Studiuj dzięki licznym zasobom udostępnionym na Docsity
Zdobywaj punkty, pomagając innym studentom lub wykup je w ramach planu Premium
Przygotuj się do egzaminów
Studiuj dzięki licznym zasobom udostępnionym na Docsity
Otrzymaj punkty, aby pobrać
Zdobywaj punkty, pomagając innym studentom lub wykup je w ramach planu Premium
Społeczność
Odkryj najlepsze uniwersytety w twoim kraju, według użytkowników Docsity
Bezpłatne poradniki
Pobierz bezpłatnie nasze przewodniki na temat technik studiowania, metod panowania nad stresem, wskazówki do przygotowania do prac magisterskich opracowane przez wykładowców Docsity
w domenie publicznej, co oznacza, że możesz go swobodnie wy- korzystywać, publikować i rozpowszechniać. BOLESŁAW PRUS. Lalka. Lalka ...
Typologia: Streszczenia
1 / 550
Na podstawie: Bolesław Prus (-), Lalka, przedm. Henryk Markiewicz, PIW, wyd. , Warszawa, Wersja lektury on-line dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza, że możesz go swobodnie wy- korzystywać, publikować i rozpowszechniać.
ஊ. ஂ சஈచஅஂ இஊஓஎஂ . எஊஏஆ ஊ ஔ. ஐஔஊ ஓஆ ஔఝஐ ஃகஆஆ
W początkach roku , kiedy świat polityczny zajmował się pokojem san-stefań- skim¹, wyborem nowego papieża² albo szansami europejskiej wojny³, warszawscy kupcy tudzież inteligencja pewnej okolicy Krakowskiego Przedmieścia⁴ niemniej go- rąco interesowała się przyszłością galanteryjnego sklepu pod firmą J. Mincel i S. Wokulski. W renomowanej jadłodajni, gdzie na wieczorną przekąskę zbierali się właściciele Mieszczanin składów bielizny i składów win, fabrykanci powozów i kapeluszy, poważni ojcowie rodzin, utrzymujący się z własnych funduszów, i posiadacze kamienic bez zajęcia, równie dużo mówiono o uzbrojeniach Anglii⁵, jak o firmie J. Mincel i S. Wokul- ski. Zatopieni w kłębach dymu cygar i pochyleni nad butelkami z ciemnego szkła obywatele tej dzielnicy, jedni zakładali się o wygranę lub przegranę Anglii, dru- dzy o bankructwo Wokulskiego; jedni nazywali geniuszem Bismarcka⁶, drudzy — awanturnikiem Wokulskiego; jedni krytykowali postępowanie prezydenta MacMa- hona⁷, inni twierdzili, że Wokulski jest zdecydowanym wariatem, jeżeli nie czymś gorszym… Pan Deklewski, fabrykant powozów, który majątek i stanowisko zawdzięczał wy- Mieszczanin, Praca, trwałej pracy w jednym fachu, tudzież radca Węgrowicz, który od dwudziestu lat był Bezpieczeństwo członkiem–opiekunem⁸ jednego i tego samego Towarzystwa Dobroczynności⁹, znali S. Wokulskiego najdawniej i najgłośniej przepowiadali mu ruinę. — Na ruinie bo- wiem i niewypłacalności — mówił pan Deklewski — musi skończyć człowiek, który nie pilnuje się jednego fachu i nie umie uszanować darów łaskawej fortuny. — Zaś radca Węgrowicz, po każdej również głębokiej sentencji swego przyjaciela, dodawał: — Wariat! wariat!… Awanturnik!… Józiu, przynieś no jeszcze piwa. A która to Alkohol butelka?
¹ SRkμM VaQVWHIaĆVkL — traktat zawarty między Rosją a Turcją dn. marca r. w San Stefano (pod Konstantynopolem). Turcja, pokonana uprzednio w wojnie z Rosją (–), musiała uznać niepod- ległość swych dotychczasowych państw lenniczych: Rumunii, Serbii i Czarnogórza, przy czym granice tych dwóch ostatnich zostały znacznie rozszerzone. Jednocześnie utworzono rozległe Księstwo Bułgar- skie z dostępem do Morza Egejskiego (obejmujące Macedonię). Poza tym Turcja została zmuszona do ustępstw terytorialnych na rzecz Rosji w Azji i do zapłaty wysokiej kontrybucji. ² Z\EμU QRZHJR SaSLHľa — lutego r., po śmierci Piusa IX, został papieżem kardynał Joachim Pecci jako Leon XIII, znany później ze swych wystąpień przeciw ruchowi socjalistycznemu. ³ _V]aQVH HXURSHMVkLHM ZRMQ_ — zwycięstwa Rosji w wojnie z Turcją, możliwość zajęcia Konstanty- nopola przez wojska rosyjskie, a potem pokój w San Stefano wywołały silne niezadowolenie Anglii. Z początkiem r. nastąpiło zaostrzenie konfliktu, grożące wybuchem wojny między Anglią a Rosją. ⁴Krakowskie Przedmieście — jedna z głównych ulic warszawskich. Prawdopodobnie Prus w wy- obraźni swej umieszczał sklep Mincel i Wokulski”, tj. stary sklep Wokulskiego, na Krakowskim Przed- mieściu nr . Dom ten zwany kamienicą Beyera został zupełnie zniszczony w czasie powstania war- szawskiego, a ruiny rozebrano w grudniu . Stojący obecnie w tym miejscu budynek, wzniesiony w r. wg projektu B. Pniewskiego, nie nawiązuje do dawnego stylu. ⁵ X]EURMHQLa $QJlLL — przedsięwzięte w związku z naprężoną sytuacją polityczną. ⁶Otto Bismarck (–) — kanclerz Rzeszy Niemieckiej, przywódca obszarników pruskich, do- konał zjednoczenia Niemiec (); zwalczał ruch socjalistyczny; prowadził politykę antypolską. ⁷Patrice MacMahon (–) — marszałek Francji, dowodził wojskami wersalczyków przeciw Komunie Paryskiej, następnie jako prezydent republiki (–) usiłował przywrócić monarchię. ⁸ F]ĄRQHk֬RSLHkXQ — członek Towarzystwa Dobroczynności opiekujący się ubogimi określonej dziel- nicy. ⁹ 7RZaU]\VWZR 'REURF]\QQRĝFL — Warszawskie Towarzystwo Dobroczynności, arystokratycz- no–mieszczańska instytucja filantropijna, założona w r. ; opiekowała się starcami i chorymi, udzie- lała zapomóg, utrzymywała ochronki.
