Docsity
Docsity

Przygotuj się do egzaminów
Przygotuj się do egzaminów

Studiuj dzięki licznym zasobom udostępnionym na Docsity


Otrzymaj punkty, aby pobrać
Otrzymaj punkty, aby pobrać

Zdobywaj punkty, pomagając innym studentom lub wykup je w ramach planu Premium


Informacje i wskazówki
Informacje i wskazówki

Zainteresowanie Młodej Polski epopeją a „Chłopi” Reymonta, Publikacje z Filologia polska

Artykuł opublikowany w: Słupskie Prace Filologiczne

Typologia: Publikacje

2019/2020

Załadowany 21.08.2020

Kaliber_44
Kaliber_44 🇵🇱

4.5

(13)

95 dokumenty

Podgląd częściowego tekstu

Pobierz Zainteresowanie Młodej Polski epopeją a „Chłopi” Reymonta i więcej Publikacje w PDF z Filologia polska tylko na Docsity!

Tadeusz Linker

Zainteresowanie Młodej Polski

epopeją a „Chłopi” Reymonta

Słupskie Prace Filologiczne. Seria Filologia Polska 1, 87-

S ł u p s k i e P r a c e F i l o l o g i c z n e · S e r i a F i l o l o g i a P o l s k a 1 · 2002

Tadeusz Linkner

Instytut Filologii Polskiej Uniwersytet Gdański

ZAINTERESOWANIE MŁODEJ POLSKI EPOPEJĄ A CHŁOPI REYMONTA

I

Epos był niegdyś głównym gatunkiem epiki. Istniał do chwili pojawienia się powieści. Ukazywał dzieje legendarnych czy historycznych bohaterów na tle przełomowych dla danej społeczności wydarzeń. Jego źródłem były mity, podania i baśnie, utrwalające m.in. wyobrażenia o wierzeniach religijnych. Widoczny był w nim paralelizm dwóch płaszczyzn fabularnych: boskiej i ludzkiej (genealogia ziemskiego bohatera była najczęściej boska, a jego działanie było też dyktowane wolą boską). Dostrzegało się w jego treści epizodyczność. Narrator, ujawniający się już w inwokacji, był wszechwiedzący i obiektywny, opowiadający drobiazgo wo i często reiardacyj nie wiele zdarzeń. Styl był patetyczny. A wreszcie wskazy wał na epos wiersz, zapisany często heksametrem. W renesansie boska ingerencja została już jednak ograniczona - pojawiły się natomiast wątki romansowe, u nas zaś polskie metrum (trzynastozgłoskowiec, rzadziej jedenastozgłoskowiec). W wieku XVII popularność eposu zaczęła gasnąć. W XVIII wieku epopeję zastą piła w Europie powieść, a w naszej literaturze XIX-wiecznej jedynym wybitnym dziełem tego gatunku okazał się już tylko Pan Tadeusz·, chociaż Mickiewicz ko rzystał z innych struktur, poetyk i gatunków, głównie z gawędy i romantycznej powieści walterskotowskiej1. Ekspansja powieści zakończyła dzieje eposu - najstarszego i niegdyś najważniej szego gatunku w epice. Oczywiście, pewne cechy epopei przetrwały w powieściach, opowiadających obszernie o losach znaczących w danym czasie grup społecznych, jak chociażby w Nad Niemnem Orzeszkowej czy w Chłopach Reymonta, będących tu przedmiotem eksploracji. Bo chociaż się mówi, że Pan Balcer w Brazylii (1910) Marii Konopnickiej okazał się najlepszym dowodem zaniku żywotności epiki wier szowanej2, to paradoksalnie dowiódł zarazem zainteresowania tym gatunkiem na przełomie XIX i XX wieku, o czym za chwilę.

1 Por. M. Głowiński i in., Słownik terminów literackich , red. J. Sławiński. Wrocław 1976, s. 107- -109. 2 Por. Literatura polska. Przewodnik encyklopedyczny. Warszawa 1984,1.1, s. 245.

myśli animistycznej i mitologii porównawczej, kiedy przedstawia podobne treści w mitach innych nacji. Dzieduszycki szuka bowiem ducha praojców także w pier wotnej myśli innych narodów. Wszystkie bogi i mity związane są z czcią oddawaną przyrodzie i siłom natury, a nadto mamy tu, czytelny w słowiańskich bóstwach Bielbogu i Czemobogu, dualizm znany ze staroirańskiego mitu Omiuzda i Arymana. Ponieważ był to czas szczególnego zainteresowania ludem, jego wiedzą, obrzędami i zwyczajami, więc nie tylko o cudownej jabłoni Dzieduszycki tu powiada, ale także 0 Żmiju z siedmioma głowami, Szklanej Górze jako słowiańskim Olimpie, Popielu czy Babie Jadze. Postanowił bowiem ująć dawne wierzenia Słowian w pewien system i opowie dzieć go jak w Puranach czy Eddzie. Panowało bowiem w jego czasie przekonanie, że zanim „pogaństwo słowiańskie” zaczęło tworzyć religijny system, przerwała ten proces chrystianizacja, która zarazem do wzbogacenia pierwotnego kultu się przy czyniła, bo zmuszała Słowian, by wyznawcom nowej wiary dorównać (że tak było, potwierdzają to dzisiaj nasi badacze mówiący o Rugii)6. Dzieduszycki postanowił więc niejako ten proces dokończyć. Korzystając z zachowanego w swoim czasie mitycznego i folklorystycznego materiału, stworzył coś na kształt skandynawskiej E ddy. Lecz bezkrytyczne kojarzenie wiaroznawczych i baśniowych treści skończyło się fiaskiem. Nie udało się stworzyć w pozytywizmie słowiańskiego eposu o na szych dziejach bajecznych, niemniej próba jego realizacji powimia być godna uwagi ze względu na zainteresowanie Młodej Polski epopeją. Na „przełomie wieków” ten odchodzący w zapomnienie literacki gatunek zwrócił na siebie uwagę z powodu młodopolskiej fascynacji mitem i słowiańską mitologią. Był to czas zainteresowania mitem uniwersalnym i narodowym - mitem uniwer salnym w krytyce, nakazującej pamiętać o. myśli E. B. Tylora, J. G. Frazera 1 A. Langa7, zaś narodowym w młodopolskiej literaturze o proromantycznych ko notacjach, dla której wzorcem były nie tylko Mickiewicza Pan Tadeusz i Słowac kiego Król-Duch, ale i Kraszewskiego Stara baśń, a również Sienkiewicza Quo va dis, bo także o micie chrześcijańskim powinno się w tym miejscu pamiętać. Takie było przynajmniej: przekonanie pisarza, który w liście do Jadwigi Janczewskiej (li stopad 1895), zdając sprawę z trudu pisania tej powieści, tak m.in. powiadał: „To, co zapowiadało.się dotąd groźnie, było tylko jak pomruk przed burzą. Teraz dopiero będzie burza i rozpocznie się prawdziwa epopeja chrześcijańska”8. Mocowanie się starej wiary z nową. znalazło miejsce głównie w epopejach Kazimierza Glińskiego Królewska pieśń i,Stefanii.Tatar Za słońce oraz w utworach epopejopodobnych, jak w Lumira Walce idei, Rapsodach Józefa Stanisława Wierzbickiego czy w Drzewiej

