





































Studiuj dzięki licznym zasobom udostępnionym na Docsity
Zdobywaj punkty, pomagając innym studentom lub wykup je w ramach planu Premium
Przygotuj się do egzaminów
Studiuj dzięki licznym zasobom udostępnionym na Docsity
Otrzymaj punkty, aby pobrać
Zdobywaj punkty, pomagając innym studentom lub wykup je w ramach planu Premium
Społeczność
Odkryj najlepsze uniwersytety w twoim kraju, według użytkowników Docsity
Bezpłatne poradniki
Pobierz bezpłatnie nasze przewodniki na temat technik studiowania, metod panowania nad stresem, wskazówki do przygotowania do prac magisterskich opracowane przez wykładowców Docsity
1 / 45
Ta strona nie jest widoczna w podglądzie
Nie przegap ważnych części!
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fun- dację Nowoczesna Polska.
Dovete adunque sapere come sono due generazioni da combattere…‥ bisogna essere volpe e leone ¹
0aFKLaYellL
%onaZenWXr]e L -oannLe =aleVNLP na SaPLÇWNÛ laWa W\VLÇF oĝPVeW dZXƝLeVWeJo VLμdPeJo SoĝZLÛFa $XWor
Sto lat mijało, jak zakon krzyżowy We krwi pogaństwa północnego brodził;
Religia, Wojna, Krew, Niewola, Ucieczka
Już Prusak szyję uchylił w okowy Lub ziemię oddał, a z duszą uchodził; Niemiec za zbiegiem rozpuścił gonitwy, Więził, mordował, aż do granic Litwy.
Niemen rozdziela Litwinów od wrogów: Po jednej stronie błyszczą świątyń szczyty
Religia, Rzeka
I szumią lasy, pomieszkania bogów; Po drugiej stronie, na pagórku wbity Krzyż, godło Niemców, czoło kryje w niebie, Groźne ku Litwie wyciąga ramiona, Jak gdyby wszystkie ziemie Palemona² Chciał z góry objąć i garnąć pod siebie.
Z tej strony tłumy litewskiej młodzieży, W kołpakach rysich³, w niedźwiedziej odzieży, Z łukiem na plecach, z dłonią pełną grotów, Snują się, śledząc niemieckich obrotów⁴. Po drugiej stronie, w szyszaku i zbroi, Niemiec na koniu nieruchomy stoi; Oczy utkwiwszy w nieprzyjaciół szaniec, Nabija strzelbę i liczy różaniec.
I ci, i owi pilnują przeprawy. Tak Niemen, dawniej sławny z gościnności,
Rzeka, Wróg, Natura
¹ 'oYeWe ֹ leone — Macie bowiem wiedzieć, że są dwa sposoby walki… trzeba być lisem i lwem ( KVLÇľÛ Niccolo Machiavelli). [przypis redakcyjny] ² 3alePon — legendarny wódz rzymski, który miał założyć państwo litewskie. [przypis redakcyjny] ³ NoĄSaN r\VL — rycerskie nakrycie głowy ze skóry lub głowy rysia. [przypis redakcyjny] ⁴ ĝleƝÇF nLePLeFNLFK oEroWμZ — dziś popr. z B.: śledząc niemieckie obroty; obroty: zmiany szyków oddziałów wojsk. [przypis redakcyjny]
I w czyje ręce wielki miecz¹⁵ oddadzą. Na radach spłynął dzień jeden i drugi, Bo wielu mężów staje do zawodu; A wszyscy równie wysokiego rodu, I wszystkich równe w Zakonie zasługi; Dotąd powszechna między bracią zgoda Nad wszystkich wyżej stawi Wallenroda.
On cudzoziemiec, w Prusach nieznajomy, Sławą napełnił zagraniczne domy¹⁶:
Rycerz, Sława, Walka
Czy Maurów ścigał na kastylskich górach, Czy Ottomana przez morskie odmęty, W bitwach na czele, pierwszy był na murach, Pierwszy zahaczał pohańców okręty; I na turniejach, skoro wstąpił w szranki, Jeżeli raczył przyłbicę odsłonić, Nikt się nie ważył na ostre z nim gonić¹⁷, Pierwsze mu zgodnie ustępując wianki.
Nie tylko między krzyżowymi roty¹⁸ Wsławił orężem młodociane lata, Zdobią go wielkie chrześcijańskie cnoty: Ubóstwo, skromność i pogarda świata.
Konrad nie słynął w przydwornym nacisku Gładkością mowy, składnością ukłonów; Ani swej broni dla podłego zysku Nie przedał w służbę niezgodnych baronów. Klasztornym murom wiek poświęcił młody; Wzgardził oklaski i górne urzędy¹⁹; Nawet zacniejsze i słodsze nagrody, Minstrelów hymny i piękności względy Starość, Młodość, Kobieta, Nie przemawiały do zimnego ducha. Mężczyzna, Uroda Wallenrod pochwał obojętnie słucha, Na kraśne lica pogląda²⁰ z daleka, Od czarującej rozmowy ucieka.
