









Studiuj dzięki licznym zasobom udostępnionym na Docsity
Zdobywaj punkty, pomagając innym studentom lub wykup je w ramach planu Premium
Przygotuj się do egzaminów
Studiuj dzięki licznym zasobom udostępnionym na Docsity
Otrzymaj punkty, aby pobrać
Zdobywaj punkty, pomagając innym studentom lub wykup je w ramach planu Premium
Społeczność
Odkryj najlepsze uniwersytety w twoim kraju, według użytkowników Docsity
Bezpłatne poradniki
Pobierz bezpłatnie nasze przewodniki na temat technik studiowania, metod panowania nad stresem, wskazówki do przygotowania do prac magisterskich opracowane przez wykładowców Docsity
była „konstytucja” Rzeczypospolitej Obojga Narodów – artykuły henrykowskie ... słowniku sarmatyzm krótką i zabójczą definicją: nieokrzesanie.
Typologia: Publikacje
1 / 16
Ta strona nie jest widoczna w podglądzie
Nie przegap ważnych części!
Projekt dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu Promocja literatury i czytelnictwa – Czasopisma
Dodatek edukacyjny dla dzieci i młodzieży w ramach Magazynu Historycznego „Mówią wieki” o dziedzictwie kulturowym dawnej Rzeczypospolitej
Spis treści
Dariusz Milewski,
inspiracje II
Janusz Tazbir, Sarmatyzm V
Jarosław Dumanowski,
odrodzenia VIII
Bartłomiej Gudowski, Wojciech Kalwat, Wawelski blask IX
Wojciech Kalwat, Dobry pieniądz XII
Wojciech Kalwat, Sarmata w sądzie XIV
Anna Straszewska,
stroje, toaleta XV
Nr 2, październik 2015
R
eformy wojskowe Stefana Batorego i jego przewagi mi- litarne nad Moskwą wyniosły Rzeczpospolitą do rzędu mocarstw europejskich, a staropolska sztuka wojenna osiągnęła poziom zapewniający państwu hegemonię na polach bitew w ciągu kilku najbliższych dziesięcioleci. Dodajmy do tego znakomity rozwój polskiej literatury i samej polszczyzny – wtedy właśnie tworzą Jan Kochanowski i Mikołaj Rej, pojawiają się polskie przekłady Biblii. Świetnie rozwijało się szkol- nictwo, zarówno średnie (protestan- ckie i katolickie), jak i wyższe (w tym czasie wszechnicy doczekało się Wil- no). Przypomnijmy też niemałe osiąg- nięcia w zakresie tolerancji religijnej
Ruch egzekucyjny Jednym z ciekawszych – aczkolwiek niezupełnie orygi- nalnych – pomysłów na uzdrowienie finansów państwowych był ruch egzekucyjny (podobnie czynili m.in. Szwedzi
w XVI i XVII stuleciu, zresztą z niezłym skutkiem). Słowo „egzekucja”, czyli „wykonanie” − dziś zawężone właściwie do wykonania wyroku − odnosiło się do postanowionego, a nie stosowanego prawa. Ustrój Rzeczypospolitej, dla którego fundamentem była konstytucja Nihil novi z 1505 roku, zakładał współdziałanie trzech stanów sejmujących (króla, senatu i izby poselskiej) w stanowieniu prawa i zastrzegał sejm walny jako jedyne forum, na którym można było usta- nawiać prawa. Niestety, jak to często w dziejach bywało, dobra ustawa po- została na papierze. Sejmy walne zbie- rały się co prawda, ale królowie – Zyg- munt Stary i jego syn Zygmunt August
Panowanie Zygmunta Augusta (1548−1572) było przełomowe dla
ukształtowania się „klasycznego” modelu polsko-litewskiej państwowości.
Ostatni z Jagiellonów czynnie się w tym zasłużył, dokonując w sojuszu
ze szlachtą reformy skarbowości i doprowadzając do zawarcia realnej unii między
Królestwem Polskim a Wielkim Księstwem Litewskim. Zwieńczeniem tego procesu
była „konstytucja” Rzeczypospolitej Obojga Narodów – artykuły henrykowskie
później, już po śmierci ostatniego Jagiellona.
renesansowe ostatki,
manierystyczne inspiracje
Dariusz Milewski
Zygmunt August wg Jana Matejki, fot. Towarzystwo Przyjaciół Sztuk Pięknych w Krakowie
(na Litwie obowiązywał II Statut litewski), urzędów, admi- nistracji, skarbu i wojska. Rzeczpospolita Obojga Narodów składała się więc z dwóch połączonych państw, a jej władca zachowywał tytuły króla polskiego i wielkiego księcia litew- skiego. Wobec bezdzietności monarchy postanowiono też, iż nowego władcę Polacy i Litwini będą wybierać wspólnie. Unia miała jednak swą cenę. Magnateria litewska, godząc się na równouprawnienie szlachty, zastrzegła sobie utrzy- manie nad nią przewagi ekonomicznej (a w dalszej per- spektywie, jak się miało okazać, rówież politycznej). Dlatego na Litwie nie było egzekucji dóbr. To ustępstwo rychło za- trzymało ruch egzekucyjny także w Koronie. Mimo to związek państwowy okazał się trwały, a jego tradycje prze- trwały rozbiory Rzeczypospolitej.