6 Por. F. Rawita, Rec. „Baśni nad baśniami..."', A. Gieysztor, Mitologia Słowian. Warszawa 1982, s. 89-90. 7 Por. T. Linkner, Mitologia słowiańska w literaturze Młodej Polski. Gdańsk 1991, s. 47 i nn.; K. Szulc, Mythyczna histoiya polska i myihologia słowiańska. Kraków 1880; J. Karłowicz, Piękna Meluzyna i królewna Wanda. Kraków 1876; W. Czarnecki, O społeczeństwie Wanów i ich bogini Wandzie. Kraków 1907; S. Wyspiański, Legenda I i II. W: Dramaty. Warszawa 1924, t. 1; F. Płażek, Święta wiosna. Lwów 1904; A. Lange, Wenedzi , Paryż 1909; T. Niesiołow ski, Kniaź Popiel. „Museion” 1912; T. Niesiołowski, Wanda. Kraków 1909; S. Korczak, Cud Kniehini. Warszawa 1911. и. 8 H. Sienkiewicz, Listy , oprać. M. Bokszczanin. Warszawa 1996, s. 168, t. II, cz. 3.

Władysława Orkana. A pomogło w tym zainteresowanie słowiańskimi podaniami 0 Lechu, Wandzie, Kraku i Popielu, które m.in. Adam Bełcikowski, zaliczany przez Henryka Biegeleisena do „nowożytników”9 w badaniu mitów, uważał za przed chrześcijańskie. Pod koniec wieku XIX mówiono o tych podaniach jako niedoszłych rapsodach naszej słowiańskiej epopei i nie przypadkiem tyle ukazało się o nich prac. Trzy wersje Legendy Stanisława Wyspiańskiego oraz wiele utworów jej podobnych też zdradzało fascynację Młodej Polski epopeją. Młodopolskie zainteresowanie epopeją wspomagało również słowo wstępne A. Chassanga i A. L. Marcou do antologii Epos. Arcydzieła poezji epicznej wszyst kich czasów i narodów ( 1894), którego autorzy byli wdzięczni XIX-wiecznym mito- znawcom za nowe spojrzenie na epopeję indyjską czy skandynawską. Dla naszych twórców było to potwierdzenie ich przemyśleń i dokonań zarówno w kwestii mitu, jak i płynących z niego wskazań dla przyszłości. Odpowiadało im też przekonanie, że „Poeta epiczny jest samorodnym i namiętnym tłumaczem myśli tłumów; nadaje on ciało i duszę temu, co płynęło w powietrzu, a naród, którego językiem śpiewa, sam siebie w pieśni odczuwa. I ludzkość też cała odnajduje siebie w tej pieśni 1 przyjmuje ją za swoją. Jest to cecha dzieł, wyszłych istotnie z samego wnętrza ludzkości, które nie są osobistym pomysłem człowieka dowcipnego, ale okrzykiem serca i duszy ogółu. Są one dziełem swojego czasu i wszystkich razem czasów”10. Takie odczucia budził również powstający w latach 1884-1905 poemat Glińskie go Królewska pieśń, którego treść była wyrazem tęsknoty za słowiańską epopeją nie tyle naszych pozytywistów, co przede wszystkim romantyków, bo wiele w nim bli skich im treści, oraz neoromantycznych pisarzy Młodej Polski. Ponieważ powstawał na pograniczu pozytywizmu i modernizmu, więc cokolwiek z jego epoki i więcej z następnej w tym eposie możemy odnaleźć. Gliński był bowiem pozytywistą, ale w ostatnich latach swej epoki dzieło to rozpoczął i skończył je w Młodej Polsce, która myśl romantyczną w kwestii mitologii słowiańskiej kontynuowała. Najpierw zamierzał stworzyć „epos wielki”, o którym tak mówił we wstępie: „Miałem wam dać pieśń o królach, »Królewską pieśń« w księgach dwunastu i stu czterdziestu czte rech rapsodach”11. Nie udało mu się jednak tego zamysłu w pełni zrealizować. W grudniu 1905 roku (II wydanie w 1907) ukazała się pierwsza księga Królewskiej pieśni , mająca osiemnaście rapsodów, zaś druga jej księga ostała się już tylko w rę kopisie. Oczywiście, jak przystało na epopeję, była pisana jedenastozgłoskowcem, a jej wiersz dany był, jak Król-Duch Słowackiego, w oktawach. Poprzedzała ją inwoka cja, a opowiadała dzieje bohaterów legendarnych i historycznych na tle przełomo wych wydarzeń dla Lechii. Oczywiście miały one swe źródło w słowiańskich poda niach, wierzeniach i zdarzeniach. Sięgała bowiem Królewska pieśń do dziejów ba jecznych i do wydarzeń historycznych zarazem. Istniał w niej świat ludzki i boski, wiele było w niej opisów i scen batalistycznych. Jej patetyczny styl mieszał się z ni skim, a bohater miał wiele z herosa. Jak na ΧΙΧ-wieczną epopeję przystało, nie mo-

' Por. H. Biegeleisen, Najnowsze kierunki badań mitologicznych. „Tydzień” 1895. 10 A. Chassang, A. L. Marcou, Epos. Arcydzieła poezji epicznej wszystkich czasów i narodów, przełoży! i uzupełnił A. Lange. Kraków-Warszawa 1894, s. 7. 1 1 K. Gliński, Królewska pieśń, wyd. III. Warszawa 1910, s. 4.

