








Studiuj dzięki licznym zasobom udostępnionym na Docsity
Zdobywaj punkty, pomagając innym studentom lub wykup je w ramach planu Premium
Przygotuj się do egzaminów
Studiuj dzięki licznym zasobom udostępnionym na Docsity
Otrzymaj punkty, aby pobrać
Zdobywaj punkty, pomagając innym studentom lub wykup je w ramach planu Premium
Społeczność
Odkryj najlepsze uniwersytety w twoim kraju, według użytkowników Docsity
Bezpłatne poradniki
Pobierz bezpłatnie nasze przewodniki na temat technik studiowania, metod panowania nad stresem, wskazówki do przygotowania do prac magisterskich opracowane przez wykładowców Docsity
Nocy i dni, zadając pytanie o sposób, w jaki Dąbrowska wpisuje śmierć ... kiedy Bogumił Niechcic wziął Serbinów pani Mioduskiej w poręczającą admini-.
Typologia: Schematy
1 / 14
Ta strona nie jest widoczna w podglądzie
Nie przegap ważnych części!
Psychosomatyzacja śmierci w Nocach i dniach Marii Dąbrowskiej
u n i w e r s y t e t j a g i e l l o ń s k i
Tytuł opus magnum Marii Dąbrowskiej idzie na przekór zwyczajowi ję- zykowemu każącemu na pierwszym miejscu wymieniać pozytywnie na- cechowany element opozycji^1. Można uznać ten zabieg za sygnał pierw- szeństwa nocy w cyklicznym przebiegu życia, odnoszący się do ciemności matczynego łona bądź do toposu „nocy seksualnej” obrazującego moment poczęcia 2. Można usłyszeć w nim sugestię, że mrok i martwota stale podmi - nowują, kwestionują ludzką aktywność podejmowaną za dnia i wymagają wciąż ponawianego przezwyciężania. Lektura powieści i autokomentarzy Dąbrowskiej pozwala uruchomić także inne, metaforyczne konotacje obu członów opozycji. W okresie kończenia pracy nad Domowymi progami i krystalizowania koncepcji większego przedsięwzięcia epickiego, mającego rozwinąć wcześniejszy zamysł, pisarka notuje w swoim dzienniku: „Chcę
(^1) Świadczy o tym choćby zapisek samej Dąbrowskiej sporządzony w Dzienniku dnia 26 sierpnia 1927 roku: „W najzupełniejszym szczęściu d n i e i n o c e. Zupełne ogłu- pienie ze szczęścia. Stoję znowu jakby u progu życia, tak olbrzymiego i cudnego, aż dech zapiera”. M. Dąbrowska, Dzienniki 1914–1965 w 13 tomach, t. II, oprac. T. Drewnowski, Warszawa 2009, s. 43 [podkr. K.J.]. Wypada przy tym zaznaczyć, że popularność powie- ści Dąbrowskiej i jej wysokie miejsce w kanonie literackim wpłynęły na polszczyznę na tyle, że obecnie obie możliwe kolejności ułożenia tych słów wydają się naturalne. Zob. też E. Głębicka, Wstęp, [w:] M. Dąbrowska, Noce i dnie, t. I, Warszawa 2013, s. XXIII. (^2) Por. P. Quignard, Noc seksualna, przeł. K. Rutkowski, Gdańsk 2008.
Karina Jarzyńska
przedstawić w cyklu Pośród życia i śmierci rodzinę, która traci wszystkie dobra materialne, a zyskuje pomału dobra duchowe” 3. Zmiana tytułu zwiększyła jego interpretacyjny potencjał, podkreśliła wagę kryzysu jako punktu wyjścia utworu oraz rytmu dobowego jako ramy dla przedstawianej rzeczywistości. Wyłaniająca się z nocy codzienność bohaterów Dąbrowskiej jest jednak w epopei wciąż rozgrywana równo- legle do relacji między śmiercią i życiem, tak w wymiarze jednostkowym, jak społecznym czy ogólnoludzkim. Jak zwrócił uwagę Jan Tomkowski, śmierć jest obecna w tej powieści zastanawiająco często, „co więcej, nie- które postacie utworu najsilniej zaznaczają swą obecność dopiero w mo- mencie śmierci […]; [jej] bliskość […] sprawia, że skupia się na nich uwa- ga narratora”^4. Proponuję przyjrzeć się kilku „momentom tanatycznym” Nocy i dni, zadając pytanie o sposób, w jaki Dąbrowska wpisuje śmierć do swojej powieści, oraz o znaczenie uzyskiwane przez tę szczególną ak- torkę fikcyjnego świata.