o nowy kształt państwa Jednak by do tego doszło, należało dokończyć budowę nowego państwa. Zygmunt August zrobił wiele, ale nie wszystko. Umierając, pozostawił państwo rozległe, ale słabo scementowane (Litwini liczyli na odzyskanie strat terytorialnych z Lublina) i pozbawione kilku istotnych rozwiązań systemowych, np. sposobu obioru króla. Naród polityczny Rzeczypospolitej – senatorowie i szlachta – musiał sobie z tym poradzić sam. Trzeba przyznać, że zdał ten trudny egzamin. W ciągu najbliższego dziesięciolecia roz- wiązano najistotniejsze problemy państwa. Zacznijmy od zarządu krajem, który nie ma króla, i sposobu obrania monarchy. Inicjatywę w tym zakresie wykazała przede wszystkim magnateria, ustalając na zjeździe w Kaskach, że administrację kraju przejmie najwyższy dostojnik kościelny (i zarazem senator) – prymas Polski. Otrzymał on tytuł interreksa („międzykróla”). Konkurujący z nim marszałek wielki koronny Jan Firlej – czyli pierwszy minister świecki
ale ogół szlachty (elekcja viritim ). Postanowiono też, że elekcja będzie się odbywać w centrum wspólnego państwa – pod Warszawą. Pierwszego wyboru dokonano na polach wsi Kamień na prawym brzegu Wisły, jednak później utrwaliła się praktyka elekcji na polach wsi Wola, na zachód od Warszawy. Obiór nowego króla połączono z uchwaleniem dwóch zbiorów aktów prawnych. Były to tzw. pacta conventa oraz artykuły henrykowskie. Pierwsze były zbiorem zobowiązań nowo obranego władcy wobec poddanych (ciekawy pomysł, zwłaszcza gdy uświadomimy sobie chroniczną niesłowność elektów – nasi szlacheccy przodkowie zapewnili sobie udokumentowanie „programu wyborczego” władcy, co można mu było później przypominać). Artykuły henry- kowskie – nazwane tak od imienia pierwszego z królów elekcyjnych Henryka Walezego − były zbiorem zasad ogólnopaństwowych, których król zobowiązał się prze- strzegać. Ta pierwsza „konstytucja” Rzeczypospolitej sank- cjonowała ustrój monarchii mieszanej i obowiązywała przez kolejne 200 lat. Jednym z jej czołowych postanowień był nakaz regularnego zwoływania sejmów co dwa lata i ograniczenie ich trwania do sześciu tygodni. To miało gwarantować szlachcie rzeczywisty udział we władzy. Do tej pory król (na wzór zachodni zresztą) zwoływał sejm, kiedy chciał (a raczej, kiedy potrzebował), i obradował z nim tak długo, jak chciał (aż zmęczeni posłowie zgodzą się na wszystko, byle już wrócić do domów). Nowy zapis chronił szlachtę przed rządami pozasejmowymi oraz pozwalał jej udźwignąć niemałe koszty sejmowania (przy- pomnijmy – diet poselskich nie było, chyba że sejmik ziemski zapewnił utrzymanie swemu wybrańcowi). Dopełnieniem umacniania pozycji szlachty w państwie było scedowanie na nią przez króla prerogatyw sądowych. W tej sprawie ustąpił Stefan Batory. W zamian za zgodę na podatki na wojnę z Moskwą ustanowił w 1578 roku Trybunał Koronny, a trzy lata później Trybunał Litewski. Były to najwyższe sądy apelacyjne dla spraw cywilnych, sądzonych przez sądy ziemskie, zarówno w odniesieniu do szlachty, jak i duchowieństwa. Co ciekawe, w trybunałach sądzili deputaci wybrani przez szlachtę na sejmikach (oba- wiano się, iż zawodowi juryści będą stronniczy). Król i senat zachowali silną pozycję w państwie, a zasada zgody w podejmowaniu uchwał chroniła wszystkie trzy stany sejmujące przed dominacją jednego z nich. Niestety, zasada ta wyrodziła się później w liberum veto , jednak aż do połowy XVII stulecia sprawdzała się całkiem dobrze. Rzecz- pospolita ukształtowała się więc jako monarchia mieszana, gdzie każdy z sejmujących stanów miał coś do powiedzenia (mylne jest określenie „demokracja szlachecka”, gdyż sugeruje hegemonię izby poselskiej). Wszystkich tych zmian dokonano w drugiej połowie XVI wieku – od uwol- nienia króla spod zależności finansowej magnatów (ruch egzekucyjny) poprzez zjednoczenie Polski i Litwy oraz umocnienie pozycji szlachty (z początku najsłabszego z gra- czy) przez dopuszczenie jej do elekcji króla, utrwalenie instytucji sejmu walnego i oddanie jej prerogatyw sądowych.
Dariusz Milewski, historyk, pracuje na uniwersytecie kardynała stefana wyszyńskiego w warszawie, zajmuje się historią wojskowości staropolskiej
Szlachta domaga się od Zygmunta Augusta egzekucji praw, fot. archiwum „Mówią wieki”
Na
skutek wojen kozackich, najazdu szwedzkiego, zmagań z potęgą turecką w Rzeczypospolitej XVII stulecia narasta poczucie stanu ciągłego zagrożenia, powstaje rodzaj nerwicy narodowej. Na odcinku ideologii politycznej sarmatyzm stanowił jeden z jej przejawów. Był on typem kultury defensywnej, niejako odpowiedzią na utratę przez szlachtę przodującej w państwie pozycji, a przez Polskę stanowiska największego mocarstwa wschodniej Europy. Rozkwitał tym bardziej, im bardziej realnie istniejąca rze- czywistość przeczyła jego teoretycznym założeniom. Stanowił więc poniekąd zespół fikcji; zasięg i wpływy kultury sarmackiej sprawiają, iż można w niej widzieć za- razem prototyp kultury masowej w Polsce. O ile zaś przez swą teorię powstania państwa w drodze najazdu sarmatyzm był elementem dezintegracji kultury narodowej, o tyle
z drugiej strony przyczyniał się do nadania całości kultury szlacheckiej dość jednolitego wyrazu. Kultura polska XVII wieku oddziaływała na wschód i południe Europy, a poziom jej był daleko wyższy od tego, co oglądano w sąsiednich Prusach lub Rosji. Nie li- teraturą więc, sztuką czy nawet nauką, ale zasobnym skarbem, silną armią i sprawną administracją górowali nad pozbawioną tego wszystkiego Rzecząpospolitą jej najbliżsi sąsiedzi. Systematyczną i obliczoną na dłuższy dystans działalność aparatu państwowego zastępowała w Polsce improwizacja, wystarczająca do wygrania bitwy lub usunięcia najeźdźców z terytorium państwa, ale nieskuteczna na dalszą metę. W tych warunkach rozwija się właśnie sarmatyzm, sta- nowiący niejako afirmację naszej odrębności kulturalno-
Tekst pochodzi ze zbioruWęzły pamięci Niepodległej Polski,
Kraków–Warszawa 2014, wydanego przez Fundację Węzły Pamięci,
Muzeum Historii Polski, Wydawnictwo Znak,
s. 699–703. Śródtytuły pochodzą od redakcji.