Dlatego nie przypadkiem pojawiły się Rapsody Wierzbickiego16, mające z epo peją też wiele wspólnego. Opowiadały one bajeczne i historyczne dzieje Rugii i Pomorza Zachodniego, a ich treść wzięta była z kronik skandynawskich, niemiec kich i ludowych opowieści. Wiele można było w Rapsodach zauważyć reminiscen cji z romantyzmu - z Alpuhary i Świtezi Mickiewicza czy z tekstów Mieczysława Romanowskiego, ale najbardziej godna uwagi była ich pomorska tematyka, na którą zwracali uwagę wszyscy recenzenci, zaś Mieczysław Janik odnajdywał w nich za mysł stworzenia poematu na miarę skandynawskich sag17. Zresztą już tytuły po szczególnych rapsodów opowiadały tragedię nadmorskiej Słowiańszczyzny, bijącej jeszcze w czasach chrześcijańskich pokłony pogańskim bogom. W pierwszym rap sodzie poeta zdawał sprawę z tego, co zdarzyło się za „Karola Wielkiego na zglisz czach grodu Sokoła-Raroga”, natomiast kolejny mówił, jak to było w Retrze za „Króla Gothszalka”. Podobny duch panował w powieści W. Orkana Drzewiej (1911), którą we Wstą pię pisarz wielce sugestywnie zapowiadał: „Śni mi się rzeczywistość, którą znałem, nim zmarła, choć urodziłem się na jej pogrzebie”18. Jego czas już tylko poprzez sen pozwalał poznać baśń puszczy i jeszcze panujące w niej dawne bogi, którym byli wierni Cichorz i jego dzieci, chociaż panowała już nowa wiara. Ponieważ Orkan zdecydował się odtworzyć w Drzewiej mentalność człowieka podczas agonii starej wiary, więc i jego natchnął duch eposu. Tak więc chociaż Drzewiej miała być po wieścią, co autor zapowiadał w podtytule, to epickich treści w niej nie brakło.

II

Tyle eposów powstałych na przełomie XIX i XX wieku tworzyło dla chłopskiej epopei Reymonta niewątpliwie korzystną aurę. Oczywiście w kwestii gatunku, bo przecież inna była ich problematyka i treść. Mówiąc o genezie Chłopów , powinno się pamiętać o XIX-wiecznym zainteresowaniu naszych pisarzy wsią. To właśnie w pozytywizmie chłop stał się obywatelem, począł „przyznawać się do polskości”, został „unarodowiony”19. I to utrwalił Reymont na kartach swej powieści. A było to tym bardziej godne uwagi i wiary, że Reymont znał wieś i jej mieszkańców nie tyle z lektury, co przede wszystkim z autopsji. Jak bowiem powie Franciszek Ziejka, „pozostał na swój sposób obywatelem polskiej wsi”20. Ówcześni i współcześni Reymontowi to wiedzieli, więc na powieść o polskiej wsi go namawiali; może wła śnie w takim stylu, jak czynił to Jan Lorentowicz w roku 1901: „Nadszedł czas, aby opuścić żydowskie buduary oraz prowincjonalnych kabotynów i napisać książkę

16 J. S. Wierzbicki, Rapsody, wyd. wznowione. Lwów 1907. 1 7 Por. M. Janik, Najnowsza poezja polska. Złoczów 1903, s. 63. 1 8 W. Orkan, Drzewiej. Powieść. W: Dzieła. Kraków 1960, t. X, s. 6. 1 9 F. Ziejka, Wstęp do: W. S. Reymont, Chłopi , oprać. F. Ziejka. Wrocław 1999, BN I, nr279, t.1, s. XXII, XX. Odniesienia do cytatów z Chłopów wg wydania: W. S. Reymont, Chłopi ,posl. i aneks S, Lichański. Warszawa 1985, t. 1-2, są oznaczone w tekście, cyfra rzymska odsyła do tomu, arabska do numeru strony. 20 Tamże, s. XXVII.

syntetyczną o życiu chłopów”21, na co Reymont odpowiadał, „że od dawna noszę ją w sobie. Rosną we mnie i mnożą się rozmaite jej kształty i tak domagają się życia na papierze, że z trudem ciągnę inne prace. Pragnąłbym objawić tam zupełną swobodę kolorytu, języka i obyczajowości chłopskiej. W tym, co pisałem nie zawsze mogłem być sobą, ale nadszedł przecież czas, że napiszę tak, jak trzeba pisać”22. Nie mógł więc chociażby dlatego nazwać inaczej tej powieści, jak tylko i po prostu _Chłopi_ Reymont nie tylko znał polską wieś. Rozpoczął swoje pisanie od współpracy z „Głosem”, oddanym sprawie chłopskiej i drukującym na swych łamach wielu za interesowanych tą problematyką, jak chociażby Jana Popławskiego, Józefa Potoc kiego, Romana Dmowskiego, Zygmunta Balickiego czy Jana Kasprowicza i Stefana Żeromskiego23. To doświadczenie pomogło zainteresowaniu mityczną treścią eposu i odpowiadało słowom koryfeusza Młodej Polski, Stanisława Przybyszewskiego, wypowiedzianym w Confiteor. „W narodzie tkwią korzenie artysty, z niego, z ziemi rodzinnej ciągnie on najżywotniejszą swą siłę. W narodzie tkwi artysta, ale nie w je go zewnętrznych przemianach, tylko w tym, co jest w narodzie wiecznym: jego od rębności od wszystkich innych narodów, w niezmiennej i odwiecznej rasie”24. A przecież Reymontowi nie była w Chłopach obojętna ani przyroda, ani lud z jego językiem nasyconym przysłowiami, kościelną wiarą, obrzędami i zwyczajami. Ze spolił więc w tej powieści, jak przystało na epopeję, „zwycięską energię ludzką, przyrodę i religijność, nadającą dziwny patos sprawom zgoła odmiennym, szarym, powszednim”2. Oczywiście pomagała mu w tym wszystkim niezwykła zdolność uważnej i trafnej obserwacji i podobna Wyspiańskiemu ejdetyczna wyobraźnia. Za pewne z tej przyczyny wystąpiło nawet przekonanie, że odbywało się to nie bez udziału aktorstwa, którym Reymont się przecież interesował. Mówiono wszak, że „Reymont późniejszy, Reymont znakomity powieściopisarz, pisze swoje postacie i charaktery tak, jakby je grał na scenie, gdyby miał genialny talent aktorski. Rey mont siedzi w każdej ze swoich figur”26. Reymont był jednak przede wszystkim pisarzem, „którego ukształtowała nie tyle kultura, co natura”27. A to odpowiadało epopei, która z „ludowej narracji oralnej o charakterze pieśniowym”28 wiele przejęła: Ludowe treści były jej nieobojętne, je żeli „Z pieśni epickich o tematyce mitologiczno-historycznej śpiewanych przez aoj- dów i rapsodów wyrosły najwybitniejsze dzieła epiki starożytnej - Iliada i Odyseja przypisywane Homerowi”29. Dlatego nie jest żadnym przypadkiem, że w Chłopach mamy tak wiele sięgających do fnądrości ludowej pieśni i przyśpiewek, a wreszcie przysłów.