Czy był nieczułym, dumnym z przyrodzenia, Czy stał się z wiekiem — bo choć jeszcze młody, Już włos miał siwy i zwiędłe jagody, Napiętnowane starością cierpienia — Trudno odgadnąć. Zdarzały się chwile, Zabawa W których zabawy młodzieży podzielał, Nawet niewieścich gwarów słuchał mile, Na żarty dworzan żartami odstrzelał I sypał damom grzecznych słówek krocie, Z zimnym uśmiechem, jak dzieciom łakocie: Były to rzadkie chwile zapomnienia… I wkrótce lada słówko obojętne, Które dla drugich nie miało znaczenia, W nim obudzało wzruszenia namiętne;
¹⁵ ZLelNL Nr]\ľ ֹ ZLelNL PLeF] — insygnia Wielkich Mistrzów. [przypis autorski] ¹⁶ _doP_ — Tak nazywały się klasztory, albo raczej zamki po różnych krajach Europy rozrzucone. [przypis autorski] ¹⁷ JonLÉ na oVWre — dawne wyrażenie polskie; FoPEaWWre ¢ oXWranFe. [przypis autorski] ¹⁸ roWa — tu: oddział wojsk. [przypis edytorski] ¹⁹ _Z]JarƝLĄ oNlaVNL L Jμrne Xr]Ûd_ — dziś popr. z N.: wzgardzić oklaskami, urzędami itp. [przypis edytorski] ²⁰ SoJlÇdaÉ — dziś: spoglądać. [przypis edytorski]
எ எ Konrad Wallenrod
Słowa: ojczyzna, powinność, kochanka, O krucyjatach i o Litwie wzmianka, Nagle wesołość Wallenroda truły; Słysząc je, znowu odwracał oblicze, Znowu na wszystko stawał się nieczuły I pogrążał się w dumy tajemnicze. Może, wspomniawszy świętość powołania, Sam sobie ziemskich słodyczy zabrania. Jedne znał tylko przyjaźni słodycze, Jednego tylko wybrał przyjaciela, Świętego cnotą i pobożnym stanem: Był to mnich siwy, zwano go Halbanem. On Wallenroda samotność podziela; Przyjaźń On był i duszy jego spowiednikiem, On był i serca jego powiernikiem. Szczęśliwa przyjaźń! Świętym jest na ziemi, Kto umiał przyjaźń zabrać ze świętemi.
Tak naczelnicy zakonnej obrady Rozpamiętują Konrada przymioty. Ale miał wadę — bo któż jest bez wady? Alkohol, Wspomnienia, Konrad światowej nie lubił pustoty, Śpiew, Słowo Konrad pijanej nie dzielił biesiady. Wszakże, zamknięty w samotnym pokoju, Gdy go dręczyły nudy lub zgryzoty, Szukał pociechy w gorącym napoju; I wtenczas zdał się wdziewać postać nową, Wtenczas twarz jego, bladą i surową, Jakiś rumieniec chorowity krasił: I wielkie, niegdyś błękitne źrenice, Które czas nieco skaził i przygasił, Ciskały dawnych ogniów błyskawice. Z piersi żałosne westchnienie ucieka I łzą perłową nabrzmiewa powieka, Dłoń lutni szuka, usta pieśni leją, Pieśni nucone cudzoziemską mową, Lecz je słuchaczów serca rozumieją: Dosyć usłyszeć muzykę grobową, Dosyć uważać na śpiewaka postać. W licach pamięci widać natężenie, Brwi podniesione, pochyłe wejrzenie Chcące z głębiny ziemnej coś wydostać: Jakiż być może pieśni jego wątek? Zapewne myślą w obłędnych pogoniach, Ściga swą młodość na przeszłości toniach… Gdzież dusza jego? — W krainie pamiątek.
Lecz nigdy ręka, w muzycznym zapędzie, Z lutni weselszych tonów nie dobędzie;
Muzyka, Śpiew, Radość, Smutek I lica jego niewinnych uśmiechów Zdają się lękać, jak śmiertelnych grzechów. Wszystkie uderza struny po kolei, Prócz jednej struny — prócz struny wesela. Wszystkie uczucia słuchacz z nim podziela, Oprócz jednego uczucia — nadziei.
எ எ Konrad Wallenrod
Widomą²⁵ oświeć postacią I roztocz skrzydła nad syjońską bracią. Spod twych skrzydeł niech wystrzeli Słonecznymi promień blaski, I kto najświętszej godniejszy łaski, Temu niech złotym wieńcem skronie rozweseli; A padniem na twarz syny człowieka, Temu, nad kim spoczywa twych skrzydeł opieka. Synu Zbawicielu! Skinieniem wszechmocnej ręki Naznacz, kto z wielu Najgodniejszy słynąć Świętym znakiem twojej męki, Piotra mieczem hetmanić żołnierstwu twej wiary I przed oczyma pogaństwa rozwinąć Królestwa twego sztandary; A syn ziemi niech czoło i serce uniża Przed tym, na czyich piersiach błyśnie gwiazda krzyża.