sarmatyzm
Janusz Tazbir
Szlachta w mundurach wojewódzkich na polu elekcyjnym, fragment obrazu nieznanego malarza, fot. archiwum „Mówią wieki”
Opatrzności i własnej szabli, porażki przypisywano tole- rowaniu herezji i niedołęstwu dowódców. Każda epoka kryzysów oraz występowania zjawisk, których zrozumienie przerasta umysły współczesnych, rodzi zapotrzebowanie na najprostsze wyjaśnienia; właśnie dzięki swemu prymi- tywizmowi zyskują one zwolenników. To samo dotyczyło pojęć religijnych; upowszechnienie ich w dobie kontrre- formacji szło w parze, o czym piszemy w innym miejscu, z niesłychaną prymitywizacją tych wyobrażeń. Dzieje sarmatyzmu świadczą dowodnie, iż ta sama doktryna może w różnych okresach historycznych funk- cjonować w rozmaitej postaci: jako mit, którego głosicielem jest garstka pisarzy, jako ideologia wyciskająca swe piętno na kulturze narodowej, wreszcie jako relikt w świadomości społecznej. To ostatnie zjawisko zachodzi w dobie oświe- cenia: przez sarmatyzm należy wówczas rozumieć po- zostałości kontrreformacyjnej mentalności i barokowego stylu życia, występujące w wielu środowiskach szlacheckich. Stanowił on przejaw konserwatywnej reakcji na wszelkie próby reform ustrojowych, politycznych i społecznych. Jeśli zwolennicy oświecenia wypowiedzieli tak zdecydowaną walkę sarmatyzmowi, stało się to oczywiście nie dlatego, iż przeszkadzał im jego patriotyzm ciasny, ograniczony, ale niewątpliwie istniejący. Znalazł on swój wyraz w kon- federacji barskiej 1768–1772, która była nie tylko ostatnim rokoszem sarmackim, ale i zarazem pierwszym powstaniem narodowym. Bojownikom czasów stanisławowskich nie przeszkadzał również zbytnio złączony z sarmatyzmem katolicyzm, bo przecież oświecenie nie walczyło u nas tak bardzo z Kościołem. Głównym kamieniem obrazy był niewątpliwie konserwatyzm sarmatyzmu; postulat niedopuszczania do zmian stanowił bowiem kamień wę- gielny tego systemu. Wynikał on z logicznego zresztą przekonania, iż każda reforma, choćby najmniejsza, do- prowadzi do utraty przez szlachtę jej uprzywilejowanej pozycji. Z chwilą zaś załamania się dotychczasowej polityczno- -prawnej struktury Rzeczypospolitej musiał nadejść zmierzch sarmatyzmu. Do obalenia jego wpływów przyczyniło się również ponowne ściślejsze nawiązanie przez Polskę kon- taktów z kulturą zachodnioeuropejską. Nie bez znaczenia był tu także rozpad, pod wpływem przemian społeczno- -gospodarczych, jednolitej kultury szlacheckiej. Miasta zmów zaczynają odgrywać doniosłą rolę; między poziomem życia oraz wykształceniem średniego ziemiaństwa a stylem życia powstającej wtedy inteligencji miejskiej i patrycjatu zaznaczają się liczne zbieżności.
spóR o ocenę Choć w XVII stuleciu szlachta chętnie nazywała się Sarmatami, to jednak samo pojęcie sarmatyzmu było jej nieznane. Pojawia się ono dopiero w publicystyce oświe- ceniowej, po raz pierwszy w latach sześćdziesiątych XVIII stulecia. Od razu zresztą jako pojęcie negatywne. Wówczas to „Monitor” ogłasza całą serię artykułów piętnujących zatęchły i zaściankowy sarmatyzm jako coś, co nas odgradza od europejskiego Zachodu. W 1765 roku anonimowy
autor wyrażał wdzięczność dla współczesnych reforma- torów oświaty. Oni to bowiem, zrzuciwszy jarzmo gnuśnej niewiedzy, ośmielili się targnąć na bałwany sarmatyzmu , które przez dwieście lat naród nasz czyniły pośmiewiskiem uczeńszych. Publicystom wtórowali dramatopisarze, żeby przypomnieć tylko komedię Franciszka Zabłockiego Sar- matyzm (1785), wyszydzającą zaścianek szlachecki, po- grążony w ciemnocie. Z abominacją pisali o sarmatyzmie historycy literatury z pierwszej połowy XIX wieku, dla których lata 1620– 1760 były wiekiem teologiczno-panegirycznym (F. Bent- kowski). Jakże drogo kosztowało obłąkanie jednego wieku! Wokoło wzmagała się oświata Europy – my, nagle w nieszczęściach i ciemnocie pogrążeni, z świetności do poniżenia przyszliśmy
Prof. Janusz Tazbir, historyk, znawca dziejów kultury staropolskiej
C
echą charakterystyczną dawnej kuchni, zwłaszcza tej uboższej, były rośliny rosnące dziko (lebioda, pokrzywa, mniszek lekarski, czarny bez, dzika marchew, manna, barszcz zwyczajny itd.). Na przykładzie tekstu o barszczu zwyczajnym (nie mylić z trującym barszczem Sosnowskiego) możemy dostrzec nie tylko ich ważną rolę żywieniową, ale także zobaczyć, jak wraz ze zmianami kulinarnymi zmieniały znaczenia nazwy potraw. Barszczem określano dawniej zupę z rośliny zwanej barszczem, najczęściej kiszonym. Później w ten sposób zaczęto nazywać inne kwaśne zupy (np. żurek z zakwasu zbożowego lub zupę z kiszonych buraków). Cukier był używany jako lekarstwo albo przyprawa. Uważano, że jest produktem o wiele bardziej eleganckim, a nawet zdrowszym, niż swojski miód. O wytworności potraw decydowały głównie ostre, wschodnie przyprawy. Ponieważ za pokarm ludzi ubogich uznawano duże, chude ryby – np. suma, dorsza, a nawet sandacza − a najbardziej ceniono pokarmy tłuste (jedzone rzadko), to w przepisie na suma drogich przypraw nie ma. Jednak ostry, wyrazisty smak cenili także niezamożni, ryba jest więc doprawiona swojską musztardą, gorczycą, chrzanem, agrestem i octem. Z kolei umieszczony w naszym zestawie chleb królewski jest wypełniony smakiem importowanych, drogich migdałów, cynamonu i imbiru. Warto by takiej historii kiedyś posma- kować.