2 1 Cyt. za: F. Ziejka, Wstąp..., s. XXVII. : Cyt. za: Z. Falkowski, Władysław Reymont. Człowiek i twórczość. „Przegląd Powszechny” 1927, t. 173, s. 34. 23 Por. Z. Falkowski, Władysław Reymont..., s. 22; F. Ziejka, Wstęp..., s. XXVIII. : 24 S. Przybyszewski, Confiteor. W: Programy i dyskusje literackie okresu Młodej Polski, oprąc. M. Podraza-Kwiatkowska. Wrocław 1973, BN I, nr 212. 25 Z. Falkowski, Władysław Reymont..., s. 35. 26 Z. Falkowski, Władysław Reymont..., s. 20. 27 F. Ziejka, Wstęp..., s, XXV. M. Głowiński i in., Słownik terminów literackich, red. J. Sławiński. Wrocław 1976, s. 108. 29 Tamże, s. 108.

dziada usłyszymy: „Dobra żona głowy mężowej korona”, „Jak stary młódkę bierze, diabeł się cieszy, bo profit z tego miał będzie” [I, 26], można już wiedzieć, co spo tka Borynę po ślubie. Kiedy natomiast Boryna dopowie do słów Jagny o dziedziczce często odwiedzającej jarmark, że „Kto cięgiem jarmarczy - temu długo nie starczy” [I, 78], wiadomo, jak to się wkrótce skończy. Jeszcze inne będzie przysłowie Grzeli, które, powiedziane podczas kłótni o szkołę, zyska charakter mowy ezopowej : „Roz brykały się barany, a wilk jeno patrzeć, jak skoczy na stado" [II, 356]. Ponadto z przysłów będzie Reymont tworzył nawet rodzajowe obrazki:

  • Czego człowiek nie sieje ni potrzebuje, to się bujnie rodzi - zauważyła któraś otrzepując z ziemi jakiś chwast wyrwany.
  • Bo plenny! Moiściewy! Póki grzechu, póty i człowieka. Przeciech powiadają: bez grzechu nie byłoby śmiechu, albo to: kiejby nie grzech, to by człowiek dawno zdechł! Potrzebny musi być na coś, jako i ten chwast, bo oba stworzył Pan Jezus! - prawiła po swojemu Jagustynka.
  • Pan Jezus by ta stworzył złe! Juści! Człowiek to jak ta Świnia, wszyćko musi swoim ryjem pomarać! - rzekła surowo Hanka, aż pomilkły. [II, 293]

Przysłów jest tu tak wiele, że nie dziwią nawet dialogi z nich poskładane. Lud miał bowiem (a ma coraz rzadziej) szczególny dar do korzystania z nich, do argumentowa nia przysłowiami swoich myśli i tłumaczenia nimi niemal wszystkiego. Dzieje się między innymi tak dlatego, że są zawsze gotową odpowiedzią, służąc przy tym za udany, bo przez czas sprawdzony, komentarz. Dlatego słusznie mówił Antoni Maza- nowski, że „w nich maluje się istotnie praktyczna, prostolinijna, pierwotna, czasem osobliwa w swej wykrętności etycznej filozofia chłopa”30. Ponadto bogacą one w Chłopach nie tylko literackie słowo, aleje hieratyzują, czyniąc mitycznie ustalonym i ekspresywnym zarazem, co epopei nie było nigdy obojętne. Stąd nie przypadkiem zwróci przy tej okazji A. Mazanowski uwagę na Pana Tadeusza, gdzie mamy tak wiele przysłów, a Ryków zda się być w posługiwaniu nimi mistrzem. Potwierdzi to | niejako Ziejka, uznając ich obecność za dowód „dbałości” Reymonta o ponadczasowy charakter Chłopów'. Oczywiście, można by o nich jeszcze więcej powiedzieć, korzy-, stając chociażby z prac Juliana Krzyżanowskiego, ale zostawmy to na innych czas.- Wracając zaś do Reymonta, za przysłowia trzeba go też cenić. Bo aby tak czynić, trzeba było rzeczywiście twórczego wysiłku, co potwierdzał Zygmunt Fałkowski, pi sząc, że autor, starając się zawsze jak najumiejętniej oddać myśl słowem, cyzelował każde zdanie, „dbając o kierunek pionu i rozkład ciążenia”32. Przysłowiami sypał także Rocho, ale jemu przydał Reymont inną, ważniejszą rolę. Z. Falkowski zwał go „wędrownym mistykiem” i uznawał za postać symbo liczną, uosabiającą „chłopską religijność”33. Podobnie mówił Mazanowski, zwąc go nie tylko „duszpasterzem”, ale „apostołem” i „ascetą - fanatykiem”, który wędrując po wsiach uczy chłopów religijnego i godnego zachowania34. Ten „luźny” człowiek,

30 A. Mazanowski, „ Chłopi " Reymonta. „Przegląd Powszechny” 1909, t. CIII, s. 331. 3 1 Tamże; por. F. Ziejka, Wstęp..., s. XCIV. 32 Z. Falkowski, Władysław Reymont..., s. 227. 33 Tarnże, s. 36. 34 Por. A. Mazanowski, „Chłopi" Reymonta..., s. 322.

jak zwano dawniej wędrowców ciekawych świata i ludzi, miał w sobie wiele nie tylko z demokratycznego spiskowca, kryjącego niczym ks. Piotr Ściegienny swą po stać pod chłopską sukmaną, a twarz przed okiem ciekawych niczym ks. Robak pod kapturem, ale także z nauczyciela szkółek ludowych i jarmarczno-odpustowego dziada, opowiadającego podania i legendy35 - powie Ziejka. Najbliżej mu jednak było do toposu wędrowca-tułacza, który zaistniał już w Homerowym eposie. Dając zawsze sprawdzone rady i wspomagając każdego swoją wiedzą i doświadczeniem, Rocho zda się przypominać mitycznego mędrca i wieszcza. Niczym do wszechwiedzącego plemiennego wróża zwracają się do Rocha z każ dą trudniejszą czy sporną sprawą mieszkańcy Lipiec i okolicznych wsi. A wtenczas on słowem pełnym patosu i wzniosłości udziela rad i trafnych wskazówek. Mają one nie tylko charakter gospodarskich porad i pouczeń, ale są wśród nich mądrości i pro roctwa o iście biblijnej tonacji oraz narodowej i historiozoficznej treści. Podobnie jak Jacek Soplica, Rocho prawi w biblijnym stylu przed Borynową chałupą takie mądrości, jak to, że „Po zimie zwiesna przychodzi każdemu, któren jej czeka w pra cy, modlitwie a gotowości”, „Oehfiamą krwią i trudem trza posiewać człowieczą szczęśliwość, a któren posiał, wzejdzie mu i czas żniwny miał będzie”, „Kto ino wy rzeka na złe, nie czyniąc dobra, ten gorsze zło rodzi” [II, 106]. Dlatego powie o nim Reymont, jak o świętym czy proroku:

a widział się jako ten świątek z ow ą białą brodą i wzniesionymi oczyma, któren wszędy niósł te słowa pociechy, a kaj wstąpił, to jakby jasnością napełniały się izby, a w sercach zakwitały nadzieje i dufność krzepiła chwiejne, ale i łzy rzęsiściej płynęły. [II, 37]