Po modłach wyszli. Arcykomtur²⁶ zlecił, Spocząwszy nieco, powracać do choru I znowu błagać, aby Bóg oświecił Kapłanów, braci i mężów obioru.
Wyszli nocnymi orzeźwić się chłody: Jedni zasiedli zamkowy krużganek, Drudzy przechodzą gaje i ogrody. Noc była cicha, majowej pogody; Z dala niepewny wyglądał poranek; Księżyc, obiegłszy błonie szafirowe, Księżyc, Kochanek Z odmiennym licem, z różnym blaskiem w oku, romantyczny Drzemiąc to w ciemnym, to w srebrnym obłoku, Zniżał swą cichą i samotną głowę; Jak dumający w pustyni kochanek, Obiegłszy myślą całe życia koło, Wszystkie nadzieje, słodycze, cierpienia, To łzy wylewa, to spojrzy wesoło, Wreszcie ku piersiom zmordowane czoło Skłania — i wpada w letarg zamyślenia.
Przechadzką inni bawią się rycerze. Lecz arcykomtur chwil darmo nie traci: Zaraz Halbana i celniejszych braci Wzywa do siebie i na stronę bierze, Aby z daleka od ciekawej rzeszy Zasięgnąć rady, udzielić przestrogi. Wychodzi z zamku, na równinę spieszy. Tak rozmawiając, nie pilnując drogi, Błądzili kilka godzin w okolicy, Blisko spokojnych jeziora wybrzeży. Już ranek: pora wracać do stolicy; Stają… głos jakiś… skąd… z narożnej wieży:
²⁵ _ZLdoP_ (daw.) — widoczny; dostrzegalny. [przypis edytorski] ²⁶ arF\NoPWXr — *roVVNoPWKXr , najpierwszy urzędnik po Wielkim Mistrzu. [przypis autorski]
எ எ Konrad Wallenrod
Słuchają pilnie — to głos pustelnicy. W tej wieży dawno, przed laty dziesięciu, Pobożność, Kobieta, Jakaś nieznana pobożna niewiasta, Samotnik, Obyczaje Z dala przybywszy do Maryi miasta — Czy ją natchnęło niebo w przedsięwzięciu, Czy skażonego sumienia wyrzuty Pragnąc ukoić balsamem pokuty — Pustelniczego szukała ukrycia I tu znalazła grobowiec za życia²⁷.
Długo nie chcieli zezwalać kapłani, Wreszcie, stałością prośby przełamani, Dali jej w wieży samotne schronienie. Ledwie stanęła za święconym progiem, Na próg zwalono cegły i kamienie: Została sama z myślami i Bogiem; I bramę, co ją od żyjących dzieli, Chyba w dzień sądny odemkną anieli.
U góry małe okienko i krata, Kędy pobożny lud słał pożywienie, A niebo wietrzyk i dzienne promienie. Biedna grzesznico! Czyż nienawiść świata Do tyla²⁸ umysł skołatała młody, Że się obawiasz słońca i pogody? Zaledwie w swoim zamknęła się grobie, Nikt jej nie widział przy okienku wieży Przyjmować w usta wiatru oddech świeży, Oglądać niebo w pogodnej ozdobie I miłe kwiaty na ziemnym²⁹ obszarze, I stokroć milsze swoich bliźnich twarze.
Wiedziano tylko, że jest dotąd w życiu: Bo nieraz jeszcze świętego pielgrzyma, Gdy nocą przy jej błąka się ukryciu, Jakiś dźwięk miły na chwilę zatrzyma; Dźwięk to zapewne pobożnej piosenki. I z pruskich wiosek, gdy zebrane dzieci Igrają w wieczór u bliskiej dąbrowy, Natenczas z okna coś białego świeci, Jak gdyby promyk wschodzącej jutrzenki: Czy to jej włosa pukiel bursztynowy, Czyli to połysk drobnej śnieżnej ręki, Błogosławiącej niewiniątek głowy… Komtur, tamtędy obróciwszy kroki, Słyszy, gdy wieżę narożną pomijał³⁰: «Tyś Konrad!… Przebóg, spełnione wyroki! Ty masz być mistrzem, abyś ich zabijał!… Czyż nie poznają?… Ukrywasz daremnie… Chociażbyś jak wąż inne przybrał ciało: Jeszcze by w twojej duszy pozostało Wiele dawnego — wszak zostało we mnie!