BaRszcz zwyczajny Niedźwiedzia łapa albo wodny barscz nie tylko do le- karstw, ale i do stołowych potraw przychodzi, zwłaszcza na wiosnę, gdy się z ziemie puscza, warząc go miasto jarzyny z inymi ziółmi, jako z chmielem młodym, z jaskrem albo żabińcem słodkim, z pokrzywami młodymi albo z szparagami, które gromowym korzeniem zowiemy. Jednak mniej go zawsze do używania brać niźli inych, bo by stolcem zbytnio purgował. Szymon Syreński, Zielnik herbarzem z ięzyka łacinskiego zowią, Kraków 1613
suM Mięso jego jest sprośne. Jest pokarm ubogich, którego masz pożywać z chrzanem albo z czosnkiem, albo z gor- czyczą, które ruspuść dobrem ocztem albo go też warz z agrestem (jestli możesz mieć), a będzie dobrze, a jestli nie masz agrestu, tedy go uwarzywszy, zalej ocztem dobrym, dajże mu wrzeć w oczcie długo, tedy wży będzie smacz- niejszy. Jest ci rzeczna ryba rzek wielkich. Pożytek jego jest ten, iże ubogiem mięso, a żebrakom kości grzbietowe na pacierze się przydadzą. Stefan Falimirz, O ziołach i mocy ich , Kraków 1534
konfekt z jęczMienia Bywa z jęczmienia konfekt albo elektuarz ku ochłodzeniu żołądka i wątroby, zwłaszcza [w] lecie, a czasu gorącego, tym obyczajem: obwarzywszy go dobrze w wodzie, potym przesuszyć albo nad ogniem przysmażyć, tak iżby mógł być stłuczon jako mąka, też więc mąkę przyprawić czyście z cukrem albo z miodem jako elektuarz, i pożywać czasu potrzeby. Jest też dobra ta confectia przeciw pragnieniu, a to pijąc, roztworzywszy wodą albo na łyżce rozwodniając, wpuszczać w usta po trosze. Pietro de Crescenzi, O pomnożeniu i rozkrzewieniu wszelakich pożytkow , Kraków 1571
chleB kRólewski tak czynią Weźmi migdałów słodkich funt 1, dobrze uchędożonych, wlej wódki cynamonowej palonej, a mocz je tak przez noc, dnia trzeciego stłucz je społem miałko, przyłóż czystego cukru miałko tłuczonego jeden funt albo pół, a zaczyń ciasto, czyńże z niego chleby, jakim kształtem chcesz mieć. Niektórzy miasto cukru przykładają cynamonu miałko tłuczonego z imbirem. Takowy chleb posila wnątrze i siły wzbudza zamilkłe. Alexego Pedemontana tajemnice , Kraków 1999 (pierwsze wydanie: Sekrety wielebnego Aleksego z Piemontu , Kraków 1568)
Renesansowa kuchnia była w dużym stopniu kontynuacją sztuki kulinarnej epoki średniowiecza.
Jednocześnie ludzie odrodzenia powoływali się na wzorce starożytne, rozczytywali
w traktatach dietetycznych z czasów rzymskich i z upodobaniem używali produktów kuchni
śródziemnomorskiej. Uwielbiali ostry smak azjatyckich przypraw, które chętnie łączyli z cukrem,
octem lub cytryną. Przyjrzyjmy się kilku wybranym przepisom i poradom kulinarnym
z XVI wieku i potraktujmy je jako źródła historyczne − bo przecież nimi są.
Jarosław DuManowski
Jarosław DuManowski, historyk, znawca dziejów tradycji kulinarnej
Renesansowe Budowanie W połowie XVI wieku krakowskie Sukiennice strawił pożar. Odnowiono je w nowym, renesansowym stylu. Wzorcowe dla innych budowli stały się ich sklepienia, loggie w krótszych bokach budowli, a także attyki, które przesłoniły dach. Te trzy elementy chętnie powtarzano w wielu nowych oraz starych, poddanych renowacji bu- dynkach. Zastosowanie attyki miało względy praktyczne i estetyczne. Kamienny grzebień wedle ówczesnych nie tylko był elegancki, ale miał również utrudniać rozprzest- rzenianie się pożarów, które były prawdziwym utrapieniem średniowiecznych miast. Attyki złożone zazwyczaj z fryzu i grzebienia zasłaniały wysokie dachy budynków. Niekiedy były wyższe od kondygnacji, co sprawia wrażenie zaburzenia proporcji pomiędzy wysokością budynku a wielkością attyki. Względy estetyczne i utylitarne doprowadziły też do zmian konstrukcyjnych dachów. Smukłe gotyckie szczyty zastąpiono dachem wklęsłym, który kształtem przypominał literę M: wyższe elementy dachu wspierały się na muro- wanych ścianach zewnętrznych i były nachylone do we- wnątrz. W 1544 roku rada miejska Krakowa, powołując się na względy przeciwpożarowe, zalecała stosowanie dachów wklęsłych. Ojczyzną attyk jest północna Italia. Tamtejsze budynki obronne posiadały grzebienie, które wieńczyły mury obron- ne, zasłaniając chodniki dla załóg twierdz. Przybierały formę prostokątnych zębów, ale były też okrągłe, pół- lub ćwierćokragłe. Takie są np. na zamku w Ząbkowicach Ślą- skich czy w obronnym kościele parafialnym w śląskim Paczkowie. Dodać należy, że czasem w attykach umieszczano otwory strzelnicze − pełniły wtedy funkcje obronne.
