należy więc wdrożyć je do spełniania tego, co przez obserwację jest poświadczane i co ową typowość gwarantuje (a zapew­ nia ją obowiązek, przymus, nakaz - traktowany jako nieuniknione przeznaczenie). Druga z przesłanek ma charakter teoretyczny (jeśli tak można powiedzieć), a teorii tej źródłem staje się Biblia, może zaś bar­ dziej jeszcze - popularne, ale mocno ugruntowane odczytania Biblii (więc raczej: praktyka, a co najmniej mniemania czy światopogląd po­ toczny4), traktowane jednak jako jej niepodważalny korelat. Warto 1 O. Weininger, Płeć i charakter. Rozbiór zasadniczy. T. I-II. Przełożył O. Ortwin. War­ szawa 1911, wyd. III. Dalej odwołania do tej pozycji będę lokalizowała bezpośrednio w tekście, używając skrótowego oznaczenia: P, numeru tomu i strony (stosuję pisownię uwspółcześnioną). 2 V. Woolf, Własny pokój. Przełożyła A. Graff. Warszawa 1997. 3 K. z Tańskich Hoffmanowa, O powinnościach kobiet. Berlin 1851. Dalej w tekście: OP i numer strony. W cytatach stosuję pisownię uwspółcześnioną. 4 Na temat tego sformułowania, także w odniesieniu do problematyki kobiecej, zob. T. Hołówka, Wstęp do: Nikt nie rodzi się kobietą. Wybrała, przełożyła i wstępem opatrzyła T. Hołówka, posłowie A. Jasińska. Warszawa 1982. Kobiety w literaturze (i m ężczyźn i) 13 zywać (na zewnątrz) uszczęśliwienie, ponieważ jej cierpienie mogłoby burzyć poczucie społecznej harmonii. Dobrowolnie więc i łagodnie powinna znosić nieszczęście, albowiem nawet jeśli jego przyczyną jest mężczyzna lub m ęska kultura, to tylko dzięki nim niesamoistna kobieta zyskuje jakąkolwiek wartość. Nie ma ona zatem prawa kwestionować ani postępowania męża, ani tego porządku, w którym jej rola określona by być mogła, jak się wydaje, przez trzy niemieckie słowa: Kinder, Kü­ che, Kirche (Niemka i niemiecki porządek zostają zresztą w istocie przywołane przez Hoffmanową jako wzór). Krótko mówiąc - jest to kodeks, w którym kobieta (aprobująca istniejące normy) mówi, że kobieta (rozumiana jako typ) nie jest bytem autonomicznym, ale zależnym. I to we wszystkich możliwych sferach. Dzieje się tak, ponieważ w niej samej ciało dominuje na duszą, nad nią dominuje ze swą wydoskonaloną duszą mężczyzna i w ten sposób hie­ rarchia wewnętrzna i zewnętrzna jednako utwierdzają nieuniknioną podrzędność. Ta spora bezwzględność kobiety wobec kobiet może się wydawać pod pewnym względem nawet bardziej drastyczna niż męż­ czyzny, którego poglądy uznawane są dość powszechnie za symbol nienawiści do kobiet - myślę o Weiningerze. Charakterystyczne jednak (i może stąd wynika poniekąd mniejsza jego bezwzględność, lub może w każdym razie - bardziej pa­ radoksalna), że W eininger ma świadomość komplikacji obrazu płcio- wości: jako empiryk dostrzega zatem, że w świecie ludzkim istnieją realizacje mało czyste: że każdy człowiek w gruncie rzeczy zawiera w sobie i pierwiastki męskie, i kobiece (pod tym względem Hoffmanowa mężczyzn nie oceniała wcale, kobietę zaś posiadającą walory uznawane za męskie dyskredytowała z góry jako społeczną samobójczynię). Toteż jako teoretyk W eininger w zasadzie zmuszony jest do odwołania się do pewnego abstrakcyjnego konstruktu, nazwanego przezeń „absolutną kobiecością”, by wyeksplikować dzięki niemu swoją koncepcję. Ta ostatnia