ஃஐஆஔఝஂ ஓஔ Lalka
Ajent począł chwiać głową w sposób oznaczający zdziwienie. — Istna heca — rzekł. — I skąd mu to przyszło? — No, skąd! Zwyczajnie — stosunki z Akademią Medyczną¹⁷, ze Szkołą Sztuk Pięknych¹⁸… Wtedy wszystkim paliło się we łbach, a on nie chciał być gorszym od innych. W dzień służył gościom przy bufecie i prowadził rachunki, a w nocy uczył się… — Licha musiała to być usługa. — Taka jak innych — odparł radca, niechętnie machając ręką. — Tylko że przy posłudze był, bestia, niemiły; na najniewinniejsze słówko marszczył się jak zbój… Rozumie się, używaliśmy na nim, co wlazło, a on najgorzej gniewał się, jeżeli nazwał go kto „panem konsyliarzem”¹⁹. Raz tak zwymyślał gościa, że mało obaj nie porwali się za czuby. — Naturalnie, handel cierpiał na tym. — Wcale nie! Bo kiedy po Warszawie rozeszła się wieść, że subiekt Hopfera chce wstąpić do Szkoły Przygotowawczej, tłumy zaczęły tam przychodzić na śniadanie. Osobliwie roiła się studenteria. — I poszedł też do Szkoły Przygotowawczej? — Poszedł i nawet zdał egzamin do Szkoły Głównej. No, ale co pan powiesz — ciągnął radca uderzając ajenta w kolano — że zamiast wytrwać przy nauce do końca, niespełna w rok rzucił szkołę… — Cóż robił? — Otóż, co… Gotował wraz z innymi piwo, które do dziś dnia pijemy²⁰, i sam Patriota, Powstanie w rezultacie oparł się aż gdzieś koło Irkucka²¹. — Heca, panie! — westchnął ajent handlowy. — Nie koniec na tym… W roku wrócił do Warszawy z niewielkim fundu- Małżeństwo, Kobieta sikiem. Przez pół roku szukał zajęcia, z daleka omijając handle korzenne, których po dziś dzień nienawidzi, aż nareszcie przy protekcji swego dzisiejszego dysponenta²², Rzeckiego, wkręcił się do sklepu Minclowej, która akurat została wdową, i w rok potem ożenił się z babą grubo starszą od niego. — To nie było głupie — wtrącił ajent. — Zapewne. Jednym zamachem zdobył sobie byt i warsztat, na którym mógł spokojnie pracować do końca życia. Ale też miał on krzyż Pański z babą! — One to umieją… — Jeszcze jak! — prawił radca. — Patrz pan jednakże, co to znaczy szczęście. Półtora roku temu baba objadła się czegoś i umarła, a Wokulski po czteroletniej katordze został wolny jak ptaszek, z zasobnym sklepem i trzydziestu tysiącami rubli w gotowiźnie, na którą pracowały dwa pokolenia Minclów. — Ma szczęście. — Miał — poprawił radca — ale go nie uszanował. Inny na jego miejscu ożeniłby się z jaką uczciwą panienką i żyłby w dostatkach; bo co to, panie, dziś znaczy sklep
¹⁷ $kaGHPLa 0HG\F]Qa — właściwie Akademia Medyko–Chirurgiczna; wyższa szkoła w Warszawie, otwarta w r. , wcielona w r. do Szkoły Głównej jako jej wydział. ¹⁸ 6]kRĄa 6]WXk 3LÛkQ\FK — średnia uczelnia artystyczna w Warszawie, istniała w latach –. ¹⁹ SaQ kRQV\LaU] — w ten sposób tytułowano dawniej lekarza. ²⁰ _JRWRZaĄ ZUa] ] LQQ\PL SLZR kWμUH GR ƝLĝ GQLa SõHP_ — mowa o udziale Wokulskiego w powstaniu styczniowym. Warto zwrócić uwagę na fakt, że Bolesław Prus używa w tym miejscu języka ezopowego, czyli nie mówi wprost o powstaniu styczniowym, a jedynie sugeruje czytelnikowi utajone treści. Języka ezopowego używali pisarze, by uniknąć ingerencji cenzury. ²¹Irkuck — miasto we wschodniej Syberii nad rzeką Angara. ²² G\VSRQHQW — zastępca kierownika w zakładzie handlowym.
ஃஐஆஔఝஂ ஓஔ Lalka
z reputacją i w doskonałym punkcie!… Ten jednak, wariat, rzucił wszystko i pojechał robić interesa na wojnie. Milionów mu się zachciało czy kiego diabła. — Może je będzie miał — odezwał się ajent. — Ehe! — żachnął się radca. — Daj no, Józiu, piwa. Myślisz pan, że w Turcji znajdzie jeszcze bogatszą babę aniżeli nieboszczka Minclowa?… Józiu!… — Służę piorunem!… Jedzie ósma… — Ósma? — powtórzył radca — to być nie może. Zaraz… Przedtem była szósta, potem siódma… — mruczał zasłaniając twarz dłonią. — Może być, że ósma. Jak ten czas leci!… Mimo posępne wróżby ludzi trzeźwo patrzących na rzeczy, sklep galanteryjny Handel, Praca pod firmą J. Mincel i S. Wokulski nie tylko nie upadł, ale nawet robił dobre inte- resa. Publiczność zaciekawiona pogłoskami o bankructwie coraz liczniej odwiedzała magazyn, od chwili zaś kiedy Wokulski opuścił Warszawę, zaczęli zgłaszać się po to- wary kupcy rosyjscy. Zamówienia mnożyły się, kredyt za granicą istniał, weksle były płacone regularnie, a sklep roił się gośćmi, którym ledwo mogli wydołać trzej su- biekci: jeden mizerny blondyn, wyglądający, jakby co godzinę umierał na suchoty, drugi szatyn z brodą filozofa, a ruchami księcia i trzeci elegant, który nosił zabójcze dla płci pięknej wąsiki, pachnąc przy tym jak laboratorium chemiczne. Ani jednak ciekawość ogółu, ani fizyczne i duchowe zalety trzech subiektów, ani nawet ustalona reputacja sklepu może nie uchroniłyby go od upadku, gdyby nie zawiadował nim czterdziestoletni pracownik firmy, przyjaciel i zastępca Wokulskiego, pan Ignacy Rzecki.
ஊஊ. ஓచஅச ஔகஂஓஆஈஐ ஔஃஊஆகஂ
Pan Ignacy od dwudziestu pięciu lat mieszkał w pokoiku przy sklepie. W ciągu te- Samotnik go czasu sklep zmieniał właścicieli i podłogę, sza i szyby w oknach, zakres swojej działalności i subiektów; ale pokój pana Rzeckiego pozostał zawsze taki sam. Było w nim to samo smutne okno, wychodzące na to samo podwórze, z tą samą kratą, na której szczeblach zwieszała się, być może, ćwierćwiekowa pajęczyna, a z pewnością ćwierćwiekowa firanka, niegdyś zielona, obecnie wypłowiała z tęsknoty za słońcem. Pod oknem stał ten sam czarny stół obity suknem, także niegdyś zielonym, dziś tylko poplamionym. Na nim wielki czarny kałamarz wraz z wielką czarną piasecznicz- ką²³, przymocowaną do tej samej podstawki — para mosiężnych lichtarzy do świec łojowych, których już nikt nie palił, i stalowe szczypce, którymi już nikt nie obcinał knotów²⁴. Żelazne łóżko z bardzo cienkim materacem, nad nim nigdy nie używana dubeltówka, pod nim pudło z gitarą, przypominające dziecinną trumienkę, wąska kanapka obita skórą, dwa krzesła również skórą obite, duża blaszana miednica i ma- ła szafa ciemnowiśniowej barwy stanowiły umeblowanie pokoju, który, ze względu na swoją długość i mrok w nim panujący, zdawał się być podobniejszym do grobu aniżeli do mieszkania. Równie jak pokój, nie zmieniły się od ćwierć wieku zwyczaje pana Ignacego. Rano budził się zawsze o szóstej; przez chwilę słuchał, czy idzie leżący na krześle zegarek, i spoglądał na skazówki, które tworzyły jedną linię prostą. Chciał wstać spokojnie, bez awantur; ale że chłodne nogi i nieco zesztywniałe ręce nie okazywały się dość uległymi jego woli, więc zrywał się, nagle wyskakiwał na środek pokoju
²³ SLaVHF]QLF]kÇ — naczynko do piasku, używanego zamiast bibuły do suszenia świeżego pisma atra- mentowego. ²⁴ SaUa PRVLÛľQ\FK lLFKWaU]\ GR ĝZLHF ĄRMRZ\FK kWμU\FK MXľ QLkW QLH SalLĄ L VWalRZH V]F]\SFH kWμU\PL MXľ QLkW QLH REFLQaĄ kQRWμZ — W roku Tomasz Edison odkrył żarówkę. Bolesław Prus zwraca tutaj uwagę na to, że w Warszawie był to już wynalazek znany i powszechnie stosowany.