Preludium Nocy i dni, za jakie można uznać Domowe progi, zostało spięte symptomatyczną klamrą. Początek utworu brzmi:
Pierwsze lata pożycia Barbary i Bogumiła Niechciców były ciężkie. Umarł im syn, dokuczała im bieda, nie mieli żadnych widoków na przyjaźniejsze jutro. Dopiero kiedy Bogumił Niechcic wziął Serbinów pani Mioduskiej w poręczającą admini- strację, nastał w ich życiu większy spokój. Dzieci, które teraz przychodził na świat, rosły zdrowo. Usposobienie pani Barbary zmieniło się co prawda, straciła spo- kój ducha, lecz za to była zdrowsza i nic nie zdawało się zagrażać bytowi domu 5.
W zakończeniu potencjalnie sielską scenę spacerujących o zachodzie słońca małżonków przenika ów niepokój, wypielęgnowany z upływem czasu przez Barbarę, która zastanawia się, czy dzieci nie są narażone na
(^3) M. Dąbrowska, Dzienniki 1914–1965, op. cit., t. II, s. 67 (zapis z 8 marca 1928). Zob. też E. Korzeniewska, Wstęp, [w:] M. Dąbrowska, Domowe progi, Warszawa 1969, s. 8. (^4) J. Tomkowski, W labiryntach „Nocy i dni”, [w:] idem, Don Juan we mgle. Eseje o wierno- ści, Warszawa 2005, s. 188. (^5) M. Dąbrowska, Domowe progi, op. cit., s. 17.
Karina Jarzyńska
przezwyciężenia oporów ze strony innych instancji psychicznych. Jak stwierdza psychoanalityk, „ja” staje „w obliczu pytania, czy ono również chce podzielić ten los, pozwalając powodować sobą sumie zaspokojeń nar- cystycznych”, docelowo jednak „pozostaje przy życiu, likwidując stosunek przywiązania do unicestwionego obiektu” 8. Po incydencie samobójczym Bogumił odzyskuje równowagę i wraca pomiędzy żywych: „oprzytomniał, wstał, wrócił do domu, a położywszy się na ławie, zasnął i spał koło dziesięciu godzin. Wstawszy, był już spokojny i zajmował się na równi ze wszystkimi pogrzebem oraz wysyłaniem wia- domości rodzinie” (ND I, 122). Nie jest to jednak ostateczny koniec jego pracy, lecz świadoma decyzja, by nie dać się zawładnąć cierpieniu. Dopie- ro gdy Barbara dochodzi do siebie, pozwala sobie na refleksję:
Gdy wspominał, płakał za tym, co przeminęło, lecz nie wspominając mógł na inny, jemu samemu nie dość pojęty sposób czuć minione dalej współprzy- tomne, obecne, wespół ze sobą żyjące, i nawet bardziej żyjące, niż kiedy to można było widzieć, dotknąć. Tak było i z Piotrusiem.
To zachowanie jest niemal podręcznikową ilustracją tezy Freuda, że w re- akcji na utratę „pojawia się postawa polegająca na uporczywym trzyma- niu się obiektu za pomocą halucynacyjnej psychozy życzeniowej”. I choć respekt przed rzeczywistością odnosi zwycięstwo, dzieje się to stopnio- wo, „przy wielkim nakładzie czasu i energii obsadowej; tymczasem zaś istnienie psychiczne utraconego obiektu nadal trwa. Każde ze wspomnień i oczekiwań, w których libido było związane z obiektem, jest wygaszane, nadmiernie obsadzane, po czym na każdym z nich zachodzi proces odry- wania od niego libido” 9. Inaczej Barbara – odmawia podjęcia pracy relokacji energii libidalnej, przez co niebezpiecznie zbliża się do śmierci. Nie idzie na pogrzeb Piotru- sia, leży w łóżku około tygodnia, najpierw gorączkując, później tylko pa- trząc w sufit i płacząc. Gdy w końcu wstaje, wykonuje domowe czynności
(^8) Z. Freud, Żałoba i melancholia, przeł. R. Reszke, [w:] idem, Psychologia nieświadomości, Warszawa 2009, s. 157. (^9) Ibidem, s. 148.