przyjmuje postać logicznego wywodu dedukcyjnego, opartego na prostej obserwacji: kobieta jest niczym, skoro tylko od męża lub kochanka wartość swą otrzymuje i z tego wła­ śnie powodu nie tylko społecznie i materialnie, ale z istoty swej najgłębiej do małżeństwa jest predysponowana: to znak, że nie posiada ona żadnej wartości samej w sobie i że nie ma poczucia samowartości. (P, I, 34) W eininger ma zresztą świadomość, że to współczesne mu wy­ chowanie czyni z kobiety niewolnicę (np. groźbą, że nie dostanie męża - a w istocie dostrzegamy ją nawet u Hoffmanowej); problem polega wszakże na tym, że tymczasem (nb. nie ulegający w zasadzie żadnym 14 Lidia W iśniew ska naciskom wychowawczym, z natury samosterowny) mężczyzna (jak Weininger) tęskni za - towarzyszką. Choć gdyby kobieta się tą ostatnią stała - to znowu przestałaby być kobietą (absolutną). Niemniej w ten oto sposób tresura wychowawcza umożliwiająca bycie niewolnikiem, do czego wdraża Hoffmanowa (stwierdzająca, że kobieta dopiero przy mężczyźnie nabiera wartości), zwraca się przeciwko samej niewolnicy: kobieta traci jakąkolwiek wartość, okazuje się niczym, jeśli wszystko czerpie tylko od mężczyzny. Całe kobiece zaprzeczanie sobie - idzie na marne: przyjmowanie bowiem pokornej, poddańczej pozy budzi tylko pogardę dla słabości. A w konsekwencji ktoś taki jak Weininger ma poczucie, że co prawda ulec silniejszemu nie jest hańbą, ale ulegać słabej kobiecie, ulegać słabości kobiecej stawia pod znakiem zapytania siłę mężczyzny, a chyba także siłę wyznawanych przez niego wartości. Jednocześnie przecież z faktu, że to kobieta bierze coś od męż­ czyzny wynika dla Weiningera oczywisty wniosek: mężczyzna jest w ar­ tością. Od przesłanki etycznej zaś prosta droga wiedzie do twierdzenia antropologicznego: mężczyzna jest człowiekiem. Stąd zaś - przez dal­ sze rozszerzenie - dochodzimy do wniosku metafizycznego: mężczyzna jest duszą, przeto nosi w sobie pierwiastek boski. Z czego wynika, że kobieta (absolutna), będąca przede wszystkim brakiem mężczyzny, daje się określić przez brak i nieistnienie w niej boskości, duchowości, a do pewnego stopnia (autonomicznego) człowieczeństwa (jaźni, woli, indywidualności, osobowości, charakteru). Skoro bowiem może zaist­ nieć (a w ten sposób w rzeczywistości właściwie - nie istnieć) tylko jako ciało, materia, to bliższa jest zwierzęciu, roślinie, wreszcie - naturze niż Bogu, a zatem - w duchu platońskim - jest cieniem idei, czyli prawdzi­ wego bytu. Jeśli kobieta nie czuje jak mężczyzna - nie czuje w ogóle, jeśli nie myśli jak on - nie myśli w ogóle, krótko mówiąc jest negatyw- nością; jeśli zaś właśnie podobnie myśli - to albo nie jest kobietą (ab­ solutną), albo wykazuje pozbawioną kręgosłupa skłonność do łatwego podlegania czysto zewnętrznej, powierzchownej, więc kłamliwej, bo sprzecznej z jej naturą (której cechy określa mężczyzna, bo ona sama nie jest do tego zdolna), impregnacji czy zainfekowaniu przez mężczy­ znę: jego myślenie i działanie. Istotna bowiem jego wartość, kumulująca się w jego duszy, wynika z połączenia - w duchu Kantowskim - logiki i etyki: kobieta, nie potrafiąc logicznie myśleć (a nie potrafi - skoro nie jest mężczyzną) - nie może też być moralna. Łatwo zresztą (Weininge- rowi) stwierdzić, że