ஃஐஆஔఝஂ ஓஔ Lalka
wodzi kupca. Rzecki usiadł przy kantorku³² pod oknem, Klejn stanął na zwykłym miejscu przy porcelanie. — Pryncypał³³ jeszcze nie wraca, nie miał pan listu? — spytał Klejn. Wojna — Spodziewam się go w połowie marca, najdalej za miesiąc. — Jeżeli go nie zatrzyma nowa wojna. — Staś… Pan Wokulski — poprawił się Rzecki — pisze mi, że wojny nie będzie. — Kursa jednak spadają, a przed chwilą czytałem, że flota angielska wpłynęła na Dardanele³⁴. — To nic, wojny nie będzie. Zresztą — westchnął pan Ignacy — co nas obchodzi wojna, w której nie przyjmie udziału Bonaparte. — Bonapartowie skończyli już karierę. — Doprawdy?… — uśmiechnął się ironicznie pan Ignacy. — A na czyjąż ko- rzyść MacMahon z Ducrotem układali w styczniu zamach stanu³⁵?… Wierz mi, panie Klejn, bonapartyzm³⁶ to potęga!… — Jest większa od niej. — Jaka? — oburzył się pan Ignacy. — Może republika³⁷ z Gambettą³⁸?… Może Bismarck?… — Socjalizm… — szepnął mizerny subiekt kryjąc się za porcelanę. Pan Ignacy mocniej zasadził binokle i podniósł się na swym fotelu, jakby pragnąc jednym zamachem obalić nową teorię, która przeciwstawiała się jego poglądom, lecz poplątało mu szyki wejście drugiego subiekta z brodą. — A, moje uszanowanie panu Lisieckiemu! — zwrócił się do przybyłego. — Zimny dzień mamy, prawda? Która też godzina w mieście, bo mój zegarek musi się spieszyć. Jeszcze chyba nie ma kwadransa na dziewiątą?… — Także koncept!… Pański zegarek zawsze spieszy się z rana, a późni wieczorem — odparł cierpko Lisiecki ocierając szronem pokryte wąsy. — Założę się, żeś pan był wczoraj na preferansie³⁹. Mężczyzna, Praca, — Ma się wiedzieć. Cóż pan myślisz, że mi na całą dobę wystarczy widok waszych Starość, Szlachcic galanterii i pańskiej siwizny? — No, mój panie, wolę być trochę szpakowatym aniżeli łysym — oburzył się pan Ignacy. — Koncept!… — syknął pan Lisiecki. — Moja łysina, jeżeli ją kto dojrzy, jest smutnym dziedzictwem rodu, ale pańska siwizna i gderliwy charakter są owocami starości, którą… chciałbym szanować.
³² kaQWRUHk — dawna nazwa biurka. ³³ 3U\QF\SaĄ — przełożony, osoba najważniejsza w danej instytucji. ³⁴ ࢤRWa aQJLHlVka ZSĄ\QÛĄa Qa 'aUGaQHlH — w czasie wojny z Rosją Turcja odwołała się do interwen- cji państw zachodnich. W związku z tym Anglia zażądała od Rosji wstrzymania kroków wojennych. Ponieważ ze strony Rosji nie było odpowiedzi, flota angielska w połowie lutego przepłynęła Dardanele i zajęła stanowisko naprzeciw Konstantynopola. ³⁵ 0aF0aKRQ ] 'XFURWHP XkĄaGalL Z VW\F]QLX ]aPaFK VWaQX — August Aleksander Ducrot (–) generał ancuski, monarchista. Jako dowódca korpusu w Bourges brał udział w przygotowaniach do monarchistycznego zamachu stanu, który nie powiódł się jednak, m.in. wskutek niezdecydowanego stanowiska MacMahona. Skompromitowany Ducrot otrzymał dymisję stycznia r. ³⁶ ERQaSaUW]P — tu: ideologia i ruch polityczny popierający ród Bonaparte w dążeniach do władzy. ³⁷ UHSXElLkaֹ — po klęsce cesarza Napoleona III, we Francji września r. została proklamo- wana republika. Ustrój republikański został ostatecznie wprowadzony konstytucją roku. Skrajna prawica dążyła jednak do przywrócenia monarchii. Poszczególne odłamy monarchistów wysuwały na tron różnych kandydatów, m. in. syna Napoleona III, który przybrał imię Napoleona IV. ³⁸Leon Gambetta (–) — wybitny polityk ancuski; należał do umiarkowanego skrzydła partii republikańskiej; proklamował w r. republikę. ³⁹ SUHIHUaQV — rodzaj gry w karty na trzy osoby.
ஃஐஆஔఝஂ ஓஔ Lalka
Do sklepu wszedł pierwszy gość: kobieta ubrana w salopę⁴⁰ i chustkę na głowie, żądająca mosiężnej spluwaczki… Pan Ignacy bardzo nisko ukłonił się jej i ofiarował krzesło, a pan Lisiecki zniknął za szafami i wróciwszy po chwili doręczył interesantce ruchem pełnym godności żądany przedmiot. Potem zapisał cenę spluwaczki na kartce, podał ją przez ramię Rzeckiemu i poszedł za gablotkę z miną bankiera, który złożył na cel dobroczynny kilka tysięcy rubli. Spór o siwiznę i łysinę był zażegnany. Dopiero około dziewiątej wszedł, a raczej wpadł do sklepu pan Mraczewski, pięk- ny, dwudziestokilkoletni⁴¹ blondynek, z oczyma jak gwiazdy, ustami jak korale, z wą- sikami jak zatrute sztylety. Wbiegł ciągnąc za sobą od progu smugę woni i zawołał: — Słowo honoru daję, że musi już być wpół do dziesiątej. Letkiewicz jestem, gałgan jestem, no — podły jestem, ale cóż zrobię, kiedy matka mi zachorowała i mu- siałem szukać doktora. Byłem u sześciu… — Czy u tych, którym dajesz pan neseserki? — spytał Lisiecki. — Neseserki?… Nie. Nasz doktór nie przyjąłby nawet szpilki. Zacny człowiek… Prawda, panie Rzecki, że już jest wpół do dziesiątej? Stanął mi zegarek. — Dochodzi ƝLHZLÇWa … — odparł ze szczególnym naciskiem pan Ignacy. — Dopiero dziewiąta?… No, kto by myślał! A tak projektowałem sobie, że dziś Pozycja społeczna przyjdę do sklepu pierwszy, wcześniej od pana Klejna… — Ażeby wyjść przed ósmą — wtrącił pan Lisiecki. Mraczewski utkwił w nim błękitne oczy, w których malowało się najwyższe zdu- mienie. — Pan skąd wie?… — odparł. — No, słowo honoru daję, że ten człowiek ma zmysł proroczy! Właśnie dziś, słowo honoru… muszę być na mieście przed siódmą, choćbym umarł, choćbym… miał podać się do dymisji… — Niech pan od tego zacznie — wybuchnął Rzecki — a będzie pan wolny przed jedynastą⁴², nawet w tej chwili, panie Mraczewski. Pan powinieneś być hrabią, nie kupcem, i dziwię się, że pan od razu nie wstąpił do tamtego fachu, przy którym zawsze ma się czas, panie Mraczewski. Naturalnie! — No, i pan w jego wieku latałeś za spódniczkami — odezwał się Lisiecki. — Mężczyzna, Młodość Co tu bawić się w morały. — Nigdy nie latałem! — krzyknął Rzecki uderzając pięścią w kantorek. — Przynajmniej raz wygadał się, że całe życie jest niedołęgą — mruknął Lisiecki do Klejna, który uśmiechał się podnosząc jednocześnie brwi bardzo wysoko. Do sklepu wszedł drugi gość i zażądał kaloszy. Naprzeciw niego wysunął się Mieszczanin, Handel, Mraczewski. Praca — Kaloszyków żąda szanowny pan? Który numerek, jeżeli wolno spytać? Ach, szanowny pan zapewne nie pamięta! Nie każdy ma czas myśleć o numerze swoich kaloszy, to należy do nas. Szanowny pan pozwoli, że przymierzymy?… Szanowny pan raczy zająć miejsce na taburecie⁴³. Paweł! przynieś ręcznik, zdejm panu kalosze Sługa i wytrzyj obuwie… Wbiegł Paweł ze ścierką i rzucił się do nóg przybyłemu. — Ależ, panie, ależ przepraszam!… — tłomaczył się⁴⁴ odurzony gość. — Bardzo prosimy — mówił prędko Mraczewski — to nasz obowiązek. Zdaje mi się, że te będą dobre — ciągnął podając parę sczepionych nitką kaloszy. — Doskonałe,
⁴⁰ ValRSa — watowany płaszcz damski, z peleryną. ⁴¹ GZXƝLHVWRkLlkRlHWQL — dziś: kilkudziesięcioletni. ⁴² MHG\QaVWa — forma konsekwentnie używana przez Prusa; dziś: jedenasta. ⁴³ WaEXUHW — dziś: taboret, stołek. ⁴⁴ WĄRPaF]\Ą — dziś: tłumaczył.