²⁷ SoEoľna nLeZLaVWa ֹ ]nala]Ąa JroEoZLeF ]a ľ\FLa — Kroniki owych czasów piszą o wiejskiej dziewicy, która przybywszy do Marienburga żądała, aby ją zamurowano w osobnej celi i tam życia dokonała. Grób jej słynął cudami. [przypis autorski] ²⁸ do W\la^ — na tyle, tak bardzo. [przypis edytorski] ²⁹ _]LePn_ — ziemski. [przypis edytorski] ³⁰ SoPõaÉ — tu: omijać, mijać. [przypis edytorski]
எ எ Konrad Wallenrod
Niemen w gwałtowne pochwyci ramiona, Niesie na skały i dzikie przestworza, Tuli kochankę do zimnego łona, I giną razem w głębokościach morza…
I ciebie równie przychodzień oddali Z ojczystych dolin, o Litwinko biedna! I ty utoniesz w zapomnienia fali, Ale smutniejsza, ale sama jedna…
Serce i potok ostrzegać daremnie! Dziewica kocha i Wilija bieży: Wilija znikła w ukochanym Niemnie, Dziewica płacze w pustelniczej wieży…
Gdy Mistrz praw świętych ucałował księgi, Skończył modlitwę i wziął od komtura Miecz i krzyż wielki, znamiona potęgi: Wzniósł dumne czoło. Chociaż troski chmura Twarz, Przywódca Ciężyła nad nim, wkoło okiem strzelił, W którym się radość na pół z gniewem żarzy, I, niewidziany gość na jego twarzy, Uśmiech przeleciał, słaby i znikomy: Jak blask, co chmurę poranną rozdzielił, Zwiastując razem wschód słońca i gromy.
Ten zapał Mistrza, to groźne oblicze Napełnia serca otuchą, nadzieją: Widzą przed sobą bitwy i zdobycze, I hojnie w myśli krew pogańską leją. Takiemu władcy któż dostoi kroku? Któż się nie zlęknie jego szabli, wzroku? Drżyjcie, Litwini! Już się chwila zbliża, Gdy z murów Wilna błyśnie znamię krzyża.
Nadzieje próżne. Cieką dni, tygodnie, Upłynął cały długi rok w pokoju, Litwa zagraża. Wallenrod niegodnie Ani sam walczy, ani śle do boju; A gdy się zbudzi i coś działać zacznie, Stary porządek wywraca opacznie. Woła, że Zakon z świętych wyszedł karbów, Że bracia gwałcą przysiężone śluby; Módlmy się, woła, wyrzeczmy się skarbów, Szukajmy w cnotach i pokoju chluby. Narzuca posty, pokuty, ciężary, Uciech, wygody niewinnej zaprzecza, Lada grzech ściga najsroższymi kary Podziemnych lochów, wygnania i miecza.
Tymczasem Litwin, co przed laty z dala Omijał bramy zakonnej stolicy, Teraz dokoła wsi co noc podpala I lud bezbronny chwyta z okolicy; Pod samym zamkiem dumnie się przechwala,
எ எ Konrad Wallenrod
Że idzie na mszę do mistrza kaplicy… Pierwszy raz dzieci z rodziców swych progu Drżały na straszny dźwięk żmudzkiego rogu.
Kiedyż być może czas lepszy do wojny! Litwa szarpana wewnętrzną niezgodą; stąd dzielny Rusin, stąd Lach niespokojny, stąd krymskie chany lud potężny wiodą. Witołd, zepchnięty od Jagiełły z tronu, Przyjechał szukać opieki Zakonu, W nagrodę skarby i ziemie przyrzeka I wsparcia dotąd nadaremnie czeka.
Szemrają bracia, gromadzi się rada: Mistrza nie widać. Halban stary bieży; W zamku, w kaplicy nie znalazł Konrada. Gdzież on? Zapewne u narożnej wieży.
Śledzili bracia nocne jego kroki; Wszystkim wiadomo: każdego wieczora, Gdy ziemię grubsze osłaniają mroki, On idzie błądzić po brzegach jeziora; Albo klęczący, przyparty do muru, Okryty płaszczem, aż do białej zorzy
Świeci z daleka, jak posąg z marmuru, I przez noc całą senność go nie zmorzy. Często na cichy odgłos pustelnicy Wstaje i ciche daje odpowiedzi; Brzmienia ich z dala ucho nie dośledzi: Lecz widać z blasku wstrząśnionej przyłbicy, Rąk niespokojnych, podniesionej głowy, Że jakieś ważne toczą się rozmowy.
Któż me westchnienia, kto me łzy policzy? Czy już tak długie przepłakałam lata,
Łzy
Czy tyle w piersiach i oczach goryczy, Że od mych westchnień pordzewiała krata? Gdzie łza upadnie, w zimny głaz przecieka: Jak gdyby w serce dobrego człowieka.
Jest wieczny ogień w zamku Swentoroga³⁵, Ten ogień żywią pobożne kapłany; Jest wieczne źródło na górze Mendoga. To źródło żywią śniegi i tumany: Nikt moich westchnień i łez nie podsyca, A dotąd boli serce i źrenica.