Bo gdzie tylko się pojawił, we wszystkim umiał pomóc, a kto go nie posłuchał, nieraz zdarzało mu się, jak doświadczyła tego Jagna, nieszczęście36. Dlatego trzeba było wreszcie o Rochu tych słów: „Aż w końcu to się już narodowi począł widzieć jako ten świątek Pański, po zagrodach roznoszący Boże zmiłowanie a pociechy” [II, 67]. Lipiecka gromada tak wiele mu zawdzięczała, że zdecydowano się ratować go nawet przed aresztowaniem. Tylko że wówczas z ludowego nauczyciela stał się już konspiratorem. Jak na epos przystało, przyrody mamy tu wiele i żywiołów natury także. Zda się być regułą, że kolejne rozdziały tej chłopskiej epopei głosem wiatru czy burzy Reymont zapowiada. Wtedy jest najbardziej sobą i dopiero wtedy można go zwać „tytanem obserwacji, piewcą żywiołu i miłośnikiem przyrody”37. Już w Pielgrzymce do Jasnej Góry (1894) dowiódł, że jest „malarzem tłumu”, ale najlepiej wykazał się tą niełatwą umiejętnością w Chłopach,^ co też nie powinno być obojętne dla ich epo- peicznego charakteru. Ponieważ piórem posługiwał się niczym pędzlem, więc nie przypadkiem Falkowski mówił, że „W oczach miał Reymont wszystkich Rem- brandtów, Rubensów, Tycjanów, Corregiów, pospołu z ich paletami”38. Być może

35 Por. F. Ziejka, Wstęp..,, s. LV. 36 Por. W. S. Reymont, Chłopi, posł. i aneks S. Lichański..., t. II, s. 384. 37 Z. Fałkowski, Władysław Reymont..., s. 23. 38 Tamże, s. 32.

dejdzie zima, niby to zwyczajnie i naturalnie, ale tak opowiedziana przez Reymonta, że mitycznej animizacji i antropóriiorfizacji też nie zabraknie. Podobnie zresztą jak w pejzażach w ioshyi Ы&, w których o nocach i wieczorach Reymont wedle młodo polskiej maniery nie hędiżtó-ócżjdyiśćie zapominał. Podobnie zresztą jak o mgłach oraz ich bieli, która w wiosennym czasie niesie zgodnie ze swą symboliką zapo wiedź wiosennej czystości, doskonałości i dziecięcej niewinności, zyskującej doj rzałość w pełni lata, kiedy słońce najwięcej znaczy ze Swoją ciepłą żółcienią. I wtenczas będzie to słońce wschodzące, a nie jak poprzednio —zachodzące, o któ rym powie Reymont w jednym miejscu, jak to

Słońce wschodziło pogodnie; czerwone i ogromne, z wolna wtaczało się na wyso kie niebo, jakby na to pole nieobjęte, kaj w sinych oprzędach mgieł leżały nieprzeli czone stada białych chmur, [II, 157]

Zakończy zaś Wszystko Reymont burzą, po której, niczym po tragedii Jagny, powróci wszystko do zwyczajnego życia, odmierzanego już w czas żniw wschodami i zachodami słońca. Reymont zyskał miano „czarodzieja światła i barwy”, tak znacząca jest u niego rola tych elementów. W jego powieści „Światło ożywia barwę. Ono jest duszą krajo brazów. Barwy mienią się pod jego zaklęciem i współzawodniczą ze sobą o pierw szeństwo”44 - mówił Falkowski. I miał absolutną rację. Światłem i barwą malował Reymont kolejne pory roku i wiejskie pejzaże Lipiec, w których, jak na epopeję przy stało, znaczącą rolę zyskał też pewien tegoż krajobrazu element. Jak bowiem w Panu Tadeuszu znaczył wiele soplicowski dwór, tak w Chłopach okaże się najczęściej i najlepiej widoczny wiejski staw. Tyle się przy nim dzieje, że w rzeczywistej i nawet mitycznej przestrzeni Lipiec zda się być miejscem centralnym. Że woda była zawsze konieczna do życia i człowiek przy rzekach,, jeziorach i stawach się osiedlał, to nic nowego. Dlatego gdy Reymont dawał w Chłopach epicki obraz wsi, musiał w którymś miejscu na ów staw zwrócić uwagę. I tak się stało, bo już w pierwszym rozdziale nie zapomniał o nim najważniejszego powiedzieć, że „Lipce ano siedziały z obu stron stawu jak przódzi, jak zawdy chyba od początku świata” [II, 14]. Ilekroć Agata wracała wiosną do wsi, zawsze

Lipce jaw iły się przed nią jakby na dłoni, leżały nieco w dole nad ogromnym stawem, modrzącym się kiej lustro spod białawej a leciuchnej przysłony,- óbsiadły wodę krę giem niskich, szerokich chałup. [II, 10]

W literackiej przestrzeni Lipiec staw pełni rolę centralną, a jego funkcja jest też mitycznie ważna, bo nie jest ona odśrodkowa, lecz dośrodkowa! Dowodzą tego nie tylko otaczające go chałupy wsi, ale biegnąca między nimi i wpływająca do niego rzeczka, z której Lipce czerpią, dzięki temu, że wpływa do stawu, energetyczną moc. Wszak nad rzeczką, przy grobli chroniącej wody stawu od wylewów, stoi młyn, a po tem jeszcze tartak. I jakby niczego ż centralnej i ważnej dla wsi roli stawu nie chciano utracić, od mostu, pod którym młyńskie koło pracowicie miele zboże, rozchodzą się drogi, „kiej ręce ogamiające;cały staw” [II, 14]. Dlatego gdy ma się coś we wsi waż-

