Studiuj dzięki licznym zasobom udostępnionym na Docsity
Zdobywaj punkty, pomagając innym studentom lub wykup je w ramach planu Premium
Przygotuj się do egzaminów
Studiuj dzięki licznym zasobom udostępnionym na Docsity
Otrzymaj punkty, aby pobrać
Zdobywaj punkty, pomagając innym studentom lub wykup je w ramach planu Premium
Społeczność
Odkryj najlepsze uniwersytety w twoim kraju, według użytkowników Docsity
Bezpłatne poradniki
Pobierz bezpłatnie nasze przewodniki na temat technik studiowania, metod panowania nad stresem, wskazówki do przygotowania do prac magisterskich opracowane przez wykładowców Docsity
Pod okiem Boga, na tej biednej ziemi. PUSTELNIK. Czy ty skrzydłami anioła złotemi. Z nieba zleciałeś? KIRKOR. Na barkach orlicy. Para tych ...
Typologia: Prezentacje
1 / 172
Tragedia w pięciu aktach
Pozwól, że pisząc do ciebie zacznę od apologu, który mi opowiedziano nad Salaminy zatoką. Stary i ślepy harfiarz z wyspy Scio przyszedł nad brzegi Morza Egejskiego, a usłyszawszy z wielkim hukiem łamiące się fale myślał, że szum ów pochodził od zgiełku ludzi, którzy się zbiegli pieśni rycerskich posłuchać. — Oparł się więc na harfie i śpiewał pustemu morza brzegowi: a kiedy skończył, zadziwił się, że żadnego ludzkiego głosu, żadnego westchnienia, żadnego pieśń nie zyskała oklasku. Rzucił więc harfę precz daleko od siebie, a te fale, które śpiewak mniemał tłumem ludzkim, odniosły złote pieśni narzędzie i położyły mu je przy stopach. I odszedł od harfy swojej smutny Greczyn nie wiedząc, że najpiękniejszy rapsod nie w sercach ludzi, ale w głębi fal Egejskiego Morza utonął. Kochany Irydionie! ta powiastka o falach i harfiarzu zastąpi wszelką do Balladyny przemowę. Wychodzi na świat Balladyna z ariostycznym uśmiechem na twarzy, obdarzona wnętrzną siłą urągania się z tłumu ludzkiego, z porządku i z ładu, jakim się wszystko dzieje na świecie, z nieprzewidzianych owoców, które wydają drzewa ręką ludzi szczepione. Niech naprawiacz wszelkiego bezprawia Kirkor pada ofiarą swoich czystych zamiarów; niech Grabiec miłuje kuchnią Kirkora; niechaj powietrzna Goplana kocha się w rumianym chłopie, a sentymentalny Filon szuka umyślnie męczarni miłośnych i umarłej kochanki; niechaj tysiące anachronizmów przerazi śpiących w grobie historyków i kronikarzy: a jeżeli to wszystko ma wnętrzną siłę żywota, jeżeli stworzyło się w głowie poety podług praw boskich, jeżeli natchnienie nie było gorączką, ale skutkiem tej dziwnej władzy, która szepce do ucha nigdy wprzód nie słyszane wyrazy, a oczom pokazuje nigdy, we śnie nawet, nie widziane istoty; jeżeli instynkt poetyczny był lepszym od rozsądku, który nieraz tę lub ową rzecz potępił: to Balladyna wbrew rozwadze i historii zostanie królową polską — a piorun, który spadł na jej chwilowe panowanie, błyśnie i roztworzy mgłę dziejów przeszłości. Uśmiechnij się teraz, Irydionie, bo oto naśladując francuskich poetów: powiem ci, że Balladyna jest tylko epizodem wielkiego poematu w rodzaju Ariosta, który ma się uwiązać z sześciu tragedii, czyli kronik dramatycznych. Cienie już różne ludzi niebyłych wyszły ze mgły przedstworzenia i otaczają mnie ciżbą gwarzącą: potrzeba tylko, aby się