Pieszczoty ojca, matki uściśnienia, Zamek bogaty, kraina wesoła, Dni bez tęsknoty, nocy bez marzenia: Spokojność na kształt cichego anioła,
³⁵ ]aPeN 6ZenWoroJa — Zamek wileński, gdzie był niegdyś utrzymywany =nLF] , to jest ogień wieczny. [przypis autorski]
எ எ Konrad Wallenrod
«Daruj, mój miły, daruj mi, jam winna. Przyszedłeś późno, tęskno było czekać, I mimowolnie jakaś pieśń dziecinna… Precz mi z tą pieśnią!… Miałaż bym³⁹ narzekać? Z tobą, mój luby, z tobąśmy przeżyli⁴⁰ Kondycja ludzka, Szczęście Znikomą chwilę: lecz tej jednej chwili Nie będę mieniać⁴¹ z całą ziemian zgrają Na ciche życie przepędzone w nudzie! Ty sam mówiłeś, że zwyczajni ludzie Są jako konchy⁴², co się w bagnie tają: Ledwie raz na rok, falą niepogody Wypchnięte, z mętnej pokażą się wody, Otworzą usta, raz westchną ku niebu I znowu wrócą do swego pogrzebu⁴³. Nie, jam na takie szczęście nie stworzona! Jeszcze w ojczyźnie ciche pędząc życie, Kobieta, Mężczyzna, Ptak, Nieraz w pośrodku towarzyszek grona Miłość, Lot Za czymś tęskniłam i wzdychałam skrycie, I czułam serca niespokojne bicie. Nieraz z poziomej uciekałam łąki, I na najwyższym stanąwszy pagórku, Myśliłam sobie: gdyby te skowronki Ze skrzydeł swoich dały mi po piórku, Poszłabym z nimi i tylko z tej góry Chciałabym jeden mały kwiat uszczyknąć, Kwiat niezabudki, a potem za chmury Lecieć wysoko! wysoko! i — zniknąć… Tyś mię wysłuchał! Ty, skrzydły orlemi, Monarcho ptaków, wzniosłeś mię do siebie!‥ Teraz, skowronki, o nic was nie proszę: Bo gdzież ma lecieć, po jakie rozkosze, Kto poznał Boga wielkiego na niebie I kochał męża wielkiego na ziemi?»
«Wielkość! i znowu wielkość, mój aniele! Wielkość dla której jęczymy w niedoli!…
Cierpienie
Kilka dni jeszcze, niech serce przeboli, Kilka dni tylko — już ich tak niewiele… Stało się! Próżno po czasie żałować; Płaczmy — lecz niechaj drżą nieprzyjaciele: Łzy Bo Konrad płakał — ażeby mordować. Po coś tu przyszła, po co, moja droga! Z klasztornych murów, z świątyni pokoju? Jam się poświęcił na usługi Boga: Nie lepiejż było w świętych jego murach Z dala ode mnie płakać i umierać, Niż tu, w krainie kłamstwa i rozboju, W grobowej wieży, w powolnych torturach Konać i oczy samotne otwierać,
³⁹ PLaĄaľ E\P — forma trybu przypuszczającego z partykułą wzmacniającą -że, którą można zapisać też: miałabymże; znaczenie: czyż miałabym. [przypis edytorski] ⁴⁰ WoEÇĝP\ Sr]eľ\lL — przeżyliśmy z tobą (przykład ruchomości końcówki fleksyjnej czasownika). [przypis edytorski] ⁴¹ PLenLaÉ^ (daw.) — zamieniać. [przypis edytorski] ⁴² NonFKa — muszla. [przypis edytorski] ⁴³ SoJr]eE — tu: miejsce, w którym jest się zagrzebanym. [przypis edytorski]
எ எ Konrad Wallenrod
I przez niezłomne tej kraty okucia Pomocy żebrać… a ja słuchać muszę, Patrzeć na długą skonania katuszę, Stojąc z daleka, i kląć moję duszę, Że w niej są jeszcze ostatki uczucia!…»
«Jeśli narzekasz, nie przychodź tu więcej! Chociażbyś przyszedł, błagał najgoręcej, Już nie usłyszysz! Już okno zamykam: Spuszczę się znowu w moją wieżę ciemną, Niechaj w milczeniu gorzkie łzy połykam. Bądź zdrów na wieki, bądź zdrów, mój jedyny! I niech zaginie pamięć tej godziny, W której nie miałeś litości nade mną!»