Jednak najczęściej powtarzanym na ziemiach polskich (zwłaszcza w Małopolsce) wzorem były attyki zastosowane na wawelskim zamku i w krakowskich Sukiennicach. Były one kopiowane w różnych budynkach miejskich: halach targowych, ratuszach, bramach, wieżach i budynkach mieszkalnych. Attyki posiadały także zamki. Ślady tej mody do dzisiaj można oglądać w ratuszach Sandomierza, Tarnowa czy Chełmna, choć każdy z nich różni się od siebie stylem, wielkością i zastosowaniem elementów zdobniczych. Te zaś, z początku zębate czy koliste, zaczęły zmieniać kształty. Attyki zdobiono zatem obeliskami, ślimacznicami, ster- czynami i maszkaronami. Ponadto wiele z attykowych wnęk czy pilastrów było zapewne ozdabianych malowidłami. Duma z osiągnięć polskiego renesansu jest uzasadniona. Prawie każdy jednym tchem potrafi wymienić sztandarowe zabytki z XVI wieku. Jednak to attyka jest chyba najtrwalszym dziedzictwem tamtej epoki. By się o tym przekonać, wystarczy stanąć przed warszawskim Pałacem Kultury. Przy wznoszeniu budowli projektanci uwzględnili narodowe, polskie dziedzictwo, w tym właśnie attyki. I to jest zapewne największy chichot historii, że sowieccy planiści przypomnieli o nadwiślańskim dziedzictwie w najbardziej socrealistycznym budynku w polskiej stolicy.
nowe Budowle w nieco staRyM stylu Ale przebudowywano również gotyckie warownie. Wygląd zmieniły królewskie zamki. Na nowo wybudowano monarszy pałac – wieżę w Piotrkowie, i zmieniono wygląd warowni w Niepołomicach. W ślad za monarchą poszli możnowładcy: wygląd zmieniła np. Pieskowa Skała, siedziba Szafrańców, w renesansowym stylu wybudowano zamek w Brzeżanach. Do budowania wzięli się także mniej zamożni. W ten sposób powstały eleganckie wille, np. Willa Decjusza w Woli Justowskiej (dziś część Krakowa), czy dwory obronne, jak ten w Szymbarku. Renesans to nie tylko architektura świecka, ale i sakralna. Trzeba jednak przyznać, że XVI stulecie, wiek religijnego fermentu, nie sprzyjał budowaniu kościołów, lecz raczej skromnych i prostych zborów. Nieco inaczej było na Ma- zowszu: tu budowano i przebudowywano więcej niż gdzie indziej. Największymi inwestycjami były całkowita prze- budowa płockiej katedry oraz kolegiata w Pułtusku. Ten ostatni kościół został ozdobiony wspaniałą kaplicą biskupa Andrzeja Noskowskiego i sklepieniem kolebkowym de- korowanym kasetonami. Podobnie stało się ze świątyniami m.in. w Broku i Brochowie. Przy czym bryła brochowskiego kościoła nie przywodzi na myśl odrodzenia, lecz raczej ro- manizm. Renesans kryje się wewnątrz. Ta archaizacja nie jest czymś wyjątkowym w ówczesnym budownictwie. Jej innym przykładem jest zamek Bonerów w Ogrodzieńcu. Jego właściciele przybyli nad Wisłę z Alzacji i po nadaniu indygenatu poprzez wzniesienie „bardzo starej” rezydencji, chcieli ukryć fakt, że są ludźmi nowymi wśród polskiej elity. Dlatego wśród jurajskich ostańców wznieśli rezydencję której zewnętrzna forma przypominała średniowieczne zamczysko z wieżami obronnymi; miała ukazywać zarówno dawność, jak i rycerskość bankierskiego rodu.