„jakby przez sen”. Każe się zaprowadzić na cmentarz i pada na grób syna; gdy Bogumił próbuje ją podnieść, okazuje się „ciężka jak zwłoki”. Od tej pory co dzień chodzi sama na cmentarz i spędza tam długie godziny. In- terwencja męża skutkuje następującym dialogiem:
Ta postawa i wynikające z niej praktyki prowadzą Barbarę do poważ- nej choroby, trwającej sześć tygodni; jak czytamy, „było z nią już tak źle, że kiedy raz wieczorem zadzwonili w kapliczce w dworskim par- ku, ludzie zaczęli mówić, że pewno pani Niechcicowa umarła i że to na nią dzwonią” (ND I, 126). Krytyczny stan żony prowokuje Bogumiła do opowieści o własnym doświadczeniu quasi-agonalnym, gdy znalazł się w zbiorowej mogile pod trupami powstańców w 1864 roku. Na pla- nie biograficznym było to dla niego inicjacyjne doświadczenie śmierci symbolicznej, skutkujące wzmocnieniem szacunku do życia; na planie wspólnotowym – klęska podminowująca wiarę w niepodległościowe wysiłki w całym pokoleniu. Dla partnerki Bogumiła decydująca jest jednak śmierć syna:
Kiedy pani Barbara wstała i żyć niby zaczęła, zdawała się być tylko śladem po samej sobie. […] Jedynym uczuciem, które pozostało w niej żywe, a nawet rozżarzyło się i wzmogło, był strach. A mimo że tak zbrzydziła sobie życie, najbardziej lękała się śmierci. […] Miała wciąż uczucie, że śmierć, która mog- ła zabrać Piotrusia, zniweczyć takie kochanie, tym łatwiej zmiecie ze świata wszystkich innych (ND I, 130).
Konfrontacja ze śmiercią dziecka lub (na poziomie symbolicznym) włas- ną jest doświadczeniem formacyjnym dla każdego z małżonków; w przy- padkach mniej radykalnych przypomina natomiast papierek lakmusowy ich stosunku do życia. Gdy w dniu ślubu przychodzi wiadomość o zgonie matki Bogumiła, jego reakcją jest spokojna, milcząca zaduma, Barbara zaś marzy o tym, żeby to okazało się pomyłką. Gdy niedługo później umiera
Psychosomatyzacja śmierci w Nocach i dniach Marii Dąbrowskiej
zostaje poddana somatyzacji prowadzącej do poważnych dysfunkcji ciała i do zgonu. Ten proces jest charakterystyczny dla zjawiska śmierci socjogennej, opisanego przez Marcela Maussa. Francuski socjolog opisywał je jako „gwałtowną śmierć jednostek, kiedy owe jednostki wiedzą lub wierzą (co wychodzi na to samo), że umrą, i dlatego właśnie umierają”^10. Przyczyną takiego procesu byłaby utrata przez daną osobę „łączności z potęgami lub rzeczami świętymi, w jakich znajdował(a) oparcie, zanim za sprawą czy to magii, czy to grzechu doszło do owej utraty. […] Jednostka taka umiera, ponieważ uważa się za winną lub poddaną działaniu czarów”^11. Maussa interesują przypadki odnotowane w społecznościach tradycyjnych i wyra- ża on wątpliwość, czy współczesna cywilizacja zachodnia spełnia warunki sprzyjające takiemu obrotowi spraw, czyli czy obecne są instytucje kon- trolujące wszystkich członków danej społeczności oraz czy istnieje system zakazów i tabu. Jednocześnie Mauss zauważa, powołując się na badania Goldiego, że jednostki wrażliwe, chwiejne psychicznie są szczególnie po- datne na tego typu sytuacje^12.