«Więc ty miej litość! Ty jesteś aniołem! Stój! A jeżeli prośba cię nie wstrzyma,
Samobójstwo
O ten róg wieży uderzę się czołem, Będę cię błagał skonaniem Kaima…»
«O, miejmy litość, nad sobą samemi!… Pomnij, mój luby, że jak ten świat wielki,
Obraz świata, Kondycja ludzka
Dwoje nas tylko na ogromnej ziemi, Na morzach piasku dwie rosy kropelki; Że lada wietrzyk, z ziemnego padołu Znikniem na zawsze: ach, gińmyż pospołu!… Nie na to przyszłam, ażeby cię dręczyć: Nie chciałam przyjąć święcenia kapłanek, Miłość romantyczna, Bo niebu serca nie śmiałam zaręczyć, Religia Póki w nim ziemski panował kochanek. Pragnęłam zostać w klasztorze i skromnie Oddać dni moje zakonnic usłudze: Lecz tam, bez ciebie, wszystko wokoło mnie Było tak nowe, tak dzikie, tak cudze… Wspomniałam sobie, że po latach wielu, Miałeś powrócić do Maryi-grodu, Szukając zemsty na nieprzyjacielu I broniąc sprawy biednego narodu… Kto czeka, lata myślami ukraca; Czas Mówiłam sobie: on już może wraca, Może już wrócił… czyż nie wolno żądać, Gdy mam żyjąca zakopać się w grobie, Abym cię mogła raz jeszcze oglądać, Abym przynajmniej umarła przy tobie?… Pójdę więc, rzekłam, w pustelniczym domku, Około drogi, na skały ułomku, Zamknę się sama: może rycerz jaki Koło mej chatki przechodzący blisko, Wymówi czasem kochanka nazwisko; Może pomiędzy obcymi szyszaki Ujrzę znak jego; niech odmieni zbroje, Niechaj na tarczy obce godła kładnie, Niech twarz odmieni… jeszcze serce moje, Serce Z daleka nawet, kochanka odgadnie;
எ எ Konrad Wallenrod
Wszyscy wołają, abym ich prowadził Z mieczem i krzyżem na wileńskie mury… A przecież — wyznam ze wstydem! — w tej chwili, Kiedy się ważą narodów wyroki, Myślę o tobie, wynajduję zwłoki, Żebyśmy jeszcze dzień jeden przeżyli… Młodości! jakże wielkie twe ofiary! Młodość, Starość, Miłość, Jam miłość, szczęście, jam niebo za młodu Poświęcenie, Naród, Walka Umiał poświęcić dla sprawy narodu, Z żalem lecz z męstwem! — a dzisiaj, ja stary, Dzisiaj powinność, rozpacz, wola boża Pędzą mię w pole: a ja siwej głowy Nie śmiem oderwać od tych ścian podnóża, Ażeby twojej nie stracić — rozmowy!…»
Umilknął. Z wieży słychać tylko jęki. W milczeniu długie przeciekły godziny; Noc rozrzedniała⁴⁶ i promyk jutrzenki Już zarumienił lica cichej wody; Pomiędzy liściem drzemiącej krzewiny Ze szmerem ranne przewiewały chłody, Ptaszęta cichym ozwały się pieniem, Umilkły znowu — i długim milczeniem Znać dają, że się zbudziły za wcześnie. Konrad powstaje, wzniósł ku wieży czoło, Długo na kratę poglądał boleśnie. Słowik zanucił. Konrad na około Spojrzał: już ranek; opuścił przyłbicę, W szerokie zwoje płaszcza twarz obwinął, Skinieniem ręki żegna pustelnicę I w krzakach zginął. Tak duch piekielny od wrót pustelnika Na odgłos dzwonu porannego znika.
Był dzień patrona, uroczyste święto. Komtury z braćmi do stolicy jadą; Białe chorągwie na wieżach zatknięto: Konrad rycerzy ma uczcić biesiadą.
Sto białych płaszczów powiewa za stołem, Na każdym płaszczu czerni się krzyż długi: To byli bracia; a za nimi kołem Młodzi giermkowie stoją dla posługi.
Konrad na czele. Po lewicy tronu Wziął miejsce Witołd ze swymi hetmany, Dawniej był wrogiem, dziś gościem Zakonu, Przeciwko Litwie sojuszem związany.
Już Mistrz powstawszy daje uczty hasło: «Cieszmy się w Panu!» Wnet puchary błysły⁴⁷,
⁴⁶ ro]r]ednLaĄa — dziś: zrzedła a. rozrzedziła się. [przypis edytorski] ⁴⁷ &LeV]P\ VLÛ Z 3anX — Hasło uczt zakonnych owego wieku. [przypis autorski]
எ எ Konrad Wallenrod
«Cieszmy się w Panu!» tysiąc głosów wrzasło, Srebra zabrzmiały, strugi wina trysły.
Wallenrod usiadł i na łokciu wsparty Słuchał z pogardą nieprzystojnych gwarów; Umilkła wrzawa, ledwie ciche żarty Gdzieniegdzie przerwą lekki dźwięk pucharów.
«Cieszmy się — rzecze. — Cóż to, bracia moi, Także rycerzom cieszyć się przystoi? Zrazu wrzask pjany, a teraz szmer cichy… Mamyż ucztować jak zbójce lub mnichy?