Ratusz w Sandomierzu, fot. Wojciech Kalwat
Miasto idealne Jan Zamoyski to najbardziej krwista postać drugiej połowy XVI stulecia. Ten syn śred- niozamożnego szlachcica zrobił oszałamiającą wprost karierę i odcisnął niezatarte piętno na narodowej historii. Jako młodzian ruszył w świat po naukę. Wędrując poprzez Francję i Niemcy, dotarł do italskiej Padwy, gdzie został obrany na rektora tamtejszej akademii. Po powrocie do kraju rozpoczął karierę w kró- lewskiej kancelarii. Dzięki ponadprzeciętnym zdolnościom stopniowo piął się w dworskiej hierarchii. Jego kariera przyspieszyła za pa- nowania Stefana Batorego. Zamoyski stał się najbliższym doradcą i powiernikiem monarchy, a kanclerstwo i hetmaństwo oraz ślub z kró- lewską bratanicą były tego jawnym dowodem. I choć później walnie przyczynił się do elekcji Zygmunta III, to drogi nowego monarchy i kanclerza szybko się rozeszły. Młody król nie bez racji obawiał się pragmatycznego polityka, ten zaś przeszedł do opozycji wobec władcy. Wielki kanclerz i hetman przeszedł do historii nie tylko ze względu na swe dokonania polityczne i militarne. Był jednym z największych polskich mecenasów kultury. Dzięki skrupulatnie gromadzonemu majątkowi stać go było na utrzymanie dużego dworu, prywatnego wojska, ale i na wiele inwestycji gospodarczych i kulturalnych. Największa z nich to Zamość, lokowany w 1580 roku, uznany po- wszechnie za renesansowe miasto idealne. Nie ma w tym przesady. Zamoyski powierzył zaplanowanie miasta wło- skiemu architektowi Bernardo Morandowi, który zna- komicie wywiązał się ze swego zadania. Oś miasta wy- znaczała ulica biegnąca z zamku do głównego rynku, przy którym wzniesiono szereg kamienic i wychodzący z jednej z pierzei ratusz (obecny wygląd zawdzięcza późniejszym przebudowom). Oś poprzeczną wy- znaczało połączenie trzech zamojskich rynków, od których wychodziła regularna siatka ulic. Takie roz- planowanie, oprócz względów utylitarnych, miało też przesłanie ideologiczne. Dominujący nad mias- tem zamek stanowił jego głowę i symbolizował właściciela i kierownika miasta. Ramiona two- rzyły kolegiata Zmartwychwstania
Pańskiego i św. Tomasza Apostoła oraz Akademia Zamojska, które miały oznaczać dwa filary: wiarę i naukę. Korpus stanowiło miasto i mieszczanie, którzy swą pracą i zaradnością podtrzymywali pozostałe filary. Zamość to miasto renesansowe, w zasadzie już manie- rystyczne. Jednak jego specyfikę tworzyły nie tylko zamek, kościoły i zabudowa, ale także nowoczesny jak na tamte czasy system fortyfikacyjny. Miasto zostało opasane wałami obronnymi wzmocnionymi przez bastiony, które symbo- licznie tworzyły ręce i nogi, broniące głowy, ramion i korpusu miasta. Fosa i spiętrzone rozlewisko rzeki Łabuńki uzupełniały system obronny. I trzeba przyznać, że mo- dernizowana później twierdza z powodzeniem opierała się wrogowi. Bezskutecznie szturmował ją zarówno Bohdan Chmielnicki, jak i Karol Gustaw. Ciekawą i dra- matyczną historię obrońcy zamojskiej twierdzy napisali w czasach wojen napoleońskich i powstania listopado- wego.
Zamojski ratusz i kamienice ozdobione attykami, fot. Wojciech Kalwat
Plan Zamościa zCivitates orbis terrarum Georga Brauna i Fransa Hogenberga
barTłoMieJ GuTowski, historyk, pracuje w instytucie Historycznym uniwersytetu kardynała stefana wyszyńskiego w warszawie
woJciecH kalwaT, historyk, redaktor Magazynu Historycznego „Mówią wieki”
że uczyniono to szybko. Do obiegu weszły nowe monety. W 1614 roku na rynek trafił półtorak (półtora grosza), moneta o niższej zawartości srebra niż jej nominalna wartość. Był za to łudząco podobny do cesarskich groszy. Przy- puszczać zatem należy, że celem tej emisji był eksport. Z podobnych po- wodów bito trzykrucierzówki, które wysyłano na Śląsk.
tylko gRuBy pieniądz Ogrom produkcji mo- nety drobnej doprowadził do zwiększenia różnic kursowych między walutą zdaw- kową a grubą. Aby to zmienić, postanowiono zaprzestać produkcji niskich nominałów. Od 1627 roku do końca pa- nowania Władysława IV produkowano więc wyłącznie monetę grubą. Jednak nie poprawiło to sytuacji. Zaczęła się spekulacja polską walutą, którą wywożono za granicę – skut- kiem był odpływ srebra z kraju. Jednak trzeba przyznać, że monety wówczas produkowane prezentowały się okazale.
Wizerunki monarchów były niezwykle precyzyjne, zwłasz- cza Władysława IV − ubranego od zbroi i korony po koronki, modne stroje i ufryzowane peruki.
pieniądz podaRunkowy Donatywy miejskie produkowane w Elblągu, Gdańsku i Toruniu są monetami wyjątkowymi. Ich nazwa wywodzi się od łacińskiego słowa donum , czyli dar. Bito je przez cały XVII wiek jako podarunek od wymienionych miast dla władcy lub ludzi z jego otoczenia. Najczęściej były złote, zdarzały się też srebrne. Na tych starannie wyko- nanych monetach umieszczano portrety władców, herby miejskie i często panoramy miast, w których je wybito.
Waga, wielkość i zawartość kruszcu świadczyły o zamożności mieszczan. I choć dla wielu właśnie kruszec był najważ- niejszy, to dla innych monety te miały znaczenie symbo- liczne. Dumne miasta pilnie strzegące swych przywilejów (m.in. menniczych), bijąc donatywy, manifestowały swoją wyjątkową pozycję w państwie. Oprócz tego donatywy były nośnikiem propagandowych treści. Monety stały na najwyższym poziomie artystycznym, najlepsi me- dalierzy i rytownicy dbali, by te metalowe krążki były małymi dziełami sztuki. Darując je królowi oraz wpływowym dworzanom, zyskiwano ich przychylność. Choć przyznać trzeba, że czasem nie kłopotano się produkcją donatyw i na dary przeznaczano monetę obiegową.
woJciecH kalwaT, historyk, redaktor Magazynu Historycznego „Mówią wieki”
złoty okres polskiego mennictwa – i to w sensie dosłownym – to czasy zygmunta iii wazy. nigdy przedtem ani potem nie wyprodukowano tyle monet ze złotego kruszcu (dukatów i ich wielokrotności). było to możliwe, bo za eksportowane polskie produkty rolne i leśne płacono złotem. w 1621 roku w bydgoszczy wybito największą polską monetę ze złota. Ten kolos miał średnicę 69 mm i ważył 348,32 g (tyle co 100 dukatów). Tym samym stemplem bito monety o mniejszej wadze (40−90 dukatów). Twórcą tych wspaniałych monet był najwybitniejszy reprezentant polskiego medalierstwa, szwajcar samuel ammon. niezwykle dbał o detale i formę, które często są widoczne dopiero pod lupą. w ten sposób można dostrzec na studukatówce maleńkie daty i inicjały medaliera.