(^10) M. Mauss, Idea śmierci wpajana przez zbiorowość i jej wpływ na ciało jednostki (Austra- lia, Nowa Zelandia), przeł. J. Szacki, [w:] idem, Socjologia i antropologia, przeł. M. Król et al., Warszawa 1973, s. 463. Zob. też F. Rosiński, Śmierć psychogenna w społecznościach plemiennych, „Problemy Współczesnej Tanatologii” 2002, t. VI. (^11) Ibidem. (^12) „Ta fatalna skłonność, którą tak często obserwowano… i która doprowadza do śmierci po dłuższym lub krótszym okresie głębokiej depresji i braku chęci do życia, wypływa z zabobonnego lęku działającego na szczególnie wrażliwy system nerwowy”. W.H. Goldie, Maori Medical Lore: Notes on the Causes of Disease and Treatment of the Sick among the Maori People of New Zealand, as Believed and Practised in Former Times, Together with Some Account of Various Ancient Rites Connected with the Same, „Transactions of the New Zealand Institute” 1904, nr 37, s. 77, za: M. Mauss, op. cit., s. 478. A oto bardziej szczegółowy opis tego procesu, odnoszący się do rzekomo chwiejnych psychicznie Ma- orysów: „[jednostka] doznaje »porażenia« całego systemu nerwowego, nie stawia oporu ogarniającemu ja odrętwieniu, przyswaja sobie myśli o potworności swojego grzechu i beznadziejności swego położenia; pada ofiarą melancholii. Pogrąża się we wszechmoc- nej iluzji: obraziła bogów, a więc umrze. Przestaje interesować się światem zewnętrznym. Stan chorobowy jest bardzo ostry, depresja głęboka; ma miejsce utrata energii fizycznej i ta pochodna depresja obejmuje stopniowo wszystkie organy i funkcje życiowe usta- ją, praca serca słabnie, mięśnie drętwieją aż w końcu wytwarza się całkowita »anergia« czyli śmierć. Niezrównoważony umysł ulega bez walki naporowi zabobonnego strachu”, W.H. Goldie, op. cit., s. 79–81, cyt. za: M. Mauss, op. cit. s. 480.
Psychosomatyzacja śmierci w Nocach i dniach Marii Dąbrowskiej
Karina Jarzyńska
Współczesne badania podkreślają wagę czynnika afektywnego w prze- biegu procesu prowadzącego do tego rodzaju śmierci. Kluczowy jest w tym przypadku wstręt – afekt o charakterze pierwotnym, biogennym, adapta- cyjnym ewolucyjnie – na którym nadbudowany zostaje w toku społecz- nego uczenia wstyd – emocja wtórna, bardziej abstrakcyjna i możliwa do kontrolowania. Wstyd, wywołujący śmierć socjogenną, byłby w tym świe- tle konsekwencją wstrętu wobec samego siebie, silnym, bo będącym kon- sekwencją przekroczenia wyjątkowo istotnej społecznej reguły, tabu. Me- chanizm ten wyjaśnia Tomasz Sikora:
[…] przynajmniej niektóre przypadki śmierci socjogennej można tłumaczyć jako synergiczną amplifikację sprzężenia pierwotnego odruchu wstrętu, tym razem nakierowanego na siebie poprzez interioryzację normy społecznej i le- gitymizującego ją autorytetu, z reakcją skrajnego przerażenia zachodzącą w przestrzeni społecznych działań zrytualizowanych, czemu na planie neu- robiologicznym odpowiada chaotyczna desynchronizacja nerwowych ukła- dów współczulnego i przywspółczulnego, antagonizacja półkul dominującej i podporządkowanej oraz doznanie skrajnego stresu związane z zaburze- niem endoopiatowego procesora więzi społecznej i potencjalną dezafiliacją 13.
W przypadku Teresy instytucją kontroli byłyby społeczność Kalińca i panująca w niej małomiasteczkowa moralność oparta na katolicyzmie. Już Mauss zauważył, że chrześcijańską ideę „grzechu śmiertelnego” moż- na traktować dosłownie. „Owe stany beznadziejnej depresji są wywoły- wane przez najprawdziwsze choroby duszy, których przyczyną jest z ko- lei magia grzechu, każąca jednostce czuć się nie w porządku”^14. Jak się okazuje, Teresa faktycznie popełniła grzech kwalifikujący się do grona śmiertelnych w perspektywie rzymskokatolickiej – zdradziła męża, wda- jąc się w romans z Tadeuszem Krępskim. Prawdopodobnie spotykali się za granicą i podczas jednego z takich spotkań doszło do zerwania. Tezy
(^13) T. Sikora, Wstręt i śmierć socjogenna w Biblii hebrajskiej. Prolegomena, „Studia Judaica” 2011, nr 2, s. 240. Por. B. Lex, Neurobiology of Ritual Trance, [w:] E.G. d’Aquili [et al.], The Spectrum of Ritual: A Biogenetic, Structural Analysis, New York 1977, s. 117–151; B.W. Lex, Voodoo Death: New Thoughts on an Old Explanation, „American Anthropolo- gist” 1974, 76.4; R.M. Sapolsky, Dlaczego zebry nie mają wrzodów. Psychofizjologia stresu, przeł. M. Guzowska-Dąbrowska, Warszawa 2010, s. 44–62; E. Frecska, Z. Kulcsa, Social Bonding in the Physiology of Ritual Trance, „Ethos” 1989, 17, s. 70–87. (^14) M. Mauss, op. cit., s. 477.