Inne zwyczaje były za mych czasów, Kiedy na pełnym trupów bojowisku, Śród gór kastylskich lub finlandzkich lasów, Przy obozowym piliśmy ognisku.
Tam były pieśni!… Między waszym gminem Czyż nie ma barda albo menestrela⁴⁸? Serce człowieka wino rozwesela, Ale piosenka jest dla myśli winem».
Serce, Wino, Śpiew, Radość
Zarazem różni śpiewacy powstali. Tam Włoch otyły słowiczymi tony Konrada męstwo i pobożność chwali;
Ówdzie trubadur⁴⁹ od brzegów Garony⁵⁰ Opiewa dzieje miłosnych pasterzy, Zaklętych dziewic i błędnych rycerzy.
Wallenrod drzemał; piosenki ustały; Nagle zbudzony przerwanym łoskotem, Cisnął Włochowi trzos ładowny złotem: «Mnie — rzekł — jednemu śpiewałeś pochwały, Jeden nie może dać innej nagrody: Weź i pójdź z oczu!… Ów trubadur młody, Który piękności i miłości służy, Niechaj daruje, że w rycerskim gronie Dziewicy nie masz, co by mu na łonie Wdzięczna przypięła marny kwiatek róży…
Tu róże zwiędły… Innego chcę barda, Zakonnik-rycerz innej chcę piosenki: Niechaj mi będzie tak dzika i twarda Jak hałas rogów i oręża szczęki I tak ponura jak klasztorne ściany, I tak ognista jak samotnik pjany.
Dla nas, co święcim i mordujem ludzi, Mordercza piosnka niech świętość ogłasza, Niechaj rozczula i gniewa, i nudzi; I znowu niechaj znudzonych przestrasza.
⁴⁸ PeneVWrel (z . P«neVWrel ) — minstrel; wędrowny a. nadworny śpiewak, wykonawca i twórca poezji na- wiązującej do motywów tradycyjnych legend i ballad ludowych; zajęcie popularne w XIII i XIV w. w Europie. [przypis edytorski] ⁴⁹ WrXEadXr^ — poeta i muzyk w średniowieczu w Prowansji. [przypis edytorski] ⁵⁰ *arona — właśc. Garonna (. *aronne ), rzeka w płd.-zach. Francji, mająca ujście do Oceanu Atlantyc- kiego; do położonych nad nią miast należą m. in. Bordeaux i Tuluza. [przypis edytorski]
எ எ Konrad Wallenrod
Znowu do swego zwycięzcy powraca, I raz ostatni wytężając ramię, Broń swą pod jego stopami rozłamie: Tak mię ostatnia natchnęła ochota. Jeszcze do lutni ośmieliłem rękę: Niech wam ostatni w Litwie wajdelota Nuci ostatnią litewską piosenkę».
Skończył i czekał Mistrza odpowiedzi. Czekają wszyscy w milczeniu głębokiem: Konrad badawczym i szyderczym okiem Witołda liców i poruszeń śledzi⁵².
Postrzegli wszyscy, kiedy wajdelota Mówił o zdrajcach, jak się Witołd mienił⁵³,
Zdrada, Gniew, Wyrzuty sumienia, Łzy
Zsiniał, pobladnął, znowu się czerwienił: Dręczy go równie i gniew, i sromota⁵⁴; Na koniec, szablę ściskając u boku, Idzie, zdziwioną gromadę roztrąca, Spojrzał na starca, zahamował kroku I chmura gniewu nad czołem wisząca Opadła nagle w bystrym łez potoku. Powrócił, usiadł, płaszczem twarz zasłania I w tajemnicze utonął dumania.
A Niemcy z cicha: «Czyliż do biesiady Przypuszczać mamy żebrające dziady? Kto słucha pieśni i kto je rozumie…» Takie odgłosy w biesiadniczym tłumie Coraz żywszymi przerywano śmiechy; Paziowie krzyczą, świstając w orzechy: «Oto jest nuta litewskiego śpiewu!»
Wtem Konrad powstał: «Waleczni rycerze, Dziś Zakon, wedle starego zwyczaju, Od miast i książąt podarunki bierze: Jak winne hołdy z podległego kraju, Żebrak wam piosnkę przynosi w ofierze; Złożenia hołdu nie brońmy starcowi, Weźmijmy⁵⁵ piosnkę — będzie to grosz wdowi.
Pośród nas widzim książęcia Litwinów, Gośćmi Zakonu są jego wodzowie: Miło im będzie pamięć dawnych czynów Słyszeć, w ojczystej odświeżoną mowie. Kto nie rozumie, niechaj się oddali. Ja… czasem lubię te posępne jęki Niezrozumiałej litewskiej piosenki: Jak lubię łoskot rozhukanej fali Albo szmer cichy wiosennego deszczu, Przy nich spać miło… Śpiewaj, stary wieszczu».