Czterdziestodukatowa złota moneta Zygmunta III
Donatywa gdańska Władysława IV z 1647 roku. Na awersie umieszczono portret monarchy. Rewers przedstawia panoramę Gdańska: obwarowania, bramę, fosę, zabudowę miasta z wystającymi wysoko wieżami kościołów i budynków świeckich. Na nieboskłonie widoczny hebrajski napis Jahwe, na dole trzymany przez dwa lwy herb Gdańska. Napis na rewersie: EX AVRO SOLIDO CIVITAS GEDANENSIS FIERI FECIT (Z czystego złota miasto Gdańsk kazało wykonać)
Donatywa toruńska Jana Kazimierza z 1659 roku. Awers wyobraża podobiznę monarchy. Na rewersie przedstawiono panoramę miasta: mury obronne, dachy i wieże kościołów, ratusza i mieszczańskich kamienic. Na pierwszym planie widoczny jest most przez Wisłę, po której płyną łodzie. Na niebie dwa anioły podtrzymują herb Torunia. Napis na rewersie brzmi: EX AVRO SOLIDO CIVITAS THORVNENSIS FIERI F(ECIT) (Z czystego złota miasto Toruń kazało wykonać)
S
ądzić się nie było sprawą ani łatwą, ani tanią. Jednak szlachta nie unikała procesów. Nierzadko sądowe zma- gania trwały latami, a nawet pokoleniami – dziedziczenie procesu nie było rzeczą wstydliwą. Trzeba przyznać, że procesowano się wytrwale, nie szczędząc kosztów i pod lada pozorem. Niektórzy nie poprzestawali na jednym procesie. Dla przykładu książę Janusz Zbaraski w latach 1572−1607 występował przed sądem aż 150 razy. Prawdziwi pieniacze sądowi zdarzali się też wśród mniej zamożnych. Przykładem choćby Walerian Nekanda-Trepka, autor słyn- nego Liber chamorum. Polskie prawo było niezwykle skomplikowane. Opierało się zarówno na prawie stanowionym, wykładniach prawa, jak i na zwyczaju. Trzeba było mieć wiele doświadczenia
istotne były jednak prawa miejskie i ziemskie. Obydwa wzajemnie się przenikały, jednak to pierwsze, oparte na Zwierciadle saskim (zwanym saksonem), odznaczało się bez- względną surowością. Szlachta mogła dochodzić prawdziwych i domniemanych krzywd w sądach. Pierwszą instancję stanowiły sądy grodzkie, ziemskie i podkomorskie, które zajmowały się wyłącznie sprawami granicznymi. Dwa ostatnie nie posiadały siedzib i zbierały się w razie potrzeby (podkomorskie) lub kilka razy do roku w wyznaczonych miejscach. Z czasem znaczenie sądu ziemskiego zmalało, a jego kompetencje przejęły dzia- łające permanentnie sądy grodzkie. Istniały przy nich także urzędy grodzkie, odpowiedzialne za prowadzenie ksiąg grodzkich, w których dokonywano wpisów wieczystych − różnorakich transakcji, testamentów, zapisów, a także oblatów publicznych, np. uchwał sejmowych czy sejmikowych oraz treści wyroków sądowych. Sądy grodzkie orzekały zwłaszcza w tzw. czterech artykułach grodzkich: napad na dom szla- checki, napad na drodze, podpalenie i gwałt. Sądownictwo szlacheckie ulegało zawieszeniu w okresie bezkrólewi, a jego kompetencje przejmowały sądy kapturowe. Instancją odwoławczą był sąd królewski, a później try- bunały: Koronny (od 1578 roku) oraz Litewski (od 1581 roku). W trybunałach zasiadali wybierani na sejmikach deputaci oraz przedstawiciele kapituł. Trybunał Koronny dwa razy w roku zbierał się w Piotrkowie i rozstrzygał sprawy z Wielkopolski oraz dwukrotnie w Lublinie, gdzie rozpatrywano sprawy z Małopolski. Z czasem sądy stały się bardzo ociężałe. Nie da się tego powiedzieć o niezwykle sprawnie działającym sądzie mar- szałkowskim, który rozpatrywał sprawy porządku i bez- pieczeństwa w miejscu rezydowania króla. Sprawny był również wywodzący się z monarszego sąd asesorski, który orzekał w sprawach miast królewskich i kwestiach gra- nicznych pomiędzy królewszczyznami a dobrami prywat- nymi. Ostatnim rodzajem sądu, o jakim wspomnimy, był wyjątkowy sąd sejmowy, który roztrząsał sprawy urzędnicze i zbrodnie zdrady stanu.