Karina Jarzyńska
bezsenność, odmowa spożywania pokarmów oraz nader osobliwe z psycho- logicznego punktu widzenia przezwyciężenie popędu, który zmusza wszyst- ko, co żywe, do trzymania się życia^17.
W Nocach i dniach na pozór irracjonalne wyrzuty sumienia gnębią kil- ka osób, w tym Barbarę (po śmierci Piotrusia, Teresy i matki)^18. Każdora- zowo powoduje to u niej cierpienia natury psychosomatycznej: bóle serca, duszności, gorączkę. Szczególnie interesujący jest jednak stan bohaterki po tym, jak dowiaduje się o zdradzie Bogumiła. Wymaga wówczas cało- dobowej opieki i nie stroni od gorzkich uwag: „Mnie tam już nic po świe- cie. Tylko gdzie ja się teraz podzieję? – dodała z nagłą skłonnością do ją- trzenia swych ran” (ND II, 372). Zgodnie z teorią Freuda można ten obrót rzeczy interpretować jako melancholię, która przybiera postać sadyzmu skierowanego na obiekt utracony, poprzez samooskarżenia czy chorobę osoby odrzuconej. Podobnie postępuje Celina, która swoją śmiercią karze Janusza za to, że nie potrafił obdarzyć jej miłością.
Wśród tanatycznych prawidłowości Nocy i dni zwracają uwagę dwie zwią- zane z wiekiem. Gwałtowny zgon dotyka osoby młode, żyjące szczegól- nie intensywnie, mądrze czy też pięknie. Będące „pełnymi ludźmi”, jak ich określa autorka. Należą do nich wspomniani już Piotruś i Teresa, ale i ksiądz Komodziński, najlepszy z proboszczów pobliskiej parafii, któ- ry usiłował „przechodzić” zapalenie płuc. Pani Barbara komentuje jego śmierć: „tak nie dbał o siebie, że się zamęczył. Ale dobrzy ludzie nigdy o siebie nie dbają. Tak jakby naprawdę nie byli dla tego świata” (ND III, 187). Podobnie myśli po śmierci siostry: „to jest prawda, że ci, co najwięcej warci są żyć, umierają za młodo. Wszyscy najlepsi, najmilsi” (ND I, 197). Przy okazji śmierci Janusza dowiadujemy się również, jakiego typu ludzie
(^17) Z. Freud, op. cit., s. 149. (^18) Po śmierci Teresy zwierza się Bogumiłowi: „Ciągle mi się, wiesz, wydaje, że ta śmierć – to kara boska na mnie za to, że jestem taka… to jest, że nie jestem taka, jak być powinnam…” (ND I, 197); po śmierci matki: „Skowyt żałości, która wylewa się we łzach, kiedy ktoś bliski umrze, minął, ale targała nią teraz bezsilna, jałowa i przesadna rozpacz sumienia” (ND I, 235).