zebrały w oddzielne tłumy, ażeby czyny ich ułożyły się w postacie piramidalne wypadków, a jedną po drugiej garstkę na świat wypychać będę; i sprawdzą się może sny mego dzieciństwa. Bo ileż to razy patrząc na stary zamek, koronujący ruinami górę mego rodzinnego miasteczka, marzyłem, że kiedyś w ten wieniec wyszczerbionych murów nasypię widm, duchów, rycerzy; że odbuduję upadłe sale i oświecę je przez okna ogniem piorunowych nocy, a sklepieniom każę powtarzać dawne Sofoklesowskie „niestety”! A za to imię moje słyszane będzie w szumie płynącego pod górą potoku, a jakaś niby tęcza z myśli moich unosić się będzie nad ruinami zamku. — O! nie mów mi, że z dzwonków polnych większa ozdoba ruinom niż z tego wieńca myśli, w który je ubierze poeta: bo choć róże rosnące na ruinach pałacu Nerona rozwidniały nam pięknie
te gruzy: to jednak jaśniej mi je oświecił ów duch Irydiona, któregoś ty pod krzyżem w Koloseum położył i nakrył złotymi skrzydłami anioła.
Tak więc, kiedy ty dawne posągowe Rzymian postacie napełniasz wulkaniczną duszą wieku naszego, ja z Polski dawnej tworzę fantastyczną legendę, z ciszy wiekowej wydobywam chóry prorockie — i na spotkanie twojej czarnej, piorunowej, dantejskiej chmury prowadzę lekkie, tęczowe i ariostyczne obłoki, pewny, że spotkanie się nasze w wyższej krainie nie będzie walką, ale tylko grą kolorów i cieni, z tym smutnym dla mnie końcem, że twoja chmura, większym wichrem gnana i pełniejsza piorunowego ognia, moje wietrzne i różnobarwne obłoki roztrąci i pochłonie. Doniosły mi sylfy, żeś powędrował teraz odwiedzić Etnę czerwoną: posłałem natychmiast Skierkę, aby ci na drodze wszystkie pootwierał kwiaty i wszystkie gwiazdy nad tobą zapalił; za to przez wdzięczność, stanąwszy na szczycie wulkanu, spojrzyj na mórz rozległe błękity i pomyśl, że niedawnymi czasy przez te zwierciadła wędrował okręt mój, jak łabędź żaglami nakryty. Powiedz, czy nie dojrzysz jakiego rysu na fali, jakiego śladu po zniknionym okręcie? Księża wtenczas śpiewali hymn do Najświętszej Panny, a ja stałem z wlepionymi w ogień Etny oczyma, smutny, że mnie fala znów tylko do Europy odnosiła. Słuchaj w ciszy powietrznej, czy echo tego hymnu, który mi serce uciszał, nie drga dotąd w kryształowej atmosferze? Szukaj mojego śladu w powietrzu i na fali, a jeśli o mnie na fali i w powietrzu nie słychać, to znajdź mnie w sercu twoim i niech ja będę jeszcze z tobą przez jedną godzinę. Wszak darem to jest Boga, że my umiemy myślą latać do siebie w odwiedziny. Rozpisałem się długo, a zamierzyłem był tylko napisać
AUTOROWI „IRYDIONA” na pamiątkę „BALLADYNĘ” poświęca Juliusz Słowacki
Paryż, d. 9 lipca 1839 r.
Las blisko jeziora Gopła — chata pustelnika ustrojona kwiatami i bluszczem. — Kirkor wchodzi w karaceńskiej zbroi, bogato ubrany, z orlimi skrzydłami…
sam
Rady zasięgnąć warto u człowieka, Który się kryje w tej zaciszy leśnej; Pobożny starzec — ma jednak w rozumie Nieco szaleństwa: ilekroć mu prawisz O zamkach, królach, o królewskich dworach, To jak szalony od rozumu błądzi, Miota przekleństwa, pieni się, narzeka; Musiał od królów doznać wiele złego, I z owąd został przyjacielem gminu.
stuka do celi
Puk! puk! puk!