ஃஐஆஔఝஂ ஓஔ Lalka
O ósmej wieczór zamykano sklep; subiekci rozchodzili się i zostawał tylko Rzec- Praca ki. Robił dzienny rachunek, sprawdzał kasę, układał plan czynności na jutro i przypo- minał sobie: czy zrobiono wszystko, co wypadało na dziś? Każdą zaniedbaną sprawę Idealista opłacał długą bezsennością i smętnymi marzeniami na temat ruiny sklepu, stanow- czego upadku Napoleonidów⁵¹ i tego, że wszystkie nadzieje, jakie miał w życiu, były tylko głupstwem. „Nic nie będzie! Giniemy bez ratunku” — wzdychał przewracając się na twardej pościeli. Jeżeli dzień udał się dobrze, pan Ignacy był kontent⁵². Wówczas przed snem czytał historię konsulatu i cesarstwa⁵³ albo wycinki z gazet opisujących wojnę włoską z roku ⁵⁴, albo też, co trafiało się rzadziej, wydobywał spod łóżka gitarę i grał na niej 0aUV]a 5akRF]HJR ⁵⁵ przyśpiewując wątpliwej wartości tenorem. Potem śniły mu się obszerne węgierskie równiny, granatowe i białe linie wojsk, Sen przysłoniętych chmurą dymu… Nazajutrz miewał posępny humor i skarżył się na ból głowy. Do przyjemniejszych dni należała u niego niedziela; wówczas bowiem obmyślał i wykonywał plany wystaw okiennych na cały tydzień. W jego pojęciu okna nie tylko streszczały zasoby sklepu, ale jeszcze powinny były Mieszczanin, Handel, zwracać uwagę przechodniów bądź najmodniejszym towarem, bądź pięknym ułoże- Praca niem, bądź figlem. Prawe okno przeznaczone dla galanteryj zbytkownych mieściło zwykle jakiś brąz, porcelanową wazę, całą zastawę buduarowego⁵⁶ stolika, dokoła któ- rych ustawiały się albumy, lichtarze, portmonety, wachlarze, w towarzystwie lasek, parasoli i niezliczonej ilości drobnych, a eleganckich przedmiotów. W lewym zno- wu oknie, napełnionym okazami krawatów, rękawiczek, kaloszy i perfum, miejsce środkowe zajmowały zabawki, najczęściej poruszające się. Niekiedy podczas tych samotnych zajęć w starym subiekcie budziło się dziecko. Dziecko, Starość, Kondycja ludzka, Theatrum mundi
Wydobywał wtedy i ustawiał na stole wszystkie mechaniczne cacka. Był tam niedź- wiedź wdrapujący się na słup, był piejący kogut, mysz, która biegała, pociąg, który toczył się po szynach, cyrkowy pajac, który cwałował na koniu, dźwigając drugiego pajaca, i kilka par, które tańczyły walca przy dźwiękach niewyraźnej muzyki. Wszyst- kie te figury pan Ignacy nakręcał i jednocześnie puszczał w ruch. A gdy kogut zaczął piać łopocząc sztywnymi skrzydłami, gdy tańczyły martwe pary, co chwilę potyka- jąc się i zatrzymując, gdy ołowiani pasażerowie pociągu, jadącego bez celu, zaczęli przypatrywać mu się ze zdziwieniem i gdy cały ten świat lalek, przy drgającym świe- tle gazu, nabrał jakiegoś fantastycznego życia, stary subiekt podparłszy się łokciami śmiał się cicho i mruczał: — Hi! hi! hi! dokąd wy jedziecie, podróżni?… Dlaczego narażasz kark, akroba- Vanitas to?… Co wam po uściskach, tancerze?… Wykręcą się sprężyny i pójdziecie na powrót do sza. Głupstwo, wszystko głupstwo!… a wam, gdybyście myśleli, mogłoby się zdawać, że to jest coś wielkiego!…
⁵¹ 1aSRlHaQLƝL — krewni Napoleona i ich potomkowie. ⁵² kRQWHQW — zadowolony. ⁵³ KLVWRULa kRQVXlaWX L FHVaUVWZa — Rzecki czyta dzieło prawicowego polityka i historyka ancuskiego Adolfa Thiersa (–) +LVWRULa kRQVXlaWX L FHVaUVWZa , które ukazało się w latach –. .RQVXlaW — okres dyktatorskich rządów Napoleona Bonapartego w latach –. ⁵⁴ ZRMQa ZĄRVka ] U࢛࢚ — wojna Królestwa Sardynii i Francji przeciw Austrii, jeden z etapów walk o zjednoczenie Włoch. ⁵⁵ ִ0aUV] 5akRF]HJRֳ — narodowy marsz węgierski, skomponowany w połowie XVII w. dla księcia siedmiogrodzkiego, Franciszka II Rakoczego. ⁵⁶ _EXGXaURZ_ — buduar: elegancki pokój damski.
ஃஐஆஔఝஂ ஓஔ Lalka
Po takich i tym podobnych monologach szybko składał zabawki i rozdrażniony chodził po pustym sklepie, a za nim jego brudny pies. „Głupstwo handel… głupstwo polityka… głupstwo podróż do Turcji… głupstwo Małżeństwo, Mężczyzna, całe życie, którego początku nie pamiętamy, a końca nie znamy… Gdzież prawda?…” Szaleniec, Szaleństwo Ponieważ tego rodzaju zdania wypowiadał niekiedy głośno i publicznie, więc uważano go za bzika, a poważne damy, mające córki na wydaniu, nieraz mówiły. — Oto do czego prowadzi mężczyznę starokawalerstwo! Z domu pan Ignacy wychodził rzadko i na krótko i zwykle kręcił się po ulicach, na których mieszkali jego koledzy albo oficjaliści⁵⁷ sklepu. Wówczas jego ciemno- zielona algierka⁵⁸ lub tabaczkowy surdut⁵⁹, popielate spodnie z czarnym lampasem i wypłowiały cylinder, nade wszystko zaś jego nieśmiałe zachowanie się zwracały po- wszechną uwagę. Pan Ignacy wiedział to i coraz bardziej zniechęcał się do spacerów. Wolał przy święcie kłaść się na łóżku i całymi godzinami patrzeć w swoje zakratowane okno, za którym widać było szary mur sąsiedniego domu, ozdobiony jednym jedy- nym, również zakratowanym oknem, gdzie czasami stał garnczek masła albo wisiały zwłoki zająca. Lecz im mniej wychodził, tym częściej marzył o jakiejś dalekiej podróży na wieś Podróż, Sen, Starość lub za granicę. Coraz częściej spotykał we snach zielone pola i ciemne bory, po któ- rych błąkałby się, przypominając sobie młode czasy. Powoli zbudziła się w nim głucha tęsknota do tych krajobrazów, więc postanowił natychmiast po powrocie Wokulskie- go wyjechać gdzieś na całe lato. — Choć raz przed śmiercią, ale na kilka miesięcy — mówił kolegom, którzy nie wiadomo dlaczego uśmiechali się z tych projektów. Dobrowolnie odcięty od natury i ludzi, utopiony w wartkim, ale ciasnym wi- rze sklepowych interesów, czuł coraz mocniej potrzebę wymiany myśli. A ponieważ jednym nie ufał, inni go nie chcieli słuchać, a Wokulskiego nie było, więc rozmawiał sam z sobą i — w największym sekrecie pisywał pamiętnik.