44 Z. Falkowski, Władysław Reymont..., s. 232, 233.

nego zdarzyć, ludzie zbierają się i radzą właśnie nad stawem. Rocho z Jackiem też bę dą nad nim tajemnie coś sobie powiadać, a wody stawu niczego z ich słów nie zdra dzą. Tymczasem inne odgłosy wsi staw, nie tylko we dnie ale i w nocy, tym chętniej do wsi będzie przekazywał. Nie tylko radosne, lecz i te tragiczne, jak chociażby to, opowiedziane w symbolicznym obrazie zimy, cierpienie ślepego konia, tłukącego się nad stawem i obijającego się „z resztką wozu” [I, 182]45 o płoty i drzewa. Słychać bę dzie nie tylko te pogłosy wsi zwyczajnie codzienne, ale także świąteczne, kiedy w lu- strze stawu będzie można widzieć ludzi idących do kościoła lub kiedy chłopcy, cho- wający żur i grzebiący w Wielką Sobotę śledzia, obchodzą zwyczajowo staw, jakby było to sakralne miejsce. Zda się to przypominać kultową sadzawkę ze Skałki (1907) Wyspiańskiego, którą okoliczni chłopi pamiętają jeszcze jako dawne pogańskie sa crum i do której umyślnie prowadzi ich Rapsod. Staw poznajemy najpierw o. zachodzie słońca, odbijającym się w nim ostatnimi blaskami. Wieś szykuje się już do snu, ale przy stawie wre jeszcze praca. Poją się w nim krowy, kobiety piorą bieliznę, niesie się po nim łomot cepów. Nocą też wody stawu oddają obraz otaczającej je przestrzeni, oczywiście w świetle księżyca i gwiazd. Podobnie jak o poranku, kiedy staw poczyna „odbłyskiwać słońcem” [I, 34]. Bo życie wsi oraz światło dnia i nocy, inne o każdej porze roku, i światło z chłopskich chałup staw odbija w lustrze swej wody najczęściej. Tu fascynacja Reymonta światłem, zarówno naturalnym, którego jest w powieści najwięcej, jak i światłem domowego ognia, jest bardzo czytelna. Oczywiście nie brakuje przy tym animizacji i personifikacji, kiedy to staw oddaje zimowy „brzask niby to oko za snute bielmem” [I, 163]. Zimą staw błyszczy, niczym „misa cynowa czamiawo” [I, 346], zaś latem „modrzy się kiej lustro spod białawej a leciuchnej przysłony” [II, 10]. Najczęściej przegląda się w nim słońce i gospodarzy na nim wiatr. Jego wody gasną o zmroku, a budzą się o poranku. Nocą światło topi się w jego wodach i „mrze” [II, 274], a latem o zachodzie słońca staw jak szyba się świeci. I wówczas jest niczym okno w chłopskiej chacie, nad którą świeci na niebie krzyż kościoła. Często staw jest „sczerwieniony” i „polśniewa”, co raz jeszcze dowodzi, jak ważną rolę przypisywał Reymont barwie i światłu. Nieobojętna dla nazywania Chłopów eposem jest ich mityczna pierwotność, czytelna nie tylko w żywiołach natury, ale także w postawie i zachowaniu bohate rów. Jeżeli nawet można to zwać za Falkowskim „panteizmem ziemi - żywiciel ki”46, to jest w tym ćoś więcej. Wszak powiedziano, że „twórczość Reymonta jest epopeicznym przeżywaniem biologicznego rozrostu społeczeństwa i narodu”47, a chłop jest w tym wszystkim najważniejszy. Zwrócił już na to uwagę Falkowski, gdy mówił, że „Reymont podobnie jak Szekspir, stawia swych bohaterów w obliczu sił pierwotnych lub oddaje ich na pastwę nieposkromionych namiętności. Spiętrza wypadki, które odsłaniają w całej nagości ich dusze. Przy czym, jak dramaturg, odo- sabnia i wyolbrzymia poszczególną namiętnością pozwalając jej uróść do rozmia rów symbolu”48. Dlatego Falkowski mógł powiedzieć, wskazując niejako na nie-

45 Wiosną ślepy „koń księdzowy” będzie spokojny [t. I, s. 42]. 46 Z. Falkowski, Władysław Reymont..., s. 36. 4/ Tamże, s. 35. 48 Tamże, s. 226.

Zdało mu się, jakby z tym wiatrem przewalał się po zbożach; jakby polśniewał mięciuśką, w ilgotną runią traw; jakby toczył się strumieniem po wygrzanych pia chach skroś łąk przejętych zapachem sianokosów; to jakby z ptakami leciał kajś wy soko, górnie nad światem i krzykał z m ocą niepojętą do słońca; to znowu jakby się stawał szumem pól, kolebaniem się borów, siłą i pędem wszelkiego rostu i w szystką potęgą tej ziemi świętej, rodzącej w śpiewaniach i weselu. [II, 301]

Kiedy natomiast rozpatrywać jego spotkania z ojcem, to nawet do mitycznego Króla Lasu Frazera należałoby się odwołać, co dla formy epopei nie byłoby oczywi ście obojętne. Gdy Reymónt wprowadza nas do Lipiec, słyszymy najpierw z ust Agaty „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”, a wychodzimy ze wsi żegnani słowami pro- szałnego dziada „Ostańcie z Bogiem ludzie kochane”. Widać tu nie tylko mityczne koło czasu, ale także zamkniętą przestrzeń Lipiec i zarazem mityczną jej pełnię. Bo jeżeli w Lipcach życie chłopów dzieje się wedle mitycznej miary, to mamy w tym wszystko, co życiem chłopa się zwie. Tak pełnej i zarazem uniwersalnej wiedzy o egzystencji wybranej społeczności można oczekiwać tylko od epopei i Reymont wedle niej Chłopów nie tyle umyślnie, co raczej bezwiednie kreował. Bo inną spra- w ąjest, chociaż tu najmniej istotną, czy zdawał sobie z tego sprawę. Gdyby nawet nie był po młodopolsku zafascynowany mitem i starałby się opowiadać wszystko jak najbardziej realistycznie, to o kwestii chłopskiej musiał mówić mitycznie. Działo się tak za sprawą wsi, która była (jeszcze dzisiaj bywa tak w pewnych regionach) tak silnie zakorzeniona w tradycji, że mit narzucał się samoistnie i to nie tylko z daw nych wierzeń, chociaż w Chłopach okażą się one tak bardzo czytelne, że omówienia ich też nie może zabraknąć. Dlatego nie przypadkiem mamy tu tyle solaryzmu i czci dla ziemi i natury, co zda się być bezwiednym i nieświadomym już ostatkiem dawnej czci człowieka dla bóstw tellurycznych. Solaryzmowi sprzyja w powieści owa cześć, oddawana ogniowi, kiedy to podczas Wielkanocy święcono go podobnie jak wodę, „zalewając przedtem ogniska w chałupach, by je znowu rozniecić tym młodym, poświęconym ogniem” [II, 81]. Tak czyniono z ogniem również podczas sobótki, o której niewiele Reymont tu powie. Ale wytłumaczy to padającym deszczem, który akurat nie sprzyjał wysiadywaniu przy ogniskach i przeskakiwaniu przez ogień. Po sobótkowej nocy odbędzie się natomiast pogrzeb Boryny, czego nie można chyba uznać za przypadek, podobnie jak bochna chleba wciśniętego potajemnie przez Jagustynkę pod trumnę, i tych chóralnych śpie wów niczym zawodzenia słowiańskich płaczek [por. II, 249], które już w romanty zmie uznawano za znaczący motyw dawnej wiary i w literaturze z powodzeniem wy korzystywano, o czym może najlepiej świadczyć Norwida Bema pamięci żałobny rap sod. Wobec tego w pamięci lipieckiej gromady ostało się jeszcze coś z dawnych wie rzeń. Wbrew pozorom jest ich tu niemało. Sprzyjała wszak temu zarówno struktura epopei, jak i fascynacja Młodej Polski słowiańskim mitem54. Bo chociaż wszystko po bożemu się w Chłopach rozpoczyna, czyli chrześcijań skim pozdrowieniem i rozmową Agaty z księdzem, to kobiety kopiące opodal ziem