Kto tam?
Kirkor.
wychodząc z celi
Witaj synu… Czego chcesz?
Rady
Zostań pustelnikiem.
KIRKOR
Gdybym podstarzał dziesiątym krzyżykiem, Może bym w smutne schronił się dąbrowy: Ale ja młody, pan czterowieżowy, Przemyślam dzisiaj, jak by się ożenić… Poradź mi, starcze!
PUSTELNIK
Lat dwadzieścia z górą Jak żyję w puszczy…
KIRKOR
Cóż stąd?
PUSTELNIK
Więc ocenić Ludzi nie mogę — ani wskazać, którą Weźmiesz dziewicę.
KIRKOR
Te, co rozkwitały Z dzieciństwa pączków, gdyś ty żył na świecie, Są dziś pannami… czerwony li biały Pączek na róży, taka będzie róża… Przypomnij niegdyś najpiękniejsze dziecię, Białą, jak w ręku anielskiego stróża Kwiat lilijowy — niech jej słowik śpiewny Zazdrości głosu, a synogarlica Wiernością zrówna… gdzie taka dziewica, Wskaż mi, o starcze? Mówią, że królewny Słyną wdziękami?
PUSTELNIK
Nieba! to ród węża. Żona zbrodniami podobna do męża, Córki do ojca, a do matek syny,
Młodzieńcze, rozwagi! KIRKOR
Bezprawie gorzej od Mojżesza plagi Kala tę ziemię i prędzej się szerzy; Popiel, skalany dzieci krwią niewinną, Niegodny rządzić tłumowi rycerzy. Niech więc się stanie, co się stać powinno, Pod okiem Boga, na tej biednej ziemi.
PUSTELNIK
Czy ty skrzydłami anioła złotemi Z nieba zleciałeś?
KIRKOR
Na barkach orlicy Para tych białych skrzydeł wyrastała; Gdy na rycerskiej są naramiennicy, Będziesz–li rycerz mniej niż owa biała Ptaszyna ludziom użyteczny? — ma–li Gadom przepuszczać rycerz uskrzydlony Orła piórami?
PUSTELNIK
O mężu ze stali! Ty jesteś z owych, którzy walą trony.
KIRKOR
Ty wiesz, jak nasza ziemia wszeteczeństwem Króla skalana. Wiesz, jak Popiel krwawy Pastwi się coraz nowym okrucieństwem… Zaczerwienione krwią widziałem stawy: Król żywi karpie ciałem niewolników. Nieraz wybiera dziesiątego z szyków I tnąc w kawały, ulubionym rybom Na żer wyrzuca; resztę ciał wymiata Na dworskie pola i czerwonym skibom Ziarno powierza. Sąsiad ziemię kata Na pośmiewisko zwie Rusią Czerwoną. Dotąd żyjącym pod Lecha koroną Bóg dawał żniwo szczęścia niezasiane, Lud żył szczęśliwy; dzisiaj niesłychane Pomory, głody sypie Boża ręka. Ziemia upałem wysuszona pęka; Wiosenne runa złocą się, nim ziarno
Czoła pochyli, a wieśniacy garną Sierpami próżne tylko włosy żyta. Ta sama Polska, niegdyś tak obfita, Staje się co rok szarańczy szpichlerzem; Niegdyś tak bitna, dziś bladym rycerzem Z głodami walczy i z widmem zarazy.
PUSTELNIK
Ach, jam przeklęty! przeklęty! trzy razy Przeklęty! winien jestem nieszczęść ludu.