ஊஊஊ. ஂஎஊజகஏஊ ஔகஂஓஆஈஐ ஔஃஊஆகஂ
…Ze smutkiem od kilku lat uważam, że na świecie jest coraz mniej dobrych subiek- Handel, Mieszczanin, tów i rozumnych polityków, bo wszyscy stosują się do mody. Skromny subiekt co Polityka, Praca, Strój kwartał ubiera się w spodnie nowego fasonu, w coraz dziwniejszy kapelusz i coraz inaczej wykładany kołnierzyk. Podobnież dzisiejsi politycy co kwartał zmieniają wia- Żyd rę: onegdaj wierzyli w Bismarcka, wczoraj w Gambettę, a dziś w Beaconsfielda⁶⁰, który niedawno był Żydkiem. Już widać zapomniano, że w sklepie nie można stroić się w modne kołnierzyki, tylko je sprzedawać, bo w przeciwnym razie gościom zabraknie towaru, a sklepowi gości. Zaś polityki nie należy opierać na szczęśliwych osobach, tylko na wielkich dy- nastiach. Metternich⁶¹ był taki sławny jak Bismarck, a Palmerston⁶² sławniejszy od Beaconsfielda i — któż dziś o nich pamięta? Tymczasem ród Bonapartych trząsł Eu-
⁵⁷ RࢣFMalLVWa — niższy pracownik umysłowy. ⁵⁸ alJLHUka — rodzaj męskiego ubioru futrzanego. ⁵⁹ VXUGXW — ówcześnie nazwa wizytowego ubioru męskiego, zwykle ciemnego, z dwoma rzędami guzików. ⁶⁰ %HaFRQVࢣHlG — właściwie Beniamin Disraeli (–), polityk angielski, przywódca konserwa- tystów, w tym czasie premier i kierownik polityki zagranicznej Wielkiej Brytanii. ⁶¹Klemens Metternich (–) — dyplomata austriacki, przywódca europejskiej reakcji poli- tycznej po roku , wróg liberalizmu i ruchów narodowowyzwoleńczych. ⁶²Henry Palmerston (–) — wybitny polityk angielski, przywódca liberałów.
ஃஐஆஔఝஂ ஓஔ Lalka
— Może jejmość i dasz, ale ja nie wezmę — mruknął pan Raczek plując w stronę komina. — U… cóż to za chamy te całe grenadierzyska! — gniewała się ciotka. — Jejmości zawsze smakowali ułani. Wiem, wiem… Później pan Raczek ożenił się z moją ciotką… …Chcąc, ażebym zupełnie był gotów, gdy wybije godzina sprawiedliwości, ojciec Nauka, Uczeń, Patriota, sam pracował nad moją edukacją. Żołnierz Nauczył mię czytać, pisać, kleić koperty, ale nade wszystko — musztrować się. Do musztry zapędzał mnie w bardzo wczesnym dzieciństwie, kiedy mi jeszcze zza ple- ców wyglądała koszula. Dobrze to pamiętam, gdyż ojciec komenderując: „Pół obrotu na prawo!” albo „Lewe ramię naprzód — marsz!…”, ciągnął mnie w odpowiednim kierunku za ogon tego ubrania. Była to najdokładniej prowadzona nauka. Nieraz w nocy budził mnie ojciec krzykiem: „Do broni!…”, musztrował pomimo wymyślań i łez ciotki i kończył zdaniem: — Ignaś! zawsze bądź gotów, wisusie, bo nie wiemy dnia ani godziny… Pamiętaj, Obraz świata, Polityka, że Bonapartów Bóg zesłał, ażeby zrobili porządek na świecie, a dopóty nie będzie Testament porządku ani sprawiedliwości, dopóki nie wypełni się testament cesarza. Nie mogę powiedzieć, ażeby niezachwianą wiarę mego ojca w Bonapartych i spra- wiedliwość podzielali dwaj jego koledzy. Nieraz pan Raczek, kiedy mu dokuczył ból w nodze, klnąc i stękając mówił: — E! wiesz, stary, że już za długo czekamy na nowego Napoleona. Ja siwieć Starość zaczynam i coraz gorzej podupadam, a jego jak nie było, tak i nie ma. Niedługo porobią się z nas dziady pod kościół, a Napoleon po to chyba przyjdzie, ażeby z nami śpiewać godzinki. — Znajdzie młodych. — Co za młodych! Lepsi z nich przed nami poszli w ziemię, a najmłodsi — diabła warci. Już są między nimi i tacy, co o Napoleonie nie słyszeli. — Mój słyszał i zapamięta — odparł ojciec mrugając okiem w moją stronę. Pan Domański jeszcze bardziej upadał na duchu. Alkohol — Świat idzie do gorszego — mówił trzęsąc głową. — Wikt coraz droższy, za (^) Kondycja ludzka, Obraz kwaterę zabraliby ci całą pensję, a nawet co się tyczy anyżówki, i w tym jest szachraj- świata stwo. Dawniej rozweseliłeś się kieliszkiem, dziś po szklance jesteś taki czczy, jak byś się napił wody. Sam Napoleon nie doczekałby się sprawiedliwości! Sprawiedliwość A na to odpowiedział ojciec: — Będzie sprawiedliwość, choćby i Napoleona nie stało. Ale i Napoleon się Ojciec, Śmierć znajdzie. — Nie wierzę — mruknął pan Raczek. — A jak się znajdzie, to co?… — spytał ojciec. — Nie doczekamy tego. — Ja doczekam — odparł ojciec — a Ignaś doczeka jeszcze lepiej. Już wówczas zdania mego ojca głęboko wyrzynały mi się w pamięci, ale dopiero późniejsze wypadki nadały im cudowny, nieomal proroczy charakter. Około roku ojciec zaczął niedomagać. Czasami po parę dni nie wychodził Choroba do biura, a wreszcie na dobre legł w łóżku. Pan Raczek odwiedzał go co dzień, a raz patrząc na jego chude ręce i wyżółkłe policzki szepnął: — Hej! stary, już my chyba nie doczekamy się Napoleona. Na co ojciec spokojnie odparł: — Ja tam nie umrę, dopóki o nim nie usłyszę.