nie uznaje ona ani Arystotelesowskiej zasady toż­ samości, ani zasady wyłączonego środka, ani zasady niesprzeczności. Jej zdolność do utożsamiania się z mężczyzną, sygnalizowana nawet wyrzeczeniem się własnego nazwiska, gdy wychodzi za mąż (w gruncie rzeczy ujawniając wtedy poniekąd bezimienność i pozbawienie właści­ Kobiety w literaturze (i m ężczyźni) 15 wości, co staje się jej jedyną uchwytną właściwością), powoduje obłud­ ne i kłamliwe wyznawanie niektórych jego prawd. Jej zaś odczuwanie - w istocie o niesłychanie ubogim rejestrze (a zauważmy, że byłoby to stwierdzeniem skutków wcześniej opisanego wychowania) - ogranicza się do manifestacji nieszczerego płaczu i śmiechu na zawołanie. Jej zdolność do utożsamiania się przy tym nie ma nic wspólnego - twardo zaznacza Weininger - ze zdolnością geniusza-mężczyzny do obejmo­ wania sobą świata i bycia w ten sposób (prawie boskim) mikro kosmo­ sem. On bowiem posiada pamięć, gwarantującą jego tożsamość, której ona nie posiada (ergo: nie może być geniuszem). Kobieta zatem podob­ nie jak przejmuje nasienie biologiczne mężczyzny - przejmuje też jego nasienie duchowe: bez obu jej egzystencja byłaby niemożliwa. A skoro tak jest od niego zależna - stara się go usidlić, by nie stracić tego jedy­ nego źródła swej (nie)własnej wartości. Stręczycielstwo zatem staje się jej zasadniczym zajęciem. W momencie jednak, gdy mężczyzna, ulega­ jąc, z nią się wiąże, jedyne co może osiągnąć - to poczucie winy zwią­ zanej z upadkiem, jak za pierwszym posłuchaniem kuszenia Ewy. Zgodnie przeto z chrześcijańską nauką Ojców Kościoła - na których się powołuje - omawiany autor oznajmia swój wstręt wobec brzydoty ciała (a szczególnie narządów płciowych), nieczystości duszy (obłudnych emocji i wtórnych myśli) tudzież zasadniczego niebytu (czytelnego w świetle Platońskiej koncepcji idei jako bytu) kobiety. Oznajmia on swój wstręt wobec kobiety, która zaspokojona w rodzinie jako źródle przy­ rodniczej gatunkowości, nie istnieje w gruncie rzeczy także społecznie (w związkach religijnych, towarzyskich, politycznych). Ujawnia niechęć wobec kobiety, która jak niezdolna jest do życia społecznego - tak nie­ zdolna jest też do monogamii, oddaje się bowiem wszystkim i wszyst­ kiemu, nawet przedmiotom, strumieniom i drzewom, tak że mężczyzna zgoła nie może być pewny swego ojcostwa. Wyeliminowanie tak pojętej wersji człowieka byłoby wprawdzie wyeliminowaniem gatunku - ale w końcu czyż człowiek musi istnieć w gatunku? Przecież i tak zmierza do Boga - poprzez śmierć. Nieśmiertelność zaś osiągnąć może jako indy­ widualność - a szczególnie geniusz - dzięki swoim dzieciom duchowym (dziełom, uczniom). Jedyną kobietą, której w tej sytuacji pozostawia się prawo do zaistnienia - jest Beatrycze, Madonna... czyli miazmat: projekcja ide­ ałów samego mężczyzny, jego twór, któremu nic nie odpowiada w rze­ czywistości, chyba że - do pewnego stopnia - on sam: Narcyz, który widzi swoją twarz w kobiecej i tak moduluje poniekąd fakt, że kocha jedynie siebie. Podobnie jak siebie kocha w dziecku. Gdyż miłość - tak czy inaczej - staje się utrwalaniem własnej indywidualności: wszystko inne wydaje się zwykłym „świństwem”, nie miłością. Nie ukrywa tego, 18 Lidia W iśniew ska odwaga, dominacja