54 Por. T. Linkner, Mitologia słowiańska w literaturze Młodej Polski...

niaki oplotkują matkę Jagny jako czarownicę, która Wawrzynowym krowom ode brała mleko, a Jadamowemu chłopakowi zbiła włosy w kołtun. Natomiast gdy Am broży nie będzie mógł uzdrowić krowy Borynów, zrzuci całą winą na „paskudnika”, a potem Kłąb przeklnie niemieckich osadników, „by na paskudnika pozdychały” [II, 262]. A to można już uznać za jedno z. imion słowiańskiego Dydka, przypomi nającego, np. według Bronisławą /Trentowskiego, chrześcijańskiego diabła, którego zwano podobnie, bo Paskudą, ale którego rola była inna, bo przeszkadzał przede wszystkimw zbytkach i uciechach55. Inaezgj będzie tu również z owym „latawcem”, który się w parhięci ;lipieckiego ludu jeszcze ostał, ale słowiańskie wierzenia nie wiele już mają wspólnego z Józką biegającą często po wsi; chyba że czyniła to nocą, latawca bowiem wtedy można, było najczęściej ujrzeć56, ponieważ karał i zmuszał do poprawy mężczyzn, „co się obżąrli, opili iub nierządem zb,ezwładnili”57. Nato miast „Zwiesna” pojawi się tu niczym bogini wiosny, która szła,

jakby ta jasna pani w słonecznym obleczeniu, z [jutrzenkow ą i młodą gębusią, z warkoczami modrych wód, [...], a z rozpostartych rąk świętych puszczała skowron ki, by głosiły wesele. [II, 9]

Relacja o niej będzie przypominała B. Trentowskiego; boginię Wesnę (Wiosnę), która nie tylko sprawowałą opiekę nad tą porą roku, ale także nad młodością, roz kwitającymi kwiatami i radością życia. Obchodzono jej święto 1 maja, a jej ptakiem był skowronek58. Zapewne ze słowiańskimi demonami miały kiedyś wiele wspólnego przezwiska, rzucane przez Borynę na zmarłą niedawną żonę, którą zwał „mamrotem” i „prze- klętnicą” [I, 23]. To samo można by powiedzieć o nazywaniu dzieci skrzatami, jako że krasnoludki przypominały, czy o przywoływanych przez Jambrożego imionach rzekomych słowiańskich bóstw, zwanych lelum polelum, ale pisanych już tutaj małą literą [I, 168]. Jedynie Rocho, pamiętający jeszcze dawne opowieści o śpiącym woj sku, zaklętych królewnach, wielkoludach, Madeju czy smokach, powie o nich oso bowo „Lele-Polele” i przypomni z dawnych wierzeń południce, upiory, strachy, strzygi czy biedę i śmierć siedzące na progu [I, 309, 312,317]. Przy tej okazji warto dopowiedzieć, że w innym miejscu dowiemy się o tejże południcy niemal wszyst kiego. Ale wówczas narrator poda jej imię jako własne, przydając nadto Południcy czas i aurę upalnego letniego południa, kiedy to zło demona było najsilniejsze [11,362]. Bo takim był on w słowiańskich wierzeniach, jako odbierający siły i nie jednokrotnie życie żniwiarzom59. Takisugestywne będą baśniowe opowiesci.Rochâ,,że komus'zda się nawet ujrzeć za oknem,„łeb kiej ceber i ślepię czerwone” [I, 314] niczym wampira. Mówiąc zaś dalej uo dawnych wierzeniach, w Chłopach, warto pamiętać słowa Dóminikowej o .kostusze czy również to, że,na-Wilczych Dołach coś wystraszy Kozła. Kiedy zaś umrze Kuba, we wsi będą,mówili;, że jego dusza straszy na rozstajach dróg. W zmo

55 Por. T. Linkner, Słowiańskie bogi i demony. Gdańsk 1998, s. 94. 56 Por. J. Strzelczyk, Mity, podania i wierzenia dawnych Słowian. Pożnań 1998, ś.T(69V 57 T. Linkner, Słowiańskie bogi i demony..., s. 98. 58 Por. tamże, s. 71. 59 Por. J. Strzelczyk, Mity, podania i wierzenia..., s. 168.

czas Dominikowa zawoła: Nie puszczać i nie obzierać się, to złe, wciśnie się i na cały rok ostanie!” [I, 230]. Tu będziemy mieli do czynienia ze słowiańskim demo nem zła, któremu czas odebrał już imię, ale ostało się z niego cokolwiek w pamięci Dominikowej, nie przypadkiem nazywanej w Lipcach czarownicą. Zresztą dość czę sto o czarownicach będzie tu mowa. Kiedy spłonie bróg i kobiety znajdą tam zapa skę Jagny, to Kobusowa natychmiast krzyknie, że „taką trzeba ze wsi wyświecić ożogiem kiej czarownicę” [I, 329]. Gdzie indziej Agata powie o Lipcach, że „Złe się tutaj osadziło na dobre czy co?” [II, 20]. Częściej jednak będzie się tu mówiło o złym niż złu, co najlepiej dowodzi, jak niewiele ostało się w zbiorowej pamięci ludu ze starych wierzeń. Można nawet powiedzieć, że chrześcijański „zły” i pogań skie „złe” występują zamiennie, jeżeli plotkujący o gospodarzu z Modlicy raz po wiedzą że opętał go zły, a zaraz potem, „bo złe wszędy się czai” [II, 120]. Niejako symbolicznym tego obrazem może być ów grób przy starej wierzbie, tak opisany:

Krzyż stał na nim niski a struchlały całkiem, przystrojony w zeszłoroczne wia nuszki a obraziki, ubrane firaneczkami; zaś z boku tuliła się wypróchniała, rosochata wierzba, okrywająca jego rany młodymi pędami. [II, 148]