ஃஐஆஔఝஂ ஓஔ Lalka
Pan Raczek pokiwał głową, a ciotka łzy otarła myśląc, że ojciec bredzi. Jak tu myśleć inaczej, jeżeli śmierć już kołatała do drzwi, a ojciec jeszcze wyglądał Napole- ona… Było już z nim bardzo źle, nawet przyjął ostatnie sakramenta, kiedy w parę dni później wbiegł do nas pan Raczek dziwnie wzburzony i stojąc na środku izby zawołał: — A wiesz, stary, że znalazł się Napoleon⁷¹?… — Gdzie? — krzyknęła ciotka. — Jużci we Francji. Ojciec zerwał się, lecz znowu upadł na poduszki. Tylko wyciągnął do mnie rękę i patrząc wzrokiem, którego nie zapomnę, wyszeptał: — Pamiętaj!… Wszystko pamiętaj… Z tym umarł. W późniejszym życiu przekonałem się, jak proroczymi były poglądy ojca. Wszy- Sprawiedliwość, scy widzieliśmy drugą gwiazdę napoleońską, która obudziła Włochy i Węgry⁷²; a cho- Idealista, Polityka ciaż spadła pod Sedanem⁷³, nie wierzę w jej ostateczne zagaśnięcie. Co mi tam Bi- smarck, Gambetta albo Beaconsfield! Niesprawiedliwość dopóty będzie władać świa- tem, dopóki nowy Napoleon nie urośnie. W parę miesięcy po śmierci ojca pan Raczek i pan Domański wraz z ciotką Zu- Kobieta zanną zebrali się na radę: co ze mną począć? Pan Domański chciał mnie zabrać do swoich biur i powoli wypromować na urzędnika; ciotka zalecała rzemiosło, a pan Raczek zieleniarstwo. Lecz gdy zapytano mnie: do czego mam ochotę? odpowie- działem, że do sklepu. — Kto wie, czy to nie będzie najlepsze — zauważył pan Raczek. — A do jakiegoż Warszawa byś chciał kupca? — Do tego na Podwalu⁷⁴, co ma we drzwiach pałasz, a w oknie kozaka. — Wiem — wtrąciła ciotka. — On chce do Mincla. — Można spróbować — rzekł pan Domański. — Wszyscy przecież znamy Minc- la⁷⁵. Pan Raczek na znak zgody plunął aż w komin. Małżeństwo — Boże miłosierny — jęknęła ciotka — ten drab już chyba na mnie pluć zacznie, kiedy brata nie stało… Oj! nieszczęśliwa ja sierota!… — Wielka rzecz! — odezwał się pan Raczek. — Wyjdź jejmość za mąż, to nie będziesz sierotą. — A gdzież ja znajdę takiego głupiego, co by mnie wziął? — Phi! może i ja bym się ożenił z jejmością, bo nie ma mnie kto smarować — mruknął pan Raczek, ciężko schylając się do ziemi, ażeby wypukać popiół z fajki. Ciotka rozpłakała się, a wtedy odezwał się pan Domański: — Po co robić duże ceregiele. Jejmość nie masz opieki, on nie ma gospodyni; Dziecko
⁷¹ ]Qala]Ą VLÛ 1aSRlHRQ — mowa o Ludwiku Napoleonie (tj. Napoleonie III), który jako pretendent do tronu ancuskiego próbował go dwukrotnie zdobyć przez zamach stanu. Drugi zamach miał miej- sce dnia sierpnia r., kiedy Ludwik Napoleon powrócił z Anglii, gdzie przebywał na emigracji, i z grupą oficerów–bonapartystów wylądował w Wimereux. W Boulogne oddał się pod jego rozkazy tamtejszy garnizon wojskowy. ⁷² GUXJa JZLa]Ga QaSRlHRĆVkaֹ — Rzecki w naiwnym kulcie dla dynastii napoleońskiej i w przeko- naniu, że o biegu historii decydują wielcy ludzie, uważa Wiosnę Ludów za rezultat działalności Ludwika Napoleona. ⁷³ SRG 6HGaQHP — w Ardenach, nad Mozą. W czasie wojny ancusko-niemieckiej, września wojska ancuskie poniosły tam straszliwą klęskę, a Napoleon III dostał się do niewoli. ⁷⁴Podwale — jedna z ruchliwych ulic na Starym Mieście, wychodząca z placu Zamkowego. ⁷⁵Mincel — wśród mieszkańców Lublina do dziś utrzymuje się wersja, że pierwowzorem Minclów z LalkL byli lubelscy kupcy tegoż nazwiska.
ஃஐஆஔఝஂ ஓஔ Lalka
gdzie były sza z szybami, a po mydło i krochmal szło się w głąb sklepu, gdzie było widać beczki i stosy pak drewnianych. Nawet sklepienie było zajęte. Wisiały tam długie szeregi pęcherzy naładowanych gorczycą i farbami, ogromna lampa z daszkiem, która w zimie paliła się cały dzień, sieć pełna korków do butelek, wreszcie — wypchany krokodylek, długi może na półtora łokcia⁷⁸. Właścicielem sklepu był Jan Mincel, starzec z rumianą twarzą i kosmykiem si- Handel, Mieszczanin, wych włosów pod brodą. W każdej porze dnia siedział on pod oknem na fotelu Praca obitym skórą, ubrany w niebieski barchanowy kaan, biały fartuch i takąż szlafmy- cę. Przed nim na stole leżała wielka księga, w której notował dochód, a tuż nad jego głową wisiał pęk dyscyplin⁷⁹, przeznaczonych głównie na sprzedaż. Starzec odbierał Kara, Przemoc pieniądze, zdawał gościom resztę, pisał w księdze, niekiedy drzemał, lecz pomimo ty- lu zajęć, z niepojętą uwagą czuwał nad biegiem handlu w całym sklepie. On także, dla uciechy przechodniów ulicznych, od czasu do czasu pociągał za sznurek skaczącego w oknie kozaka i on wreszcie, co mi się najmniej podobało, za rozmaite przestępstwa karcił nas jedną z pęka dyscyplin. Mówię: nas, bo było nas trzech kandydatów do kary cielesnej: ja tudzież dwaj synowcy starego — Franc i Jan Minclowie. Czujności pryncypała i jego biegłości w używaniu sarniej nogi⁸⁰ doświadczyłem zaraz na trzeci dzień po wejściu do sklepu. Franc odmierzył jakiejś kobiecie za dziesięć groszy rodzynków. Widząc, że jedno ziarno upadło na kontuar (stary miał w tej chwili oczy zamknięte), podniosłem je nieznacznie i zjadłem. Chciałem właśnie wyjąć pestkę, która wcisnęła mi się między zęby, gdy uczułem na plecach coś, jakby mocne dotknięcie rozpalonego żelaza. — A, szelma! — wrzasnął stary Mincel i nim zdałem sobie sprawę z sytuacji, przeciągnął po mnie jeszcze parę razy dyscyplinę, od wierzchu głowy do podłogi. Zwinąłem się w kłębek z bólu, lecz od tej pory nie śmiałem wziąć do ust niczego w sklepie. Migdały, rodzynki, nawet rożki miały dla mnie smak pieprzu. Urządziwszy się ze mną w taki sposób, stary zawiesił dyscyplinę na pęku, wpisał Starość, Władza rodzynki i z najdobroduszniejszą miną począł ciągnąć za sznurek kozaka. Patrząc na jego półuśmiechniętą twarz i przymrużone oczy, prawie nie mogłem wierzyć, że ten jowialny staruszek posiada taki zamach w ręku. I dopiero teraz spostrzegłem, że ów kozak widziany z wnętrza sklepu wydaje się mniej zabawnym niż od ulicy. Sklep nasz był kolonialno-galanteryjno-mydlarski. Towary kolonialne wydawał Ojciec, Syn gościom Franc Mincel, młodzieniec trzydziestokilkoletni, z rudą głową i zaspaną fi- zjognomią⁸¹. Ten najczęściej dostawał dyscypliną od stryja, gdyż palił fajkę, późno wchodził za kontuar, wymykał się z domu po nocach, a nade wszystko niedbale wa- żył towar. Młodszy zaś, Jan Mincel, który zawiadywał galanterią i obok niezgrabnych ruchów odznaczał się łagodnością, był znowu bity za wykradanie kolorowego papieru i pisywanie na nim listów do panien. Tylko August Katz, pracujący przy mydle, nie ulegał żadnym surowcowym⁸² upo- mnieniom. Mizerny ten człeczyna odznaczał się niezwykłą punktualnością. Najraniej przychodził do roboty, krajał mydło i ważył krochmal jak automat; jadł, co mu poda-
⁷⁸ ĄRkLHÉ — dawna miara długości, łokieć warszawski — ok. cm. ⁷⁹ G\VF\SlLQa — przyrząd (kilka rzemieni umocowanych do rękojeści) służący do wymierzania kar cielesnych. ⁸⁰ VaUQLa QRJa — rękojeść dyscypliny z wykonana z sarniej nogi. ⁸¹ ࢣ]MRJQRPLa (a. ࢣ]MRQRPLa ) — twarz. ⁸² _VXURZFRZ_ — surowiec: rzemień wyrżnięty ze skóry surowej.