Sąd ziemski, rycina zeStatutów i metryki przywilejów koronnych Stanisława Sarnickiego, 1594 rok, fot. Wikipedia
Polskie prawo jak pajęczyna, bąk się przebije, ale nie muszyna – to popularne przysłowie opisywało wymiar
sprawiedliwości w dawnej Rzeczypospolitej. Możny – więc silniejszy – mógł, jeżeli nie wpłynąć na
orzeczenie sądu, to chociaż zlekceważyć jego wyrok. Przynajmniej do czasu, kiedy nie znalazł się jego mocny
egzekutor. Za niestawienie się w sądzie lub jawne lekceważenie jego postanowień groziły duże kary;
niektóre, jak infamia i banicja, były nie lada straszakiem na szlachtę. Byli jednak i tacy, którzy niewiele sobie
robili z prawa, np. sławny warchoł Samuel Łaszcz, który swoją delię kazał ponoć podszyć sądowymi
wyrokami. Mógł sobie na to pozwolić, ponieważ jako zawołany żołnierz cieszył się hetmańską ochroną.
sarmata w sądzie
woJciech kalwaT
woJciecH kalwaT, historyk, redaktor Magazynu Historycznego „Mówią wieki”
tzw. czapragą. Strojem zbliżonym i trudnym do odróżnienia od delii bez kołnierza była szamerowana na piersiach fe- rezja.
delia kRóla stefana Pochodzenie delii budzi sporo wątpliwości, ale podo- bieństwo do wierzchniego ubioru węgierskiego, tzw. mente , pozwala przyjąć hipotezę, że właśnie stamtąd się wywodzi. Co ciekawe, węgierscy badacze uważają, że na słynnym portrecie Marcina Kobera Batory ma na sobie mente , podczas gdy Polacy widzą w nim delię. Spodni ubiór króla w Polsce interpreto- wany jest natomiast jako żupan, a na Węgrzech dołoman − kaftan do żupana podobny, z prostszym sposobem wszycia rękawów bez podkroju pachy. W Polsce był na tyle popularny, że nawet żupan się do niego upodobnił − dodawano mu węgierski kołnierz stójkę (niski z przodu, wysoki z tyłu) i charak- terystyczne wykończenie rękawów w formie tzw. psiego ucha, czyli mankietu o kształcie języka za- krywającego wierzch dłoni. Dopełnieniem ubioru pol- skiego stało się, również przejęte z Węgier, obuwie z krótką, do- chodzącą do kostek cholewką, sznurowaną po wewnętrznej stronie. Do strojów reprezenta- cyjnych wykonywano je z żółtego safianu. Nowością były nieznane wcześniej w modzie europejskiej wysklepione do przodu obcasy opatrzone podkówką − wywo- dziły się one z Persji, gdzie sto- sowano je do butów jeździeckich dla lepszego blokowania stopy w strzemionach. W XVII wieku pod wpływem stroju polskiego obcasy rozpowszechnią się w mo- dzie zachodnioeuropejskiej, za- równo w dworskim obuwiu męskim, jak i kobiecym. Polaków w tym czasie zaczęła również wyróżniać fryzura. Wzorem wschodnim, początkowo na Litwie i Rusi, a później także w Koronie, przyjął się zwyczaj strzyżenia włosów na okrągło i podgalania z tyłu głowy. Już w 1544 roku kanonik lwowski Adam Lubelczyk pisał, że mężczyźni poczęli nosić na pół ogolone głowy, obnażone aż po czubek. Popularne były też obfite wąsy i długie brody, charakteryzujące wiek dojrzały. Wśród nakryć głowy, obok niskich kołpaków z szeroką futrzaną opuszką, dużą popularnością cieszyły się okrągłe filcowe czapki nacinane po bokach z odwiniętym z przodu brzegiem, tzw. magierki lub batorówki (zwane tak na cześć króla Stefana).
kształciczki W strojach kobiecych w drugiej połowie XVI wieku nie dokonała się tak istotna zmiana stylu jak w przypadku ubiorów męskich. Nadal stanowiły one mieszaninę cech rodzimych i zachodnich, choć te ostatnie występowały za- zwyczaj w uproszczonej i zapóźnionej formie. Upowszechniły się zwłaszcza suknie z kształtem, czyli stanikiem bez rękawów, noszone niezależnie od pory roku. Chwalili je i zalecali mo- raliści. Jeszcze w 1600 roku Piotr Zbylitowski pisał w Przyganie Wymyślnym Stroiom Białogłowskim : Sukienka prostym krojem zawsze najcudniejsza/ Przey rękawów kształ- ciczek, to tak subtelniejsza. Wzorem mody hiszpańskiej stanik najczę- ściej był teraz zabudowany pod szyję i wykańczany białą płócienną kryzą, czyli marszczonym, ota- czającym szyję kołnierzem w for- mie koła, który ograniczył no- szenie podwiki, zwłaszcza przez młode mężatki. Spódnice, często jeszcze układane w renesansowe rurkowate fałdy, zmieniły fason ze stożkowatego na dzwonowaty, uzyskiwany dzięki halce z wikli- nowymi obręczami, zwanej u nas fortugałem i również przejętej z mody hiszpańskiej. Strój kobiecy miały prze- de wszystkim charakteryzować skromność i stateczność. Nawet bardzo młode mężatki przy uro- czystych okazjach nosiły proste czarne suknie; spod nich widać było białe, często haftowane nawet złotem rękawy koszuli i krezę. O bogactwie stroju świadczyła przede wszystkim noszona wręcz w nadmiarze biżuteria. Różne formy przyjmowały natomiast wykonywane ze złotolitych tkanin czepce mężatek: rogate kornety, osłaniające czoło naczelniki, koliste kapiki czy kwefy. Jednak na port- retach zawsze skrywa je długi, sięgający nawet ziemi, biały rańtuch. Zimą na czepce i rańtuchy nakładano dodatkowo futrzane czapki − w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XVI stulecia modne były charakterystyczne cylindryczne kołpaki wydłużone z tyłu i po bokach. Niezamężne dziewczęta nadal nosiły pańskie toczenice i wianki, choć najczęściej za- kładane już na gładko zaczesane i spięte włosy (kreza unie- możliwiała ich rozpuszczenie). Jeszcze wiele dziesięcioleci będzie musiało upłynąć, zanim Polki – choć tylko nieliczne − będą mogły pozwolić sobie na układanie włosów w modne fryzury.
anna sTraszewska, historyk sztuki, kostiumolog, pracuje w instytucie sztuki Polskiej akademii nauk w warszawie
Marcin Kober, portret Anny Jagiellonki w stroju koronacyjnym, fot. archiwum „Mówią wieki”