lub bierność i uległość - nie są kojarzone z różni­ cami płciowymi, opartymi na wrodzonym, męskim lub kobiecym tem ­ peramencie. W ten sposób wkraczamy w obszar feminizmu, gdzie ko­ lejno będzie się podważało dotąd obowiązujące pewniki: że niższa po­ zycja kobiety wynika z jej gorszych zdolności (nie: o tym przesądza raczej pozycja dyskryminowanej grupy mniejszościowej7); że kobieta pożąda gwałtu (nie: to patriarchat zakłada go w ramach prawa silniej­ szego lub umożliwia go dzięki doskonałej socjalizacji, pozwalającej funkcjonować jako oczywistym niekorzystnym dla kobiet normom8); że kobieta ma się do mężczyzny jak natura do kultury, a więc byt niższy do wyższego lub raczej: należący do niższych regionów kultury i niż­ szych także regionów transcendencji (nie: w świecie realnym kategorii tych nie dzieli oczywista granica, a podział ról wynika raczej ze struktu­ ry rodziny niż uwarunkowań genetycznych9); że jej życie zdetermino­ wane jest przez czysto biologiczne instynkty, np. seksualny i macie­ rzyński (nie: można nawet wskazać, że istnieje rozbieżność między przypisywanymi kobietom, a ujawnianymi przez nie motywami i reak­ cjami związanymi np. z ciążą i macierzyństwem10); że pełne człowie­ czeństwo mieści się w mężczyźnie (nie: ta hierarchia zapoznaje czło­ wieczeństwo jednostki jako pełni11). A zatem to, co było z takim przekonaniem przedstawiane jako stan niepodważalny z powodu swego „naturalnego uwarunkowania”, okazuje się dzięki wspomnianym argumentom jednak uwarunkowane nader ludzko, bo kulturowo i - rzec by trzeba - męsko. W rezultacie odpowiedzią może być gniew i bunt, np. taki jak wyrażany przez Danę Densmore12: Nie nawołuję tu do celibatu, lecz do zaakceptowania celibatu ja­ ko wyjścia honorowego; wyjścia uczciwszego od degradacji, jaką odznacza się większość związków damsko-męskich. (s. 307) 7 H. Mayer Hacker, Kobiety jako grupa mniejszościowa. W zbiorze: Nikt nie rodzi się kobietą, op. cit. ' К. Millet, Teoria polityki płciowej. W zbiorze: Nikt nie rodzi się kobietą, op. cit. 9 S. B. Ortner, Czy kobieta ma się tak do mężczyzny, jak „natura" do kultury”? W zbio­ rze: Nikt nie rodzi się kobietą, op. cit. 10 S. Macintyre, „Kto chce dzieci?" Społeczne fabrykowanie instynktów. W zbiorze: Nikt nie rodzi się kobietą, o p. cit. Por. też B. Budrowska, Macierzyństwo: instytucja totalna? W zbiorze: Od feobiety do mężczyzny i z powrotem. Rozważania o płci w kulturze. Pod red. J. Brach-Czainy. Białystok 1997. " L. M. Glennon, Kobiety i dualizm. W zbiorze: Nikt nie rodzi się kobietą, op. cit. 12 D. Densmore, O celibacie. W zbiorze: Nikt nie rodzi się kobietą, op. cit. Kobiety w literaturze (i m ężczyźni) 19 I trzeba powiedzieć, że jest to prawie odpowiednik poglądów Weiningera, tyle że żeński: ów nawoływał (co prowadzi w kierunku mizoginizmu) do celibatu w imię godności męskiej, która nie powinna zniżać się do obcowania z czymś (raczej niż kimś) tak bez wartości jak kobieta; przywoływana autorka zaś czyni to w imię godności kobiety, poniżanej (sprowadzanej do roli niewolnicy) przez sam fakt obcowania z kimś uzurpującym sobie prawo do odgrywania roli pana, stojącego ponad wszelkim osądem (co prowadzi jednak Densmore w kierunku androfobii). Mimo wszystko takie zrelatywizowane (dzięki pojawieniu się własnej optyki kobiet) widzenie kwestii prawdy (kulturowej) o „natu­ rze” człowieka (kobiety, mężczyzny...) skłania do umieszczenia jako drugiego bieguna owych hierarchicznych uporządkowań przedstawio­ nych na początku (co znaczy jednak: wyraźnie uporządkowań męsko- czy fallocentrycznych) gestu ustanowienia optyki kobieco- czy ginocen- trycznej, np. takiej, jaką rekonstruuje (zwracając się ku różnym autor- kom-feministkom) Elaine Showalter13. Zmierza ona do uwolnienia się wreszcie od krytykowania, atakowania, rewidowania czy dekonstru- owania konkurencyjnej perspektywy, widząc w tym bardziej objaw zależności od niej niż pełne uniezależnienie. W zamian natomiast cho­ dzi jej o optykę konstruowaną, nazwaną ginokrytyką, która aktywizuje się na czterech zasadniczych poziomach: ciała i psychiki (mówiąc języ­ kiem innym: duszy) - w wymiarze jednostkowym oraz języka i kultury - w wymiarze ponadjednostkowym. W pierwszym zatem przypadku Showalter pokazuje np., jak metafora literackiego ojcostwa jako du­ chowego odpowiednika aktywności fallicznej zastąpiona zostaje m eta­ forą duchowego macierzyństwa: porodu, w którym źródłem aktywności okazuje się kobiecość rozumiana n iejako brak męskości, ale jako reali­ zacja swoistej, autonomicznej cechy. Nie sposób jednak nie zauważyć, że tak rozumiana cielesność traci swój charakter dosłowny - staje się raczej ciałoobrazem. W przypadku słowa z kolei pojawia się np. poczu­ cie, że język, jakim posługuje się kobieta, naznaczony został wiekami (okres patriarchatu) kształtowania go przez mężczyzn, co zmusza ko­ bietę w wielu sprawach do milczenia, w innych - do mówienia językiem nie swoim. Stąd bierze się postulat stworzenia czy odnowienia języka kobiet, który przebije się przez milczenie i zasłony (Robert Graves do­ wodzi, iż w matriarchalnym okresie język taki istniał, a przetrwał w misteriach eleuzyńskich, korynckich czy sabatach czarownic). W trze- 13 E. Showalter, Krytyka feministyczna na bezdrożach. Przełożyła I. Kalinowska-Black- wood, przejrzał. R. Nycz.. W zbiorze: Współczesna teoria badań literackich za granicą. Antologia. Opracował H. Markiewicz. T. IV. Cz. II. Kraków 1996. 20 Lidia W iśniew ska cim przypadku zmierza się ku pokazaniu psychiki kobiety nie przez (fallocentryczny14) pryzmat braku (np. w psychoanalizie typu Lacanow- skiego - naznaczenia psychiki kobiety przez poczucie braku fallusa), ale wyeksplikowania własnej tożsamości psychicznej (w tym sensie to właśnie chłopiec wychowywany przez matkę może być interpretowany jako poznający swoją tożsamość jedynie w sposób negatywny, w prze­ ciwieństwie do dziewczynki). Wreszcie chodzi o to, by zinterpretować kulturę przedstawianą dotąd w kategoriach męskocentrycznych po­ przez pryzmat wartości kobiecych: w ten sposób już zrehabilitowana została powieść gotycka, okres między Richardsonem a Scottem czy w Ameryce powieść kobieca w XIX wieku, a podobny charakter ma poka­ zywanie dwugłosowości beletrystyki kobiecej, w której - jak w palimp- seście - obok „głosu” ujawnia się jej składnik „bezgłośny”. Krótko mó­ wiąc: przedmiotem zainteresowania w tych wszystkich przypadkach jest nie „płeć druga”, traktowana jako brak walorów „płci pierwszej”, ale po prostu „płeć” (pierwsza, wyjściowa) jako źródło samoistnych wartości. Jednak nawet już w wypowiedzi Showalter pojawia się zna­ mienne stwierdzenie, które w szczególny sposób sytuuje tę kobiecą tożsamość: Lecz kobieta pisząca nie może uniknąć powracania w rozmyśla­ niach również do ojców; jedynie piszący mężczyźni zdolni są do zapominania lub pozbawienia głosu jednego ze swych rodziców15. Otóż ten moment w jej wypowiedzi ujmuje jednak wspomniany biegun „odzyskanej tożsamości” w wyraźnym związku z biegunem, który rościł sobie prawa do bycia wyłącznym reprezentantem tożsamo­ ści. I w tym właśnie miejscu - pomijając wszelkie odmienności - autor­ ka wspomniana spotyka się z postmodernizmem, również podważają­ cym dającą wygodną pewność dominację, ale świadomym, że nie moż­ na wyeliminować drugiego bieguna, by transgresja nie zamieniła się w nowe prawo16, a raczej w ograniczenie. Trzeba zresztą przyznać, że od czasu, gdy bez wahań podej­ 14Na częste operowanie tym pojęciem, odnoszonym do kobiety zwraca uwagę K. Kłosiń­ ska, Kobieta autorka. „Teksty Drugie” 1995, nr 3/4, przywołując też S. Morawskiego, O tak zwanej estetyce feministycznej. W: Czy jeszcze sztuka? Sztuka współczesna a tradycja estetyczna. Kraków 1994. 15 E. Showalter, op. cit., s. 465. 16 C. Owens, Dyskurs Innych: feministki i postmodernizm. Przełożyła M. Sugiera. W zbiorze: Postmodernizm. Antologia przekładów. Wybór, opracowanie i przedmowa R. Nycz. Kraków 1997. K obiety w literaturze (i m ężczyźni) 23 zarazem: „wypranie” z czegoś) okazuje się niemożliwa, że w końcu mamy do czynienia z bardzo podstawowymi wymiarami rzeczywistości, które jednak - obok tego, że sygnalizują wielość - dopełniają się: w sensie metafizycznym męska lub żeńska zasada świata, w sensie kultu­ rowym - mit nowoczesny z mitem tradycyjnym, w sensie społecznym - patriarchat z matriarchatem, w sensie płciowym - kobieta i mężczyzna, w sensie modelu myślowego - myślenie hierarchizujące i liniowe z uwspółrzędniającym i kołowym itd. W każdym razie taką dynamikę można zilustrować przyglądając się interesującej nas kwestii w dwu wymiarach: biografii i losów pisarek, komentowanych oczywiście przez przedstawicieli obu płci oraz obrazów kobiety w dziełach - pisanych zresztą tak przez mężczyzn, jak kobiety. Zatem wiek XIX można opisać - nie roszcząc sobie pretensji do żadnej pełni obrazu, ale jednocześnie mając poczucie otwierania go na wielość - dwojako. Pierwszy przypadek realizowany byłby przez kobie­ ty, które nie przyjęły aksjomatu, że pierwotny jest podział mężczyzna - kobieta, a jego konsekwencją staje się automatyczny przydział pozo­ stałych cech (np. zdolności twórczych po jednej stronie, a wtórności po drugiej), lecz założyły na przykład, że podstawowy może się stać po­ dział: jednostka twórcza - jednostka odtwórcza (a może nawet - masa), pozostałe zaś cechy przydzielane mogą być po jednej lub drugiej stronie (twórcze mogą być przeto tak kobiety, jak mężczyźni). A więc byłyby to kobiety, które zmieniają paradygmat dla własnych ocen: wbrew obo­ wiązującemu, hierarchicznemu wprowadzają konkurencyjny, bo od­ wołujący się do współrzędności (np. odczuwanej jako androgyniczność umysłu) i zgodnie z jego przesłankami ich postępowanie wydaje się oczywiste. Nie zmienia to faktu, że