ஃஐஆஔఝஂ ஓஔ Lalka
no, w najciemniejszym kącie sklepu, prawie wstydząc się tego, że doświadcza ludzkich potrzeb. O dziesiątej wieczorem gdzieś znikał. W tym otoczeniu upłynęło mi osiem lat, z których każdy dzień był podobny do Praca wszystkich innych dni, jak kropla jesiennego deszczu do innych kropli jesiennego deszczu. Wstawałem rano o piątej, myłem się i zamiatałem sklep. O szóstej otwie- rałem główne drzwi tudzież okiennicę. W tej chwili gdzieś z ulicy zjawiał się August Katz, zdejmował surdut, kładł fartuch i milcząc stawał między beczką mydła szarego a kolumną ułożoną z cegiełek mydła żółtego. Potem drzwiami od podwórka wbiegał stary Mincel mrucząc: 0RUJHQ ⁸³, poprawiał szlafmycę, dobywał z szuflady księgę, wciskał się w fotel i parę razy ciągnął za sznurek kozaka. Dopiero po nim ukazywał się Jan Mincel i ucałowawszy stryja w rękę stawał za swoim kontuarem, na którym podczas lata łapał muchy, a w zimie kreślił palcem albo pięścią jakieś figury. Franca zwykle sprowadzano do sklepu. Wchodził z oczyma zaspanymi, ziewający, obojętnie całował stryja w ramię i przez cały dzień skrobał się w głowę w sposób, który mógł oznaczać wielką senność lub wielkie zmartwienie. Prawie nie było ranka, ażeby stryj patrząc na jego manewry nie wykrzywiał mu się i nie pytał: — No… a gdzie, ty szelma, latała? Tymczasem na ulicy budził się szmer i za szybami sklepu coraz częściej przesuwali Miasto, Warszawa się przechodnie. To służąca, to drwal, jejmość w kapturze, to chłopak od szewca, to jegomość w rogatywce szli w jedną i drugą stronę jak figury w ruchomej panora- mie⁸⁴. Środkiem ulicy toczyły się wozy, beczki, bryczki — tam i na powrót… Coraz więcej ludzi, coraz więcej wozów, aż nareszcie utworzył się jeden wielki potok uliczny, z którego co chwilę ktoś wpadał do nas za sprawunkiem. — Pieprzu za trojaka⁸⁵… — Proszę funt⁸⁶ kawy… — Niech pan da ryżu… — Pół funta mydła… — Za grosz liści bobkowych… Stopniowo sklep zapełniał się po największej części służącymi i ubogo odzianymi jejmościami. Wtedy Franc Mincel krzywił się najwięcej: otwierał i zamykał szuflady, obwijał towar w tutki⁸⁷ z szarej bibuły, wbiegał na drabinkę, znowu zwijał, robiąc to wszystko z żałosną miną człowieka, któremu nie pozwalają ziewnąć. W końcu zbierało się takie mnóstwo interesantów, że i Jan Mincel, i ja musieliśmy pomagać Francowi w sprzedaży. Stary wciąż pisał i zdawał resztę, od czasu do czasu dotykając palcami swojej białej szlafmycy, której niebieski kutasik zwieszał mu się nad okiem. Czasem szarpnął koza- ka, a niekiedy z szybkością błyskawicy zdejmował dyscyplinę i ćwiknął⁸⁸ nią którego ze swych synowców. Nader rzadko mogłem zrozumieć: o co mu chodzi? synowcy bowiem niechętnie objaśniali mi przyczyny jego popędliwości. Około ósmej napływ interesantów zmniejszał się. Wtedy w głębi sklepu ukazywała Jedzenie, Matka, Sługa, się gruba służąca z koszem bułek i kubkami (Franc odwracał się do niej tyłem), a za nią Starość — matka naszego pryncypała, chuda staruszka w żółtej sukni, w ogromnym czepcu na głowie, z dzbankiem kawy w rękach. Ustawiwszy na stole swoje naczynie, staruszka odzywała się schrypniętym głosem:
⁸³ 0RUJHQ –– skrócone powitanie poranne w języku niemieckim: dzień dobry. ⁸⁴ SaQRUaPa — rozległy obraz wewnątrz okrągłego budynku, dający widzom złudzenie rzeczywistości. ⁸⁵ WURMak — trzy grosze (pół kopiejki), drobna polska moneta będąca jeszcze wówczas w obiegu. ⁸⁶ IXQW — dawna jednostka wagi, funt warszawski był równy dzisiejszym gramom. ⁸⁷ WXWkL — (z niem.) tu: zwinięte torebki papierowe. ⁸⁸ ÉZLkQÇÉ (gwar.) — uderzyć.
ஃஐஆஔఝஂ ஓஔ Lalka
Mincel był bardzo porządny, nie cierpiał kurzu, ścierał go z najdrobniejszych przedmiotów. Jednych tylko dyscyplin nigdy nie potrzebował okurzać dzięki swoim niedzielnym wykładom buchalterii⁹⁵, jeografii⁹⁶ i towaroznawstwa. Powoli, w ciągu paru lat, tak przywykliśmy do siebie, że stary Mincel nie mógł obejść się beze mnie, a ja nawet jego dyscypliny począłem uważać za coś, co należało do familijnych stosunków. Pamiętam, że nie mogłem utulić się z żalu, gdy raz zepsu- Kara łem kosztowny samowar, a stary Mincel zamiast chwytać za dyscyplinę — odezwał się: — Co ty zrobila, Ignac?… Co ty zrobila!… Wolałbym dostać cięgi wszystkimi dyscyplinami, aniżeli znowu kiedy usłyszeć ten drżący głos i zobaczyć wylęknione spojrzenie pryncypała. Obiady w dzień powszedni jadaliśmy w sklepie, naprzód dwaj młodzi Minclowie Jedzenie i August Katz, a następnie ja z pryncypałem. W czasie święta wszyscy zbieraliśmy się na górze i zasiadaliśmy do jednego stołu. Na każdą Wigilię Bożego Narodzenia Mincel dawał nam podarunki, a jego matka w największym sekrecie urządzała nam (i swemu synowi) choinkę. Wreszcie w pierwszym dniu miesiąca wszyscy dostawaliśmy Pieniądz pensję (ja brałem złotych). Przy tej okazji każdy musiał wylegitymować się z po- robionych oszczędności: ja, Katz, dwaj synowcy i służba. Nierobienie oszczędności, a raczej nieodkładanie co dzień choćby kilku groszy, było w oczach Mincla takim występkiem jak kradzież. Za mojej pamięci przewinęło się przez nasz sklep paru su- biektów i kilku uczniów, których pryncypał dlatego tylko usunął, że nic sobie nie oszczędzili. Dzień, w którym się to wydało, był ostatnim ich pobytu. Nie pomogły obietnice, zaklęcia, całowania po rękach, nawet upadanie do nóg. Stary nie ruszył się z fotelu⁹⁷, nie patrzył na petentów⁹⁸, tylko wskazując palcem drzwi wymawiał jeden wyraz: IRUW IRUW ⁹⁹… Zasada robienia oszczędności stała się już u niego chorobliwym dziwactwem. Dobry ten człowiek miał jedną wadę, oto — nienawidził Napoleona. Sam nigdy o nim nie wspominał, lecz na dźwięk nazwiska Bonapartego dostawał jakby ataku wścieklizny; siniał na twarzy, pluł i wrzeszczał: szelma! szpitzbub! rozbójnik!… Usłyszawszy pierwszy raz tak szkaradne wymysły nieomal straciłem przytomność. Chciałem coś hardego powiedzieć staremu i uciec do pana Raczka, który już ożenił się z moją ciotką. Nagle dostrzegłem, że Jan Mincel zasłoniwszy usta dłonią coś mruczy i robi miny do Katza. Wytężam słuch i — oto co mówi Jan: — Baje stary, baje! Napoleon był chwat, choćby za to samo, że wygnał hyclów Szwabów. Nieprawda, Katz? A August Katz zmrużył oczy i dalej krajał mydło. Osłupiałem ze zdziwienia, lecz w tej chwili bardzo polubiłem Jana Mincla i Au- Niemiec gusta Katza. Z czasem przekonałem się, że w naszym małym sklepie istnieją aż dwa wielkie stronnictwa, z których jedno, składające się ze starego Mincla i jego matki, bardzo lubiło Niemców, a drugie, złożone z młodych Minclów i Katza, nienawidziło ich. O ile pamiętam, ja tylko byłem neutralny. W roku doszły nas wieści o ucieczce Ludwika Napoleona z więzienia¹⁰⁰. Rok Śmierć ten był dla mnie ważny, gdyż zostałem subiektem, a nasz pryncypał, stary Jan Mincel, zakończył życie z powodów dosyć dziwnych.