KIRKOR
Jako, tyś winien?…
PUSTELNIK
Z rozlicznego cudu Korona Lecha sławną niegdyś była, W niej szczęścia ludu, w niej krainy siła Cudem zamknięta… oto ja, wygnany, Lud pozbawiłem tej korony.
KIRKOR
Starcze?…
PUSTELNIK
Korona brata mego jak liczmany Fałszywa… moja pod spróchniałe karcze Lasu wkopana… miałem ją do grobu Ponieść za sobą.
KIRKOR
Skądże tej koronie Cudowna władza?
PUSTELNIK
Ku ojczystej stronie Wracali niegdyś od Betlejem żłobu Święci królowie — dwóch Magów i Scyta. Ów król północny zaszedł w nasze żyta, Zabłądził w zbożu jak w lesie — bo zboże Rosło wysokie jak las w kraju Lecha; Więc zabłądziwszy rzekł: „Wyprowadź, Boże!” Aż oto przed nim odkrywa się strzecha
Przysięgam tobie… Lecz…
PUSTELNIK
Co chcesz powiadać?
KIRKOR
Nim Kirkor w przepaść okropną się rzuci Szukając zemsty — chcę — chciałbym cię badać, Na jakim pieńku zaszczepić rodowe Drzewo Kirkorów, aby kiedyś nowe Plemię rycerzy tronu twego strzegło? Kogo wprowadzić w podwoje zamkowe Z żony imieniem?
PUSTELNIK
Tylu ludzi biegło Z pierścionkiem ślubnym za marą wielkości, A prawie wszyscy wzięli kość niezgody Zamiast straconej z żebra swego kości. Postąp inaczej — ty szlachetny, młody; Niechaj ci pierwsza jaskółka pokaże, Pod jaką belką gniazdo ulepiła; Gdzie okienkami błysną dziewic twarze, A dach słomiany, tam jest twoja miła. Ani się wahaj, weź pannę ubogą, Żeń się z prostotą, i niechaj ci błogo I lepiej będzie, niżbyś miał z królewną…
KIRKOR
Tak radzisz, starcze?
PUSTELNIK
Idź, synu, na pewno Do biednej chaty — niechaj żona karna, Miła, niewinna…
KIRKOR
Jaskółeczko czarna! Ptaszyno moja, gdzie mię zaprowadzisz?
PUSTELNIK
Słuchaj mię, synu…
Starcze, dobrze radzisz… Prowadź, jaskółko!
Odchodzi Kirkor
PUSTELNIK
sam
O! ci młodzi ludzie, Odchodzą od nas i wołają głośno: Idziemy szukać szczęścia. Więc my, starce, Cośmy przebiegli po tej biednej ziemi, A nigdy szczęścia w życiu nie spotkali — Możeśmy tylko szukać nie umieli… Idź! idź! idź, starcze, do pustelnej celi…
Chce wchodzić do celi i zatrzymuje się na progu. Wchodzi Filon, pasterz. Zamyślony — fantastycznie we wstążki i kwiaty ubrany.
FILON
z egzaltacją
O! złote słońce! drzewa ukochane! O! ty strumieniu, który po kamykach Z płaczącym szumem toczysz fale śklane! Rozmiłowane w jęczących słowikach Róże wiosenne! z wami Filon skona! Bo Filon marzył los Endymijona, Marzył, że kiedyś po blasku miesiąca Biała bogini, różami wieńczona, Z niebios błękitnych przypłynie, i drżąca Czoło pochyli, a koralowemi Ustami usta moje rozpłomieni. Ach! tak marzyłem! Ale na tej ziemi Nie ma Dyjanny. Samotny uwiędnę Jako fijołek — albo kwiat jesieni.
PUSTELNIK
Co znaczą owe narzekania zrzędne? Młody szaleńcze, gdzie zimny rozsądek? Wywracasz świata boskiego porządek, A że ty chciwy Akteona wanien, Czekasz na ziemi anielskiego bóstwa:
Wsadź, starcze, głowę w strumień kryształowy, Może ochłonie.