nie są skorzy do śmierci – o jego starszym bracie, bodaj najciemniejszym charakterze powieści, miejscowa Żydówka powiada: „Czy to takie pano- wie jak pan Anzelm, umierają? Takie nie umierają” (ND III, 217). Późna śmierć po spełnionym życiu pisana jest jednak (przez Dąbrow- ską) kilku powieściowym kobietom: matkom Bogumiła i Barbary oraz dwóm pracownicom folwarcznym, Żarnowskiej i Witkowej. Nadchodzi ona w momencie, gdy kobiety czują się już niepotrzebne^19. Wszystkie są wów- czas wdowami. Gdyby przenieść je w inny kontekst kulturowy, można by przyjąć, że spełniają warunki udziału w dżinijskim rytuale sallekhana, po- legającym na stopniowej, wolitywnej śmierci głodowej^20. Jest to forma wy- boru momentu śmierci przez osoby, które nie mają już zobowiązań wobec wspólnoty, a z uwagi na starość lub chorobę pragną ulżyć swemu cierpieniu. Seniorki z Nocy i dni w różnym stopniu godzą się z poczuciem zbęd- ności (najtrudniej przychodzi to matce Barbary; nie dostajemy informa- cji, jak radziła sobie matka Bogumiła), zaś kontekst kulturowy, w którym funkcjonują, nie przewiduje formy rytualnej, w jaką mogłyby przybrać swoje odchodzenie ze świata. Niemniej Dąbrowskiej udaje się sportreto- wać mechanizm znajdujący uzasadnienie na gruncie teorii ewolucji, któ- ra sprzyja powolnemu starzeniu się kobiet. Jak zaznacza Jerzy Vetulani:
[…] babki pełniły istotną rolę w wychowywaniu młodego pokolenia. Z męż- czyznami [ewolucja] postępowała jednak okrutniej, choć nadal racjonalnie, i dlatego wkrótce po obniżeniu się poziomu męskich hormonów płciowych (następującym jednak później niż u kobiet) występuje wyraźne pogorszenie funkcji poznawczych i szybsza śmierć 21.
Zgodnie z tą logiką Barbara przeżywa swojego męża. Wymuszone okolicznościami i wiekiem ustanie jej małżeńskich, matczynych i gospo- darskich zobowiązań zdaje się jednak otwierać nowy, obiecujący rozdział w jej życiu, miast znaczyć jego koniec.
(^19) Por.: „Pani Adamowa Ostrzeńska i świat stali naprzeciw siebie i przepaść była między nimi, a w otoczeniu babci nie było nikogo, co by jej pomógł znaleźć kładkę przez ową przepaść” (ND I, 217). (^20) Zob. K. Bajka, Sallekhana jako przykład śmierci wolitywnej, „Studia Religiologica” 2012, nr 1, s. 67–76. (^21) J. Vetulani, Kontrowersyjne problemy medycyny u progu nowego wieku, [w:] idem, Piękno neurobiologii. Komentarze i rozmowy, Kraków 2011.
Psychosomatyzacja śmierci w Nocach i dniach Marii Dąbrowskiej
rocznicę jego śmierci czytamy: „Dziś wszystko jest we mnie dla Mireń- ka. Od czasu, jak przez Niego poznałam śmierć, przeżywam dopiero na nowo i naprawdę śmierć wszystkich, którzy za mego życia odeszli. S e r c e p e ł n e t r u m n y. Tej żałoby nikt nie pojmie” [podkr. K.J.]^24. Noce i dnie towarzyszyły procesowi żałoby i sprzyjały jego zrozumieniu, a także peł- niejszemu przeżyciu, zarazem retroaktywnie oddziałując na wcześniejsze doświadczenia utraty. Jeden z uzyskanych w toku pracy wglądów znajduje artykulację w słowach Agnieszki Niechcic:
I myślę, że serce ludzkie to pogrzebowa kaplica, w której wciąż stoi jakaś trum- na. Niepodobna by tego znieść, gdyby nie przeświadczenie, że wszystko, co umiera, ożywa w innej postaci. Człowiek jest tajemnicą, z tajemnicy przybywa i w tajemnicę odchodzi… Chcieć o tym za dużo wiedzieć, jak księża, wydaje mi się grzechem pychy. Ale wystarczy mi zapomnieć o teologicznych dogma- tach, abym wierzyła w nieśmiertelność… nieśmiertelność Tatusia. Mówią, że to nasza słabość i żal dyktują taką wiarę, boć przybywa ona zwykle nie kie- dy indziej, tylko w chwilach żałoby. Lecz ileż zwykłych doczesnych tajemnic życia wychodzi na jaw dopiero w godzinę ciężkich przejść i wstrząsających przeżyć. Czemuż by i tajemnica zagrobowa nie miała się odkrywać w takich momentach nam, ludziom zwykłym, niezdolnym widzieć ją w powszednim biegu nocy i dni! A jeśli to jest urojenie naszej tęsknoty za umarłym, hipoteza osieroconego uczucia, to czyż i w materialnym życiu najryzykowniejsze uro- jenia i hipotezy nie okazują się w końcu sprawdzalną prawdą? (ND III, 288).