⁵² lLFμZ L SorXV]eĆ ĝleƝL — dziś popr. z B.: lica i poruszenia śledzi. [przypis edytorski] ⁵³ PLenLÉ VLÛ (daw.) — zmieniać się; tu: zmieniać wyraz twarzy. [przypis edytorski] ⁵⁴ VroPoWa (daw.) — wstyd. [przypis edytorski] ⁵⁵ _ZeļPõP_ — dziś popr.: weźmy. [przypis edytorski]
எ எ Konrad Wallenrod
Kiedy zaraza Litwę ma uderzyć, Jej przyjście wieszcza odgadnie źrenica:
Choroba, Śmierć, Wizja
Bo jeśli słuszna wajdelotom wierzyć, Nieraz na pustych cmentarzach i błoniach Staje widomie morowa⁵⁷ dziewica, W bieliźnie, z wiankiem ognistym na skroniach, Czołem przenosi białowieskie drzewa, A w ręku chustką skrwawioną powiewa⁵⁸.
Strażnicy zamków oczy pod hełm kryją; A psy wieśniaków, zarywszy pysk w ziemi, Kopią, śmierć wietrzą i okropnie wyją.
Dziewica stąpa kroki złowieszczemi, Na sioła, zamki i bogate miasta: A ile razy krwawą chustką skinie, Tyle pałaców zmienia się w pustynie; Gdzie noga stąpi, świeży grób wyrasta.
Zgubne zjawisko!… Ale więcej zguby Wróżył Litwinom od niemieckiej strony Szyszak błyszczący ze strusimi czuby I płaszcz szeroki, krzyżem naczerniony!
Gdzie przeszły stopy takiego widziadła, Niczym jest klęska wiosek albo grodów: Cała kraina w mogiłę zapadła! Ach, kto litewską duszę mógł ochronić, Pójdź do mnie, siądziem na grobie narodów, Będziemy dumać, śpiewać i łzy ronić…
O wieści gminna! Ty arko przymierza Między dawnymi i młodszymi laty:
Historia, Poezja, Lud, Pamięć
W tobie lud składa broń swego rycerza, Swych myśli przędzę i swych uczuć kwiaty!
Arko! tyś żadnym niezłamana ciosem, Póki cię własny twój lud nie znieważy; O pieśni gminna, ty stoisz na straży Narodowego pamiątek kościoła,
⁵⁶ _3LeĝĆ WaMdeloW_ — Obacz *raľ\na , objaśnienie wiersza: «Głoszą na ucztach Wajdeloci nasi.» gdzie opisane jest podobne zdarzenie za mistrzostwa Dusener von Arfberg. [przypis autorski] ⁵⁷ _PoroZ_ — przym. od rzecz. Pμr : zaraza, epidemia. [przypis edytorski] ⁵⁸ 6WaMe ZLdoPLe PoroZa ƝLeZLFa ֹ FKXVWNÇ VNrZaZLonÇ SoZLeZa — Lud prosty w Litwie wyobraża morowe powietrze w postaci dziewicy, której zjawienie się, opisane tu według powieści gminnej, poprzedza straszliwą chorobę. Przytoczę, w treści przynajmniej, słyszaną niegdyś w Litwie balladę. «We wsi zjawiła się morowa dziewica i według zwyczaju przeze drzwi lub okno wsuwając rękę, i powiewając czerwoną chustką, rozsiewała śmierć po domach. Mieszkańcy zamykali się warownie, ale głód i inne potrzeby wkrótce zmusiły do zaniedba- nia takowych środków ostrożności; wszyscy więc czekali śmierci. Pewny szlachcic, lubo dostatecznie opatrzony w żywność i mogący najdłużej wytrzymać to dziwne oblężenie, postanowił jednak poświęcić się dla dobra bliźnich, wziął szablę zygmuntówkę, na której było LPLÛ -e]XV LPLÛ 0ar\Ma , i tak uzbrojony otworzył okno domu. Szlachcic jednym zamachem uciął straszydłu rękę i chustkę zdobył. Umarł wprawdzie i cała jego rodzina wymarła, ale odtąd nigdy we wsi nie znano morowego powietrza.» Chustka owa miała być zachowana w ko- ściele, nie pomnę jakiego miasteczka. Na Wschodzie, przed zjawieniem się dżumy, ma się pokazywać widmo na skrzydłach nietoperza i palcami wytykać skazanych na śmierć. Zdaje się, że imaginacja gminna w podob- nych obrazach przedstawić chciała to przeczucie tajemne i tę dziwną trwogę, która zwykła poprzedzać wielkie nieszczęścia lub zgon, a którą nie tylko pojedyncze osoby, ale całe narody częstokroć podzielają. Tak w Grecji przeczuwano długie trwanie i okropne skutki wojny peloponeskiej, w państwie rzymskim upadek monarchii, w Ameryce przybycie Hiszpanów itd. [przypis autorski]
எ எ Konrad Wallenrod