PUSTELNIK
Woda nie obmyje Na moim czole czerwonego pasu. Widzisz! czy widzisz, jak korona ryje? Dwudziestoletnie życie w głębi lasu Nie zagoiło rany. Pas na czole, A drugi taki pas mi serce płata; Ten od korony,
pokazując na serce
ten od mieczów kata. O! moje dzieci! O! sieroctwa bole! O! moja przeszłość!
FILON
Nudzi mię ten stary, W głowie ma jakieś bezcielesne mary, Pewnie oszalał samotnością, postem.
PUSTELNIK
Cierpienie myśli jest kolącym ostem, Lecz rzeczywistość… o! ta jak żelazo Rani, zabija…
FILON
O tym inną razą Mówić będziemy, a przekonam ciebie, Że smutek serca…
PUSTELNIK
Niechaj cię pogrzebie, Mdława istoto. N ic niech n ic zabije; A twój grobowiec zamknie n ic.
FILON
O luba!
Nie znaleziony twój obraz
pokazując na serce
tu żyje! Nieznalezienie gorsze niźli zguba; Jam cię nie znalazł, a widzę przed sobą! Idę do lasu, gdzie będę sam… z tobą… Błogosławiony wyobraźni cudzie, Ty mnie ocalasz!
odchodzi w las
PUSTELNIK
Jak szaleją ludzie!
wchodzi do celi
SCENA II
Inna część lasu — widać jezioro Gopło.
Skierka i Chochlik wchodzą
SKIERKA
Gdzie jest Goplana, nasza królowa?
CHOCHLIK
Spi jeszcze w Gople.
SKIERKA
I woń sosnowa, I woń wiosenna nie obudziła Królowej naszej? woń taka miła! Czyliż nie słyszy, jak skrzydełkami Czarne jaskółki biją w jezioro Tak, że się całe zwierciadło plami W tysiące krążków?
CHOCHLIK
Zanadto skoro Zbudzi się jędza i będzie Do pracy nas zaprzęgać. To w puste żołędzie Wkładać jaja motylic — to pomagać mrówkom Budującym stolice i drogi umiatać
Tak powiązane za nóżki Kiedyś, w jesienny poranek, Upadły na dno rzeczułki: Rzeczułka rzuciła wianek, Wianek czarny jak hebany Na złote włosy Goplany.
CHOCHLIK
Radzę ci, uciekajmy, mój Skierko kochany, Wiedźma gotowa zaraz nową pracę zadać. Albo obracać młyny, skąd woda uciekła Biednemu młynarzowi, lub każe spowiadać Leniwego szerszenia, nim pójdzie do piekła Za kradzież słodkich miodów… lub malować pawie
SKIERKA
Więc uciekaj… ja się bawię… Promienie słońca przenikły Jaskółeczek mokre piórka… Ożyły — pierżchły — i znikły Jak spłoszonych wróbli chmurka Królowa nasza bez ducha. Zadziwiona stoi, słucha; Nie śmie wiązać i zaplatać Kos rozwianych, nie wie, czemu Wianeczkowi uwiędłemu Przyszło ożyć? skąd mu latać? Goplano! Goplano! Goplano!
Wchodzi Goplana
GOPLANA
Narwij mi róż, Chochliku! poleciał mój wianek.
CHOCHLIK
Już się zaczyna praca.
Chochlik odchodzi mrucząc
GOPLANA
Czy to jeszcze rano?
SKIERKA
Pierwsza wiosny godzina.
Ach! gdzież mój kochanek?
SKIERKA
Co mi rozkażesz, królowo? Zadaj piękną jaką pracę. Winąć tęczę kolorową, Albo budować pałace, Powojami wiązać dachy, I opierać kwiatów gmachy Na kolumnach malw i dzwonów Lazurowych.
GOPLANA
zamyślona
Nie!