przez większość społeczeństwa kobiety takie wartościowane są poprzez starego paradygmatu, w któ­ rym prezentują się dziwacznie. Natomiast inaczej przedstawia się spra­ wa z pisarką przywołaną przez Alinę Brodzką: w niej bowiem zrealizo­ wane zostaje połączenie dwu paradygmatów: żona i matka, mieszcząca się w paradygmacie hierarchicznym, następnie zdecydowała się na funkcjonowanie samodzielne (lecz ciągle jako matka). W drugi para­ dygmat jednak wniosła cechy wykształcone w pierwszym: właśnie w takim sensie stricte kobiece (jak umiejętność słuchania drugiego czło­ wieka, nie zaś dążenia do dominowania nad nim). W iek XX przedstawia się jednak nie mniej dynamicznie. Maria Cyranowicz sięga po twórczość zakwalifikowaną jako feministyczna, ale pokazuje również uchylanie się pisarki przed - w końcu jakoś dziś zdobywczym - feminizmem, a to w imię obrony „siebie”. Ten zaś gest autorka artykułu uznaje za najbardziej feministyczny i jednocześnie wykraczający poza feminizm. Natomiast Romualda Parys pokazuje w 24 Lidia W iśniew ska owym wieku dwudziestym enklawę hierarchiczności, jaką stanowi kul­ tura Romów i przebijanie się przez nią kobiet-artystek z wysiłkiem pewno nie mniejszym niż ten pierwszych feministek, a z pewnością wzmożonym przez pierwotność materii, z jakiej się wyłaniają. Te odmienne obrazy kobiet piszących można dopełnić portre­ tami kobiet wpisanymi w literaturę XIX i XX wieku. A zatem z jednej strony można tu przywołać portrety kobiet w twórczości samych kobiet (a w dodatku rekonstruowane przez kobiety). Aleksandra Krukowska - w tle przywołując Pamiętnik Wacławy i Martę Orzeszkowej - rysuje postać z powieści mało znanej pisarki, Józefy Kisielnickiej. Bohaterka ta - dorosła, a przecież ,jak dziecko lub motyl” - ma poczucie skrzywienia przez domowe wychowanie, a następnie - również jak dziecko - poddaje się manipulowaniu przez znacznie bar­ dziej sprytne od niej „kapłanki flirtu”: i właściwie nie zaskakuje, że męscy krytycy, wypowiadając się w duchu mizoginicznym, odnajdują w niej „samiczkę”. Barbara Szargot rekonstruuje inne obrazy kobiet w powieści kobiety (stanowiącej zresztą wówczas jakiś wzorzec emancypantki, szczególnie ze swym dość męskim wyglądem) - Rodziewiczówny: od stanu, w którym wyemancypowana artystka szczęście osiąga dopiero jako m atka i żona, przez równą atrakcyjność tradycyjnego i emancypa­ cyjnego modelu aż po optymistyczne (wbrew Marcie Orzeszkowej) stwierdzenie, że jeśli kobieta chce pracować - da sobie radę. Jeśli zatem jest to spojrzenie feministki, to spojrzenie nader wielostronne, bynajm­ niej nie przynoszące autoportretów, a z pewnością też ograniczone dodatkowo „barierami bezpieczeństwa”: patriotyzmu i tradycji. Maciej Szargot natomiast pokazuje los romantycznego (przede wszystkim autorstwa Krasińskiego) wizerunku kobiety stwarzanego przez mężczyznę pierwszej połowy wieku: jako kochanki-anielicy (lub jako adresatki wiersza Słowackiego - Walkirii, muzy Północy), albo też jako żony - osoby najuciążliwszej w świecie. W ten sposób zaznacza się rozdźwięk między idealnością a realnością, zakończony uznaniem real­ ności za ideał dopiero pod koniec życia poety. Piotr Siemaszko z kolei przedstawia literacko-plastyczny wizerunek Salome - kobiety