⁹⁵ EXFKalWHULa — księgowość, rachunkowość. ⁹⁶ MHRJUaࢣa — geografia. ⁹⁷ IRWHlX — tej formy Prus używa konsekwentnie w całym utworze; dziś: fotela. ⁹⁸ SHWHQW — tu: proszący. ⁹⁹ IRUW IRUW (niem.) — Precz! precz! ¹⁰⁰ XFLHF]ka LXGZLka 1aSRlHRQa ] ZLÛ]LHQLa — maja r. Ludwikowi Napoleonowi udało się uciec z ancuskiej twierdzy Ham do Anglii.
ஃஐஆஔఝஂ ஓஔ Lalka
W roku tym handel w naszym sklepie nieco osłabnął, już to z racji ogólnych Handel, Mieszczanin, niepokojów¹⁰¹, już z tej, że i pryncypał za często i za głośno wymyślał na Ludwika Praca Napoleona. Ludzie poczęli zniechęcać się do nas, a nawet ktoś (może Katz?…) wybił nam jednego dnia szybę w oknie. Otóż wypadek ten, zamiast całkiem odstręczyć publiczność, zwabił ją do sklepu i przez tydzień mieliśmy tak duże obroty jak nigdy; aż zazdrościli nam sąsiedzi. Po tygodniu jednakże sztuczny ruch na nowo osłabnął i znowu były w sklepie pustki. Pewnego wieczora w czasie nieobecności pryncypała, co już stanowiło fakt nie- zwykły, wpadł nam drugi kamień do sklepu. Przestraszeni Minclowie pobiegli na górę i szukali stryja, Katz poleciał na ulicę szukać sprawcy zniszczenia, a wtem uka- zało się dwu policjantów ciągnących… Proszę zgadnąć kogo?… Ani mniej, ani więcej — tylko naszego pryncypała oskarżając go, że to on wybił szybę teraz, a zapewne i poprzednio… Na próżno staruszek wypierał się: nie tylko bowiem widziano jego zamach, ale jeszcze znaleziono przy nim kamień… Poszedł też nieborak do ratusza. Sprawa po wielu tłomaczeniach i wyjaśnieniach naturalnie zatarła się; ale stary od tej chwili zupełnie stracił humor i począł chudnąć. Pewnego zaś dnia usiadłszy na swym fotelu pod oknem już nie podniósł się z niego. Umarł oparty brodą na księdze handlowej, trzymając w ręce sznurek, którym poruszał kozaka. Przez kilka lat po śmierci stryja synowcy prowadzili wspólnie sklep na Podwalu i dopiero około roku podzielili się w ten sposób, że Franc został na miejscu z towarami kolonialnymi, a Jan z galanterią i mydłem przeniósł się na Krakowskie, do lokalu, który zajmujemy obecnie. W kilka lat później Jan ożenił się z piękną Małgorzatą Pfeifer, ona zaś (niech spoczywa w spokoju) zostawszy wdową oddała rękę swoją Stasiowi Wokulskiemu, który tym sposobem odziedziczył interes prowadzony przez dwa pokolenia Minclów. Matka naszego pryncypała żyła jeszcze długi czas; kiedy w roku wróciłem Starość z zagranicy, zastałem ją w najlepszym zdrowiu. Zawsze schodziła rano do sklepu i za- wsze mówiła: — *XW 0RUJHQ PHLQH .LQGHU 'HU .aࢢHH LVW VFKRQ IHUWLJֹ Tylko głos jej z roku na rok przyciszał się, dopóki wreszcie nie umilknął na wieki. Za moich czasów pryncypał był ojcem i nauczycielem praktykantów i najczuj- Ojciec, Handel, Praca, niejszym sługą sklepu; jego matka lub żona były gospodyniami, a wszyscy członkowie Rodzina, Władza rodziny pracownikami. Dziś pryncypał bierze tylko dochody z handlu, najczęściej nie zna go i najwięcej troszczy się o to, ażeby jego dzieci nie zostały kupcami. Nie mówię tu o Stasiu Wokulskim, który ma szersze zamiary, tylko myślę w ogólności, że kupiec powinien siedzieć w sklepie i wyrabiać sobie ludzi, jeżeli chce mieć porządnych. Słychać, że Andrassy zażądał sześćdziesięciu milionów guldenów na nieprzewi- dziane wydatki¹⁰². Więc i Austria zbroi się, a tymczasem Staś pisze mi, że — nie
¹⁰¹ RJμlQH QLHSRkRMHֹ — od roku wzmogła się we wszystkich zaborach działalność spiskowa. Tajne organizacje demokratyczne przygotowywały ogólnopolskie powstanie, wyznaczając termin na lutego roku. W Warszawie spisek rozgałęziony był głównie wśród inteligencji i drobnomiesz- czaństwa, docierał również do proletariatu. Policja pruska i rosyjska wpadły jednak na trop organizacji i przeprowadziły liczne aresztowania, co udaremniło wybuch powstania (poza Krakowskiem). W Kró- lestwie jedyną próbą walki był nieudany napad Pantaleona Potockiego na Siedlce. W następstwie tego władze carskie ogłosiły stan oblężenia; czterech uczestników napadu skazano na śmierć, wiele osób na zesłanie i ciężkie roboty. W początkach roku działalność konspiracyjna została w Królestwie wznowiona. Na wiosnę roku policja aresztowała niektórych uczestników spisku, a w ciągu dwu następnych lat rozgromiła go zupełnie. ¹⁰² $QGUaVV\ ]aľÇGaĄ V]HĝÉƝLHVLÛFLX PLlLRQμZ JXlGHQμZ –– po zawarciu pokoju w San Stefano, w marcu r., zebrały się w Wiedniu delegacje sejmu austriackiego i parlamentu węgierskiego, od których
ஃஐஆஔఝஂ ஓஔ Lalka