A potem Agata oderwie jakąś szmatę z krzyża

i podążając z dala za procesją [będzie - T. L.] zagrzebywała j ą strzępkami po miedzach la jakiegoś zabobonu. [II, 148]

Znać w tym przemieszanie starej wiary z now ą co będzie można także odczuć, kiedy po chrzcie Dominikowa „wedle starego obyczaju” obejdzie dom, mówiąc przy każdym rogu:

  • Na wschodzie - tu wieje... - Na północy - tu ziębi... - N a zachodzie - tu ciemno... - N a południu - tu grzeje... - A wszędy strzeż się złego, duszo ludzka, i jeno w Bogu miej nadzieję. [II, 110]

Ponieważ z każdej strony świata można było się spodziewać nieszczęścia, więc trzeba było dziecko przed wszelkimi niespodziankami zabezpieczyć. Dawniej wie rzono, że węgłów domostwa strzegą różne bogi, o czym niegdyś przypominał w Le chu w IX wieku (1843) mało znany obecnie pisarz naszego romantyzmu, Wincenty Budzyński. Podobnie można by jeszcze powiedzieć o koniu, który w czasach przed chrześcijańskich był uznawany za zwierzę święte, ale tego już w Lipcach nikt nie wie. Chociaż się to „kultywuje”, tłumacząc po chrześcijańsku, że konie dlatego nie są traktowane w wigilijną noc jak inne zwierzęta i nie dostają opłatka, bo nie było ich przy narodzinach Jezusa [I, 233]. Potem, przy okazji pogrzebu Boryny, narrator przypomni jeszcze znany w słowiańskich wierzeniach ptasi wyraj, do którego odla tują ptaki, bo tak dusza zmarłego odleci w wieczność. Zachodzące słońce, którego obrazem rozpoczynają się Chłopi, skojarzył Wyka z Panem Tadeuszem, w którym, gdy w piątkowy wieczór zjechał do Soplicowa Ta deusz, „słońce ostatnich kresów nieba dochodziło”61. Jako że nie zajmuje nas w tym

61 Por. K. Wyka, Reymont, czyli ucieczka do życia..., s. 183.

miejscu czas i kwestia linearnej narracji62, więc przy tym skojarzeniu zostajemy i od niego sprawę konotacji tej powieści z epopeją Mickiewicza rozpoczniemy. Co prawda, narzuca się w tym miejscu i takie skojarzenie à rebours z Panem Tade uszem, w którym tytułowy bohater przyjeżdża do Soplicowa, natomiast w Chłopach Agata wędruje z Lipiec w świat, czy ksiądz częstujący niczym Robak tabaką kopią cych kartofle, ale to zostawiamy z racji czasu i miejsca na inną okazję. Obrazowanie przyrodnicze też trzeba tu pominąć, bo jest tego zbyt wiele, a dla przykładu tylko warto podać chociażby fragment bliski epopei Mickiewicza:

Bór był ogromny, stary - stał zbitą gęstwą w m ajestacie w ieku i siły, drzewo przy drzewie, sama sosna prawie, a często dąb rosochaty i siw y ze starości, a czasem brzo zy w białych koszulach, z rozplecionymi warkoczami żółtymi, że to jesień ju ż była. Podlejsze krze, jako leszczyna, to karłowata grabina, to osiczyna drżąca tuliły się do czerwonych, potężnych pni tak zwartych koronami i poplątanych gałęziam i, że ino gdzieniegdzie przedzierało się słońce i pełzło niby złote pająki po mchach zielonych i paprociach zrudziałych. [I, 35]

Mickiewicza przw>ominają również obrazy pędzonego z pól bydła czy odlatują cych na zimę ptaków 3. Z innych natomiast koneksji warto wskazać lipiecką karczmę, będącą przeciw-, nym obrazem kościoła, co odpowiada młodopolskiemu à rebours, a przypominającą najbardziej karczmę soplicowską i jej gospodarza, mającego co prawda to samo imię, lecz będącego w sumie innym jego wizerunkiem. Przypominającym tym jed nak Jankiela, że, pomimo innych motywów, „trzyma” z lipiecką gromadą:

  • Ja jestem Żyd, ale m nie w boru nie znaleźli, ja się tutaj urodziłem ja k wy, mój dziadek i mój ojciec też... to z kim ja mam trzymać?... co?... Czy to ja nie swój?... Przecież jak wam będzie lepiej, to i mnie będzie lepiej!... Jak wy będziecie gospoda rze, to ja będę z wami handlował!... Jak mój dziadek z waszymi, no nie?... A coście mądrze o Niemcach myśleli, to ja całą butelkę araku postawię!... W asze zdrowie, go spodarze podleskie! - zawołał przepijając do Grzeli. [II, 201]

Niemniej Antek, mierzący podczas bitwy o las z fuzji do ojca, przywoła obraz Jac ka Soplicy ze znanej sceny z Horeszką. Inne niż u Mickiewicza będą oczywiście u Reymonta ich koneksje i także finał tej akcji, bo ojca Antka uderzy kolbą w głowę borowy, zdający się być w bitwie o las jakby jednym z Moskali. A potem, niczym w znanej scenie polowania na niedźwiedzia, wystąpi sytuacja, kiedy borowy wystrzeli do Antka, jakby Jacek Soplica do niedźwiedzia, ale oczywiście nie trafi [I, 365]64.

62 Por. tamże, s. 183 i nn. Niemniej K. Wyka zwróci uwagę, że czas w Chłopach jest bliski Panu Tadeuszowi w tomach ostatnich: „żaden przedział czasowy, jak bywało to uprzednio, nie roz dziela Reymontowskiej wiosny od Reymontowskiego lata. Boryna-siewca, wyszedłszy na swe pola, kończy życie o świtaniu i tak się kończy Wiosna. Tegoż samego ranka zaczyna się tom czwarty i pora roku czwarta - Lato. Naprawdę nie ma między nimi żadnego rozstępu czasowe go, cezura kompozycyjna przypada w sam środek - i to jakże dramatyczny - fabularnego ciągu. Zjawisko podobne co w Panu Tadeuszu, gdzie również księgi XI od księgi XII nic nie dzieli prócz dwu odrębnych tytułów: »Rok 1812« i »Kochajmy się«” (tamże, s. 190). 63 W. S. Reymont, Chłopi..., t. I, s. 116; t. II, s. 273. Na koneksje Antka z Jackiem Soplicą wskazuje F. Ziejka we V/stçpie do Chłopow w BN-owskim wy daniu (1999, s. XLIX). Mowa tam o Antku jako mścicielu w bitwie o las i o jego pokucie w więzieniu.