Padają one w ostatnim tomie powieści, po śmierci głównego protagonisty, Bogumiła. Tak jak Bogumił po śmierci Piotrusia pocieszał się „psychicz- nym istnieniem utraconego obiektu”, tak jego nieodrodna córka, Agniesz- ka, postępuje po śmierci ojca 25. To postawa pogodzenia z niezbywalnym
podłych zachceń, uczyń mnie, jakim ty byłeś, dopomóż, albo daj mi się z tobą złączyć moje najcudowniejsze ukochanie” (M. Dąbrowska, Dzienniki, op. cit., s. 11); 17 II 1926: „Ty obecny, bezpostaciowy a skryty pod postacią wszystkiego na co patrzę, masz w sobie życia o tyle więcej i takiś żywy, wiecznie obecny na sposób inny niż to, co my nazywa- my życiem. Tą obecnością jesteś ze mną. Czy to Ty pomogłeś nam uratować Józka? Jest mu lepiej” (ibidem). (^24) Ibidem, s. 23. (^25) Podobnie biegną myśli Lucjana, wdowca po Teresie. Opowiada Barbarze: „– Wyobraź sobie, ja wierzę, że ludzie po śmierci mają większą siłę oddziaływania niż za życia. Może dlatego właśnie odchodzą czasem tak nagle, że chcą lepiej nam pomóc. – Wierzysz w życie
Psychosomatyzacja śmierci w Nocach i dniach Marii Dąbrowskiej
Karina Jarzyńska
towarzystwem tajemnicy, pozwalająca z nią żyć z pomocą samodzielnie kreowanych obiektów zastępczych, jakimi mogą być efekty pracy pisma.
Tanatocentryczna lektura Nocy i dni okazuje się prowadzić w stronę życia, wskazując na dialektyczne napięcie między członami tytułowej opozycji jako najważniejsze paliwo znaczeniotwórcze tej powieści. Pozwala ono Dąbrowskiej stawiać pytania o cel płynącego czasu, warunki ludzkiego działania, a także konsekwencje różnych wyborów. Właśnie postawa wo- bec zmiany – tak w sferze prywatnej, jak i społecznej – wydaje się szcze- gólnie dotkliwie odbijać na kondycji fizycznej bohaterów 26. W odpowiedzi na listy czytelników, domagających się dalszego ciągu sagi o Niechcicach, autorka podkreślała: „wątek psychologiczny wszyst- kich postaci został rozegrany i wyczerpany, bez względu na to, czy postacie te żyją czy umierają” 27. Analiza wybranych epizodów powieści pozwoliła zauważyć, że kreśląc fabularną ścieżkę, na której bohaterowie ukazywali (niejednokrotnie zapętlone) kierunki swych przeznaczeń, Dąbrowska apli- kowała im hojne dawki zaburzeń psychosomatycznych. Bywają one reak- cją na doświadczenie prywatne albo objawem interioryzacji problemów społecznych. Pomiędzy tymi biegunami rozciąga się spektrum subtelnych relacji między wyzwaniami życia, ograniczeniami ciała a literaturą, do których eksploracji prowokują Noce i dnie.
pośmiertne? – rzekła pani Barbara z nadzieją i powątpiewaniem. – Tak… to jest – nie. Rozum oczywiście mówi mi, że go nie ma. Ale mimo to nie mogę się oprzeć przekonaniu, że śmierć… czy umarli… tak, umarli, przeobrażają wszystko z większą siłą niż żywi. Ja na przykład czuję się dzisiaj innym człowiekiem; zdolnym do Bóg wie czego. Aż czasem myślę – o, gdyby Terenia mogła mnie teraz widzieć, a potem sobie urągam – bałwanie, przecież po to odeszła, by cię takim uczynić” (ND I, 202). (^26) Lektura dolegliwości psychosomatycznych bohaterów epickich jako sygnału trudności, z jakimi wiąże się dla nich przejście od „materialnego” do „duchowego” stanu posiadania (będące formą mobilności społecznej), mogłaby zyskać ciekawy kontekst w zestawieniu z Nad Niemnem Elizy Orzeszkowej, gdzie – dodatkowo – mocniej wybrzmiewają cier- pienia związane z procesem formowania się narodu. (^27) M. Dąbrowska, Kilka myśli o „Nocach i dniach”, [w:] eadem, Pisma rozproszone, t. 2, red. E. Korzeniewska, Kraków 1964, s. 585. Przypominają się słowa, które Jacek Cygan dał wyśpiewać Edycie Geppert: „Jakie życie taka śmierć” (fragment piosenki Jaka róża taki cierń, 1984).