fatalnej, wcielenia namiętności niszczącej i uosobienia cielesności „samicy” - dawany przez artystów przełomu wieków. Tak więc w tych przypad­ kach męski obraz kobiety wieku XIX zdaje się zawieszony między przeciwieństwami absolutnej anielskości i duchowości oraz absolutne­ go, niszczącego demonizmu cielesności i płci. W obu sytuacjach mieli­ byśmy do czynienia z konsekwencjami męskocentrycznego spojrzenia, które albo wydobywa w kobiecie godną jedynie odrazy przyczynę grze­ Kobiety w literaturze (i m ężczyźni) 25 chu, albo - Beatrycze, czyli w gruncie rzeczy projekcję ideałów kobie­ cych samego mężczyzny, bardziej niż obraz kobiety realnej. Ten wątek podejmuje Wojciech Gutowski, który proponuje rozległe spojrzenie obejmujące zróżnicowane utwory: od Śniegu Przy­ byszewskiego, przez Młyn nad Utratą Iwaszkiewicza aż po Regio Ró­ żewicza, a jednak stawia tezę, że widoczny w nich wszystkich pozostaje nurt nie nazywanego expressis verbis, ale obecnego wyraźnie w litera­ turze XX wieku - mizoginizmu. W jakim stopniu potwierdzałyby tę diagnozę inne artykuły? Czy może być jej potwierdzeniem z jednej strony odsłanianie przez Kamilę Budrowską u Marka Bieńczyka sposobów idealizowania kobiecego ciała, pokazywanego tylko częściowo, w określonych kolorach i ubio­ rach? Przy tym nawet sama bohaterka zdaje się istnieć tylko po to, by „została zapisana”. Czy jest wyrazem tej tendencji pokazywanie ciele­ sności tandetnie wymalowanych robotnic, niepracujących żon aktywi­ stów lub odwrotnie: zagrożenia erotyzmu ze strony aktywistek-kastra- torek w literaturze socrealistycznej, o której pisze Magdalena Piekara? Czy może świadczą też o niej dwa modele stosunków męsko-kobiecych, opisane przez Judith Arlt w twórczości Tadeusza Konwickiego? I czyż­ by to znaczyło, że wyzwolić się z tej perspektywy można tylko tworząc (a musiałyby to czynić kobiety) własną perspektywę? Zatoczywszy zatem koło, wracalibyśmy do kwestii odrębności i współistnienia dwu paradygmatów: hierarchiczności preferującej jeden z biegunów i kołowości zmierzającej do wydobycia dynamiki różnic. Opis jednego i drugiego stanowi zresztą ramy przedstawianej tu książ­ ki. Ale nawet opis każdego z osobna okaże się w końcu pozbawiony j ednoznaczności. W rozdziale drugim artykuł Grażyny Borkowskiej, przynoszący spojrzenie na zmiany w krytyce feministycznej ostatnich dziesięcioleci, wyodrębnia bowiem różne modele rozumowania feministycznego: od wyeksplikowania odrębności kobiecego myślenia i wrażliwości, przez zajęcie się w ogóle kategorią płci (nie tylko kobiecości i męskości, ale także homoseksualizmu męskiego i kobiecego czy biseksualizmu), aż po wejście w zasięg myślenia kobiet kategorii Ojca, ale jednocześnie zauważenie, że histeria jest nie tylko ich przypadłością. W konsekwen­ cji zaś tego wyrównywania racji następuje uznanie, że związki między ludźmi determinowane są nie tylko przez płeć: obok niej sytuują się inne podstawowe wyznaczniki egzystencjalne, jak śmierć i miłość. Ilu­ strację jednego z wymienionych stanowisk daje natomiast dwoje auto­ rów kolejnej wypowiedzi: Agnieszka Pantuchowicz i Tadeusz Rachwał. W skazują oni na różne rozwiązania „kwestii kobiecej”: od „prawowier­ nego” uznania roli mężczyzny-głowy przez kobietę (żonę polityka) po