SKIERKA
Chcesz tronów Z wypłakanych nieba chmurek? Czy ci przynieść pereł sznurek? Z owych pereł, które dają Lep na ptaszki; ale mają Takie blaski, takie wody, Jak kałakuckie jagody. Chcesz? lecę na trzęsawice, Dojrzę — dogonię — pochwycę — Błędnego moczar ognika; I zaraz w lilijkę białą Oprawię jak do świecznika, I nakryję białym dzwonkiem, By ci świecił… Czy to mało? Rozkaż, pani! Co pod słonkiem, Co na ziemi, wszystko zniosę: Drzewa, kwiaty, światło, rosę. Co nad ziemią, w ziemi łonie: Dźwięki, echa, barwy, wonie, Wszystko, o czym kiedy śniły Myśli twoje w jezior burzy Kołysane.
GOPLANA
Musiałam wtenczas, ach! musiałam go wypuścić! Gdybym przynajmniej mogła była go wynieść Z wody na rękach moich, usta z ustami Spoić i życie wlać w ostygłe jego piersi; Ale ty wiesz, co to za męka dla nas, Kiedy podobne kwiatom, musiemy składać Rumieniec nasz i piękne barwy wiosny, I do kamieni białych podobne leżyć W głębiach jeziora. Taką ja wtenczas byłam. Musiałam leżeć na dnie, ani się płocho Na światło dnia wyrywać. Na pół martwego Wyniosłam drżącą ręką i przez otwory W lodzie wybite rzucam: sama boleśnie Wracam na puste łoże, na zimne łoże; A serce moje rozdarł okrzyk rybaków, Którzy witali wtenczas, gdy ja żegnałam. Jakżem czekała wiosny, przyszła nareszcie! Z miłością w moim sercu budzę się… kwiaty To nic przy jego licach — gwiazdy gasną Przy jego jasnych oczach… Ach! kocham! kocham!
SKIERKA
Ktoś idzie tutaj lasem.
GOPLANA
To on! to on! mój miły. Bądź niewidomym, Skierko.
Skierka odchodzi.
Wchodzi na scenę Grabiec — rumiany — w ubiorze wieśniaka
GRABIEC
Ach, cóż to za panna? Ma twarz, nogi, żołądek — lecz coś niby szklanna. Co za dziwne stworzenie z mgły i galarety! Są ludzie, co smak czują do takiej kobiety; Ja widzę coś rybiego w tej dziwnej osobie.
GOPLANA
Jak się nazywasz, piękny młodzieńcze?
GRABIEC
Nic sobie…
Miły nic sobie!
GRABIEC
Jakżeś głupia, mościa pani — Nic sobie, to się znaczy, że nic nie przygani Mojej piękności… to jest, żem piękny. A zwę się Grabiec.
GOPLANA
Cóż cię za anioł obłąkał w tym lesie?
GRABIEC
Proszę, co za ciekawość w tym wywiędłym schabku!
GOPLANA
Proszę cię, panie Grabiec!
GRABIEC
Wolno mówić: Grabku! Panie Grabku!
GOPLANA
Któż jesteś?
GRABIEC
Aśćki panny sługa… A pytasz, kto ja jestem?… to historia długa; W naszym kościółku stały ogromne organy, Mój tata grał na dudach; pięknie grywał pjany, Ale kiedy na trzeźwo, okropnie rzępolił; Do tego był balwierzem i wieś całą golił, Golił i grał na dudach, bo golił w sobotę, Na dudach grał w niedzielę; a miał taką cnotę, Że nie pił, kiedy golił, a pił, kiedy grywał. I wszystko szło jak z płatka. Wtem kogut zaśpiewał I mój ojciec małżeństwem z żoną los zespolił. Panna młoda wąs miała, ojciec wąs ogolił I wszystko szło jak z płatka. Lecz tu nowe cuda! Żona grała na dudach, a tatuś był duda;